Strona główna O mnie Donner

Donner

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Owczarek Niemiecki Długowłosy
ur. 14.08.2012 – zm. 19.05.2021

Hodowla: Wilczy Sekret
Choroby: Przewlekłe powierzchowne zapalenie rogówki, Spondyloza, Naczyniomięsak
Trenowane amatorsko sporty: agility, frisbee, canicross, bikejoring, dogtrekking, IPO
Osiągnięcia: Dogtrekkingi od 2015 roku, III-ci Lubelski Dogtrekking „Łapa na Szlaku” (3cie miejsce), Andrzejkowy Dogtrekking „Mazowiecka Liga Dogtrekkingu” (3-cie miejsce), dwukrotny start w Hard Dog Race
Problemy: Zachowania agresywne – przepracowany!

 


nauka skakania

Roczny Donner uczy się skakać przez przeszkodę

Donner urodził się 14.08.2012 w hodowli Wilczy Sekret w Rykach. Choć zawsze marzyłam o całym stadzie psów długo nie mogłam zdecydować się na kupno drugiego psa, lecz kiedy Budzik znacznie się postarzał i więcej czasu spędzał na cieplutkim posłaniu niż pilnując ogrodu, za namową narzeczonego, zdecydowałam się kupić szczeniaka, by Budzik zdążył udzielić mu niezbędnych lekcji. Wybór hodowli był czysto przypadkowy i nie przywiązywałam do niej większej uwagi mając w pamięci doświadczenia z hodowlą Budzika, która była sprawdzoną i polecaną. Przekonałam się wtedy, że prestiż i tak nie ma większego znaczenia jeśli chodzi o zdrowie psa. Także był tylko jeden warunek – blisko Lublina i dla odmiany owczarek długowłosy, co wydawało mi się szaleństwem, bo z trudem udawało mi się utrzymać krótki włos Budzika w jako takim dopuszczalnym stanie. I tak padło na hodowlę w Rykach, której ogłoszenie znaleźliśmy na Allegro.

Z piłeczką

Zdobyłem piłeczkę!

Nie minęły 2 tygodnie, a ja wracałam do domu z małym, upierdliwym podgryzaczem. Hodowla Wilczy Sekret w Rykach wywarła na mnie olbrzymie i pozytywne wrażenie. Mimo, że zrzeszona z KHRON  mimo, że Donner nie miał rodowodu, psy z tej hodowli były niesamowite: wielkie, wyczesane, o błyszczącej sierści której czarny kolor był tak głęboki, że momentami wchodził w granatowy. Psy siedziały w czyściutkich sporych kojcach na grubej warstwie słomy. Oglądałam chyba około 5 dorosłych owczarków z szeroko otwartymi oczami nie wierząc, że można utrzymać tyle psów w takim stanie, tzn jakby właściciele nie robili nic innego tylko czesali je i nabłyszczali. Budzik nawet po tygodniu codziennego czesania nie wyglądał w połowie tak dobrze jak te psy! Moją uwagę przykuł potężnie zbudowany samiec o krótszym włosie (chyba jako jedyny) wyglądający niemal jak mój Budzik tylko dobre dwa razy większy i młodszy. Pamiętam, że pomyślałam wtedy, że chciałabym żeby to był ojciec przyszłego szczeniaka. Po chwili wyszła do nas właścicielka i wypuściła szczeniaki.

przystojniak

Udaję Papillon’a, bo mi śmiesznie futerko rośnie.

Udzieliła niezbędnych rad odnośnie żywienia i suplementacji, dała wypełnioną książeczkę zdrowia i tygodniowy zapas jedzenia dla malucha żeby jego żołądek nie przeżył szoku na zmianę karmy. Ku mojemu zdziwieniu był to baton surowej wołowiny. Nic dziwnego, że psy tak wyglądały skoro jadły takie pyszności. Dodatkowo polecono raz w tygodniu dawać mu mleko z chlebem – przysmak Donniego do tej pory i witaminy, zaproponowano niezbędne szczepienia dodatkowe które powinnam dostać od swojego weterynarza. Ku mojej radości ojcem Donnera okazał się upatrzony przeze mnie piękny owczarek, a matką długowłosa drobna (choć większa od Budzika, ale w porównaniu do psów w hodowli drobna) sunia o lisim pyszczku. Tak więc rozmiary Donner odziedziczył po tacie, a urodę i włos, choć zdecydowanie krótszy, po mamie. Oczywiście wiele osób powie, że nie mam podstaw wierzyć, że byli to jego rodzice, bo nie ma na to dowodów. Jednak ja w to wierzę, bo nie mam podstaw by nie wierzyć. Ale wróćmy do tego, dlaczego ta hodowla wywarła na mnie takie wrażenie.

nauka

Budzik uczy Donnera 'siad’ i 'zostań’

Pamiętam w jakim stanie przyjechał do mnie mój rodowodowy Budzik. Śmierdzący, o pozaklejanej sierści, skołtuniony i chudziutki mimo, że mieszkał w domu (ponoć). Niestety nie było wyjścia i trzeba było na drugi dzień porządnie go wykąpać. Książeczkę wypełniał hodowca sam, podając szczepionki kupione, jak mówił, w hurtowni, żeby było taniej. I to wszystko. Donner natomiast był wypasioną, kulką o gęstej kudłatej, ale już pięknej sierści. Mimo, że mieszkał na dworze i w kojcu nie śmierdział – a wręcz przeciwnie pachniał świeżym siankiem, był czyściutki i zadbany. Dlatego też uważam, że nie wszystko co z papierami jest lepsze. Na razie też nie narzekam na problemy zdrowotne Donnera, a kiedy to piszę ma 2,5 roku i jedyne problemy wynikały z chorób nabytych jak babeszjoza, czy alergia na glony po kąpieli w Zalewie, gdzie mój biedny Budzik już w wieku półtora roku miał wycinany nowotwór z łapy, potem przypałętało się „uczulenie na słońce” i problemy ze wzrokiem kończące się prawie całkowitą ślepotą, problemy skórne, gronkowiec w uszach, delikatny żołądek na skutek operacji, aż po guza na sercu i śledzionie. Miejmy nadzieję, że i pod względem zdrowotnym hodowla Wilczy Sekret’ mnie nie zawiedzie.

na rączki

Pańcia nieś mnie! Łapki mi się zmęczyły…

Jeszcze krótka wzmianka o imieniu Donner – tak łatwo kojarzonym z kebabem. Od dziecka unikałam sztampowych, typowych imion dla zwierząt, chcąc by były oryginalne i pomysłowe. I tym razem nie mogłam psa nazwać jakoś tak zwyczajnie, jak nazywa się większość psów. Musiałam mieć coś ekstra. Tak więc przerabiany był Vuko -po fińsku wilk, Loki, czy Biafra jednak wygrał Donner. Pomysł na to imię powstał spontanicznie, podczas oglądania pewnego anime występowało w formie Donnerschlag wrzuciłam do google tłumacza i wyszło na Grzmot. Uznałam że jest to całkiem ładne imię dla owczarka niemieckiego i jak wymaga tego rasa jest niemieckie. Jednak Don­ner­schlag było dla mnie nie do wymówienia i zostało skrócone do Donner. Także ja widać, nie ma ono nic wspólnego z Kebabem, choć jest to pierwsze skojarzenie wszystkich osób, nawet tych którym język niemiecki nie jest obcym, a mnie z czasem odechciało się tłumaczyć ludziom znaczenie tego słowa, skoro myślą że to kebab – niech tam myślą.


A tak to zapewne było z punktu widzenia Donnera:
8-300x157

Pierwsze dni w nowym domu

Pierwsze miesiące życia niezbyt dobrze pamiętam, choć wspominam je bardzo miło. Mieszkałem w dużym kojcu wyścielonym mięciutkim pachnącym sianem z czwórką mojego rodzeństwa: dwoma siostrami i dwoma braćmi. Obok nas mieszkała nasza matka, a dwa kojce dalej ojciec. Spędzaliśmy czas na spaniu, zabawach i jedzeniu aż pewnego dnia przyjechali obcy ludzie i zabrali jednego z moich braci. Nie przejęliśmy się tym zbytnio, dalej było nas dużo i mieliśmy co robić, zresztą dostawaliśmy tyle samo jedzenia co przedtem, czyli w zasadzie więcej na mordkę. Po kilku dniach przyjechały dwie kobiety żeby uszczuplić naszą wesołą gromadkę. Nasza pani wypuściła nas na podwórko, po czym kiedy się pobawiliśmy, zamknęła nasze siostry w kojcu zostawiają mnie z bratem samych. Pani przyglądały się nam, brały nas ręce, zaglądały do pyska i w końcu wskazały na mnie. Nie zamierzałem się nigdzie wybierać. bo akurat znalazłem sobie bardzo smakowicie pachnącą ziemię na którą rano wylało się mleko i kiedy jedna z nich wzięła mnie na ręce i próbowała zabrać mnie od mojego znaleziska postanowiłem walczyć o swoje prawa.

11-300x157

Psia pogawędka o zasadach panujących w domu.

Ku mojemu zdziwieniu wyraźnie spodobało się jej to jaki jestem groźny. Mimo że bardzo dzielnie walczyłem warcząc i gryząc, nic to nie dało. Wsiadłem z nią do samochodu i pojechaliśmy w nieznane. Całą podróż jasno dawałem jej do zrozumienia, że mają mnie odwieźć, gryząc jej ręce, kocyk i wszystko co wpadło w zasięg moich kłów. Nie zapłakałem ani razu – w końcu byłem wielkim i odważnym owczarkiem jak mój ojciec. Mimo to nie wiele wskórałem. Kiedy dojechaliśmy na miejsce przywitał nas obcy owczarek. Nie był zachwycony moim widokiem, co dał mi jasno do zrozumienia, jednak pani która trzymała mnie na rękach powiedziała mu kila słów i zmienił do mnie nastawienie; przynajmniej nie chcąc mnie od razu zabić jako intruza. Postawiono mnie w domu na podłodze i pozwolono pozwiedzać mieszkanie.

61-300x157

Szykujemy się na pierwszy spacer

Budzik, bo tak nazywał się ten starszy owczarek wpadł zaraz za nami i zabrał piłkę po czym położył się kawałek dalej na dywanie obserwując moje poczynania. Śmiało przeszedłem przez cały pokój i podszedłem do niego chcąc wziąć piłkę, o którą tak się martwił i zabrał na mój widok. Ku mojemu zdziwieniu zostałem wulgarnie na warczany, a tuż koło moich uszu rozległ się trzask potężnych szczęk. Uciekłem z piskiem chowając się pod fotelem. Nie wiem jakim cudem tam się zmieściłem, bo teraz zmieściłaby się tam tylko moja głowa, ale na tamte czasy było to idealne schronienie. Pani która stała zboku krzyknęła na Budzika, a ten podszedł do niej przepraszając ją. Oddał jej piłkę i z miną wyrażającą głęboką skruchę obserwował jak wyciąga mnie spod fotela.

41-300x157

Nauka dobrych manier przy wspólnym posiłku

Podstawiła mnie pod jego nos, a Budzik z grzeczności liznął mnie kilka razy na pocieszenie i dla zadowolenia pani. Bardzo długo nie mogłem zrozumieć po co on to robił i dlaczego tak bardzo chciał jej się przypodobać. Dopiero za jakiś czas było mi dane to zrozumieć. Tym czasem pani wyjęła inną zabawkę i mi podała. Był to pleciony sznureczek zakończony piłką. Och, jak fajnie było warczeć i wyrywać jej go z rąk. Musiałem tylko uważać żeby nie przeholować. Na każde głośniejsze warknięcie, Budzik podrywał się z miejsca przepychając mnie nosem, lub odstraszając samym spojrzeniem. Nie podobało mu się moje zachowanie i tłumaczył mi że trzeba ją traktować z szacunkiem. Nie przejąłem się tym zbytnio. Potem zostaliśmy sami, leżeliśmy na dywanie, a Budzik tłumaczył mi, że to jest teraz mój nowy dom, że ta osoba która mnie przywiozła jest najważniejsza na świecie i trzeba o nią dbać, mówił o zasadach panujących w domu i choć wielu z nich nie pamiętam i musiałem się uczyć ich na nowo rady Budzika dały mi bardzo dużo. Za jakiś czas wróciła pani i otworzyła szklane drzwi wpuszczając do domu dwa demony…

13-300x157

Donner, Kłopot i Budzik

Z początku koty mnie nie zauważyły i pobiegły do swoich misek, ja jednak mimo że podsypiałem dostrzegłem intruzów. Pognałem za nimi, a wraz ze mną Budzik. Większego siwego kota dopadłem już po kilku krokach, nie wyglądał na przerażonego, dał się trochę pomemłać, polizać po czym miauknął żałośnie, więc go puściłem. Drugiego kota dopadłem przy miskach. Czarny kocur przywitał mnie okropnym bulgotem i nim zdążył pacnąć mnie łapą wyposażoną w pięć krwiożerczych pazurów, umknąłem pod fotel. Po chwili przyczłapał Budzik, który przywitał się z kotami jak z dobrymi znajomymi wychodząc z tego bez szwanku. Powiedział mi wówczas, że ten szary kot nazywa się Kłopot i jest jego wychowankiem i nie wolno mu dokuczać, natomiast ten drugi, Rubik jest 'księciuniem’, więc można od czasu do czasu go pogonić jednak trzeba uważać żeby nie podrapał. Dodał też że nie wolno jednak zrobić mu krzywdy, bo mimo wszystko należy do stada i pani będzie bardzo niezadowolona jeśli coś mu zrobię. Przyjąłem to do wiadomości i ograniczyłem zabawy z kotami do ganiania ich i rozdeptywania. Kłopotowi bardzo to nie przeszkadzało, za to do Rubika zwanego także Wujaszkiem Ruu mogłem podejść tylko wtedy kiedy spał w zasięgu mojego nosa, by szybko go powąchać i uciec nim się obudzi.

9-300x157

Pobawimy się?

Nigdy nie zapłakałem za rodzeństwem, tu się tyle działo, że nawet kiedy przychodziła noc nie miałem czasu na rozmyślania i szybko o nich zapomniałem. Wieczorami była codzienna walka o łóżko. Budzik miał swoje mięciutkie łóżeczko, a ja dostałem tylko kocyk więc za każdym razem kiedy tylko miałem okazję ładowałem się na jego łóżeczko zwijając w najmniejszy z możliwych kłębków, zostawiając mu dużo miejsca jednak zawsze Budzik wyganiał mnie z niego i musiałem spać na kocu. Kiedy troszkę urosłem i potrafiłem wskoczyć na łóżko pani, próbowałem tam zamieszkać, jednak i stąd byłem zganiany. Pozostawał więc tylko kocyk… Z czasem jak oswoiłem się z nowym domem zacząłem z Budzikiem pilnować domu kiedy panie wychodziły do pracy. Było to bardzo ciężkie zajęcie. Musieliśmy obszczekiwać chodzących drogą ludzi i sprawdzać siatkę w okół ogrodu czy nikt obcy nie wchodził. Największym wyzwaniem były dla mnie schody… a raczej trzy schodki prowadzące na taras przed domem. O ile jeszcze jako tak udawało mi się na nie wspiąć, tak zejście z nich graniczyło z cudem.

10-300x157

Młody nie śpij!

Budzik doskonale zdawał sobie z tego sprawę i celowo zostawiał mnie na tarasie i uciekał gdzieś nie czekając na mnie. Pewnego razu zdeterminowany postanowiłem zeskoczyć z tarasu tak jak on, omijając schody. Skończyło się to nie najlepiej gdyż bardzo się potłukłem i długo leżałem na trawie głośno płacząc, aż w końcu wyszła moja pani i mnie znalazła. Wzięła mnie na ręce i rozmasowała łapki od czego od razu lepiej się poczułem. Z resztą przy niej musiałem być twardy! Szybko się wyrwałem i pognałem szukać Budzika. Mimo że znaliśmy się bardzo krótko miałem z nim wiele przygód. Kiedy zaczynałem być zbyt nachalny i starałem się zabrać mu piłkę niejednokrotnie odstraszał mnie zębami, ale ja zaczynałem rosnąć i chciałem się stawiać. I tak pewnego razu skończyło się to tym, że wdaliśmy się w małą bójkę. Nic wielkiego się nie stało, ale pani bardzo się zdenerwowała. Nakrzyczała Budzika, a mnie zabrała do weterynarza. Nie pamiętam tego dokładnie, bo zostawiła mnie tam, chyba za karę, a kiedy się obudziłem i głośno płakałem, że już będę grzeczny i nie zabiorę więcej Budzikowi piłki zabrała mnie z tego strasznego samotnego miejsca…. ale za to musiałem chodzić w dziwnym plastikowym kołnierzu.

111-300x157

W 'abażurku’ mi do twarzy.

I tak upływały nam dni na zabawie, spaniu i drobnych utarczkach, niestety Budzik z dnia na dzień coraz gorzej się czuł. Pani chodziła bardzo zmartwiona i zabierała go codziennie samego do weterynarza. Kiedyś to mnie nosiła na rękach, a teraz Budzika wynosiła na dwór i przynosiła spowrotem na posłanie. Aż pewnego popołudnia Budzik umarł. Nie wiedziałem co się stało trącałem go łapą a on nie reagował. Pamiętam ze pani strasznie płakała a potem gdzieś go zabrali i już nigdy nie wrócił. Przez wiele dni przynosiłem na jego posłanie zabawki i kładłem się obok na ziemi czekając że wróci i żeby miał gdzie się położyć i czym się bawić. Ale nie wracał. Pani chodziła smutna i chciała się tylko przytulać. A ja nie chciałem się przytulać! Chciałem się bawić, biegać choć nie mogę narzekać od tego czasu mogłem już spać z nią na łóżku. Po jakimś czasie pani wrócił dobry humor, a ja pogodziłem się z nieobecnością Budzika.

12-300x157

Tyrion i Donner

Pewnego zimowego wieczoru pani pokazała mi Tyriona… nawet nie wiedziałem, że mieszka z nami coś takiego! Był to żółw, bardzo podły żółw. Budzik nauczył go, że można się wspinać po psie i na nim spać i tak paskudna pancerna bestia próbowała to robić ze mną! Moje warczenie i szczekanie na nic się nie zdało. Żółw za każdym razem zmierzał w moją stronę i wchodził to na moją łapę to na ogon… do tej pory jedynym schronieniem przed tym potworem jest łóżko pani, bo tam mnie nie wypatrzy…

51-300x157

Donner na lekcji posłuszeństwa ściąga od swojego przyjaciela Wiarusa co należy robić.

Kiedy skończyłem pół roku zapisaliśmy się do Szkoły dla psów „AS. Na zajęciach było zawsze mnóstwo psów, które można było ganiać i atakować, poza tym dawali dużo jedzenia. W szkole poznałem też mojego przyjaciela Berneńczyka Wiarusa. Mówiąc nieskromnie byłem najpilniejszym uczniem, i choć wszyscy we mnie na początku wątpili, na egzaminach zaskakiwałem nawet moją panią. Uczyłam się posłuszeństwa i różnych sztuczek, aż pewnego razu poszliśmy na zajęcia z obrony. To dopiero było coś! Pamiętam że na początku bardzo bałem się tego strasznego krzyczącego pana, który strzelał z dziwnego bata. Stałem z panią z boku i patrzyłem jak dorosłe psy nim walczą. Raz tak mnie przestraszył, że zsunąłem z głowy obroże i pomknąłem co sił w nogach do naszego samochodu, żeby zabrano mnie do bezpiecznego domu. Wtedy uznano, że nic ze mnie nie będzie… Pani poszła po mnie i przyciągnęła mnie spowrotem żebym popatrzył jak inne psy się zachowują. Chwaliła mnie i dodawała otuchy, a potem ten straszny pan który tak krzyczał na inne psy podszedł do mnie i… zaczął się ze mną przeciągać szmatką! Och jaka to była fajna zabawa! I chociaż do końca mu nie ufałem – ciągle pamiętając jak walczył z tymi dużymi dorosłymi psami – bawiłem się świetnie! Pozwolono nam przyjść kolejny raz, ale nie wykazywałem ku temu podobno predyspozycji bo byłem wystraszony i zamknięty w sobie. Podobno! Następnego razu znowu miałem popatrzeć jak duże psy atakują.

c-229x300

Matrix – Donner na zajęciach z obrony

Przez ten czas zdążyłem sobie wszystko przemyśleć i kiedy wyszliśmy na plac szybko podłapałem psiego ducha i zacząłem szczekać ze starszymi kolegami. Z minutę na minutę coraz bardziej się nakręcałem wyrywając się do przodu aż w pewnym momencie szarpnąłem chyba trochę zbyt mocno i rozerwałem smycz. Nie wiem dlaczego, ale pognałem wtedy w stronę pozoranta i skoczyłem na jego rękę ubraną w rękaw tak samo jak robiły to inne psy. Wszyscy byli bardzo zdziwieni, ja sam również, ale bardzo mnie za to pochwalono, więc wróciłem odpocząć schodząc z placu z dumnie niesionym w pysku rękawem. Każde kolejne zajęcia były coraz bardziej udane, uczyłem się nowych komend, ataku na komendę, nie atakowania, jednak najlepsze były pościgi. Kiedy to mogłem pokazać jaki jestem szybki i silny! Raz nawet zdarzyło się tak, że zaatakowałam z taką siłą, że pod moim ciężarem zdarłem z rękawa otulający go materiał! Choć zarzucano mi że jestem trochę za gruby, a pani wypomina mi to za każdym razem jak jem, ja wiem, że to czyste mięśnie, a gdybym ważył niespełna 30kg nigdy nie miałbym takiej siły podczas ataku.

b-229x300

Szczery psi uśmiech

I tak minęły dwa lata mojego życia. Na zabawie, spacerach, wycieczkach, a nie wspominałem Wam że byłem i w Bieszczadach i Sudetach, a nawet na jachcie żeglując po Solinie. Dużo nauczyłem się sztuczek mniej lub bardziej przydatnych, bez problemu pokonuję większość przeszkód które buduje dla mnie pani. Jednym słowem idealne psie życie. Mimo, że niedawno chorowałem na babeszjozę, i czułem się trochę gorzej – nie narzekam. Jestem już zupełnie zdrowy i gotowy do kolejnych przygód!

A o przygodach które miały miejsce, lub dopiero się wydarzą można przeczytać na innych podstronach bloga. Między innymi o idealnych psich wakacjach w górach, jak walczyć z babeszjozą i jak przygotować psa na żagle.

Ciąg dalszy na blogu…

[…]

19.05.2021 pożegnaliśmy tego wspaniałego psa, którego losy mogliście śledzić przez całe jego życie…

Ogółem: 11 926, dzisiaj: 1

14 komentarzy

Paulina Bąk 30 czerwca 2015 - 06:41

Czytając to się popłakałam 🙁 Nie wyobrażam sobie życia bez Abara lub Aishy 🙁

opublikuj
Moje Życie z Owczarkiem 30 czerwca 2015 - 12:52

Nie jest to łatwe, do tej pory jak przeglądam ten wpis, wzruszam się na jego wspomnienie, ale trzeba się otrząsnąć i żyć dalej, a najlepiej mieć wtedy innego psa, by mieć pocieszenie 😉

opublikuj
Kasia Żyrafa 23 marca 2016 - 21:21

Wspaniały pomysł na opis życia psa…okiem psa 🙂
Zdrówka Przystojniaku !

opublikuj
Moje Życie z Owczarkiem 24 marca 2016 - 06:31

Dzięki, jeden z pierwszych wpisów więc sentyment do niego duży 🙂

opublikuj
AGNIESZKA 6 stycznia 2017 - 20:25

Od 2 miesiecy jestem wlaścicielką suni,Nory z Wilczego Sekretu.Szczerze polecam tą hodowle,psy super,posluszne,łatwe do ułozenia.Moja Nora ma 4 miesiace,zapowiada się na super kompana,juz nim jest.Tak wogóle jestem miłośniczką tej rasy.Mam 1,5 roczną Maxi i Norę.We wrzesniu musiałam uspic 11 letnią suke,nowotwór z przerzutami.Dzisiaj natknęłam sie na pani stronę,Donner piękny,blog ekstra.Pozdrawiam.

opublikuj
Amelia z Zamerdani 7 stycznia 2017 - 07:55

Dziękuję, dziękuję! Niech Norka się dobrze chowa i na pewno wyrośnie na wspaniałego i pieknego psa! Uściski! 🙂

opublikuj
Danuta (z Duzepsy.pl) 7 sierpnia 2017 - 15:34

Świetny tekst, łzy zakręciły się w oku nie raz. Wprawdzie nie mam owczarka niemieckiego, ale belgijskiego i drugiego – kundelka. Miłość do czworonogów ta sama 🙂 Póki co, mój pierwszy pies (kundelek 15 lat) jeszcze żyje i ma się nieźle. Gdy jednak czytałam o Budziku z perspektywy Donnera, to przyznam, że zrobiło mi się bardzo smutno. Ten moment kiedyś i u nas nadejdzie.

Pozdrawiam serdecznie.

opublikuj
Amelia z Zamerdani 8 sierpnia 2017 - 06:05

Każdego to kiedyś czeka. Dlatego trzeba się cieszyć każdą wspólną chwilą 🙂 Jest to smutne, ale taka jest kolej rzeczy. Mnie przeraża, że Donner ma już 5 lat, jakby nie patrzeć połowę swojego życia…

opublikuj
Agata 19 maja 2018 - 10:56

Płakałam bardzo- uwielbiam twój blog 🙂

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 19 maja 2018 - 13:38

Dziękuję 🙂

opublikuj
Anna 15 września 2018 - 18:01

Haha, nawet mi kebab nie przyszedł do głowy zanim nie napisałaś, a i to musiałam chwile rozkminić xD

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 15 września 2018 - 18:11

No nie! Jesteś chyba pierwszą osobą, która nie skojarzyła go z kebabem! <3

opublikuj
Ala 30 czerwca 2019 - 14:28

świetny blog!, porady, historie itp. warte przeczytania, szczególnie dla nowicjuszy w opiece nad psem-owczarkiem, popłakałam się czytając powyższą historię, mój Misiek (owczarek niemiecki długowłosy) ma niespełna 4miesiące, póki co „uczymy się” siebie, sporo „pracy” przed nami, chciałabym by wyrósł na mądrego psa, a co do imienia Donner też nie przyszło mi do głowy, że może być kojarzone z kebabem (dla mnie kebab to kebab ;)) pozdrawiam

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 30 czerwca 2019 - 15:35

Cieszę się, że Ci sie podoba! Mam nadzieję, że zostaniesz tutaj na dłużej! Głaski dla pieska!

opublikuj

Zostaw komentarz