Kurs Trenerski pokazał mi zupełnie nowe podejście do psa. Mimo, że w swoim życiu przeżyłam z psami wiele szkoleń, seminariów i kursów od PT, IPO przez liczne kursy posłuszeństwa, obrony, agility, frisbee, podstawy tropu i namiastki innych psich dziedziń dopiero ten kurs pokazał mi jakie błędy w życiu z psem popełniałam. Książki w których się zaczytywałam okazało się, że należy w dużej mierze traktować z przymrużeniem oka, filmy i programy również.
Mimo, że Budzika całe życie 'szkoliłam’ na kolczatce, mimo, że przez wiele lat nie widziałm w tym nic złego, bo w końcu efekt był osiągnięty – pies się słuchał, a przecież ja się nad nim nie znęcałam, bo w końcu miałam, 'profesjonalne’ kolczatki sprowadzane z Niemiec za niemałą kasę, dokładnie wiedziałam jak mają być założone, dopasowane i używane; dziś biję się w pierś za to, że uważałam iż mądrze użyta kolczatka, w konsultacji z treserem to nic złego. Może faktycznie jednorazowo użyta wielkiej krzywdy nie robi, ale w praktyce nie przynosi nic dobrego. To jest pierwsza i najcenniejsza wiedza, którą wyniosłam z kursu. Tak więc mam do sprzedania dwie całkiem dobre, 'profesjonalne’ kolczatki – ktoś chętny? Oczywiście żartuję, nie sprzedałabym ich, aby nikomu nie przyszło do głowy używać ich na psie. Sprzątę je głęboko w szafie i będę wyjmowała tylko wtedy, kiedy już (o ile los pozwoli) założę psią szkołę i będę chciała pokazać, dlaczego z nich nie korzystać. Ale nie tylko z nich, z innych metod awersyjnych również jakimi jest szarpanie psa, brutalne obchodzenie się czy metody Cesara Millana. Wszystkie teorie dominacji, wszystkie 'święte zasady’ w wychowaniu psów o których pisałam w 7 grzechach głównych właściciela psa – wszystko to, jest to jedno wielkie średniowiecze. Wstyd mi, że nie widziałam w tym nic aż tak złego, wstyd mi że w ten sposób pracowałam z moimi psami, wstyd mi, że ślepo wierzyłam w to, że skoro można – to znaczy, że można. Ale teraz pojawia się GRUBA KRECHA. To co robiłam do tej pory zapominam, odcinam się i pracuję od nowa, bez rozpamiętywania przeszłości. Czy da się? Oczywiście, że się da.
__________________________ <—gruba krecha
GRUBA KRECHA dotyczy też części wpisów na blogu, które powstały wczesniej, kiedy nie miałam obecnej wiedzy i póki ślepo wierzyłam 'autorytetom’. Należy je traktować jako mocno fikcyjną powieść Science-Fiction. Może komuś się przydadzą, może nawet komuś pomogą, ale… ale nie jest to nic godnego naśladowania i może przynieść daleko posunięte negatywne konsekwencje.
Podsumowując: po kursie w końcu poznałam prawdziwe pozytywne metody szkolenia psa, postanowiłam je wdrożyć i stosować. Donner zyskał nową motywację – żarcie, a ja? Cóż ja mam o wiele trudniejsze zadzanie. Muszę być ZEN, nawet chyba wrócić do medytacji. A wiecie dlaczego? Nie dlatego, że Donner jest nie posłuszny i nagle bez kolczatki przestał się słuchać, ale dlatego, że używanie przez tyle lat kolczatki przynosi bardzo złe nawyki u właściciela. Koczatka bardzo często jest rozładowaniem flustracji właściciela. Bardzo prosty przykład. Kiedy pies się zawiesza, lub rozprasza nawet delikatna korekta kolczatką pozwalała przywołać psa spowrotem do pracy. Nie dawało się psu pomyśleć czy pomylić, bo właściciel od razu korygował. Ale nie tylko dotyczy to kolczatki, również innych metod awersyjnych. Obecnie pies się zawiesza i co? I czekamy aż się odwiesi, nakłaniamy do pracy prosząc go o to lub zachęcając żarciem. Wierzcie mi lub nie, ale jest to strasznie flustrujące kiedy pies nagle się wyłącza, co jest normalne, a Ty nie możesz go odwiesić tak jak dotychczas. Pies nie musi chodzić jak w wojsku, bo nie jest to posłuszeństwo sportowe. A ma być to zabawa i coś pozytywnego. Więc nagle właściciel nawykły do metod awersyjnych czuje się bezsilnym: krzyknąć nie można, szturchnąć nie można, szarpnąć za obroże też nie. I BARDZO DOBRZE! Zostaje zamknąć oczy, policzyć do dziesięciu i spróbować na spokojnie od nowa. A pies wtedy zaczyna próbować, bo skoro nie ma korekty to można potestować na właścielu cierpliwość. Ale to przechodzi z czasem – tak zapewnili. A ja im wierzę, więc jestem uzbrojona w zabójczą broń – parówki i jak przystało na kobietę kuszę psa tym co mam najlepszego w saszetce.
Dziękuję Olga za zdjęcia!