Trening z posłuszeństwa, tropu i obrony zaliczony! Bardzo wartościowe przeżycie. Dużo nowej wiedzy i praktycznych uwag, które musimy zacząć stosować. Ale zanim przejdę do podsumowania treningu najpierw powiem Wam o czymś co wywarło na mnie największe wrażenie, a mianowicie była to ilość psów typu bull i mastif w jednym miejscu. Oczu po prostu oderwać nie można było od tych pociesznych bestii, na widok których czułam się mocno niepewnie mimo, że zazwyczaj nie boję się psów, ale molosy robią wrażenie. Moim olbrzymim zaskoczeniem były też pit bulle, które rasowe widziałam chyba pierwszy raz w życiu. Były to maleństwa niewiele większe (i cięższe) od Kłopota i trudno mi było uwierzyć, że te pocieszne maluchy mogą być przez kogokolwiek uznawane za morderców.
Ale wracają do treningów, zaczęliśmy je od tropu. Donner nigdy nie był uczony tropu w prawidłowy sposób. Miał układane jakieś tam proste ścieżki, miał znaczenie przedmiotu, ale jak zwykle nikt nie pokazał nam podstaw, więc przeskoczyliśmy dobre kilka lekcji i nic dziwnego, że Donner sobie nie radził, zresztą ja też nie przykładałam do tego należytej uwagi. Był to raczej dodatek do szkoleń nie podstawowe ćwiczenie. I też nie bardzo był kładziony na to nacisk, więc tyle co zrobiłam z Donnerem tropu to zrobiłam na zasadach, które pamiętałam z Budzikiem, a było to dawno, więc nie wiele pamiętałam z początków. Więc zaczęliśmy od zera. Najpierw deptanie kwadratów, by Donner nauczył się wytrzymałości umysłowej. By był wstanie kilka minut szukać non stop, bez rozpraszania się, podnoszenia głowy i nudzenia.
Jest to stosunkowo proste ćwiczenie. Depczemy nieduży kwadrat około 1,5m X 1,5m, na zasadzie kroczek po kroczku, żeby dobrze wydeptać trawę. I zadeptujemy go całego, czyli nie tylko obwód, ale i wnętrze. Potem rozrzucamy niewielkie kawałki jedzenia (niewielkie by nie było ich widać i w kolorze, który nie będzie dobrze widoczny) w odstępach około 20cm. Następnie sadzamy psa przed kwadratem, skupiamy uwagę tak, by nie wyrwał jak głupi do przodu (co Donner ma w zwyczaju, bo on jest bardzo chętny do wszystkiego przez co za szybki) i powoli każemy mu węszyć, powolutku w kwadracie kroczek po kroczku, dorzucając jedzenie jak pies wybierze wszystko, kiedy podnosi głowę lub się rozprasza, ponawiamy komendę i wskazujemy mu podłoże do wąchania i tak kilka minut i w momencie kiedy pies chce jeszcze szukać, kończymy pracę i sprowadzamy go, zgodnie z zasadą, że kończymy w najlepszym momencie pracy, a nie w momencie kiedy pies już nie ma siły.
Potem zrobiłyśmy jeszcze kilka prostych, króciutkich ścieżek ze znaczeniem przedmiotu. Znowu w końcu zobaczyliśmy to w praktyce na własnej skórze, a nie w teorii. Po wydeptaniu krótkiej około 2m ścieżki, trochę szerszej niż normalna, rozrzucamy na niej gęsto jedzenie, a na końcu kładziemy przedmiot. Kiedy pies do niego dojdzie kładziemy go nad przedmiotem, tak by miał go między łapami. I skarmiamy go duża ilością smakołyków nad nim. Donner co nieco już to kumał, ale potrafił robić to tylko na rękawiczkę, na której zawsze ćwiczyliśmy w szkole. Przy nowym przedmiocie zupełnie nie wiedział czego się od niego oczekuje.
Następnymi ćwiczeniami było posłuszeństwo. Tutaj polegliśmy na całej linii. Nie żeby Donner posłuszny nie był, ale ma wiele niedociągnięć. Po pierwsze ma problemy z koncentracją. Wszystko go rozprasza, jak jest w oddali pies nie spuszcza go z oczu (fobii przed niespodziewanym zaatakowaniem go przez innego psa chyba się już nigdy nie pozbędę), ktoś kłapnie drzwiami od samochodu od razu musi spojrzeć co to, ktoś przechodzi już Donner go kontroluje. Niestety jest mocno niepewny i pilnuje otoczenia. Wprawdzie nie biegnie od razu zagryźć, ale wszystko go rozkojarza. Jest to oczywiście wina tego, że nie trenowaliśmy w miejscach gdzie coś się dzieje. Zawsze wybierałam zaciszne miejsca z dala od rozpraszaczy, w związku z czym Donner zachowuje się tak, a nie inaczej. Jaki z tego morał? Będziemy ćwiczyć przy ścieżce rowerowej. Przećwiczyliśmy jeszcze kilka prościutkich komend. Zacznijmy od wyprzedzania. Nie jest to jakiś problem na spacerze, bo jest mi to obojętne, że pies idzie noga wyprzedzając mnie trochę, ale fajnie było dowiedzieć się jak ćwiczyć z psem by było to po sporotwemu. Po drugie Donner rzadko kiedy siada czy kładzie się na łapach (robi tak tylko wtedy kiedy się fiksuje w czymś) w innych przypadkach, kładzie tyłek zawsze na boku lub siada sobie na pośladku. Ale kiedy zaczniemy ćwiczyć to przy jakiejś barierze np. ścianie czy siatce, okazuje się, że pies nagle potrafi siadać prosto, tylko trzeba go tego nauczyć. Kolejnymi ćwiczeniami które muszę poprawić to jest: siad, stój i waruj w marszu. Ponieważ Donner robi to strasznie powoli. Tępo jego siadania z marszu jest takie, że ja potrafię odejść dobre dwa metry i kiedy się obrócę to widzę jeszcze jak kuper leniwie mu opada. Także to też będziemy poprawiali. Chociaż tak naprawdę posłuszeństwo sportowe jest nam do niczego nie potrzebne, fajnie jest móc to poznać w praktyce, a nie tylko z książek i zawsze to nowa możliwość treningów, a jak wiecie czepiamy się wszystkiego. Więc kiedy skończy nam się agility, czy przejdzie chęć na frisbee, zaczniemy intensywne trenować trop i posłuszeństwo, bo i warunki będą sprzyjały raczej takim dyscyplinom niż tym co do tej pory robiliśmy.
Na sam koniec postawiłam Wam to co lubimy najbardziej. Obronę! Zależało mi na dwóch rzeczach: ataku na komendę (czy też nieatakowaniu bez komendy) oraz puszczaniu na komendę. Szło nam całkiem nieźle. Donner bardzo dobrze psychicznie dał sobie radę, a wydaje mi sie, że nawet został mocniej obciążony niż zwykle, bo jeszcze mu się nie zdarzyło żeby warczał kiedy walczył z pozorantem. A naprawdę parę razy widziałam u niego prawdziwe (tu pasuje przekleństwo no, ale powiedzmy, że…) zdenerwowanie. Był szybki, nie miał problemu z chwytem, dobrze sobie wyliczał wszystko, bardzo ładnie atakował i trzymał. Wyczekiwał w pozycji siad i waruj, póki nie dostał komendy i już po pierwszym puść puszczał pozoranta, a jak na złość na komendę daj od razu wypluwał rękaw. Żeby tak zabawki oddawał! Czyli komendę zna i rozumie! Nie wiedziałam jak po rocznej przerwie pies sobie poradzi, ale poradził sobie świetnie! Myślę, że z powodzeniem następnym razem możemy wprowadzić mu namioty i rewir.
No a na zakończenie: mój sprzęt domowej roboty sprawdził się i wytrzymał test bojowy, a były to linka tropowa (jeszcze po Budziku), linka do obrony i krótki sznureczek do kolców. Najbardziej obawiałam się, czy linka do obrony utrzyma 40kg bydlaka, ale sprawdziła się świetnie, a już myślałam, że będę miała kolejny wydatek, a tak w sumie za darmo, bo kawałek linki i karabińczyk wygrzebałam w rupieciarni na strychu, zrobiłam sobie całkiem ładny komplecik. W następnym wpisie króciutko powiem Wam jak zrobić to samemu, bo to żadna filozofia.