Z dnia na dzień co raz bardziej przyzwyczajamy się do życia w 'centrum’ miasta, a raczej miasteczka. Znaleźliśmy trasy spacerowe po miasteczku, gdzie są pasy zieleni na psie potrzeby, poznaliśmy drogi między sadami, gdzie można pospacerować, znaleźliśmy plac na którym możemy ćwiczyć posłuszeństwo nikomu nie przeszkadzając. Największy problem mieliśmy z tym – gdzie się pobawić? Przy ulicy? Nie bezpiecznie. Koło naszego osiedla gdzie jest kawałek zieleni? Nie bezpiecznie ze względu na tony potłuczonych butelek i całkiem sporo pańskich / bezpańskich psów, które włóczą się po okolicy non stop. Nie ma bardzo gdzie. Wujek Google pokazał na, że nie daleko jest Lądowisko w Grójcu. Nie jestem pewna czy aby na pewno na nie trafiłam, ale na sto procent trafiłam na kawałek ziemi bez sadów i asfeltu. Bez szkieł i resztek torów, z dala od ulicy i jak się okazało po mimo niedalekich gospodarstw, bez nieproszonych psów. W końcu udało nam się wyszaleć. Choć podłoże było trochę nierówne i parę razy mój psi-czołg zaliczył fikołka, bo nie patrzył pod łapy, ale było fajnie. Leży teraz zmęczony na kanapie obok mnie (jak M. nie widzi to sobie tam sypia – w końcu został psem salonowym), a ja się trochę martwię, że pogoda nam się psuje, bo w sobotę jedziemy w góry i na Słowację. Poniżej kilka zdjęć wyciętych z filmiku, niestety słaba jakość, bo ciemno i pochmurno, gopro nie mamy, a same skoki też najlepsze nie były, bo bałam się, że Donner połamie łapy na nierównej ziemi, szczególnie kiedy był prawie tydzień niewybawiony.
Tym razem koty testują – Naturea
Donner wielokrotnie testował już różne produkty dla psów. Od karm, po przekąski, akcesoria, kosmetyki na zabawkach kończąc. Można powiedzieć, że jest już starym wyjadaczem jeśli chodzi o testowanie. Nie dawno swoje pięć minut miały moje kocury: Wujaszek Ruu i Kłopot, które przetestowały chrupki i mokrą karmę Naturea. Dostaliśmy 4 puszki mokrej karmy w różnych smakach (19,60zł) i 350g chrupek (19,90zł).
Ciężko nazwać to testowaniem… Uważam, że nie można napisać rzetelnej opinii o jakimś produkcie, którego nie ma możliwości stosować dłuższy czas by zobaczyć realnie wszystkie pozytywne i negatywne skutki. Gdybym wiedziała jakie ilości dostaną moje koty, na pewno bym się nie zdecydowała na testy, bo bądźmy szczerzy: mam duże koty (Kłopot: 6,3kg; Ruu: 5,4kg) dla kota ważącego 1,5kg było by tego na klika ładnych dni, dla jednego mojego kocura ważącego ponad 6kg, karmy którą dostaliśmy do testów, starczyłoby na 2-3dni i to przy moim dawkowaniu, nie według sugestii producenta (wówczas mokrej karmy nie starczyło by na jedna pełną dzienną porcję). A opisać karmę na podstawie wyglądu, czy składu można niemal nie mając styczności z produktem, ale czy to jest testowanie? Pozostawiam bez komentarza, ja się czuję bardzo niezręcznie pisząc recenzję karmy, którą moje koty zjadły na dwie porcje mokrej karmy i tyle samo suchej na łebek. Mimo to zobowiązałam się to zrobić, choć nie jestem z tego powodu szczęśliwa, bo wyznaję zasadę, że albo robię coś porządnie, albo nie robię wcale. Także mam nauczkę, ale przejdźmy do testów:
Jak pisałam powyżej, zapas karmy, jest zbyt mały by móc ocenić jej wpływ na koci organizm w związku z tym stwierdziłam, że obydwaj spróbują tych karm – i tak nic na 100% nie będę mogła powiedzieć. Nawet jeśli będzie coś nie tak, nie będę miała pewności, że jest to efektem karmy, a nie posiłku z dnia poprzedniego, natomiast by zobaczyć pozytywne zmiany, karmę należałoby stosować minimum t 10-14 dni. Tym oto sposobem Ruu dostał do testów: Tuna with Prawns oraz Chicken Rabbit, a Kłopot: Chicken i Tuna & Chicken. Dodatkowo obaj mieli dostęp do chrupek.
I od chrupek zacznijmy: Lands cats&kitten.
Składniki pochodzenia zwierzęcego: Świeży łosoś bez ości: 30,82%, Odwodniony kurczak: 16,22%, Odwodniony królik: 12,17%, Tłuszcz z kurczaka: 7,29%, Odwodniony śledź: 5,68%, Sos z kurczaka: 2,43%, Olej z łososia: 0,81%
Skład: 31% świeżego łososia bez ości, 16% odwodnionego kurczaka, 16% słodkich ziemniaków, 12% odwodnionego królika, tłuszcz z kurczaka, 6% odwodnionego śledzia, tapioka, siemię lniane, sos z kurczaka, olej z łososia, pomidory, lucerna, minerały, witaminy, tauryna, wodorosty, żurawiana, mannanoligosacharydy, fruktooligosacharydy.
Pod względem składu karma jest bardzo dobra, wręcz rewelacyjna. Duża zawartość składników pochodzenia zwierzęcego, oraz brak zbóż, mnie jako opiekuna kotów niezwykle satysfakcjonuje.
Chrupki są płaskie i bardzo drobne. Z powodzeniem więc sprawdzą się i u małych lub mniej upasionych kotów. Chrupki mają łady ciemnobrązowy kolor i błyszczącą powierzchnie. Koty bardzo chętnie je jadły, Ruu nawet wykazał nimi większe zainteresowanie niż karmą mokrą, co może świadczyć tylko o tym, że chrupki są niezwykle atrakcyjne dla kotów.
Przejdźmy teraz do karmy mokrej:
Kurczak:
Składniki: Świeży kurczak 45%, Woda 39%, Świeża wątróbka z kurczaka 15%, Dodatki / kg: Witamina E: 26mg
Kurczak z królikiem:
Składniki: Świeży kurczak 41%, Woda 40%, Świeża wątróbka z kurczaka 15% Świeży królik: 4%, Dodatki / kg: Witamina E: 26mg
Tuńczyk i kurczak:
Składniki: Bulion: 41%, Świeży tuńczyk: 29%, Świeży kurczak: 15%, Świeża wątróbka z kurczaka: 15%, Dodatki / kg: Witamina E: 26mg
Tuńczyk z krewetkami:
Składniki: Świeży tuńczyk: 53%, Woda: 42%, Świeże krewetki: 5%, Dodatki / kg: Witamina E: 26mg
Co mogę powiedzieć o mokrej karmie? Na początek trochę o dawkowaniu. Według sugerowanej dawki, kot o wadze 3kg powinien zjeść 240g mokrej karmy. Czyli 6kg Kłopot powinien zjeść prawie 0,5kg (6 puszek dziennie!). Jakoś sobie tego nie wyobrażam. Niby mniej więcej każda kocia karma ma podobne dawkowanie, ale wydaje mi się, że im lepsza jakościowo karma tym wystarczyłoby jej mniej. Dla moich kotów dawkowanie jest zdecydowanie za duże, wprawdzie nie wątpię w możliwości Kłopota, ale po takiej dawce karmy Garfield byłby przy nim drobinką. Nie zdecydowałabym się na karmienie kotów według zalecanej dawki, zważywszy na fakt, że moje dość upasione koty wbrew pozorom dużo nie jedzą, bo dziennie jedzą około 100g mokrej karmy (na dwa razy) i koło 50-60g chrupek dla kastratów.
Karma mokra miała przyjemny delikatny zapach wskazujący na to z czego została zrobiona. Nie śmierdziała kocim jedzeniem co jest jej największym plusem. Wygląd miała apetyczny, kolor naturalny, konsystencję również. Bez dziwnych form ulepionych z bliżej nieokreślonej formy. Jak na moje oko – super. Tuńczyk z puszki dla ludzi nie wygląda tak dobrze i apetycznie. Jednak obawiałam się, czy zwięzła konsystencja będzie odpowiadała chłopakom.
Jak zareagowały na nią koty?
Ruu jak wspominałam wcześniej, zupełnie zignorował tuńczyka z krewetkami z zamiłowaniem jedząc chrupki. Dopiero kiedy odebrałam mu miskę z chrupkami, a podstawiłam pod nos mokrą karmę, zainteresował się nią. Tak jak przypuszczałam, mokra karma była miała dla niego zbyt zwięzłą konsystencję. Ruu ma ułamany kieł i z jakichś powodów (obstawiam, że jednym z nich są problemy z zębami) ma problem z jedzeniem mokrej karmy która nie ma drobnych kawałków. Jest też dość wybredny i ogranicza się do zlizania sosu bądź galaretki, a skosztowawszy mokrej karmy zostawia ją. Tak było i w tym przypadku. Kilka razy nadgryzł wyjętą z puszki mokrą karmę, dokładnie ją wylizał po czym wrócił do chrupek. Kurczak z królikiem nieco bardziej go zainteresował, chyba ze względu na mniej zwięzłą konsystencję, gdyż zjadł niemal całą porcję, co jak na niego jest czymś niesamowitym.
Kłopot zaś nie wybrzydzał ani trochę jeśli chodzi o mokra karmę, bo dla odmiany on za suchą nie przepada. Zjadał dokładnie swoją porcję, potem dojadał to, czego nie zjadł Ruu i wydawał się być najszczęśliwszym kotem na ziemi, wtórując sobie podczas jedzenia dziwnymi dźwiękami brzmiącymi jak coś pomiędzy miauczeniem/mlaskaniem/mruczeniem/’mniammniammniam’.
W mojej opinii kotom najbardziej smakowały karmy z kurczakiem oraz kurczak i królik. Najmniejszym zainteresowaniem cieszył się tuńczyk z krewetkami, ale to pewnie dla tego, że nie przywykły do tak wykwintnych smaków.
Myślę, że mogłabym z powodzeniem kupować mokrą karmę dla kotów którą testowaliśmy (oczywiście ze zmienionym dawkowaniem), co do suchej karmy – nie mam również zastrzeżeń (nie pojawiły się alergie, problemy żołądkowe czy łupież), ale zbyt krótko ją testowałam, by mógłby być to główny , podstawowy posiłek w diecie moich kotów, a ze względu na to, że są starszymi wiekowo kastratami z tendencją do nadwagi, by móc w pełni wypowiedzieć się o karmie, musiałabym ją stopniowo wprowadzić do kociej diety i stosować przez dużo dłuższy czas, by móc stwierdzić jak służy moim kotom. Jednak jako ciekawostka, odskocznia od codziennych karm, czy też prezent – sprawdza się nieźle.
Testy przeprowadzone przy współpracy barterowej z Naturea
Grójec wita was w tym cudownym dniu…
I tymi oto słowami piosenki ze Shreka rozpoczniemy wpis z naszego nowego domu. Wczoraj przeprowadziliśmy się do Grójca, żeby M. nie był taki samotny, a ja żebym szukała pracy. Szukam, przynajmniej doraźnie. Ale przede wszystkim oswajamy się z nowym miejscem, życiem w bloku i niespodziankami która nas tu spotykają. Po pierwsze jesteśmy całkiem dużą atrakcją. Raz, że Donner jest wyjątkowo urodziwy, dwa dlatego, że robimy dość dziwne rzeczy jak na Grójec. Z rana biegaliśmy, oczywiście ja na pasie, Donner w sledach, a ludzie z samochodów nas mijających o mało nie otwierali szyb i wystawiali głów za okno, by lepiej się przyjrzeć.
Potem ćwiczyliśmy posłuszeństwo, skupienie i motywację tu również ludzie spacerujący ze swoimi psami, dziećmi czy po prostu gdzieś idący przystawali by popatrzeć. Natomiast kulminacja była w mieście, gdzie poszliśmy na spacer. Kiedy tylko coś zaczęło Donnera niepokoić, straszyć lub rozpraszać, zatrzymywaliśmy się i podnosiliśmy morale, lub odwrotnie uspokajaliśmy się stając się zen. Znowu wyglądaliśmy zjawiskowo, bo wyszła taka obwieszona saszetkami z karmą, zabawkami, woreczkami na kupki i innymi dziwnymi rzeczami, i zamiast iść jak człowiek, zatrzymuje się, cofa, klika na ludzi klikerem – wariatka.
No nic… przyzwyczaimy ich do siebie. M. śmieje się, ze jak ktoś zapyta co robię powinnam od razu dawać wizytówkę (tak M. ostatnio zrobił mi plik wizytówek, w końcu jestem trenerem psów. Mimo, że nie działam jako trener wizytówki mam, bo może się przydadzą, więc mam) i zapraszać na psie korepetycje. Na razie sami pracujemy i jest dość zabawnie. Ostatnim Grójeckim hitem był weterynarz. Na czterech weterynarzy tylko jeden odebrał telefon. Dzwoniłam z pytaniem o wpis do paszportu. Niestety ten jeden gabinet który odebrał, nie do końca nawet wiedział o co ja pytam i czego od nich chcę. Ostatecznie, po chwili medytacji i wrócenia do stanu zen, zadzwoniłam do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Grójcu gdzie dzięki Bogu, umówiłam się na środę po ten nieszczęsny wpis, wprawdzie nie otrzymałam informacji co tak dokładnie jest potrzebne Donnerowi na wyjazd na Słowację i muszę legalizację paszportu ponoć zrobić, no ale ok. Cudem się udało. Oj ciężko widzę tu życie z psem…
Ale żeby nie było tak smutno – film z pracą nad motywacją, czyli szczęśliwe łapki.
Z psem przy kawie z ciastkami od Psiastkarnia [Top For Dog]
Ostatnim produktem który dostaliśmy do testów z okazji plebiscytu Top for Dog są psie ciasteczka od Psiastkarnia. Dostaliśmy dwa opakowania ciastek.
Produkt: Psiastka od Psiastkarnia
Tester: Donner
Recenzent: Moje Życie z Owczarkiem – www.zamerdani.pl
Dla: Top for Dog 2015
Pędzący Królik – psiastka z serii Zew Natury – żółte ciasteczka najprawdopodobniej w kształcie królika (żadne nie doszło w jednym kawałku więc obstawiam na podstawie tego co udało mi się złożyć i tego co znalazłam na stronie producenta). Od producenta:
Pędzący Królik – psiastka z serii Zew Natury – Hypoalergiczne eko ciastka dla psów z mięsem królika i słodką marchewką.
Psiastka Zew Natury szczególnie polecamy alergikom – wypiekamy je na mące ryżowej, która nie uczula pupili. Naturalne składniki, wyselekcjonowane specjalnie dla zdrowia i przyjemności czworonożnych przyjaciół.
- smak: królik z marchewką;
- wielkość ciastka: duże
- opakowanie: 100 g
- skład: mięso królika; wywar z królika; marchew; mąka ryżowa; olej rzepakowy; jajka
- termin przydatności podany na opakowaniu (3 miesiące od daty wypieku)
- przechowywanie: w suchym, chłodnym miejscu w przewiewnym opakowaniu
Psiastka Banana Nuts – brązowe ciasteczka w kształcie psich łapek. Od producenta:
Psiastka Banana Nuts – Eko ciastka dla psów o smaku bananowo-orzechowym.
Bananowo-orzechowe łapki dla wszystkich łasuchów! Suchary dla psów jeszcze nigdy nie były takie pyszne. Najlepsze naturalne składniki, wyselekcjonowane specjalnie dla zdrowia i przyjemności czworonożnych przyjaciół.
- smak: bananowo-orzechowe
- wielkość ciastka: duże
- opakowanie: 100 g
- skład: mąka pełnoziarnista żytnia razowa; banany; orzechy arachidowe; jajka;
- termin przydatności podany na opakowaniu (3 miesiące od daty wypieku)
- przechowywanie: w suchym, chłodnym miejscu w przewiewnym opakowaniu
Zanim przędziemy do recenzji ciastek, muszę się przyczepić do określenia eko w opisie psiastek na stronie producenta – po prostu muszę. Tylko certyfikowane produkty, pochodzące z upraw ekologicznych powstałe w certyfikowanych przetwórniach mogą być określane mianem eko/bio/organic i tym podobne. Dodatkowo produkty takie musza mieć w swoim składzie minimum 95% produktów rolniczych pochodzenia ekologicznego. Co więcej według polskiego prawa nie ma certyfikacji ekologicznej produktów z przeznaczeniem dla zwierząt z wyjątkiem pasz, które muszą spełnić określone kryteria ekologiczne. Więc jak mogą być to eko ciastka? No nie mogą. Mogą być to ciastka do wypieku których użyto składników ekologicznych, ale nie są to eko ciastka. Ponad to nie znalazłam żadnej informacji, które dokładnie składniki użyte do produkcji ciastek są eko – za to wszystkie są naturalne. No ciężko żeby były nie naturalne – ostatnio to bardzo modne słowo, tak samo jak eko. Ale nie ma żadnych najmniejszych podstaw by określić ciastka jako eko. Dobrze, że to niefortunne określenie znalazło się tylko na stronie internetowej, a nie na opakowaniu ciastek. Reasumując eko nie są, niestety nie ma też podstaw by stwierdzić, że wypiekane są z produktów eko. Więc zostańmy przy tym, że są „naturalne” niech już będzie, bez zbędnego czepialstwa. Koniec dygresji – spaczenie zawodowe, wybaczcie. No dobra jeszcze mała wzmianka o dacie przydatności. Przykładowo królicze ciastka – termin przydatności do spożycia: 3 miesiące od daty wypieku. Moje mają termin do 19.02.2016 – mam ciastka z przyszłości, bo powinny być wypieczone w listopadzie, a dostałam je w pierwszej połowie października.
No ale wracając do ciastek… Skład ciastek jest bardzo fajny. Krótki, czytelny, bez nieznanych dodatków. Kolor, zapach i smak mają jak najbardziej naturalny.
Ciasteczka przyszły w bardzo ładnych opakowaniach, szczelnie zamknięte w folii, niestety w jednym opakowaniu ciasteczka przyszły zupełnie połamane. Zapewne wina kuriera, który nie zadbał dostatecznie o produkt, ale świadczy to o tym, że lepiej kupić ciastka osobiście niż zamawiać je wysyłką. Nie miało to wpływu na smak, czy też zainteresowanie psa, jednak było to trochę nieestetyczne. Przyznam się Wam, że sama pierwsza spróbowałam tych ciastek zanim zdegustował je Donner. Wypiekałam kiedyś podobne ciastka sama, więc musiałam porównać ich smak. Bananowe są naprawdę niezłe, za to królicze zupełnie bez smaku. Pies też nie za bardzo wykazywał zainteresowanie króliczymi ciastkami, za to za bananowe zrobiłby wszystko.
Kiedy dostałam ciasteczka, zastanawiałam się po co tak naprawdę kupuje się psu ciastka. Zazwyczaj wszystko co kupujemy ma jakiś określony cel, albo są to smaczki treningowe, albo smaczki do żucia i czyszczenia zębów, albo jest to po prostu karma. Jakoś nie wyobrażałam sobie Donnera, który zaprasza przyjaciela na ciasteczka. Szkoda też je łamać, by wykorzystać na treningu, a całej paczki na raz psu zjeść bym nie dała. Jednak ciasteczka są niezwykle urocze jako prezent czy wieczorna przekąska kiedy pies koniecznie chce przyłączyć się do podwieczorku czy wizyty gości. Najważniejsze – ciastka można dać z powodzeniem babci, która nie może oprzeć się pokusie poczęstowania psa ciastem, kiedy tak ładnie na nią patrzy. Dzięki takim ciasteczkom babcia nie będzie miała wyrzutów sumienia, że nie dała psu czegoś z talerza, ja nie będę musiała enty raz tłumaczyć, że Donner nie powinien jeść cukru, czekolady i innych łakoci, a pies? Pies będzie przeszczęśliwy, że dostał ciastko i raczej nie będzie się zastanawiał czy było to ludzki czy psie.
Ciasteczka są bardzo ciekawym produktem, godnym uwagi, myślę że wartym wprowadzeniu w restauracjach, w których pies jest mile widziany. W obecnych czasach kiedy pies staje się członkiem rodziny niemal na równych prawach wielu właścicieli psów będąc na kawie czy objedzie w restauracji, chętnie zamówiło by psu taką słodką przekąskę zgodnie z zasadą – żeby pies też miał coś z życia. Polecamy ciasteczka całym naszym łakomym psim sercem, chrupiąc je w najlepsze przy porannej kawie.