Kilka dni temu pisałam o tym, że na trening z obrony musiałam zrobić sobie własne linki. Nie jest to nic skomplikowanego, bo zapepłać sznurek wokół karabińczyka umie każdy i na lince tropowej tak właśnie zrobiłam. Pozostałe linki wykończyłam trochę ambitniej.
Zacznijmy od węzła – jest to prosty węzeł zasupłany na podwójnie złożonej lince, w najprostszy ze sposobów w jaki można zrobić 'ucho’ na lince.
Drugie mocowanie linki jest nieco bardziej skomplikowane. Po pierwsze linkę i przełożony przez koniec sklejam za pomocą kleju na gorąco. Nie wielką ilością aby tylko się trzymało, a zastygnięty klej nie przeszkadzał w szyciu. Następnie bierzemy długi kawałek wytrzymałej nici (ja wzięłam kordonek) i zszywamy brzegi liny po obu stronach dość gęsto i na krzyż. Na koniec ciasno i mocno okręcm ściśle oba kawałki nici, na sam koniec ściśle zaszywam i związuję. Na tym etapie można zakończyć. Ja tak zakończyłam krótki sznureczek do kolczatki. Linkę do obrony zalałam jeszcze klejem na gorąco, by wzmocnić zszycie sznurków. I gotowe! Na końcu każdej z linek zawiązałam spory węzeł aby wygodniej było ją trzymać w ręce i na wypadek wyślizgiwania się aby wyczuć jej koniec.
Linka tropowa, która zrobiłam dla Budzika ma już ponad 10 lat i dalej świetnie się sprawdza, choć od wielu lat była wykorzystywana w psim kuligu. Linka do kolczatki ma ponad rok i również nie widać po niej jakiegokolwiek zużycia. Linkę do obrony dopiero co zrobiłam. Przetrwała dwa dni obrony i rzucania się na niej Donnera i odciągania go. Wytrzymała i ma się dobrze zatem, jeśli ktoś z powodu braku czasu nie może z dnia na dzień kupić tego co mu potrzeba lub chce tanim kosztem zrobić sobie zapas linek i smyczy może z powodzeniem to zrobić w ten prosty sposób bez obaw o ich wytrzymałość.
Jeśli mogę tylko coś doradzić kupujmy liny miękkie w innym wypadku będą bardzo sztywne i mało praktyczne. Grubość linki dobierzmy do potrzeb i wielkości psa. Przykładowo linka tropowa jest bardzo cienka, a bez problemu pies ciągnie na niej około 100kg. To samo dotyczy karabińczyka. Ja uważam, że im mniejszy tym lepszy, a jeśli chodzi o wytrzymałość… spokojnie, na jachtach nie takie przeciążenia wytrzymują o wiele mniejsze karabińczyki, więc się o to nie martwcie.