Ciężki dzień za nami. Rano mieliśmy straszną przygodę przez Wujaszka Ruu, który upolował wiewiórkę. A że przyniósł ją jeszcze całkiem żywą, chciałam ją uratować, więc biegałam za nim po ogrodzie wrzeszcząc: „Ruu wypluj wiewiórkę”, a za mną biegał Donner, nie wiedząc co robimy, ale jest fajnie, bo w końcu nikt nie zabraniał mu ganiać Ruu. Kłopot z wielkim niesmakiem obserwował nas przez okno z domu, bo pogoda nie zachęcała do wyjścia. Kiedy się poddałam i wróciłam do domu, Ruu jak na złość dokończył mord i porzucił zdobycz… którą znalazł Donner. Więc musiałam dorwać psa i odebrać mu wiewiórkę i ostatecznie zrobić jej pogrzeb. Na koniec Ruu wpierniczył Donnerowi kiedy ten chciał go poniuchać – za to, że zakopałam jego wiewiórkę.
Kiedy emocje opadły, opatrzyłam psi nos, a deszcz skutecznie przekonał mnie aby już więcej nie wychodzić dzisiaj na dwór wzięłam się za odrabianie prac domowych. Zaczęliśmy od kształtowania. Udało mi się „ukształtować” aby Donner podnosił taśmę klejącą. Jest duży postęp, bo do tej pory bardzo chętnie kształtował łapą, a pysk mało angażował do pracy. Dziś udało mi się wyłączyć łapę, a włączyć szczękę.
Potem bawiliśmy się zabawką w puść. W domu wychodzi nam całkiem, całkiem. Wprawdzie kilka razy Donner wyszorował mną podłogę, postanawiając przeciągnąć mnie po niej jeśli nie puszczę zabawki. Ale ostatecznie chyba psi móżdżek zaczyna stykać odpowiednie neurony i ani razu Donner nie wpadł w histerię na słowo puść i nie dostał napadu paniki. Szkoda tylko, że tak leje, no ale z Kłopotem mamy wiele wspólnego. Kiedy jest zimno i pada, bardzo ciężko zmusić mnie do wyjścia na dwór, zresztą Donnera także.