Strona główna Wychowanie psa Misja: D.O.N.N.E.R.

Misja: D.O.N.N.E.R.

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Bez długiego, nudnego wstępu – pięcioletnie sprawozdanie z pracy z Donnerem nad jego problemami. Sukces, czy porażka?

– agresywne zachowania na widok innych psów – cel w trakcie realizacji

Im więcej psów spotykamy (czytaj więcej o Zamerdanych Spacerach), im więcej mamy wspólnych spacerów i możliwości „wolnego” kontaktowania się z nimi – spacerów bez smyczy, gdzie pies sam może wybrać czy chce wejść w bliższą interakcję z innym psem, czy nie, tym Donner lepiej radzi sobie z mijającymi go psami. W dniu grupowego spaceru i kolejnym, mam wrażenie, że nawet cieszy się na widok innych psów. W miarę jednak upływu czasu, gdy tych kontaktów nie ma, frustracja narasta i znowu zaczyna je oszczekiwać. Niestety problem pogłębiają też psy prowokujące, tzn. takie, które swoją postawą „obrażają” Donnera. Zjeżenie się, sztywny chód, wpatrywanie – wówczas Donner sobie nie radzi i odpowiada jeszcze na zaczepkę. W innych przypadkach jest dobrze! Całkiem dobrze. Dziś wyleciał z bramy na nas jakiś kundel z jazdotem, a Donner nawet na niego nie spojrzał! Gorzej zachowała się, Ela która rwała się do niego, niż Donn, który całkowicie olał sytuację.

– agresywne zachowania w kontaktach z innymi psami – cel zrealizowano

Donner potrafi wejść w grupę psów rozumiejąc je i komunikując się z nimi. O wiele lepiej i szybciej też przystosowuje się do grupy niż w spotkaniu indywidualnym z innym psem. Pierwsze spotkanie po dłuższym baraku kontaktu z innymi psami, zazwyczaj kończy się próbą zastraszenia. Donner ciągle próbuje powielać swoją strategię „będę straszniejszy niż on, to on mi nic nie zrobi”. Ale powoli przekonuje się, że ta strategia nie pomaga i już po kilku minutach wspólnego spaceru jest w stanie się wyluzować, powąchać z innym psem lub wspólnie eksplorować kępkę trawy. Kiedy spotkania z psami ma systematycznie, w każde kolejne wchodzi z większym luzem i nie próbuje zastraszać.

Polowanie na charta

– agresywne zachowania w kontaktach z innymi ludźmi – cel zrealizowano

Osoby „w naszej grupie”, czyli Ci, co z nami spacerują są już niemal w pełni akceptowani (danego dnia) przez Donnera. Danego dnia – czyli podczas spaceru. Zakładam, że innego dnia jakbyśmy spacerowali w innej grupie, a znajomy z innej grupy nagle by do nas dołączył, mógłby zostać zatrzymany i oszczekany przez Donnera. W końcu to owczarek – ilość musi się zgadzać! Ale jak pokazał na warsztatach foto (relacja z warsztatów), wprowadzenie przeze mnie „obcej” osoby do grupy i zwolnienie psa z misji „jesteś owczarkiem, opiekuj się nami” powoduje, że Donner traci zainteresowanie intruzem. Bardzo fajnie Donner zaczął też podchodzić do towarzyszy naszych spacerów. Nie dość, że nie interesuje się nimi, to potrafi przejść obok, bardzo blisko nie obchodząc ich łukiem. Czasem przychodzi „pomóc” zawiązać buta, co więcej doskonale wie, kto ma smaczki i dopomina się nagradzania za to, że dał się pogłaskać. Cały czas jednak nie ufam mu w tej jego zmianie i przypomina, by ograniczać z nim kontakty. Poklepać po plecach, dać smaczka itp., ale nie bawić się w przytulanie, pochylanie nad nim, czy rozmowy z nim, żeby nie zaczął się frustrować oczekując na nagrodę, co może przerodzić się w zachowanie, którego chcemy uniknąć.

– oszczekiwanie rowerów – cel w trakcie realizacji

Na grupowych spacerach Donner ignoruje rowery. Najpewniej dlatego, że nie chce wypaść gorzej niż inni, niestety, kiedy jesteśmy sami, rowery ciągle stanowią dla niego zagrożenie. Najpewniej dlatego, że dowiadujemy się, że jechał za nami rower dopiero w momencie, kiedy ktoś wydrze się nam za plecami „z drogi” i zarówno ja, jak i psy dostajemy zawału… Ale to w lesie. Na drogach, problem z rowerami jest jeszcze taki, że jeżdżą na nich poczciwi gospodarze w tempie dla odmiany zabójczo wolnym, chwiejąc się na boki na swoich rowerkach, które nie jedno przeżyły. Nie trudno więc się domyślić, że nawet jeśli Donner chciałby ich zignorować to tempo i cała otoczka w końcu spowoduje eskalację emocji. Ale najważniejsze, że w grupie psów daje sobie z tym radę i przynajmniej tego już nie muszę kontrolować. Nie wiem jeszcze tylko, jakby zachował się w grupie psów, przy rowerze nie będąc na smyczy. Ale to jeszcze nie ten etap.

Ciocia Kasia jest całkiem fajna. // Fot. Maybe Chart

– oszczekiwanie biegających – cel w trakcie realizacji

Jak wyżej. Praktycznie rozwiązaliśmy problem. Myślę, że w 90% przypadków Donner zignoruje biegających. Pozostałe 10% to Ci, którzy trafili na jego zły humor i niewybieganie. Czyli jeśli Donn nie ma odpowiedniej ilości ruchu i zabaw łowieckich, gdzie mimo wszystko świetnie sprawdza się wyganianie z Elką czy innymi psami, próbuje zaspokoić swoje owczarkowe popędy (czytaj więcej o indeksie potrzeb psa) chcąc ganiać biegających (albo rowery, albo samochody) a jak smycz mu to uniemożliwia, pojawia się frustracja, która przeraza się w oszczekiwanie i zachowania agresywne.

– oszczekiwanie samochodów – cel w trakcie realizacji

j.w.

– oszczekiwanie motorów / skuterów / quadów – cel niepodjęty

Tutaj nasza praca, mówiąc obrazowo „leży i kwiczy”. Niestety te środki lokomocji są dla Donnera nie do ogarnięcia. Są zbyt szybkie i zbyt głośne. Wielokrotnie też mieszkając w Grójcu, właściciele takowych sprzętów mieli największą zabawę w przyspieszaniu (i gazowaniu) przy nas wiedząc, że to prowokuje psa. Także Donner potrafi naprężyć się już na sam odgłos „pierdzikółka”, nawet jeśli jedzie sąsiednią ulicą. Jeszcze nad tym nie pracowaliśmy, ale myślę, że będzie to najcięższe do odpracowania. Choć nie wiem, czy jest coś trudniejszego niż odpracowanie agresji do psów, nabytej w wyniku słabej socjalizacji „za szczeniaka” i licznych pogryzień i ataków psów znienacka.

– ciągnięcie na smyczy – cel osiągnięty

Jak to się stało? Nie wiem. Donner po prostu uznał, że ciągnięcie jest passe. O wiele bardziej trendy jest obecnie chodzenie noga i dopominanie się smakołyków. Dla mnie jest to miła odmiana i cieszę się na każde jego dopominanie się nagrody, często nawet wymuszone. Ale wolę by pies dopominał się nagrody, niż żebym musiała wpychać mu nagrodę na siłę do pyska, rozpaczliwie starając się zwrócić jego uwagę na siebie. Tak więc Donner chodzi naprawdę względnie dobrze. Owszem, kiedy się stresuje zaczyna ciągnąć, kiedy wracamy z długiego spaceru i jest zmęczony – zaczyna ciągnąć, ale nie jest to ciągnięcie bez opamiętania (wleczenie mnie za sobą) – tylko napięcie smyczy.

Mamusiu wołałaś?

– niewracanie na komendę – cel osiągnięty

Oj cóż to był za problem… puszczenie psa ze smyczy wiązało się z tym, że gnał jak głupi przed siebie. Straszenie go odejściem w inną stronę, że zostanie sam, powodowało tylko u mojego psa „wzruszenie ramion” i podążenie dalej w swoim kierunku, a próba przywołania (o ile w ogóle była rozważana przez Donnera) kończyła się poniższym punktem. Czyli niby przybiegłem, ale będę biegał wkoło Ciebie i nie dam się nawet dotknąć (o przypięciu na smycz zapomnij). Obecnie Donner wraca, kiedy jest wybiegany i wybawiony wraca z zawrotną prędkością dopominając się ciastka. Co więcej jak sam przyjdzie też dopomina się ciastka, ale przez to się pilnuje i wraca. Kiedy jest niedostatecznie wybiegany również wraca, ale w swoim tempie i z pełną godnością, czyli kłusuje od niechcenia w moją stronę, żebym nie poczuła się zbyt pewnie, ale ostatecznie wpada w moje nogi dopominając się głasków i ciasteczka, więc zapięcie psa na smycz nie jest już problemem. Nawet kiedy Elka próbuje go wyciągnąć na wspólną ucieczkę po tropie, Donn odpuszcza i wraca nie reagując na jej zaczepianie i ataki mające zmusić go do pogoni za nią, byle by tylko odwalić coś głupiego. Donner zawołany wraca.

– uciekanie / niepodchodzenie do opiekuna – cel osiągnięty

j.w.

– nieoddawanie zabawki – cel do ponownej weryfikacji

Było dobrze, ostatnio trochę znowu się skiepściło, ale tego nie trenowaliśmy. Niby jest lepiej niż było, bo Donner przynosi zabawkę do ręki, ale w celu szarpania się, ale ciągle nie oddania. Choć muszę przyznać, że kiedy pracujemy i póki jego emocje i humor jest na dobrym, pozytywnym poziomie zabawy nie ma z tym większego problemu. Kiedy jednak dochodzi stres, frustracja, że wymagam od niego czegoś, czego nie rozumie lub nie ma ochot zrobić – względnie robi nie dokładnie. Wówczas, powracają stare nawyki i zakleszczanie się na zabawce. Ah, wszystko siedzi w tej psiej głowie. Jest lepiej, są momenty, że jest idealnie i dni, kiedy nic nie działa. Ale nawet w te dni pies jest ze mną. Nie ucieka, nie odbiega, tylko jest. Z zębami zaciśniętymi na zabawce, ale da się do niego podejść, pogłaskać go, spróbować uspokoić, co jest olbrzymią zmianą. Szczególnie że pies chce – chce robić coś ze mną, a nie samemu w mojej obecności.

Proszę Państwa, cuda się dzieją!

Także, tak na chwilę obecną kształtują się nasze problemy, które spędzały nam sen z powiek. Oczywiście dalej na spotkaniach z psami i z ludźmi Donner będzie nosił kaganiec, bo to Donner i jak grzeczny by nie był, nigdy nikomu nie dam gwarancji, że ten pies nie ugryzie. Kaganiec w niczym mu nie przeszkadza, a daje bezpieczeństwo otoczeniu. Bo z psami takimi jak Donner to trochę jak z anonimowymi alkoholikami. Niby wyszedł z nałogu, ale alkoholikiem będzie zawsze i skłonności ku temu pozostają. Tak samo w lesie, czy na terenach mogących być przede wszystkim dla niego niebezpieczne dalej będzie na lince. To, że ładnie wraca, ładnie się odwołuje to jedno, ale też nikomu nigdy nie dam gwarancji, czy kiedyś jednak nie pobiegnie za rowerem lub za sarną, która wyskoczy mu przed nosem z krzaków. Ale to też nie jest dla niego niewolą, bo jestem w stanie zapewnić mu odpowiednie wolne spacery (czytaj więcej o pierwszych spacerach bez linki) i realizację popędów (czytaj więcej o łańcuchu łowieckim) w inny sposób w środowisku bezpiecznym dla niego i otoczenia.

*Zdięcia z ostatniego wspólnego spaceru z Maybe Chart, gdzie Donn biegał bez linki, w towarzystwie innych psów i ludzi.

Ogółem: 1 273, dzisiaj: 1

You may also like

6 komentarzy

Ola 7 listopada 2017 - 22:31

Ile za tym wszystkim stoi pracy…cała masa. Ale jak widać warto. U nas też było mnóstwo do przepracowania i nadal trochę jest, grunt to nie zatrzymywać się i być wytrwałym 🙂

opublikuj
Amelia z Zamerdani 8 listopada 2017 - 07:42

Praca nigdy się nie kończy. Tak jak widać na przykładzie zabawki – dwa razy myślałam, że problem jest już przepracowany i znowu z nim walczę. To nigdy nie jest tak, że problem znika, bo nie można mieć pewności czy jakiś nie spowoduje powrotu problemu, dlatego dość sceptycznie podchodzę do cudownych metamorfoz, gdzie pies, który atakował ludzi nagle zostaje przytulanką, bo nigdy nie wiadomo czy przy gorszym dniu, jakimś bodźcu uwarunkowanym (nawet wygaszonym), jakiś człowiek w czymś charakterystycznym lub o specyficznym zachowaniu nie spowoduje ataku, bo psu się coś przypomniało, że np.: od podobnej sytuacji wszystko się zaczęło… Także ciesze się z naszych małych sukcesów, ale nigdy nie będzie dość pracy. 🙂

opublikuj
Miśka z Na kanapie siedzi pies 8 listopada 2017 - 18:14

Praca z psem chyba nigdy się nie kończy, ale czy właśnie to nie jest piękne w pracy z psem? To że zawsze mamy co z nim robić? Nawet jeżeli to są jakieś problemy czy nasze widzi-misie. Choć czasem ma się dość i chciałoby się wyjść na zwykły, spokojny spacer, na którym nie trzeba by było się zastanawiać czy ktoś nieproszony nie podejdzie, pies wyrwie do innego psa czy zwierzyny itd. Może nasze psy wyznaczają nam pewne cele abyśmy i my sami się doszkalali, i sami nad sobą pracowali?

opublikuj
Amelia z Zamerdani 8 listopada 2017 - 18:59

U mnie jest testowanie cierpliwości 😀 Hehe, oczywiście praca z psem jest super, ale czasem wolałabym pracować nad np. perfekcyjnym chodzeniem przy nodze, dostawianiem jakimiś fanaberiami, dla szpanu, a nie nad elementarnymi rzeczami jak ignorowanie ludzi. Bo czasem chce się tej normalności i wolnej głowy, bez kontroli otoczenia. 🙂

opublikuj
Jaszczurka 15 lutego 2018 - 14:59

Czy stworzyłaś może jakieś wpisy odnośnie nauki przywołania Donnera i oduczenia go negatywnych reakcji na obcych ludzi? Mam dokładnie takie problemy ze swoim psem, jak Ty z Donnerem, pracuję z nim od trzech lat i co wydaje mi się, że coś osiągnęliśmy, to nagle robimy dwa kroki w tył…

opublikuj
Amelia z Zamerdani 15 lutego 2018 - 17:42

Chyba nie…. nie kojarzę. Z przywołaniem to było tak, że chodziliśmy bardzo długo na lince 20m – do tej pory chodzimy w lesie, czy w miejscu które mogłoby być dla Dośka niebezpieczne. No i na tej lince ćwiczyłam przywołanie. Na zabawkę, na jedzenie – na wszystko. Potem zaczęłam chodzić na lince ciągnącej się po ziemi (nie podpiętej do mnie), żebym ja nauczyła się mu ufać, bo to też był problem, żebym ja zaryzykowała pozwolenie mu odbiec trochę dalej. Ale ostatecznie wydaje mi się, że tego nauczyła do Elcia, która ma bardzo fajne przywołanie i Donner na początku za nią wracał, a później zaczął to robić pierwszy by pokazać, ze jest lepszy niż ona. 😀 trochę zazdrości czyni cuda.
A co do ludzi – Donn ma ciągle problem. Nie pozwalam go głaskać i do niego mówić. Zawszę każę ignorować, poza osobami, które dobrze poznał i polubił, ale nawet te nie mogą się spouchwalać. A na spacerach za każde zignorowanie lub na początku „mniejszą” eskalacje emocji był nagradzany. A jak przeginał, to Ela z nerwów spuszczała mu potężny łomot. I tak jakoś wyszło. Ciężko mi powiedzieć jaka była jedna droga, bo ja prawie 5 lat nad tym pracowałam. Różnymi metodami, sposobami, pomysłami i nie wiem już co zadziałało. Ale jestem świadoma tego, że choć dziś jest idealnie jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok – może coś się stać i będę musiała zacząć od nowa….

opublikuj

Zostaw komentarz