I tymi oto słowami piosenki ze Shreka rozpoczniemy wpis z naszego nowego domu. Wczoraj przeprowadziliśmy się do Grójca, żeby M. nie był taki samotny, a ja żebym szukała pracy. Szukam, przynajmniej doraźnie. Ale przede wszystkim oswajamy się z nowym miejscem, życiem w bloku i niespodziankami która nas tu spotykają. Po pierwsze jesteśmy całkiem dużą atrakcją. Raz, że Donner jest wyjątkowo urodziwy, dwa dlatego, że robimy dość dziwne rzeczy jak na Grójec. Z rana biegaliśmy, oczywiście ja na pasie, Donner w sledach, a ludzie z samochodów nas mijających o mało nie otwierali szyb i wystawiali głów za okno, by lepiej się przyjrzeć.
Potem ćwiczyliśmy posłuszeństwo, skupienie i motywację tu również ludzie spacerujący ze swoimi psami, dziećmi czy po prostu gdzieś idący przystawali by popatrzeć. Natomiast kulminacja była w mieście, gdzie poszliśmy na spacer. Kiedy tylko coś zaczęło Donnera niepokoić, straszyć lub rozpraszać, zatrzymywaliśmy się i podnosiliśmy morale, lub odwrotnie uspokajaliśmy się stając się zen. Znowu wyglądaliśmy zjawiskowo, bo wyszła taka obwieszona saszetkami z karmą, zabawkami, woreczkami na kupki i innymi dziwnymi rzeczami, i zamiast iść jak człowiek, zatrzymuje się, cofa, klika na ludzi klikerem – wariatka.
No nic… przyzwyczaimy ich do siebie. M. śmieje się, ze jak ktoś zapyta co robię powinnam od razu dawać wizytówkę (tak M. ostatnio zrobił mi plik wizytówek, w końcu jestem trenerem psów. Mimo, że nie działam jako trener wizytówki mam, bo może się przydadzą, więc mam) i zapraszać na psie korepetycje. Na razie sami pracujemy i jest dość zabawnie. Ostatnim Grójeckim hitem był weterynarz. Na czterech weterynarzy tylko jeden odebrał telefon. Dzwoniłam z pytaniem o wpis do paszportu. Niestety ten jeden gabinet który odebrał, nie do końca nawet wiedział o co ja pytam i czego od nich chcę. Ostatecznie, po chwili medytacji i wrócenia do stanu zen, zadzwoniłam do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Grójcu gdzie dzięki Bogu, umówiłam się na środę po ten nieszczęsny wpis, wprawdzie nie otrzymałam informacji co tak dokładnie jest potrzebne Donnerowi na wyjazd na Słowację i muszę legalizację paszportu ponoć zrobić, no ale ok. Cudem się udało. Oj ciężko widzę tu życie z psem…
Ale żeby nie było tak smutno – film z pracą nad motywacją, czyli szczęśliwe łapki.
10 komentarzy
Nie zdążyłam poznać Donnera w Lublinie a tu taka niespodzianka 🙁 No ale powodzenia !!!!
Dziękujemy! Może miejska socjalizacja wyjdzie mu na dobre i jak wpadniemy na weekend to nie będzie zachowywał się jak dres 🙂
Haaa, witaj w gronie dziwadeł :D. Czekam jeszcze na spotkania z ekspertami, którzy powiedzą Ci, że niepotrzebnie się wydurniasz, wszak Twój pies na pewno umie to wszystko od urodzenia, albowiem jest MĄDRY.
U mnie w Lublinie, było to raczej normalne, cóż robimy za atrakcję 😉
Mieszkam dość nie daleko i wiem co musisz przechodzić 😉 Tyle że ja mieszkam na wsi i samo chodzenie z psem na smyczy jest czymś nadzwyczaj dziwnym… Przez co mama woli żebym chodziła z psem na pola, bo słyszy od znajomych jakie to Ci usłyszeli komentarze typu ,,Ty widziałeś.. z psem na sznurku chodzi!” i takie podobne… Powodzenia w mieście jabłek 🙂
Ja Ci zazdroszczę. Wolałabym na wsi, z lasem, polem… a tu wszstko ogrodzone, zieleni tyle co na płycie lotniska… ah… jak mi się marzy w okolicy wielka łąka albo pole z którego nas nie przegonią.
To zapraszam do siebie 🙂 Mam sady, obok jest znajomego dość duże pole i duuużo lasów 😀 Tyle że od Grójca to jest jakieś 30km…:/ ale jak się chcę jechać autobusem to jest tylko jedna przesiadka 😉
Chyba będę musiała uskutecznić wypady poza miasto 😉 Dziś jedziemy zwiedzać jakieś lądowisko, które pokazało nam google, ciekawe czy uda nam się wejść 😉
Mam nadzieje że się udało 🙂 Proponuję odwiedzić zamek w Czersku, spokojnie z psem wpuszczają 🙂
Dzięuję, chętnie się przejadę z Burkiem 🙂