O tym, że psy z z hodowli, psy będące z nami od małego mogą mieć problemy (i to całkiem poważne) pisałam Wam przez ostatnie kilka lat, opisując nasze życie i pracę z Donnerem. O tym, że psy chorują (wszystkie) również mogliście przeczytać wielokrotnie na blogu na przykładzie naszego życia. Pora więc na blaski i cienie adopcji. Zastanawiałeś się nad tym co jest lepsze? Z czym to się wiąże i jakie problemy mogą Cię spotkać? Myślisz, że to prawda, że adopciak kocha mocniej, a pies rasowy jest zdrowszy i łatwiejszy w obsłudze? Przekonajmy się, bo o tym możesz nie wiedzieć decydując się na adopcję/kupno psiaka.
Adopcja psa prezentowana jest często jako prosta droga do nieba przyszłego opiekuna adopciaka. Wszem i wobec jesteśmy zasypywani hasłami: „nie kupuj – adoptuj”, „nie zbawisz całego świata, ale może odmienić los jednego psa”, „on też chce być kochany” i inne ckliwe wymuszacze łez, które mają za zadanie zwrócić uwagę przyszłego potencjalnego opiekuna psa – właśnie na adopciaka.
Niewątpliwie adopcja jest dobra, ale jest też dużo bardziej wymagająca i odpowiedzialna niż kupno szczeniaka z dobrej hodowli, z fajną socjalizacją i genami. Bez przeszłości, którego ukształtujesz dowolnie no i zdrowego zakładając odpowiednie skojarzenia rodziców.
Niestety, poza tym, że adopcję kreuje się jako właśnie cegiełkę w drodze do nieba, bardzo mało mówi się o trudnościach, na które nie zawsze gotowy jest opiekun takiego psa. No bo skoro ratujemy jakiemuś psu życie, gdyż jak głosił opis „umierał ze smutku w schronisku” oczekuje się, że taki pies będzie nam bezgranicznie i dożywotnio wdzięczny. Będzie nas kochał i słuchał, a jeśli będzie adoptowany jako starszy pies, to będzie wychowany, nie będzie niszczył, sikał, za to będzie ładnie chodził na smyczy, a i nie będzie obciążony chorobami rasowymi – bo to kundel, a sama miłość zaleczy wszystkie problemy.
BŁĄD!
Psa z przeszłością, często o nieznanej historii, brakach w socjalizacji za szczenięcia dużo trudniej wyprowadzić na prostą i dostosować do naszego stylu życia niż małego papisia z super socjalizacją jeszcze w hodowli, którego przy odrobinie wiedzy i pomocy specjalistów jesteśmy wstanie ukształtować dowolnie – niczym plastelinę.
Oczywiście, każdego (no albo przynajmniej dużą część psów) da się naprawić, ale pewnych zauczonych problemów, braków socjalizacji czy złych doświadczeń z przeszłości możemy nie odpracować całe życie i wiele tygodni, jak nie miesięcy będziemy walczyć z jakimiś problemami, które pojawiły się w kilka dni czy tygodni po adopcji – zupełnie nie z naszej winy, a na które mogliśmy nie być gotowi.Bowiem jest tak, że w schroniskach psy przyjmują pewne strategie, postawy, zachowania, które pomagają im przetrwać w sterującym środowisku, w grupie psów, w niekomfortowych sytuacjach – nie znaczy to, że są to ich „normalne zachowania”. I zdarza się owszem, że przy opisie psa dodawane są klauzule o tym, że “charakter psa jest oceniany na podstawie tego, co prezentuje przebywając w fundacji i po adopcji może ulec zmianie”, ale nie każdy rozumie czym to się wiąże.
Powiedzmy sobie szczerze – adoptowany pies jest dużo trudniejszy w wychowaniu. Pies z przeszłością może nie raz nas zaskoczyć i możliwe, że więź z nim będziemy budowali dużo dłużej niż z psem, którego będziemy mieć od szczeniaka. Ale też wspólna praca nad jego problemami i przepracowanie ich niewątpliwie zbuduje niesamowitą więź i relacje, pozostawi wielkie, wzruszające wspomnienia i ten pies zajmie specjalne miejsce w Twoim sercu. Ale zanim to się stanie, musisz zmierzyć się z problemami na które możesz nie być gotowy.
Pies adoptowany czy z hodowli?
Czy w ogóle jestem gotów na jakiegokolwiek psa?
Niezależnie od decyzji o adopcji, czy kupnie musimy odpowiedzieć sobie na trzy pytania:
Jaki pies pasuje do mnie?
Jak ma wyglądać nasze życie z psem: Jeśli mamy określone jasne wymagania co do psa, czy to pod względem użytkowości i pracy, czy pod względem sportowym zdecydowanie lepiej i łatwiej pójść w rasy z predyspozycjami lub adoptować psy w typie niż przypadkowe kundelki, tym bardziej, jeśli zależy nam na wynikach. Oczywiście brak rasy czy treningu od pierwszych dni życia psa, nie przekreśla niczego, ale o wiele łatwiej zrobić to z psem o konkretnych predyspozycjach, choć zdarza się i tak, że predysponowane psy o cechach danej rasy lub szczeniaki po super sportowej linii nie przejawiają chęci kontynuowania osiągnięć rodziców, aczkolwiek wybór psa z predyspozycjami znacznie ułatwia wiele rzeczy. Z drugiej strony szukając psa do towarzystwa, wspólnego siedzenia na kanapie i spokojnych przechadzek po parku lepiej unikać psów ras użytkowych lub kundelków z silnymi cechami ras pracujących, bo choć i w nich zdarzają się psy kanapowe to dużo trudniej będzie nam zachować spokój i cieszyć się błogim lenistwem przy psie, którego niezaspokojone potrzeby wynikające z predyspozycji zamienią go w potworka.
Młody pies czy starszy: Jeśli nie mamy doświadczenia z psami, chcemy mieć psiego przyjaciela na długie lata, lepiej wybrać – kupno lub adopcę – szczeniaka niż psa dorosłego, którego obsługi będziemy uczyli się od maleńkości, a dobre psie szkoły pomogą nam osiągnąć sukces. Z drugiej strony szczeniak wymaga dużo więcej uwagi i zaangażowania opiekuna (oraz cierpliwości) niż pies młody/dorosły, który okres „burzy i naporu” ma za sobą. Pies dorosły lub starszy pozwoli nam cieszyć się swoją obecnością bez młodzieńczych szaleństw i doznań (niektórzy mogą psychicznie i fizycznie nie poradzić sobie ze zniszczeniami i energią szczeniaka), aczkolwiek zawsze pies starszy, o nie do końca poznanej przeszłości niesie ze sobą ryzyko zachowań i problemów, z którymi będziemy musieli się zmierzyć i których możemy nie odpracować. Ale jeśli jesteśmy na to gotowi i chcemy spokojnie żyć i spacerować sobie ze statecznym, odpowiedzialnym psem niejeden staruszek dzięki takiej decyzji dostanie nowe życie, a i dorosły młody pies będzie towarzyszem w naszym życiu i aktywnościach.
Nie rezygnuj z marzeń: Jeśli od dziecka marzymy o konkretnym psie, konkretnej rasie – dlaczego mamy pod presją kogoś czy opinii z tego rezygnować? Niestety często osoby poszukujące szczeniaka czy hodowli swojego przyszłego psa bywają atakowane, jakoby przyczyniały się do cierpienia innych psów, wybierając kupno nie adopcję. To nasze życie, nasz wybór i nasz pies na dobre kilka-kilkanaście lat. Więc niezależnie od tego, czy chcemy rasę, czy kundelka, psa młodego czy dorosłego to musi być w 100% nasz wybór ze wszystkimi jego konsekwencjami. Wszak zarówno kupiony, wymarzony pies jak i adoptowany zwierzak, który chwycił Cię za serce – może okazać się, że od małego będzie poważnie chorował, a problemy behawioralne będą towarzyszyły nam całe życie. W końcu te wszystkie pieski, również rasowe, z jakiegoś powodu trafiły na ulicę i do schroniska (nie zawsze tylko dlatego, że się znudziły lub uciekły) wiec niezależnie z jakiego źródła mamy psa, zawsze musisz mieć na uwadze to, że może nie spełnić Twoich oczekiwań, przysporzy Ci kłopotów lub kosztów. Więc kupuj/adoptuj – świadomie.
Czy jestem gotowy na psa z przeszłością, czy chcę „białą kartkę”?
Nawiązując do poprzedniego akapitu – wyczekany szczeniak z hodowli wcale nie musi być zdrowy, predysponowany do naszych celów, czy bezproblemowy. Czy to w toku naszych błędów i niedopatrzeń, czy to przez wybór losu – „ten typ tak ma”, może się okazać, że pies w teorii łatwiejszy okazał się naszym przekleństwem, które odbiera nam całą radość z życia z psem. Ale w teorii, mimo wszystko szczeniak z dobrej hodowli, z rasą dopasowaną do nas jest łatwiejszy niż psiak z przeszłością, bo jest tą tytułową “białą kartką”, którą zapisujemy. W teorii pies adoptowany, o nieznanej historii już ma jakieś doświadczenia, niekoniecznie dobre, z którymi jako przyszły opiekun będziemy musieli się zmierzyć, choć może nam się trafić też kundelek o super charakterze i bez złej przeszłości – patrz moja Ela, i wśród kundelków i adopciaków, przy mądrym opiekunie rodzą się psie diamenty. Ale dziś rozważamy wszystkie za i przeciw; i to będę do znudzenia dziś powtarzała, że pochodzenie psa – nie warunkuje niczego, bo każdego może dopaść choroba, agresja, lękliwość lub inne problemy – to jest dokładnie jak z ludźmi.
Jednak niezależnie od wyboru kupno czy adopcja – zastanówmy się:
- Czy w razie pojawienia się problemów będę miał czas i pieniądze na pracę z trenerem i behawiorystą, badania weterynaryjne i stosowanie w życiu z psem pewnych restrykcyjnych zasad, w celu pomocy psu?
- Czy będę w stanie wprowadzić w swoje i psie życie powtarzalność i schematy, które mogą wywrócić moje życie/plany do góry nogami?
- Czy liczę się z tym, że pies może być lękowy lub agresywny do ludzi i psów, ale również w stosunku do mnie i rodziny? Może bronić zasobów, niszczyć w domu, uciekać, wokalizować? Może nie chcieć się przytulać? Że wbrew planom okaże się, że nie może jeździć ze mną na wakacje, bo nie radzi sobie w obcych miejscach lub przy obcych osobach? Czy wiesz, że psy mają czasem bardzo irracjonalne (dla nas) problemy, jak strach przed kubłami na śmieci na ulicy, przejściem dla pieszych czy wejściem na zwykłe schody?
- Czy będę gotów zrezygnować z moich planów i marzeń względem psa, gdy okaże się, że nie ma do nich predyspozycji/zdrowia?
Czy jestem gotowy dać psu przestrzeń i czas?
Może być tak, że nasz pies będzie potrzebował dni, a nawet tygodni, by nam zaufać. Że nie będzie chciał bliskości, wspólnego leżenia na kanapie, przytulania i czochrania. Że będzie nas ignorował, unikał, a obce osoby będzie traktował jak wrogów. Czy masz świadomość, że pies nie będzie Ci dozgonnie wdzięczny i oddany tylko za to, że go adoptowałeś, a zaufanie i więź musicie wypracować? Czy wiesz, że nawet wyczekany szczeniak z hodowli marzeń też może tego nie lubić?
A o tym, jak może się skończyć naruszanie i nieszanowanie psiej przestrzeni dość boleśnie jakiś czas temu przekonała się pewna aktorka, pogryziona przez adoptowanego psa, gdzie jak donosiły później różne media, bardzo naruszała jego przestrzeń osobistą czego pies nie tolerował, a o sygnałach wysyłanych przez psy, które mają zapobiec takim tragediom pisałam tutaj: “Mój pies mi grozi”.
Ale kupiony pies też wcale nie musi być tulakiem – my bardzo długo uczyliśmy się szanować przestrzeń Donnera, akceptować jego niechęć do bliskości, by ostatecznie nauczyć się tej bliskości na jego zasadach. A ten, kto nie miał psa któremu dyskomfort sprawa głaskanie, czy przytulanie nie wie jak może być to frustrujące, gdy musisz myśleć o każdym kontakcie ze swoim psem i nie możesz spontanicznie poczochrać go za uchem.
Adoptowany nie znaczy gorszy!
Rasowy pies nie jest lepszy, a kundel nie jest gorszy – wybór i preferencje to kwestia naszego gustu, potrzeb i oczekiwań względem psa. I to nie jest tak, że pies adoptowany musi wykazywać problemy, a kupiony z hodowli szczeniak będzie psem bezproblemowym i idealnym (ani odwrotnie). Ale jakoś tak mam wrażenie, że jeśli ktoś kupuje psa za kilka tysięcy, to jednak trochę szkoda mu go oddać do schroniska i póki problem nie stanowi zagrożenia, mniej lub bardziej stara się żyć z tym psem. Natomiast patrząc na adopciaki… cóż… ludzie potrafią je zwrócić z adopcji tylko dlatego, że zsikał się w domu, więc nie da się nie zauważyć, że psy adoptowane są troszeczkę traktowane jak te, które „można wymienić, jak się nie sprawdzą”.
Dlatego adoptując psa musimy mieć świadomość tego, że problemy (jakiekolwiek problemy) mogą się pojawić i mogą nas bardzo zaskoczyć, a nie będą wynikały z naszych błędów wychowawczych, tylko zazwyczaj z przeszłości, na którą nie mieliśmy wpływu, a efekty której, czyli problemy – dostajemy wraz z psem w pakiecie i to nie jest tak, że jeśli w opisie na stronie schroniska pies jest przedstawiany jako bezproblemowy i ułożony – to taki będzie po adopcji. Dlatego adopcja musi być tak bardzo świadoma i przemyślana, bo nie bierzemy psa na dzień czy tydzień, a jak się okaże, że jednak „ten model nam nie pasuje” do złożymy reklamację i wymienimy na inny, tylko wiążemy się z nim na lata, a pies może żyć nawet kilkanaście lat. Nie dobrze zatem, żeby nieprzemyślana decyzja, czy adopcja pod wpływem chwili (namowy znajomego, chwytającego za serce zdjęcia psa za kratkami czy chęci zrobienia czegoś dobrego) uwiązała nas do psa, do którego nie pasujemy i któremu nie jesteśmy w stanie zapewnić wszystkich potrzeb, do których też należy również praca nad jego problemami.
Adopcja jest super, ale tylko wtedy gdy z pełną świadomością, wiedzą i zaangażowaniem jesteśmy w stanie podejść do tematu.
Moje psy nie są idealne
W moim życiu były dwa psy z hodowli od szczeniaka: owczarki Budzik i Donner, pies przygarnięty ze wsi za szczeniaka Elza oraz dwa adopciaki Merci i Molly adoptowane w wieku 9-10miesięcy. Owczarki nie były bezproblemowe i miały swoje za uszami – zresztą o problemach Donnera mogliście czytać przez ostatnie prawie siedem lat (tu macie zebrane wszystkie wpisy o naszych problemach i pracy nad nimi), ale w większości to były problemy, do których sama dopuściłam, a przypominam o tym, by zwrócić Waszą uwagę na to, że pies kupiony wcale nie musi być łatwiejszy lub mniej problemowy niż adopciak. Ale poruszam ten temat, bo z powodu Twinsów chcąc nie chcąc trochę zaczęłam śledzić to, co się dzieje w świecie adopciaków i powody, dla których psy są zwracane z adopcji czy też oddawane do schroniska nieco mnie zaskakują, więc wychodzi na to, że wiele osób, które adoptowały psa (lub w ogóle zdecydował się na psa) zupełnie nie były świadome tego, co może ich czekać – a to nie są powody typu malinois (przy modzie na użytki i po słabym szkoleniu z obrony) czy azjata (kupiony do stróżowania terenu i niewłaściwie poprowadzony) zaczął realnie zagrażać życiu i zdrowiu opiekunów, tylko problemy w stylu: młody pies warknął przy misce na dziecko, które wkładało tam ręce; starszy pies zrobił kupę na dywan, gdy został sam; czy wyjątkowo popularna alergia, bo to najlepszy powód do oddania psa.
Adoptując Twinsy wiedziałam na co się piszę, choć myślałam, że jedynym problemem będzie lękliwość, to w pierwszym miesiącu, zaskoczyło mnie wiele innych rzeczy, których się nie spodziewałam, a jakieś tam pojęcie o psach i ich wychowaniu mam. Do tej pory odkrywamy ich dziwności np. w ostatnim miesiącu okazało się, że agresywnie reagują na ludzi w czapce – nikt nie wie dlaczego, zapewne złe doświadczenia z dzieciństwa, ale do tego stopnia, że potrafią w naszym ogrodzie krzyczeć i markować ataki na mamę czy M., a nawet czasem na mnie tylko dlatego, że mamy na głowie czapkę. Molly, kiedy się obudzi potrafi zaatakować Elę przechodzącą obok, bo wpada w panikę po pobudce, tak jakby nie ogarniała, gdzie jest i co się dzieje, mimo że dziewczyny bardzo się lubią, super dogadują i czasem śpią razem, to kiedy Molly się budzi, tak nie ogarnia rzeczywistości, że nie wiadomo co jej przez pierwsze sekundy strzeli do głowy. Merci natomiast odkryła kompostownik (który swoją drogą muszę przez nią przebudować) i dożywia się na nim wyżerając wszystko od mielonych ziaren kawy, przez skorupy jajek na obierkach kończąc i nie da się jej z niego przywołać, co jest strasznie wkurzające, kiedy czasem wypuszczam je w nocy na siku, a potem muszę iść w piżamie przez całą działkę, żeby przytachać na rękach upaćkanego w kompoście żarłoka, bo trzecia rano to idealny czas na przekąskę.
Może to nie są jakieś wielkie problemy, ale nie są to te psy idealne, gdzie wydawać by się mogło, największym problemem była nieśmiałość i niepewność. Do tego dochodzi to, że dopiero po niespełna czterech miesiącach zaufały mi na tyle, by zacząć z nimi naukę posłuszeństwa, a przez pierwsze dni po adopcji tak się nas bały, że jedyną opcją, aby do mnie podeszły było leżenie na podłodze, bo każde próba podniesienia się powodowała ich paniczną ucieczkę. Założenie obroży, aby wyjść na spacer wiązało się z wyciąganiem ich spod stołu, a spacer był tak stresujący (nowe miejsca, ludzie, odgłosy), że bałam się czy Merci nie dostanie zawału, jak siadała rozdygotana na poboczu drogi z bijącym sercem, trzęsąc się, bo na horyzoncie pojawił się człowiek, a ja jej ni jak nie mogłam pomóc, bo byłam ciągle obca i nie mniej przerażająca niż ten obcy. I choć spacery są już całkiem ok, to przez jeszcze bardzo długi czas nie spuszczę ich ze smyczy. Twinsy nie umieją (i niechętnie) bawią się ze mną czy to w przynoszenie piłeczki, czy w szarpanie szarpakiem, a z uwagi na ich budowę wróżyłam nam wielkie plany we frisbee lub agility – i dla mnie jest to okej nie chcą się bawić, to nie – coś sobie z tym pracujemy, ale wymyślam im w domu inne aktywności. Ale co ma powiedzieć człowiek, który myślał, że weźmie psa, wyspaceruje, wygania za piłeczką i będzie zadowolony, a tu trzeba kombinować, bo spacer zły, piłeczka nudna, a psa roznosi energia.
Dziewczyny potrafią drzeć się na działce bez powodu i bez opamiętania (zresztą w domu jak coś usłyszą też), jedzą tak, jakby to był pierwszy, a zarazem ostatni posiłek w ich życiu i tu znowu trzeba było się nakombinować z miskami spowalniającymi, nauczyć korzystania z zabawek na jedzenie, by wyciszały i spowalniały, a nie frustrowały. Czasem mają jeszcze wpadki z sikaniem w domu (a mają już rok!), szczególnie jak jest u nas Tunga, a potem nie wiem, czy ze złośliwości, stresu, czy chęci znaczenia terenu ktoś zsika się na kocyk Tuśki.
Ale spoko, zaskakują mnie ich problemy i pracujemy nad nimi, ale jak widzicie jest to szereg rzeczy, których się nie spodziewałam, choć wiedziałam, że wiele może mnie zaskoczyć. Na szczęście ja mniej więcej wiem jak sobie z tym radzić, jak im pomóc, ale gdybym była zupełnym psim laikiem, który jeszcze by zakładał, że do trenera czy behawiorysty nie pójdzie, bo daleko i drogo to te – dla mnie – małe problemiki, z czasem dla niego mogłyby urosnąć do rozmiarów dramatu, bo by się nasilały, a człowiek, zamiast cieszyć się z życia z psem musi walczyć o normalność. Więc jeśli ktoś zakłada, że adoptowany pies nie będzie sprawiał problemów, bo będzie nam wdzięczny za adopcję, to jest w głębokim błędzie. Pies to pies – na jego zaufanie i miłość musimy sobie zasłużyć, a raczej ją wypracować. Nigdy nie dostajemy psa, który jest wychowany, wyszkolony i dopasowany idealnie pod nas, nasz tryb życia i plany. Musimy tego psa wpasować w nasze życie szanując jego potrzeby, problemy i to jakim psem jest. Decydując się na psa, tym bardziej z przeszłością musimy zapewnić mu bezpieczeństwo i pomoc w rozwiązaniu jego problemów, które szybko staną się i naszymi. A niestety ogłoszenia adopcyjne często zapominają dodać, że sama miłość i pełna miska nie zapewni wszystkiego psu, by w pełni zaaklimatyzował się w nowym domu i rodzinie. Tym bardziej nie wspomina się o tym, że wymagania, zakazy i zasady, których musi przestrzegać nasz pies są dla niego bardzo ważne, by zdrowo funkcjonować, a wynagradzanie psu przeszłości poprzez nadmierną miłość, rozpieszczanie i pozwalanie na wszystko to najgorsze co możemy zrobić.
I nie, nie jestem przeciwniczką adopcji, choć mam nadzieję, nikt tego nie wywnioskował z tekstu. Bardzo szanuję ludzi adoptujących psy i pomagających adopciakom. Chcę jedynie uzmysłowić Wam trudności, jakie mogą pojawić się decydując się na psa. Zarówno kupionego – co pokazywał ten blog przez ostatnie 8 lat, jak i po adopcji, a o takich rzeczach głośno się nie mówi, bo schroniska i fundacje pękają w szwach od porzuconych psiaków i muszą je wyadoptować, by móc pomagać kolejnym nieszczęśnikom. Ale pamiętajcie, że nieprzemyślana adopcja jest krzywdą dla Was i dla adoptowanego psa, a zwrot z adopcji do schroniska jest podwójną traumą dla psiaka. Dlatego uważam, że jeśli chcesz kupić psa – masz do tego pełne prawo i nikt nie powinien negować Twojej decyzji, bo potem to Ty zostajesz z tym psiakiem i jego problemami, nie osoba, która namówiła Cię do adopcji. I ostatecznie decydując się na psa (z jakiegokolwiek źródła, w jakimkolwiek wieku i celu) musisz liczyć się z tym, że mogą Cię dopaść problemy wychowawcze lub zdrowotne, jak również możesz trafić na psa idealnego pod każdym względem. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, ale powiedziawszy A – trzeba powiedzieć i B i wziąć odpowiedzialność za to, co się robi.
Gdy oddanie psa jest wyrazem miłości i odpowiedzialności
Na zakończenie
Czasem jednak oddanie psa to wyraz wielkiej miłości do niego i odpowiedzialności. Zdarza się tak, że poważna choroba uniemożliwia nam opiekę nad psem. Okazuje się, że zmieniamy / tracimy pracę i nie jesteśmy w stanie zapewnić psu dobrostanu lub odpowiedniej ilości czasu i zajęcia. Czasem się okazuje, że dwa psy nie mogą żyć pod jednym dachem i nie idzie tego odpracować, a wieczne nie można separować jednego czy narażać ich na pogryzienia – u nas też miało to miejsce, więc Tusia i Ela przestały mieć ze sobą kontakty (na szczęście mieszkają osobno), ale gdyby mieszkały na stałe razem mielibyśmy poważny problem. Więc jeśli nie jesteśmy w stanie zapewnić psu odpowiednich warunków (żywienie, leczenie, spacery, aktywności czy trening, socjalizacja lub po prostu warunki) wówczas najlepiej znaleźć psu lepszy dom, który zapewni mu lepsze warunki, poradzi sobie z nim itp. – niż męczyć się całe życie, ale znaleźć lepszy dom nie równa się porzucić czy oddać fundacji. Tylko powierzyć swojego przyjaciela komuś, kto da mu lepsze warunki i to też jest bardzo odpowiedzialna, mądra i dojrzała postawa, ale niestety bardzo rzadka, bo z jednej strony trzeba się zaangażować, zrobić casting na nowy dom, niejako wyspowiadać się czemu nie jesteśmy wstanie dłużej zajmować się naszym psem, z drugiej niestety… takie osoby są zewsząd atakowane jako pomioty szatana, które chcą oddać przyjaciela, gdzie zupełnie nie patrzy się na to co jest lepsze dla psa – życie zamkniętemu w łazience, bez zaspokojenia potrzeb, ale “w rodzinie” czy pozwolenie mu na rozpoczęcie nowego spełnionego życia z kimś kto go zrozumie. Więc o wiele częściej widzimy w takich sytuacjach komunikaty – „oddam psa – jeśli za 48h nie znajdzie się chętny trafi do schroniska lub zostanie uśpiony”. Bo tak jest łatwiej i bezpieczniej i niech inni – fundacje, dobre osoby zajmą się naszym problemem. Dlatego…
Kupuj / adoptuj – świadomie!
A na koniec (już ten ostateczny) film, który wyskoczył mi jak tylko skończyłam pracę nad tym tekstem. I zarówno film, jak i opis mówią wszystko o czym, jak zwykle przy długo, chciałam Wam powiedzieć.
Cieszę się, że przeczytałaś/eś ten tekst i będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w formie komentarza. Zawsze chętnie poznam Twoją opinię na dany temat i z przyjemnością o tym podyskutuję. Będę też bardzo wdzięczna, jeśli podzielisz się tym tekstem ze swoimi znajomymi na Facebooku, czy Instagramie. Dzięki temu więcej osób tu dotrze i choć Zamerdani to miejsce na moje przemyślenia, myślę, że warto promować świadome, odpowiedzialne życie z psem, które staram się tu pokazać. Z góry dziękuję i bardzo, bardzo cieszę się, że tu zajrzałaś/eś.
6 komentarzy
Jak zawsze w punkt. Mam w domu psa z adopcji i szczeniula z hodowli. Przetrwałam brak socjalizacji i chorobę sierocą u adopciaka+ mnóstwo innych odpałów , potem obrywało mi się tekstem: “w ciąży jesteś oddaj tego psa bo przecież on nie cierpi dzieci” (moją córkę pokochał, reszty dzieci dalej nie cierpi i ma do tego prawo). Kolej w było : “kto to widiał psu paszport robić i za granicę go wlec” kiefy zmienialiśmy kraj (i przy okazji środowisko co wyszło na zdrowie nam i psu). Przetrwałam też krytykę po wzięciu drugiego psa ptt “nie kupuj! adoptuj”, dorzucono do tego też “kupiłaś w pseudo to teraz masz” kiedy mojemu collie uszy stanęły dęba a ja uznałam, że w sumie to mu tak nawet ładniej i kleić czy “kształtować” to ja tych uszu nie zamierzam. To że Lu nie wygląda jak puchata kulka ale jak pies z marzeń w dzieciństwie cieszy mnie niezmiernie (tak, naszukałam się jak głupia owczarka Collie który kulki nie przypomina, a że po pracujących rodzicach to już trochę przypadek, choć bardzo szczęśliwy dla mnie przypadek). Wracając do tematu, za mało się mówi o takim prawdziwym życiu z psem, bez instagramowych filtrów… bez grających na emocjach spotów. A potem jest “pierdolut” i obrywa się szarą codziennością prosto w nos. Bo pies to też obowiązki, spacery w deszczu i śnieżycy, błocie po kolana. To pies pachnący psem a nie szamponem waniliowym. To syf w aucie i kości pod poduszką na kanapie. Kłaki w zupie. Ogrom kosztów i wydatków (tak, kolejny raz moja “nowa kanapa” została zamieniona na rachunek u veta). Ale to też ogrom miłości i szczęścia ubranego w pluszowe futerko. Psy nie są dla każdego. I mam nadzieję, że zacznie się o tym trochę więcej mówić. I że będzie więcej miejsc takich jak Twój blog które uświadamiają i pokazują prawdziwe życie z psem.
Oj tak, za mało mówi się o realnym życiu, o tym co może być nie tak, a za dużo ludzie widzą psów pięknych, zdrowych i super wychowanych. To nic złego oczywiście, ale potem nie ma się czemu dziwić, że myśli się, że życie z psem to sama tęcza i czekoladki, a osoby zupełnie niedoświadczone kupują psy użytkowe (bo takie mądre na filmach) i zaczyna się dramat i ich i psa. Tak samo jest z adopcją, bo dlaczego ten pies nie jest grzeczny, jak powinien bo ma dom, czemu kundelek choruje, albo dlaczego mam z nim pracować i szkolić go jak to tylko kundelek, po czym okazuje się, że ten kundelek może być nie mniej wymagający co border.
Mojego obecnego psa ON mam z drugiej ręki. W dotychczasowym domu ,,nie sprawdziła się, ponieważ było tam kilka psów ( hodowla i szkoła psia), i to ona wszczynała awantury z psami. Została podjęta decyzja, że lepiej będzie jej jako jedynaczce. U nas jest bezproblemowa, unikam jednak spacerów w dużych psich skupiskach. Gdy mijamy jednego psa, jest ok, jeśli tamten nie podejmuje konfrontacji. Nadal boje się psów,,luzem,, Nawiązuję tu do ,,trzeciej opcji,, gdy ktoś musi oddać psa. Biorąc takiego pod opiekę, znamy jego historię i zwyczaje. U nas się sprawdziło, ale jak dobrze napisałaś każdy jest inny i trzeba czasem zmierzyć się z problemem lub ma się szczęście i jest idylla.
To jest super podejście byłego opiekuna, bo znajduje psu nowemu dom, a nowy dom wie czego się spodziewać! Ale gdyby sunia trafiła do schroniska możliwe, że po adopcji jej problemy mogłaby zaskoczyć opiekunów. Ale najważniejsze, że jej i Wam się udało!
Dawno czyis teskt nie trafił mnie tak bardzo, przez presje otoczenia zdecydowałam się z rodziną na adopcje psiny zamioast kupna, bo jak to jest tyle potrzebujacych zwierzat. I teraz pociecha, która miała dać nam odrobine wiecej szczęścia- jest można powiedzieć koszmarem. I mimo, że pokochałam tą bestie czasem myśle czy nie powinien trafić do kogoś bardziej doświadczonego i z tyłu głowy jest myśl, że jeśli bedzie jeszcze gorzej pozostanie znalezienie mu lepszego domu… Jednak pojawia sie ta wewnetrzna potrzeba pomocy i proby ogarniecia go po mimo przelanych lez i powaznych ran przez ugryzienia, mnostwa wydanych pieniedzy. A i tak ciezko jest widzec lepsze jutro by totalnej niewiadomej i psie powaznie skrzywdzonym w parze z ronie skrzywdzonej włascicielce
Wierzę, że sobie poradzicie i za kilka miesięcy zacznie pojawiać się jakiś przełom. Często bywa ciężko, ale warto walczyć. Chyba że faktycznie nie ma się możliwości i środków by pomóc psu i wtedy lepiej dla niego, ale i przede wszystkim dla nas – znaleźć mu nowy dom. Bo nie ma sensu męczyć się ze sobą, kiedy może u kogoś innego psu uda się pomóc, a i my odzyskamy radość z życia. To trudne decyzję, ale zawsze trzeba wybrać to co najlepsze dla nas i dla psa. Ale wierzę, że Wam się ułoży. 😉