Zamerdani
  • O mnie
    • Dlaczego owczarki niemieckie
    • Reszta Stada
  • Elza
  • Merci i Molly
  • Donner
  • Budzik
  • Blog
    • Z życia psiary
      • Ludzkie szczenię
      • Nasz punkt widzenia
      • Psie anegdoty
    • Psie sporty
      • Agility
      • Bikejoring (rower z psem)
      • Canicross (bieganie z psem)
      • Dogtrekking
      • Frisbee
      • IPO (Posłuszeństwo, trop, obrona)
      • Pozostałe sporty z psem
    • Testy i recenzje
      • Dla opiekuna psa
      • Gadżety, identyfikatory i ubranka
      • Karmy i przekąski
      • Koty testują
      • Legowiska, kennele, maty
      • Leki i suplementy
      • Smycze, obroże, szelki i kagańce
      • Sprzęt sportowy
      • Środki do pielęgnacji
      • Zabawki
    • Zdrowie i choroby
    • Wychowanie psa
      • Szczeniaczkowo
      • Sztuczki dla każdego
    • Wakacje z psem
      • Gdzie na spacer
      • Na górskim szlaku
      • Na weekend
      • Pod żaglami
      • Nadmorskie opowieści
      • Wycieczki bez psów
    • Relacje
      • Wywiady
    • Zrób to sam – DIY
    • Blogowe konkursy i akcje
  • Współpraca
  • Kontakt
  • Newsletter
  • O mnie
    • Dlaczego owczarki niemieckie
    • Reszta Stada
  • Elza
  • Merci i Molly
  • Donner
  • Budzik
  • Blog
    • Z życia psiary
      • Ludzkie szczenię
      • Nasz punkt widzenia
      • Psie anegdoty
    • Psie sporty
      • Agility
      • Bikejoring (rower z psem)
      • Canicross (bieganie z psem)
      • Dogtrekking
      • Frisbee
      • IPO (Posłuszeństwo, trop, obrona)
      • Pozostałe sporty z psem
    • Testy i recenzje
      • Dla opiekuna psa
      • Gadżety, identyfikatory i ubranka
      • Karmy i przekąski
      • Koty testują
      • Legowiska, kennele, maty
      • Leki i suplementy
      • Smycze, obroże, szelki i kagańce
      • Sprzęt sportowy
      • Środki do pielęgnacji
      • Zabawki
    • Zdrowie i choroby
    • Wychowanie psa
      • Szczeniaczkowo
      • Sztuczki dla każdego
    • Wakacje z psem
      • Gdzie na spacer
      • Na górskim szlaku
      • Na weekend
      • Pod żaglami
      • Nadmorskie opowieści
      • Wycieczki bez psów
    • Relacje
      • Wywiady
    • Zrób to sam – DIY
    • Blogowe konkursy i akcje
  • Współpraca
  • Kontakt
  • Newsletter
Zamerdani

tu człowiek schodzi na psy

Karmy i przekąskiTesty i recenzje

Smaczne karmy od Psiastki.pl

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl 7 marca 2023
napisane przez Amelia Bartoń - zamerdani.pl

W obecnych czasach znalezienie karmy o dobrym składzie i w przyzwoitej cenie jest nie lada wyzwaniem. Wszystko drożeje, karmy dla psów drożeją w zastraszającym tempie, a wielu producentów zmienia składy bynajmniej nie na lepsze. Nic więc dziwnego, że wielu opiekunów psów szuka alternatyw dla swojej dotychczasowej karmy lub zupełnie czegoś nowego.

Podobnie jest i u nas. W poszukiwaniu karmy dostępnej cenowo przy trzech psach karmy, która będzie zadowalała mnie jako opiekuna pod względem składu i zaspokoi potrzeby żywieniowe moich piesków, dodatkowo nie powodując problemów brzuszkowych i alergii (szczególnie u Twinsów) trafiłam na karmę od Psiastki.pl i rozpoczęliśmy współpracę w celu przetestowania ich karm mokrych i suchych.



Do testów wybrałam suchą karmę z linii SUPERFOOD z uwagi właśnie na alergie Twinsów, więc zależało mi na przejrzystym składzie – szczególnie pod kątem białek mięsnych. Zależało mi też na dużej zawartości mięsa i wartościowych dodatkach. Jako mięso wybrałam kaczkę, bo jest to najbezpieczniejsze dla dziewczyn białko mięsne. Kolejnym ważnym aspektem był brak zbóż i kukurydzy oraz brak w składzie syntetycznych ulepszaczy smaku, konserwantów, czy substancji poprawiających aromat lub kolor karmy.

Dlaczego linię nazwano SUPERFOOD? Bo poza naprawdę fajnym składem karma ma wiele wartościowych dodatków owoców i warzyw tak jak np. w naszej są to: dynia, burak ćwikłowy, pomarańcza, szparagi, i pasternak. O ich właściwościach możecie przeczytać na stronie producenta – o tu.


Skład karmy wrzucam poniżej:

KARMA SUPERFOOD KACZKA 65%

SKŁAD: Kaczka 65% (świeżo przygotowana kaczka 35%, suszona kaczka 22%, tłuszcz z kaczki 5%, bulion z kaczki 3%), bataty, fasolka, pulpa buraczana, suszona mieszanka produktów Superfoods * (w tym pasternak, burak ćwikłowy, pomarańcza, szparagi, dynia), suplement omega-3, minerały, witaminy, fruktooligosacharydy (192 mg/kg), mannooligosacharydy (48 mg/kg), ekstrakt z oliwek (0,01 %). *Każdy odpowiada 4% świeżych składników

DODATKI DIETETYCZNE NA KG: Witaminy: witamina A 15000 j.m., witamina D3 2000 j.m., witamina E 95 j.m. Pierwiastki śladowe: cynk (jednowodny siarczan cynku) 50 mg, żelazo (jednowodny siarczan żelaza (II)) 50 mg, mangan (jednowodny siarczan manganu) 35 mg, miedź (pięciowodny siarczan miedzi (II)) 12 mg, jod (bezwodny jodan wapnia i jodek potasu) 1 mg, selen (selenin sodu) 0,2 mg

SKŁAD ANALITYCZNY: Białko surowe 28%, Tłuszcz surowy 16%, Włókno surowe 3%, Popiół surowy 9,5%, Wilgotność 8%, Bezazotowe związki wyciągowe (NFE) 35,5%, Energia metaboliczna 376 kcal/100g, Omega-6 2,5%, Omega-3 0,4%, Wapń 2,2%, Fosfor 1,6%

Karma ma trójkątne dość płaskie granulki długości około 1,5cm i wysokości około 4mm. W dotyku są lekko wilgotne i tłuste (nie są przesuszone) i nie kruszą się, ale pokryte są bardzo drobnym pyłem, który podczas skarmiania psów z ręki bardzo szybko się „rozpuszcza” brudząc ręce i saszetkę. Karma delikatnie pachnie, a dzięki zapięciu worka na zapięcie strunowe à’la rzep zachowuje świeżość do ostatniej granulki. Dziewczynki karmę jadły chętnie, w dawce sugerowanej przez producenta.



KARMY MOKRE

Dodatkiem do suchej karmy była paczka karm mokrych, które stosuję jako urozmaicenie żywienia dziewczyn i wykorzystuję do tego maty, kongi czy inne zabawki na jedzenie. Karmy mokre absolutnie kupiły mnie swoim składem, który precyzyjnie podaje ile mamy mięsa w karmie i ile i jakich podrobów, co się nie często zdarza, by tak szczegółowo je rozpisywać. Mając taką wiedzę, co dokładnie jest w karmie, możemy idealnie dopasować karmę pod potrzeby naszego psa unikając tych składników, które mogą mu nie służyć.


Do testów wzięłam wszystkie smaki, bo są tylko dodatkiem do karmienia. Bardzo fajne jest to, że każdy smak puszki ma zupełnie inny skład, jeśli chodzi o dodatek warzyw i innych składników, co daje szerokie pole manewru w urozmaicaniu diety, jaki i doborze odpowiedniego smaku.

MOKRA KARMA PREMIUM KONINA Z MARCHEWKĄ 90% MIĘSA

Skład: 90% koniny (w tym: 60% mięsa mięśniowego, 22% płuc, 11 % serc, 3% krtani, 2% tchawicy, 2% wątroby), 5% siemienia lnianego, 5% marchwi

Składniki analityczne: 12,1% białka surowego, 5,6% tłuszczu surowego, 1,4% popiołu surowego, 0,5% włókna surowego, 78,4% wilgotności, wapń: 1,01g/kg, fosfor: 0,78g / kg, 109,89 kcal/100g substancji oryginalnej.

MOKRA KARMA PREMIUM KACZKA Z GRUSZKĄ 80% MIĘSA

Skład: 80% mięsa kaczki (w tym: 60% mięsa mięśniowego, 19% żołądków, 12,5% serc, 8,5% szyj), 15% świeżej marchwi, 3% prosa, 2% gruszek.

Składniki analityczne: 10,5% białka surowego, 7,9% tłuszczu surowego, 2,6% popiołu surowego, 1,0% włókna surowego, 76,4% wilgotności, wapń: 1,05g/kg, fosfor: 0,85g/kg, 123,08kcal/100g substancji oryginalnej.

MOKRA KARMA PREMIUM JELEŃ Z ŻURAWINĄ 93% MIĘSA

Skład: 93% mięsa z jelenia (w tym: 64,5% mięsa mięśniowego, 26% płuc, 9,5% tchawicy), 5% kaszy gryczanej, 1% żurawiny, 1% porów.

Składniki analityczne: 11,4% białka surowego, 7,2% tłuszczu surowego, 1,2% popiołu surowego, 0,3% włókna surowego, 78,1% wilgotności, wapń: 0,90g/kg, fosfor: 0,70g/kg, 121,08kcal/100g substancji oryginalnej.

MOKRA KARMA PREMIUM BAŻANT ZE ŚLIWKĄ 84% MIĘSA

Skład: 84% mięsa bażanta (w tym: 60% mięsa mięśniowego, 17% żołądków, 16% serc, 7% szyj/kości skrzydeł), 10% świeżej marchwi, 2% kaszy gryczanej, 2% amarantusa, 2% śliwek suszonych.

Składniki analityczne: 9,4% białka surowego, 6,5% tłuszczu surowego, 2,3% popiołu surowego, 0,7% włókna surowego, 78,5% wilgotności, wapń: 1,06g/kg, fosfor: 0,85g/kg, 109,65kcal/100g substancji oryginalnej.


Wszystkie karmy miały fajną zbitą konsystencję z wyraźnie widocznymi dodatkami (w koninie naprawdę jest sporo lnu), ale bardzo łatwo dawało rozprowadzić się ja po matach do lizania czy nadziać nimi kongi. Zdarzają się czasem tak twarde i zbite mokre karmy, że rozprowadzenie ich po matach jest niezwykle trudne, a tu pomimo zwartej konsystencji karmy nie było to trudne, co uważam, za plus. Karmy pachnął obłędnie, kiedy robiłam zdjęcia dziewczynom z produktami i był to czas zbliżającego się obiadu, powiem Wam, że na zapach tych karm ślinka ciekła. Nie zaobserwowałam też żadnych rewolucji brzuszkowych.


PRZEKĄSKI I GRYZAKI



Poza karmą dostałyśmy też Psiatki, czyli smakołyki i gryzaki. Między innymi były to ciasteczka idealnie sprawdzające się na treningi z linii Wiejskie Ciacha bezzbożowe. Drobne, okrągłe, suche i kruche. Nie brudzące rąk, ani saszetki i świetnie pachnące owocem, który jest do nich dodany. Przysmaki funkcjonalne na lśniącą sierść w formie drobniutnich kosteczek. Bardzo dziewczynom podpasowały gryzaki batony mięsne w formie cygar czy Mega Żujki – cienkie mięsne paski . Wszystkie produkty miały bardzo fajny skład i bardzo smakowały terrierkom.



Artykuł powstał przy współpracy z firmą Psiastki.pl

7 marca 2023 1 komentarz
0 FacebookTwitterEmail
Ludzkie szczenięZ życia psiary

Pies i dziecko – pierwszy miesiąc

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl 23 lutego 2023
napisane przez Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że będę wstawać po ósmej, zaczynać dzień od opieki nad dzieckiem, potem jeść śniadanie przy telewizji śniadaniowej, iść z wózkiem i jednym z psów na godzinny spacer, po powrocie cieszyć się kawą z ciastem, by potem zrobić z pieskami trening, porobić dziecku zdjęcia (oczywiście w międzyczasie karmiąc i zmieniając pieluszki), następne słuchać audiobooków z naprzemiennie oglądanym anime, by wieczorem pospędzać czas z M. i zaliczyć szybki spacer z całą bandą psów. Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że tak będzie wyglądał początek 2023 roku, wyśmiałabym go.


A jednak. Nieco ponad miesiąc temu nasza psio-ludzka rodzina powiększyła się o małego człowieka nazywanego ludzkim-szczenięciem. Małego człowieka, który zmienił wszystko i wcisnął nam hamulec w życiu – i to do samego oporu. Cud, że się nie wykoleiliśmy przy tak, gwałtownym hamowaniu, ale teraz, kiedy wszystko niemal się zatrzymało, kiedy docenia się każdą wspólną chwilę i każdą wolną chwilę, mimo że dni wyglądają niemal identycznie, to jest super.
Nie spodziewałam się tego, nie oczekiwałam tego, byłam przygotowana na najgorsze scenariusze, a tymczasem, póki co mam wrażenie, że życie nas rozpieszcza. Bo choć z człowieka, który kochał spanie, musiałam zmienić się w lekko niedospanego studenta po codziennych całonocnych imprezach – to nie narzekam.

Tosia rośnie zdrowo, z dnia na dzień zmieniając się w oczach, a psy są w niej zakochane.
Jak wiecie, niemal całą ciążę przygotowywałam psy na pojawienie się dziecka. Ćwiczyłam z nimi, chodziłam na szkolenia, indywidualne spacery. Pokazywałam im wózek i odzwyczajałam od nieustannego spędzania czasu ze mną (lub na mnie).

Nasza praca nie poszła na marne, choć nie wszystko udało nam się przepracować, ale nie przeszkodziło to w tym, by dziewczyny pokochały Tosię niemal od pierwszego wejrzenia, co na bieżąco możecie śledzić na Instagramie i Facebooku, ale wszystko po kolei.

Pierwsze wspólne chwile

Zapoznanie psów i dziecka

Wiedziałam, że mój powrót ze szpitala może być kluczowy dla relacji. Psy były bardzo za mną stęsknione, w końcu tydzień się nie widziałyśmy, dodatkowo pojawienie się dziecka, emocje wszystkich domowników – to wszystko przekładało się na nadmierne pobudzenie terrierów.
Plan był prosty – M. zostaje z Tosią w aucie, a ja najpierw muszę przywitać i wyprzytulać psy, by miały mnie przez chwilę tylko dla siebie. Kiedy emocje psów opadły, po kilku minutach M. przyniósł Tosię. Nie mogłam i nie chciałam izolować psów od dziecka, a zapoznanie ich było najlepszą opcją, by zrzucić stres i natłok skrajnych emocji. To też wzięłam Tosię na ręce i pozwoliłam dziewczynom ją poznać…

Dziewczyny powąchały Tosię (no… poza Merci, która położyła się obok na dywanie na drzemkę) i bardzo się ucieszyły. U Eli pojawiły się niezdrowe owczarkowe emocje i nie wiedziała, czy przynieść małej pullera do szarpania się, czy płakać wniebogłosy, czy wylizywać ją po rączkach. Natomiast Mollcia wykazała się niezwykłym spokojem i empatią, witając dziecko jak dawno niewidzianego członka rodziny.

Pierwszy dzień razem

Pierwsze dni z dzieckiem

Z dnia na dzień było tylko lepiej, Ela po kilku dniach uspokoiła się i zaczęła wykazywać właściwą dla siebie empatię, która niestety bardzo ją męczy, bo Ela jest psem bardzo wyczulonym na emocje. Często współodczuwa ze mną, mój nastrój jej się bardzo udziela – tak samo nastrój i emocje Tosi, bardzo ją męczą, bo ona to przeżywa gdzieś w środku. Tak bardzo chce pomagać, pocieszać, zdjąć z człowieka złą energię i stres, że przez to sama się bardzo męczy.
I tak zostało do tej pory. Ela bardzo lubi Tosię, ale zbyt długie przebywanie z nią ją męczy i przytłacza. Kładzie się obok, jest z nami, ale widać jej zmęczenie. Dodatkowo jest beneficjentem programu spacer+, bo całą sobą pokazuje, jak jest jej ciężko wymuszając zabranie to właśnie jej na spacer – na poprawę humoru.

Mollcia została matką Polką, kładąc się jak najbliżej dziecka i warcząc na każdego, kto próbował się do niej zbliżyć – nawet na swoje siostry. Dobrze, że mnie i M. do niej dopuszczała. Najbardziej bałam się o to, czy i jak Molly zareaguje na dziecko, tymczasem Molly jest najmądrzejszym i najstabilniejszym psem. Najmądrzej też traktuje dziecko. Najczęściej kładzie się blisko i pilnuje. Kiedy przychodzi do domu, pierwsze co robi, idzie przywitać Tosię. Jako jedyny przejmuje się jej płaczem i idzie do niej po prostu, by być (Ela się zaczyna stresować, a Merci idzie do klatki, bo chce mieć spokój). Mollcia też jako pierwszy pies jako pierwsza zaczęła dawać się dotykać dziecku i inicjować ten kontakt poprzez podawanie Tosi łapy. Szybko zostało to odwzajemnione i Tosia najbardziej cieszy się na noc Mollci (ku rozpaczy Eli). Mollcia też najładniej zaczęła z nami spacerować, chodząc idealnie przy nodze na zupełnie luźniej smyczy.


Merci od początku unikała dziecka udając, że go nie widzi. I tu się wiele nie zmieniło. Marcysia jak zwykle ignoruje wszystko i wszystkich. I najważniejsze, żeby nikt nic od niej nie chciał i nie przeszkadzał jej w samorealizacji. Ale jak nikt jej nie widzi, to podchodzi nawęszyć sobie Tosię, by potem udawać, że tylko przechodziła. Ale kiedy wieczorami karmię Tosię, przychodzi do nas niby przypadkiem siadając tyłem i tylko zerka na mnie i na Tosię, żeby ją pogłaskać.
Mijają tygodnie, a nasze życie jest coraz bardziej poukładane. Tosia uwielbia, kiedy psy bawią się w „demony piekieł” kotłując na dywanie, warcząc i szczekając. Odkręca wtedy do nich główkę machając rękami i nogami, jakby je dopingowała. Kiedy przestają, zdarza jej się wydawać dźwięk podobny do szczeknięcia, jakby chciała je zachęcić do dalszej zabawy. Absolutnie nie rusza jej terrierzy gon, a psia broda to najfajniejsza rzecz, do której można sięgać rączkami.

Jak jest? Jest super!

Pies i dziecko

Po powrocie ze szpitala bardzo szybko zaczęliśmy chodzić na spacery – indywidualne: z wózkiem i jednym psem, jak i w weekendy całą rodziną. Warto było przez rok pracować z dziewczynami bo, mimo że Marcysia dalej się stresuje to jesteśmy w stanie chodzić na indywidualne spacery przy wózku. Zaskakujące jest to, że dziewczyny bardzo naturalnie weszły w spacery przy wózku. Przyznam się Wam, że zanim pojawiła się Tosia, trochę cudowałam by przyzwyczaić je do wózka, który jak tylko pojawił się w domu, powodował nieustanne darcie ryja Twinsów, które oczekiwały go niemal non stop jak był w zasięgu wzroku. Karmiłam je przy nim, robiłam na nim noseworki i choć w pewnym momencie zaakceptowały go na zasadzie mebla, o tyle próby ruszenia go, odpalała terriery na nowo. Ale kiedy wzięliśmy Tosię na pierwszy spacer dziewczyny zupełnie zignorowały wózek. Tak jakby był nieodłącznym elementem naszych spacerów. Potem zapakowałam go koło ich klatki i… wózek przestał dla nich istnieć.

A propos cudowania – kiedy byłam w ciąży, puściłam psom kilka razy płacz dziecka z Internetu, by je przyzwyczaić. Jak się możecie domyśleć, Molly szczekała jak głupia… Ale kiedy pojawiła się Tosia, nie szczeknęła na jej płacz ani razu.
I tak mogłabym wymienić jeszcze wiele historii. I nie chodzi o to, by odpuścić przygotowanie psa na „dziwne nowe” sprzęty i dźwięki, ale jak się okazuje na moim przykładzie, psy są dużo mądrzejsze niż zakładamy.

I tak żyjemy sobie z dnia na dzień, ciesząc się każdą chwilą, spacerując, słuchając audiobooków, ćwicząc z pieskami i bawiąc się z Tosią. To brzmi jak idealny scenariusz. I tak jest. Choć są nieprzespane noce, bóle głowy od wieczornych kolek i krzyków, ale myślałam, że będzie gorzej. Bałam się, bardzo się bałam tych najgorszych scenariuszy, które są bardzo popularne w social mediach, które mają przygotować przyszłe matki i uświadomić przyszłych ojców, że czeka ich… piekło. Tymczasem… poza zmęczeniem… to jest super!


23 lutego 2023 2 komentarze
0 FacebookTwitterEmail
Pod żaglamiWakacje z psemWywiady

Pies na jachcie – praktyczny poradnik

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl 14 lutego 2023
napisane przez Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Kiedy zaczynałam prowadzenie bloga, ponad siedem lat temu, w głowie miałam od samego początku dwa teksy – o tym, jak przygotować psa w góry i jak przygotować psa na żagle. Były (i są) to moje dwa ukochane sposoby spędzania wakacji, które towarzyszyły mi odkąd pamiętam i gdy tylko pojawił się psy w moim domu zaczęły dzielić z nami te aktywności dopełniając ideał moich wakacji.

Kiedy już na blogu pojawiły się te teksty, które szybko zaczęły cieszyć się bardzo dużą popularnością, a moim największym marzeniem, jako początkującego bloggera, była współpraca z magazynem lub portalem żeglarskim. Trochę się z tym marzeniem zeszło, ale w końcu się spełniło.

Dziś publikuję Wam mini wywiad z portalem Tawerna Skipperów na temat psa na jachcie.

Czy z każdym psem można żeglować? Jak przygotować psa na poruszanie się po pokładzie? Czy pies może zabrać na rejs swojego psiego kumpla? Na co zwrócić uwagę, by pies na wypadzie na żagle był zdrowy? Oraz czy łatwiej żeglować z dzieckiem, czy psem? Zapraszam do lektury!

Przeczytaj wywiad na Tawerna Skipperów

Przeczytaj wywiad na Tawerna Skipperów

Czy każdy pies może być wilkiem — morskim oczywiście? Tak wiemy, nic na siłę — ale jak się bardzo chce… Czy można przekonać nieprzekonanego psa? Może powoli oswajać z wodą, jakieś patenty?

To czy pies chce spędzać z nami czas i dzielić nasze aktywności w dużej mierze zależy od relacji wiążącej nas z naszym psem. Z reguły psy chętnie angażują się w to, co robimy i lubią z nami spędzać czas, więc jeśli nasz pies będzie nam ufał, cieszył się na wyjazdy, wspólne spędzanie czasu i proponowane aktywności to z dużym prawdopodobieństwem zostanie „wilkiem morskim”. Oczywiście w tym wszystkim musimy brać pod uwagę przede wszystkim komfort psychiczny naszego psa. Jeśli nasz pies ma problemy na przykład z łapami (trudności w poruszaniu się, które mogłyby być niebezpieczne na pokładzie), boi się niestabilnych powierzchni lub ma szereg innych problemów np. natury behawioralnej, które spowodowałyby, że taki wyjazd byłby dla niego mocno stresujący, a dla nas byłby dodatkowym obciążeniem fizycznym i psychicznym, musimy zastanowić się, czy jest sens zabierać takiego psa na żagle za wszelką cenę. Czy nie lepiej jest zostawić go w domu pod opieką rodziny lub w hoteliku, bo czasem lepiej odpuścić. Z drugiej strony, jeśli mamy zdrowego psa, łączy nas fajna relacja, a psiak ma np. tylko problemy z wodą — nie lubi się kąpać, śmiało możemy spróbować popracować z psem nad tym (jak i nad większością innych problemów tylko musimy zabrać się za to odpowiednio wcześniej i najlepiej skorzystać z pomocy trenera lub behawiorysty, jeśli sami nie wiemy, jak pomóc psu). Wszystko tylko należy zrobić to z głową, by nie pogłębić problemu, a pomóc go psu rozwiązać. Czyli jeśli nas pies przykładowo boi się wody, jeszcze zanim wybierzemy się na żagle, można zabrać psa nad jezioro i spróbować przekonać go do wody, ale nie na siłę. Najgorsze co można zrobić to zmuszać psa do wejścia do wody, wrzucać go do niej czy ciągnąć na siłę za sobą, by zmusić do pływania. Najlepiej zachęcić psa by przyszedł do nas, samemu wchodząc do wody i stopniowo oswajać go z nią czy to przekonując przez zabawę zabawką, czy zaoferowanego smaczka by wchodził coraz głębiej, ale zawsze powinniśmy zostawiać psu możliwość ewakuacji na brzeg, kiedy tylko poczuje się niekomfortowo i nie karcić go za to, przy okazji chwaląc za każdą nową interakcję z wodą — by wejście do wody kojarzyło mu się z czymś fajnym. W wielu przypadkach kamizelka ratunkowa bardzo pomaga psom, które dużo chętniej wchodzą w niej do wody, żeby popływać niż bez niej. Trzeba też pamiętać, że oswajanie z wodą, czy też nauka pływania to proces. Często nie załatwi się tego w jeden wypad nad wodę, choć są psy, które momentalnie się do tego przekonują, ale i takie, które całe życie będą nieprzekonane. Dlatego uważam, że nic na siłę — pies nie musi lubić wody, a może żeglować, przecież nie musimy zmuszać go do wspólnych kąpieli w jeziorze, a i bez nich możemy mieć super wspólny wypad na żagle. A na prawdę dużo problemów można odpracować z psem jeśli zacznie się działać odpowiednio wcześniej, tak by przygotować go na wypad na żagle.


Czy są jakieś psie ćwiczenia na równowagę – takie, które można przećwiczyć jeszcze w domu lub na wybiegu?

Oh tak! Obecnie psi fitness bardzo prężnie się rozwija i można zapisać się na specjalne kursy, jak i znaleźć wiele przydatnych webinarów czy filmów instruktażowych w Internecie. Bardzo fajnie sprawdzają się wszelkiego rodzaju ćwiczenia na poduszkach sensorycznych czy piłkach, które właśnie uczą równowagi i wzmacniają mięśnie, ale również zwykłe ćwiczenia jak: „cofanie się”, „podawanie łap”, „obroty”, „susły” czy przechodzenie przez drążki, które uczą psa koordynacji, pozwalają rozćwiczyć kręgosłup i łapy, a przede wszystkim uczą świadomości ciała — czyli między innymi świadomego stawiania łap, które bardzo pomaga na jachcie, kiedy trzeba uważać na wystające z pokładu elementy, liny czy choćby chodzenie po śliskim deku w przechyle. Oczywiście wiele też znowu zależy od psa, bo są psy z natury bardzo świadome tego co robią, które nie będą potrzebowały takich ćwiczeń i psie łamagi, które potrafią potknąć się na prostej drodze o własne łapy, którym jak najbardziej takie ćwiczenia się przydadzą. Dobrze też nauczyć psa wchodzenia i schodzenia na małe drabinki (takie, z których korzysta się w domu, by zdjąć coś z wysokich szafek), bo wiele łódek, żeby zejść pod pokład, właśnie ma podobne schodki / drabinki i często okazuje się, że stanowią problem dla psa, który nie potrafi spokojnie po nich wejść/lub zejść i stara się je przeskoczyć, albo opiekun musi go podnosić.

Kamizelki dla psów – czym się kierować podczas zakupu? A kamizelki chłodzące — o co z nimi chodzi? Czy nie wystarczy psa zamoczyć, żeby się schłodził?

Jeśli chodzi o kamizelki ratunkowe — to tak jak u ludzi, przede wszystkim wypornością, by dobrać odpowiednią wyporność do wagi psa. Ale również rozmiarem, bo mamy psy różnej budowy, więc źle dobrany i dopasowany kapok mógłby się zsunąć z psa w wodzie. W skrajnych przypadkach można na niego dodatkowo zapiąć szelki, żeby lepiej go dopasować do psa, jednak dobrze dobrane kapoki, dobrej jakości są już tak skonstruowane, że pełnią funkcję kapoku i szelek zarazem poprzez, chociażby zamontowaną na plecach rączkę, za którą można podnieść psa z wody. Uważam, że na jachcie kapok dla psa jest elementem obowiązkowym, szczególnie kiedy pozwalamy psu chodzić po pokładzie. W przypadku wypadnięcia za burtę raz pozwala łatwiej utrzymać się psu na wodzie, dwa — z uwagi na odblaskowy zazwyczaj pomarańczowy lub żółty kolor widać go z daleka i łatwo rozpocząć nam czy innym żaglarzom akcję ratunkową. Ceny kapoków wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset złotych i tak naprawdę to od nas zależy, czego potrzebujemy. Moje psy mają kapoki raczej z tej dolnej granicy cenowej i całkiem dobrze nam się sprawdzają. Jednak gdybyśmy planowali bardziej ekstremalne wypady niż żeglowanie rekreacyjne, czy psy też pracowały, by w wodzie (jak chociażby psy WOPR’u), zainwestowałabym w sprzęt z górnej półki.

Kamizelki chłodzące (kamizelki / płaszczyki / bądź też chustki) są to natomiast „ubranka” które zmoczone w wodzie i założone psu mają za zadanie go schłodzić przez dłuższy czas. Kiedy cumujemy na brzegu, na dziko nie ma problemu ze schłodzeniem psa w wodzie, natomiast w porcie już ten problem się pojawia, bo można się kąpać tylko na kąpieliskach, a na większości kąpielisk jest zakaz wprowadzania psów. Tak samo, kiedy jesteśmy na środku jeziora i mamy upalne lato. Kąpiel za łódką na szlaku wodnym jest niezgodna z przepisami i raczej niebezpieczna (choć wiele osób to robi), więc może być nam ciężko schłodzić psa, szczególnie kiedy jeszcze nie mamy flauty, tylko konkretnie wieje. Takie kamizelki też super sprawdzą się u psów, które nie lubią się kąpać, mają problemy skórne i nie powinien być moczony lub my nie chcemy moczyć psa, bo wiemy, że nie długo będzie musiał zejść pod pokład, a spanie z mokrym psem w małej, zamkniętej przestrzeni jest wątpliwą przyjemnością. Mimo kamizelki chłodzącej trzeba bardzo uważać na psa na pokładzie, szczególnie kiedy mamy bardzo upalne dni, by go nie przegrzać, bo psy tak jak i ludzie mogą dostać udaru cieplnego i wcale nie jest to rzadka przypadłość.

Sprytne patenty na sierść – tak, mały odkurzacz rządzi. Czy coś jeszcze? Może takie rolki do ubrań – czy to ma sens?

Groomer! Zdecydowanie przed wypadem na żagle polecam odwiedzić groomera, który skutecznie wyczesze/ostrzyże/wytrymuje psa (w zależności od rasy) co pozwoli zminimalizować sierść pod pokładem. Oczywiście warto też zabrać szczotkę, by systematycznie przeczesywać psa szczególnie po kąpieli, a materace zabezpieczyć prześcieradłami lub kocami. Co do ich późniejszego czyszczenia mały ręczny odkurzacz jest zbawieniem. Rolki do ubrań też się super sprawdzą, jak i szczotki z gumowymi zębami dedykowane właśnie do usuwania sierści.

Przeziębiony psi ogon — jakieś porady? A uszy?

Na syndrom „zimnego ogona” nie wiele można poradzić. Są psy, których to nie spotka nigdy i takie, którym może się przydarzyć. Na pewno nie należy przesadzać z kąpielą w zimnej wodzie (jak i ilością i długością kąpieli psa w ogóle) i unikać szoków temperaturowych, czyli z bardzo wysokiej temperatury, jaką mamy na dworze schładzać psa w bardzo zimnej wodzie. Po kąpielach też trzeba dobrze wytrzeć i osuszyć psa, żeby nie dosychał przez kilka godzin, szczególnie jeśli mamy rasę z obfitym futrem i podszerstkiem, które długo będą wilgotne. Jeśli już natomiast przydarzy nam się przeziębienie ogona (lub cokolwiek co nas niepokoi) najlepiej niezwłocznie udać się do weterynarza, bo o ile niektóre przypadki same dość szybko przechodzą, o tyle u sporej części psów jest to bardzo bolesne (utrudnia poruszanie się, a nawet załatwianie potrzeb) i nieleczone może się tylko nasilać.

Co do uszu, po kąpieli zawsze jest dobrze wytrzeć je papierem lub wacikiem, ale jak to zrobić — też najlepiej poprosić weterynarza by pokazał to, jeszcze zanim wybierzemy się nad wodę.

Warto też przeglądać systematycznie psa, gdyż po częstych kąpielach (szczególnie u psów z gęstym podszerstkiem) na skórze mogą pojawiać się „hot spoty” czyli stan zapalny skóry, albo reakcje alergiczne dlatego zawsze po kąpieli trzeba dobrze dosuszyć psa. A po bieganiu po piasku przejrzeć opuszki łap, bo zdarza się, że ziarenka piasku mogą je pokaleczyć.

 

Challenge: więcej, niż jeden pies na pokładzie — z czego tylko jeden jest nasz. Czy to ma sens?

I tak i nie. Jeśli psy się znają, znamy opiekuna drugiego psa i wiemy czego się po nich spodziewać, jest to możliwe. Wszystko zależy od ogarnięcia się naszych psów i ich wychowania, wielkości oraz osób umiejących żeglować. Prawda jest taka (przynajmniej w naszym przypadku), że kiedy żegluje z nami pies, najczęściej ja jestem wyłączona z większości manewrów i prac na jachcie, bo ogarniam psa (o ile nie jest wysłany pod pokład), szczególnie kiedy bardziej wieje. Zakładam więc, że opiekun drugiego psa, również częściowo byłby wyłączony, zatem załoga na jachcie mocno nam się ogranicza. Moje psy, mimo że mogę uznać je za całkiem wychowane i posłuszne wymagają jednak dużo uwagi (miewają głupie pomysły, szczególnie kiedy są w stadzie i potrafią się wzajemnie nakręcać) więc żeglowanie z więcej niż jednym moim psem byłoby uciążliwe i niepraktyczne. Dlatego wydaje mi się, że byłoby to dość trudne z dwoma psami, które na co dzień nie mieszkają ze sobą. Emocje, może strach, nagromadzona energia, która nie zawsze jest dostatecznie rozładowana, ciasne pomieszczenie pod pokładem — to wszystko może spowodować, że między psami może dojść do konfliktu, bo jednak są to warunki zupełnie inne niż spacer, czy wspólny wypad do knajpy na kawę. Oczywiście nie jest to niemożliwe, jednak opiekunowie psów muszą naprawdę dobrze się znać a ich psy lubić, by było to w pełni bezpiecznie i komfortowe. Ostatecznie pod pokładem nie ma aż tyle miejsca — psa (średniego i dużego) należy traktować jako kolejną osobę, więc przestrzeń automatycznie nam się zmniejsza, a jednak ktoś tę łódkę musi obsługiwać, kiedy opiekunowie psów na środku jeziora, albo podczas manewrów portowych muszą zażegnać jakiś psi kryzys.

Łatwiej się żegluje z małymi dziećmi czy z psami?

Sama jeszcze z córką nie żeglowałam (musi poczekać kilka lat, bo niedawno się urodziła), ale myślę, że mogę odpowiedzieć na to pytanie, patrząc na siebie i siostrę (nas rodzice zabierali na żagle, kiedy ja miałam około 3 lat, a siostra niespełna 2 lata), a potem całą rodziną żeglowaliśmy z naszym pierwszym psem (kiedy miałyśmy z siostrą koło 11 i 14 lat), później już jako dorośli ludzie pływaliśmy z psami.

Wydaje mi się, że z psem jest dużo łatwiej z uwagi na samą logistykę planowania dnia. Wychowany pies, któremu zapewnimy odpowiednią aktywność, treningi i zabawy przed wypłynięciem i po zacumowaniu, przez zdecydowaną większość żeglowania będzie spał. Nie będzie domagał się zabaw i atencji. Psy zazwyczaj nauczone są jedzenia o stałych porach (raz-dwa razy dziennie), więc w trakcie żeglugi nie musimy się martwić o to, czy zgłodnieje. Ostatecznie odesłany pod pokład, kiedy warunki tego wymagają, poza ewentualną histerią, raczej grzecznie będzie tam siedział tym bardziej, jeśli damy mu naturalnego gryzaka do żucia, który zajmie go na kilkanaście minut lub dłużej. Oczywiście z psem jest trudniej rozwiązać problem załatwiania potrzeb, ale tak jak w domu, jeśli pies zostaje sam na czas naszej pracy te 8-9 h z dużym prawdopodobieństwem na jachcie też tyle wytrzyma, choć z uwagi na częste kąpiele trzeba mieć na uwadze to, że może chcieć częściej korzystać z lądu.

Dziecko wymaga według mnie więcej uwagi i zajmowania się nim: zabawy czy wspólnego spędzania czasu. O ile żeglowanie jest super i mnie jako dziecku podobało się nie mniej niż osobie dorosłej, o tyle cały dzień na wodzie to jest dla dziecka za dużo. W międzyczasie trzeba mu zrobić obiad albo przekąskę. Trzeba się z nim pobawić, zorganizować jakieś zajęcia czy to położyć na drzemkę. Wysłane pod pokład nie koniecznie może chcieć tam zostać lub kiedy są duże przechyły, może się bać i wówczas trzeba takie dziecko wesprzeć i nie zostawiać samemu. Niewątpliwie jest to wykonalne i przy dobrej organizacji rodzicom nie będzie to przeszkadzało, ale patrząc z perspektywy tego, kiedy my z siostrą byłyśmy dziećmi i ile czasu rodzice na żaglach musieli nam poświęcać, a jak wymagające bądź też w porównaniu do nas, nie wymagające były moje psy, to wydaje mi się, że z psem jest łatwiej. Ale to też kwestia tego, jakie mamy psy, jak bardzo są wymagające i posłuszne. Oraz jakie mamy dzieci — analogicznie jak bardzo wymagają naszego zaangażowania, jak są wychowane i jak przygotowane do żeglowania. Bo są dzieci, które z powodzeniem zajmą się sobą czy to same się bawiąc, czy rysując, czy już nieco starsze czytając książkę lub aktywnie uczestniczyły w żeglowaniu i takie, które będą potrzebowały we wszystkim zaangażowania i wsparcia rodzica, a przez większość czasu będą się nudzić. Podobnie zresztą jest z psami — są takie, które po odpowiednim porannym zmęczeniu przez większość dnia będą nam towarzyszyły, nie bardzo dając nam odczuć swoją obecność i takie, które będą non stop pobudzone, rozemocjonowane i wpychające nam zabawkę w ręce, bo nie nauczyły się odpoczywać lub żeglowanie wyzwala w nich taki stres bądź też inne emocja, że nie będą w stanie się uspokoić.

Na pewno jedno i drugie ma wady i zalety, na pewno jedno i drugie da się połączyć. Kwestia tego, co dla nas jako rodziców/opiekunów jest bardziej wymagające i jakie dzieci/psy mamy.

Wywiad powstał we współpracy z portalem Tawerna Skipperów (przeczytasz tutaj tekst) – miejscem w Internecie, dla prawdziwych wilków morskich (i jeziorowych ).

14 lutego 2023 0 komentarz
1 FacebookTwitterEmail
Nasz punkt widzeniaZ życia psiary

2022 – to był wyjątkowo psi rok

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl 1 stycznia 2023
napisane przez Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Kiedyś czekałam z niecierpliwością na Nowy Rok. Był to czas, kiedy rano otwierałam pamiętnik, pisałam podsumowanie roku, a potem na dołączonej osobnej kartce, którą chowałam do przyklejonej koperty, spisywałam życzenia, plany i wszystko to co przekazać sobie za rok. Potem odnajdywałam zeszłoroczną kopertę i odhaczałam co udało mi się osiągnąć i zmienić. Jednak wiele lat temu zarzuciłam pisanie pamiętnika. Za to powstał blog, na którym co roku robiłam podsumowanie roku i plany na kolejny. Jednak od jakiegoś czasu, chyba od śmierci Dosia pisanie takich podsumowań nie przynosi mi już radości. Jednak robię to nadal, bo jednak pod koniec roku zawsze wspominam sobie, co też działo się rok-dwa-trzy temu. I gdybym nie malała tego mojego blogowego pamiętniczka, wiele wspaniałych wspomnień zniknęłoby bezpowrotnie.

Ogólnie rok 2022 należy wrzucić do szufladki: „całkiem udany”. Przede wszystkim dlatego, że po latach starań w końcu spodziewamy się dziecka i już za niespełna dwa tygodnie Tośka wywróci nasz psi świat do góry nogami. I choć początki były bardzo ciężkie, pokrzyżowały mi bardzo plany i doprowadziły mnie do otarcia się o depresję, wszystko dość szybko się ułożyło. Z psiarskiego punktu widzenia był to o dziwo (bo tak się nie zapowiadał) wyjątkowo dobry i udany rok – myślę, że jeden z lepszych, takie jak najlepsze mieliśmy z Dosiem. Pełen szkoleń, treningów, spotkań i realizacji marzeń. No ale po kolei! Aby tradycji stało się zadość podsumowanie ostatnich dwunastu miesięcy, w dwunastu krótkich akapitach.

Styczeń

W styczniu uczyliśmy się dalej życia z trzema psami, życia z adopciakami. Choć momentami było ciężko, coraz lepiej się dogadywaliśmy, dziewczyny były też coraz pewniejsze. Zaczęłyśmy domowe ćwiczenia posłuszeństwa i w ramach socjalizacji zaczęliśmy pierwsze spacery po mieście i statystowanie na warsztatach weterynaryjnych.

Najfajniejszy wpis z tego miesiąca – chyba ten o moich przemyśleniach jak wygląda życie z trzema psami w porównaniu do dwójki i jednego psa.

Jeden pies, dwa psy, trzy psy!

Luty

W lutym dopadła mnie straszna grypa, która skończyła się zapaleniem oczu. Jak później (dużo później) się okazało był to dość istotny dla kobiet w ciąży wirus, który bardzo dobrze, że zdążyłam odpowiednio wcześnie przechorować. Tak, u nas zdecydowanie nic, nie dzieje się przypadkiem – nawet choroby. W kwietniu dla przykładu kupiliśmy SUVa, no bo zawsze planowaliśmy takie auto – jak pojawi się dziecko, widać kolejność musiałą być odwrotna, ale wszystko ma swój czas i miejsce. Chcąc pomóc Twinsom w zbudowaniu pewności siebie, zapisałam je dość spontanicznie na kurs noseworku w SpaceDog, jak zwykle nie zdając sobie jeszcze wówczas sprawy z tego, że ten kurs bardzo wiele zmieni i pozwoli nam odkryć nowe psio-ludzkie pasje. A ja tylko chciałam niezbyt trudne zajęcia, które zmuszą Twinsy do popracowania nad odwagą… Dodatkowo też zaczęłam z Twinsami pracę nad samodzielnością wdrażając w ich bliźniacze życie spacery indywidualne.

Najfajniejszy wpis z tego miesiąca to zdecydowanie tekst o adopcji o tym, z czym może zmierzyć się przyszły opiekun adopciaka, czy adopcja jest dla każdego jak bardzo odpowiedzialna i przemyślana być powinna.

Adopcja czy kupno psa? – O tym możesz nie wiedzieć.

Marzec

W tym miesiącu działo się wyjątkowo dużo! Twinsy dalej noseworkowały, a my co sobotę zabieraliśmy je na spacer do miasta i winebaru. Przywróciłam projekt Zamerdanych Spacerów i choć pięknie się rozwijał do maja pozwalając mi na fajną socjalizację Twinsów i poznanie nowych psiarzy, później znowu został zarzucony, przez ciążę i problemy, nad czym bardzo ubolewam. Udało nam się też pojechać na przedłużony weekend w Beskidy i choć śnieg mocno pozmieniał nam plany, to był to cudowny zapsiony wypad w góry.

Najfajniejszy tekst z bloga – to chyba ten o noseworku, bo te szkolenia zapoczątkowały nasz treningowy rok no i były preludium do truflarstwa!

Mały wielki krok – Twinsy mierzą się z Nosework

Kwiecień

W kwietniu sporo pracowałam, byliśmy z psami dwa razy w Woli, żeby ją odgruzować i przygotować do wynajmu, korzystając z tych wyjazdów zabraliśmy dziewczyny w nasze ulubione miejsca spacerowe – do Młochowa do parku i naszego ukochanego lasu, na łąki i hopsalnie czy do Radziejowic. Rozpoczęłyśmy też przygotowania z Mollcią i z Elą do Hard Dog Race, a dzięki badaniom profilaktycznym dowiedzieliśmy się, że Merci ma wadę serca (dość istotną, ale nie wpływającą, póki co na jej życie), więc dlatego też to Molly została wytypowana do treningów. Jak z czasem się okazało, Merci mimo swojej wady serca jest zdrowym, silnym i aktywnym psem więc nie ma przeciwwskazań do zawodów, ale w przypływie pierwszej paniki postanowiłam wyłączyć ją z treningów.

Tutaj nie ma co wybierać, jeśli chodzi o teksty, bo w kwietniu był tylko jeden:

Hard Dog Race do potęgi trzeciej!

Maj

Maj zmienił wszystko. Można powiedzieć, że był spełnieniem marzeń, a zarazem zniszczył mi wszystkie plany, odbierając nawet najmniejsze normalne radości. Plan był prosty: kontynuować pracę, wziąć udział w zawodach, zaplanować wyjazdy na czerwiec i wakacje i ogólnie cieszyć się życiem, które miałam całkiem poukładane i które lubiłam. Kręciło się między pracą, psami, wyjazdami i treningami siatkówki, ale zupełnie mnie satysfakcjonowało.

I wtedy okazało się, że jestem w ciąży. Z jednej strony wielka radość, bo tyle się staraliśmy i już powoli traciliśmy nadzieję, że kiedyś nam się to uda… z drugiej… z dnia na dzień musiałam zrezygnować z aktywności, z HDR, który miał się odbyć dosłownie za kilka dni, z siatkówki, ograniczyć spacery, by ostatecznie wylądować w drugiej połowie maja na dwa miesiące w łóżku. Możecie sobie tylko wyobrazić, jak było to dla mnie ciężkie.

Najlepszy tekst maja: paradoksalnie nie o ciąży, bo ten się pojawił później, nawet nie pierwsza rocznica śmierci Dosia, a tekst o tym, że mimo że mam trzy psy to każdego z nich kocham trochę inaczej:

Tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie… jak kocha psia matka?

Czerwiec:

Czerwiec upłynął mi pod znakiem leżenia w łóżku, zastanawiania się, na co mi to było i czy to jest na pewno to, co chciałam. Jak pisałam wcześniej, bardzo lubiłam swoje dotychczasowe życie i nie sądziłam, że z dnia na dzień będę musiała je tak diametralnie zmienić. Więc w czerwcu nie wiele co się działo, poza tym, że przyłapałam kilka razy Molly na przeskakiwaniu ogrodzenia, żeby pooglądać sobie wiewiórkę… Na szczęście dość szybko zostało to ukrócone, a na blogu powstał tekst o tym: Jak nie zgubić adopciaka:

Jak nie zgubić adopciaka? Nasze sposoby zabezpieczenia psa przed zgubieniem.

Lipiec

To był miesiąc mojego wielkiego powrotu do żywych. I choć masakrycznie wkurzały mnie ograniczenia spacerowania tylko z jednym psem, nieprzemęczania się, spacery do pięciu kilometrów – niezwykle cieszyłam się, że mogę stosunkowo normalnie funkcjonować, choć kończący się pierwszy trymestr dał mi mocno po tyłku i bardzo negatywnie patrzyłam w przyszłość.

Mimo to musiałam znaleźć sobie jakieś sensowne zajęcie, żeby doszczętnie nie zbzikować od tych zakazów i ponurych myśli. Tak więc postanowiłam pochodzić z psami na szkolenia – w końcu nic tak nie poprawia nastroju, jak czas spędzony z psami! Molly zapisałam na podstawowy kurs posłuszeństwa, w międzyczasie wpadły nam pojedyncze spotkania z podstaw Rally-O, w których udział wzięły zarówno Molly, jak i Ela. Dodatkowo zrobiliśmy sobie z M. i Elą super weekend w Zamościu, a żeby przypieczętować moje wstanie z łóżka, dziewczyny zafundowały mi maraton weterynaryjny: najpierw jakiś kot pogryzł Molly (Na mojej własnej działce!), potem pojawiły się problemy Eli z kręgosłupem, by ostatecznie rozpocząć diagnostykę Molly pod kątem problemów z brzuszkiem. Jak się później okazało wszystkie dolegliwości alergiczne, brzuszkowe z sierścią i gruczołami związane były z tragicznym pogorszeniem jakości karmy, którą dotychczas jadły. więc zaczęliśmy wielkie poszukiwanie czegoś, co im będzie służyć. Łapa Mollci, choć z problemami, ale w przeciągu dwóch tygodni od pogryzienia wyleczyła się. Trochę więcej było gimnastyki z Elcią, ale po miesiącu leczenia i rehabilitacji – tak w ramach nadrabiania straconego w łóżku czasu doszły jeszcze wizyty u zoofizjoterapeuty – udało nam się przywrócić sprawność ogona i na razie tfu, tfu zarówno ogon, jak i Ela mają się dobrze. W lipcu byliśmy jeszcze na wycieczce w Jacie i w Nałęczowie, więc powoli zaczęliśmy korzystać z wakacji – choćby weekendowo.

Z lipcowych tekstów, to chyba podrzucę Wam ten o moich rozkminach na temat ciąży, bo naprawdę mało się mówi o tym, co w ciąży jest złe, co przytłacza kobiety i wbrew pozorom o tym, że nie przygotowuje się nas psychicznie na to wszystko, co może nas spotkać – za to nieustannie pokazuje się nam tylko tęcze i jednorożce, a wcale tak nie jest i nie łatwo to sobie poukładać w głowie – nawet jeśli się tego bardzo chciało:

Już nie tylko psia matka.

Sierpień

W Sierpniu byliśmy z Elą w górach (chodząc po płaskim), ja olałam zalecenia i wróciłam do spacerów z trójką psów, szczególnie że mogłam wrócić do normalnych długości spacerów. Przeprosiłam się też, a raczej zaprzyjaźniłam z Flexi, bo jak się okazało jak ma się trzy ogarnięte psy i idzie do lasu w godzinach, kiedy spotkanie kogoś dosłownie graniczy z cudem – Flexi nie jest takim złym pomysłem. W poszukiwaniu też nowych suplementów dla Eli i dla wsparcia jej kręgosłupa, oraz dla Mollciowych łapek rozpoczęłam współpracę z firmą Dianamed i o dziwo znalazłam suple, które bardzo ładnie wpasowały się w potrzeby moich psów i choć nie spodziewałam się tego, bo z dotychczasowych supli byłam całkiem zadowolona Dianamed zostały z nami i towarzyszą moim psom nieprzerwanie do dzisiaj. W sierpniu było znowu mało tekstów, bo i czasu było mało. Każde popołudnie miałam zaplanowane pod psy – jak nie spacery to szkolenie Molly, jak nie szkolenie Molly to szkolenie Merci bo, mimo że zwlekałam z rozpoczęciem jej szkolenia, chcąc by nabrała maksymalnie dużo pewności siebie, kiedy już zapisałyśmy się na szkolenie to od razu wylądowałyśmy na zaawansowanym szkoleniu miejskim (w terenie) i o dziwo Merci wyjątkowo się to spodobało. A i jeszcze w między czasie dwa razy w tygodniu jeździliśmy z samego rana nad jezioro, gdzie Twinsy uczyły się pływać.

W sierpniu więc powstał tylko jeden wpis w związku z tym, jak szukałam suplementów dla Eli i żeby informacje, które zgromadziłam nie przepadły zebrałam je w formie wpisu:

Porównanie suplementów na stawy dla psów

Wrzesień

Spacerom nie było końca, ciesząc się, że w miarę dobrze się czuję, ogarniam trójkę dziewczyn niemal, każdy dzień zaczynałyśmy spacerem, a ja w poszukiwaniu nowych miejsc spacerowych odkryłam zapomniany przez lata las Sherwood, do którego uwielbialiśmy jeździć z Budzikiem. Jakie to było niesamowite odkryć po ponad 10 latach na nowo miejsce, które tak bardzo się lubiło. We wrześniu dalej trenowałam z dziewczynami. Molly zakończyła swoje szkolenie, a Merci zapisała się na szkolenie z zaawansowanego posłuszeństwa, no bo jak wspomniałam wcześniej – musiałam mieć jakieś zajęcie. Więc, żeby nie odpuszczać, do kompletu rekreacyjnie z Elą zrobiłyśmy sobie przypominający kurs Do As I Do w Akademii Pana Psa, bo jedno szkolenie w miesiącu to za mało. Na blogu pojawiło się podsumowanie problemów zdrowotnych dziewczyn, ale najważniejszy wpis to ten o naszym przygotowaniu domu i psów do pojawiania się Tosi.

Gdy pojawia się dziecko pies musi odejść…?

Październik

Jeśli istnieje coś takiego jak roczna ilość wychłodzonych kilometrów, która statystycznie musi się zgodzić, to październik wyrównał leżący maj i czerwiec. Praktycznie co tydzień jeździliśmy do Lasów Janowskich na grzyby i spacery robiąc po 10-15km i odkrywając piękno tamtego miejsca. Nasze Janowskie wyprawy bardzo przypominały mi zwiedzanie Kampinosu i były bardzo miłą rekompensatą za miesiące ograniczeń. I choć jeszcze nie wszystkie trasy opisałam trzy najfajniejsze zdążyły się już pojawić na blogu, a między nimi Rezerwat Szklarnia od którego wszystko się zaczęło:

Rezerwat Szklarnia – Lasy Janowskie

A no i jeszcze Merci i Ela przeszył sterylizację.

Listopad

Nikt nie spodziewał się tego, co wydarzy się w listopadzie. Zdecydowanie największym zaskoczeniem, zdziwieniem, ale i sukcesem był rozpoczęcie przygody z truflarstwem. Zaczęło się niewinnie od tego, że M. przywiózł mi trufle. A skończyło się na warsztatach z detekcji trufli orgazniowanych przez Psy na tropie przyrody, odkryciem potencjału Eli i Merci i wielką zajawką na pracę węchową moich psów, która do tej pory lekko mówiąc gardziłam. Oczywiście dalej spacerowaliśmy po Lasach Janowskich. Tym razem sterylizację przeszła Mollcia, a ja zaczęłam powoli diagnostykę jej łap i ich przewrażliwienia. Na razie wyeliminowaliśmy pasożyty krwi i odkleszczówki. Ogólnie łapy też wydają się być ok, pod kątem jakichś zwyrodnień czy urazów, choć zaskakujące jest to, że w jednej nodze miała zerwane więzadło (kuleje czasem na drugą), a podczas sterylizacji wyszło podejrzenie, że miała już robioną kiedyś operację, bo ma na brzuchu bliznę – także historia Mollci jest jeszcze większą zagadką niż przeszłość używanego samochodu.

O truflach oraz miłości do psów, jedzenia i podróży

Grudzień

Był to czas, kiedy zaczęłam odczuwać ostatni miesiąc ciąży, właściwie ciążę jako ciążę. Trochę zwolniłam, by po świętach wylądować w łóżku z grypą, ale jak na dziewiąty miesiąc i dziecko, które bardzo pragnie dobić do 4kg, byłam całkiem żwawą ciężarną. Ćwiczyłam sobie różne rzeczy z pieskami, spotykałam z przyjaciółmi, w międzyczasie kompletowałam rzeczy dla siebie i Tosi. I choć choroba położyła mnie w ostatnim tygodniu do łózka, z którego ciągle nie mogę się wygrzebać, chyba ostatecznie po tak intensywnym psim pół roku zasłużyłam na odpoczynek i regenerację sił przed nieuchronnie zbliżającą się nową przygodą.

Z grudniowych tekstów podrzucę Wam ten o potrzebie wspierania psa w sylwestra:

Paradoks wsparcia

No i cóż. To by było na tyle. Nie wiem, czy w styczniu przeczytacie coś jeszcze ode mnie, bo będzie to wyjątkowo zakręcony czas, ale mam nadzieję, że kiedy nauczymy się życia w nowej rzeczywistości wrócę do Was z nowymi przygodami moich praterrierek i ich ludzkiej siostry. W końcu mam na ten rok mnóstwo planów, bo na majówkę chcę jechać w góry. We wrześniu nadrobić zaległości z zeszłorocznego Hard Dog Race i nie dam się wyrolować z tych zawodów, nawet jakbym miała biec z dzieckiem w chuście. Bardzo marzy mi się też zabranie Twinsów nad morze, by mogły pobiegać po plaży, no i nie byłabym sobą, gdybyśmy nie spróbowali detekcji trufli w terenie, ale już takiej prawdziwej, bez podkładania próbek tylko wzięcie udziału w prawdziwym psim polowaniu na truflę.

Jak widzicie nie są to wielkie plany, choć biorąc pod uwagę to, jak zmieni się nasze życie może być to nie lada wyczyn… ale szczerze? Jestem optymistką, bo skoro ogarnęłam Dosia, skoro żyję z trzema praterrierami, dałam sobie radę z Twnsami, to dziecko nie może być dużo bardziej skomplikowane. No przynajmniej ono przez pierwszy rok nie powinno się rzucić nikomu do gardła, jak na chwilę spuszczę je z oczu.

Także wszystkiego dobrego Moi Drodzy w tym 2023 roku. Trzymajcie za nas kciuki, bo do unboxingu został nam nieco ponad tydzień i mam nadzieję do przeczytania już nie długo w powiększonym stadzie.

1 stycznia 2023 3 komentarze
0 FacebookTwitterEmail
Nowszy wpis
Starszy wpis

Najnowsze komentarze

  • Amelia Bartoń - zamerdani.pl o On wróci… Choć może w innym futerku…
  • Ola o On wróci… Choć może w innym futerku…
  • Ola o On wróci… Choć może w innym futerku…
  • Amelia Bartoń - zamerdani.pl o W poszukiwaniu wilków – wyprawa na Wilczą Górę.
  • roobert o 2022 – to był wyjątkowo psi rok
  • gość o W poszukiwaniu wilków – wyprawa na Wilczą Górę.
  • Robert o Smaczne karmy od Psiastki.pl
  • Amelia Bartoń - zamerdani.pl o Pies i dziecko – pierwszy miesiąc

Warto przeczytać:

  • Indeks potrzeb psa
  • Jak wybrać dobrą karmę
  • Adopcja czy kupno psa?
  • Kolczatce mówimy nie!
  • Jak przygotować się na rejs z psem?
  • Jak przygotować psa w góry?
  • Jak zacząć biegać z psem?
  • Śmierć psa gdy pupil odchodzi…
  • Pies w lesie powinien być na smyczy

Najczęściej czytane

  • Strona główna
  • Prawa i obowiązki…
  • Psie sztuczki
  • Szczeniak nie chce…
  • Agility – zrób to sam!
  • Dolina Noteci – testy
  • Choroby oczu u owczarków
  • Z psem na Szczelińcu…
  • Jak przygotować psa w góry
  • Facebook
  • Twitter
  • Instagram
  • Youtube
  • Email

@2019 - All Right Reserved. Designed and Developed by PenciDesign


Do góry