Zaszłotygodniową kąpiel w rzece przyłaciliśmy narastającą z dnia na dzień wysypką i alergią. Tydzień zwlekałam licząc, że po kąpieli w zwykłej wodzie, wszystko przejdzie, jednak niestety nie przechodziło, a nawet się nasilało. Poza zwykłym zwiękosznym drapaniem się, pojawiła się wysypka, zaczynające ropieć plamki i siniaki od wygryzania. Zatem tuż po pracy załatowałam psa i udaliśmy się do Chirona. Szybka diagnoza i wyrok… niecałe 200zł, antybiotyk w zastrzyku, drugi przeciwzapalny, szampon (bayer vetriderm sensiwet), a przy okazji kropelki do oczu, bo się skończyły. Życie… A w domu czekała psa hipoalergiczna kąpiel.
Ostatnio wpadło mi w ręce kilka starych książek o psach. Wiedzy praktyczej czerpać już z nich nie można, choć jako ciekawostki są to wspaniałe porady i aż dziw bierze, że psy wychowywane w ten sposób były posłuszne. Może kiedyś przy okazji wpisu o kolczatkach, pokażę Wam ryciny kolczatek przed 90 lat, to dopiero były narzędzia zbrodni, przy którym nasze kolczatki są na prawde cywilizowane. Jako miłośnik owczarków zwróciłam sczególnie uwagę na tą rasę, a w Lwowskiej książce “Tresura Psa Pokojowego” J. Majewskiego z 1926 roku. Jest ona bardzo dokładnie opisana, choć wszystkie rasy tam pokazanane dalece odbiegają wyglądem i nazewnictwem od obecnie znanych nam ras, ale warto do niej zajrzeć, by porównać to, co prawie 90 lat temu było uznawane za porządany worzec z tym co mamy obecnie. Wyszperałam też, swoją ukochaną książkę z dziecięcych lat: “Psy, rasy i wychowanie” z 1989 Polska. Pokażę Wam jak wzorzec ulegał zmianie na przestrzeni ostatnich 90 lat i zestawię go z obecnym wzorcem FCI. Jesteście gotowi na owczarkową podróż do przeszłości? Już nie długo wzorzec rasy sprzed 90 lat.
A dzisiaj jako, że uwielbiamy rowerowe przejażdżki, opis nauki biegania psa za rowerem z 1929 roku:
Przyuczenie psa do biegania za rowerem, powozem łub koniem
Wszystkie średnie i większe rasy, z wyjątkiem ciężkiego bernarda, powinno się wyuczyć biegania za rowerem, którego szybkość należy zmniejszyć przy nauce półrocznych psów, aby nie osłabiły przez to tylnych łap. Z drugiej strony nie może być lepszego i wygodniejszego środka na wytrenowanie młodych psów na zdrowe, silne, dobrze zbudowane psy, jak bieganie za rowerem. Robiąc to ćwiczenie pierwszy raz, trzeba rower pchać przed sobą jak najbliżej prawego chodnika ulicy. Pies idzie, w yjątkowo w tym wypadku, nie z lewej strony pana przy nodze, lecz może się poruszać swobodnie. Gdy pies, idący uważnie za rowerem, trochę się zmęczy, wsiada się na ulicy mało ruchliwej na rower, jedzie się bardzo blisko prawej strony i z miejsca rusza się szybko, aby pies musiał kłusować i nie miał czasu odbiec. Praktycznie jest mieć zawieszoną gwizdawkę na ręku, a przy kierownicy bacik dla odpędzadomowy nia obcych psów. Godzina jazdy rowerem zastąpi 3—4 godziny przechadzki. Po mieście samem, na ulicach ruchliwych, jechać powinniśmy dopiero, gdy pies dokładnie nauczył się biec za nami.[Pies domowy – opieka wychowanie i tresura – fragment rozdziału III, E. v. OTTO, 1 9 2 9]
Polecam lekturę poniższych pozycji:
– Tresura Psa Pokojowego – J. Majewski, Lwów 1926
– Pies domowy – opieka wychowanie i tresura – E. v. OTTO, przekład z niemieckiego w 1 9 2 9
– Wychowanie Psa – Leon M alhomme, prawdopodobnie Czechosłowacja 1929
– Psy, rasy i wychowanie – Lubomir Smyczyński, Polska 1989
Kupiłam psu klatkę. Uwierzycie? Mam swoje powody, dla których musiałam ją kupić ale o tym za chwilę. Napiszę Wam jak jej szukałam, dlaczego zdecydowałam się na nową, nieużywaną oraz o tym jak przygotowuję psa do oddania do schroniska, lub założenia pseudohodowli.
Zacznijmy od tego: po co psu klatka? O tym, że niektórzy wożą psy w klatkach w samochodzie, wie chyba każdy i duża część z Was pewnie uzna to za coś, w sumie, normalnego, chociaż Wasze psy (tak jak i moje) pewnie jeżdżą na tylnej kanapie lub w bagażniku, no ale klatka jest dla bezpieczeństwa psa i kierowcy. Nie. Przewożenie psa nie było powodem dla którego kupiłam klatkę, bo rozłożona i tak nie zmieści mi sie do auta, a Donner będzie jeździł w bagażniku. Po co więc?
- Seminaria – chcę rozwijać swoją pasję i jeździć na seminaria i inne psie imprezy. Jednak sporo z nich wymaga klatek. Nie po to by trzymać w nich psy, jak na wystawie w zoo, tylko po to, że kiedy pies schodzi z powiedzmy ringu i wchodzi kolejny, mógł w spokoju odpocząć, leżąc w miejscu które zna, w którym czuje się bezpieczne, które można zasłonić, by pies nie widział jak, kolejny bawi się np. frisbee i nie nakręcał się zazdrosnym szczekaniem. Co ma złego takie szczekanie? Nic. Ale jak jesteś na seminarium sportowym i pies ma trzy wejścia po kilka minut, a całe seminarium trwa osiem godzin, gwarantuję Ci, że po trzydziestu minutach szczekania, będziecie mogli wrócić do domu, bo pies tak się zmęczy, że nic nie skorzysta kiedy ponowne wejdzie na plac. Oczywiście można psa wyprowadzić poza teren, żeby nie patrzył, ale wtedy jaki sens ma mój udział w seminarium, skoro nie mogę w nim uczestniczyć, obserwować innych, słuchać dobrych rad, bo muszę wyprowadzić psa, żeby nie zmęczył się szczekaniem?
- Kurs trenerski – moje wrześniowo-październikowe wakacje. W sumie dwa tygodnie w ośrodku szkoleniowym. Super! Tylko, mamy pokoje dwuosobowe. Czyli w jednym pokoju są dwa zupełnie sobie obce psy. Pół biedy jeśli są to psy uległe, ale co jeśli w pokoju będą nocowały dwa problematyczne samce? Albo psy nie będą się dogadywały, albo chciały się bawić? W klatce, którą będą znały i w której będą się dobrze czuły, pójdą spać, bez obaw, ze w nocy się pokłócą, wejdą komuś do łóżka, lub ten dugi pies je zaatakuje we śnie.
- Mieszkanie – prawdopodobnie będziemy zmuszeni przeprowadzić się z domu z ogrodem, do wynajmowanego mieszkania w bloku. Pies stróżujący na pewno będzie miał problem z wpuszczaniem obcych do mieszkania. Jak wiecie, z poprzednich wpisów, drzwi go nie zatrzymają, bo albo je otworzy, albo wyjdzie z nimi. Zresztą nie chciałabym by nasza kaucja przepadła z powodu podrapanych drzwi. Bezpieczniej więc będzie zamknąć psa w klatce na czas np. odczytu wodomierzy niż na balkonie, czy w pokoju.
Mam nadzieje, że rozwiałam część wątpliwości – po co nam klatka. Przejdźmy do zakupu klatki. Wahałam sie pomiędzy rozmiarami 107 x 71 x 79cm i 122 x 76 x 84cm. Nie wiedząc dokładnie którą wybrać, zapytałam na kilku owczarkowych grupach, o opinie osób które z nich korzystają, mimo, że sama przestrzegałam Was przed szukaniem tam porad, jeśli zupełnie nie wiecie czego chcecie. Ja na szczęście byłam zdecydowana i wiedziałam czego oczekuje, nie pytałam “co myślicie o klatce?” miałam tylko dylemat co do wielkości. Na cztery grupy w dwóch dostałam odpowiedź. W pozostałych, podniósł się lament, co to ja z psem robić nie zamierzam i po co mi ta klatka. Nawet jeden hodowca, co było dal mnie jeszcze bardziej niezrozumiałe, naskoczył, a raczej naskoczyła na mnie, że kupuję klatkę, po to żeby przyzwyczaić psa do schroniska, bo na starość na pewno go tam oddam. Na początku myślałam, że to dobry, inteligentny żart… jednak okazało się, że hodowczyni nie żartowała, a przecież hodowcy doskonale powinni wiedzieć po co są klatki i kojce ze względu na to, że maja często kilka psów w hodowlach i jakoś muszą je odseparowywać, oraz ze względu na wystawy… No chyba, że była to osoba z pseudo… ale wtedy tym bardziej nie powinna się burzyć za klatę. Nie chcąc więc tłumaczyć, histeryzującym obrońcom zwierząt, w jednej grupie odpisałam, że zawsze chciałam mieć chomika, ale niestety dostałam psa i teraz staram się to naprawić. W drugiej: że chcę zostać pseudohodowacą i czytałam, że psy trzyma się właśnie w takich klatkach w piwnicy bez dostępu do światła, wody i jedzenia. A ja chcę być true, wiec zaczęłam od klatki. Niestety nie mam piwnicy… głupie lamenty skończyły się jak ręką odjął, a moje wątki usunięto. Szkoda, bo nie doczekałam się odpowiedzi osób które uwierzyły w moje wyjaśnienia.
Na szczęście w dwóch pozostałych grupach otrzymałam odpowiedź. Wybrałam większą klatkę dla psa (122 x 76 x 84cm), z racji tego, że Donner jest duży i docelowo może spędzać w niej kilka godzin np. podczas seminarium – więc musi mu być w niej wygodnie. Sporo osób radziło mi mniejszą z racji tego, że jest lżejsza i łatwiejsza w transporcie. No, ale jak szaleć to szaleć, w końcu mam dużego chomika.
Znalazłam kilka ofert odkupienia używanych klatek, jednak M. nie pozwolił mi kupić takiej klatki. Bał się bowiem, że może być ‘nadwyrężona’ przez przedniego psa lub czas, w związku z tym Donner może szybko ją zniszczyć. A różnica cenowa pomiędzy nową, a używaną (znaleźliśmy promocję) nie była wcale duża, bo jakieś 50zł, więc dałam się przekonać. No i tak w naszym domu pojawiła się klatka. Na razie uczę psa, że to nie klatka, a nowe zarąbiste posłanie, o którym każdy pies marzy. Naszczecie Donner jest głupiutkim Owczarkiem, który wierzy w moje bajki, poza tym dostał nową rzecz! Co by to nie było jest jego i jest fajne! Także na razie uczy się, że klatka to jego prywatna wypaśną sypialnia, w której się śpi i dostaje super smakołyki. Tak samo jak podczas nauki chodzenia do kojca, gdzie Donner nie kojarzy wcale tego z zamknięciem, tylko z najbardziej genialną sztuczką jakiej się nauczył, za którą jest nagradzany, jakby obronił psi doktorat. Kwestia motywacji i podejścia. Do Yarisa mieści się na styk (złożona), waży nie wiele więcej niż dwa moje koty na raz… ale pamiętajmy chłopaki nie są tłuści – są dobrze zbudowani. No i mam nadzieję, że nam się sprawdzi. Dobrzy ludzie doradzili mi, żeby po rozłożeniu, spinać ją dodatkowo na trytytki (czy jak tam się to nazywa – takie plastykowe tasiemki zaciskowe), żeby wzmocnić zawiaski, które mogą nie wytrzymać jak coś zdenerwuje psa. I to tyle. Kupię teraz w Obi, albo Jysku jakiś materacyk, ala takie jak są na fotele, żeby nie przepłacać za markowy psi materac i książęce łóżko jak znalazł. A jak będzie chciał, to mogę mu z ręczników nawet baldachimy zrobić.
Klatka wykonanie, czyli ocena produktu, jakby ktoś chciał kupić.
Powiem szczerze, że cena klatki nie jest adekwatna do jej jakości. O połowę mniejszy pies od Donnera, gdyby się wkurzył rozmontowałby ja na części pierwsze chcąc się z niej wydostać. Zresztą wiele nie trzeba. Wystarczy, że Donner ze swoją świńską stereotypią, siądzie na jednym pośladku i oprze się o ścianę klatki, a ta już się wygina. Cieszę się jednak, że nie wzięłam używanej, M. miał rację. Nie trudno uszkodzić klatkę. Po tygodniu, zauważyłam, żr na łączeniach pojawiają się drobrne rdzewienia, pręty się powyginały, a ‘podłoga’ odkształciła, i pies niepewny lub delikatny, na pewno by na nią nie staną. Dobrze jednak, że nie kupiłam mniejszego rozmiaru. Pies ma w niej naprawdę swobodę leżenia, siedzenia i obracania się. A od biedy, można w niej przetrzymać dwa owczarki. Skąd wiem? Bo sama musiałam wejść do tej klatki, żeby zobaczyć ile jest miejsca, a Donner nie podarował mi, że sama tak wspaniale się w niej bawię, więc wszedł mi potowarzyszyć. Tylko siadł sobie w wejściu i za nic w świecie nie chciał wyjść ani się przesunąć, bo jeszcze się w niej zamknę od środka i zacznę się pysznie bawić bez niego. No, ale jakoś się wygramoliłam. Donner natomiast jest zachwycony klatką. Nie wiem co on ma z tymi prezentami, bo przypuszczam, że ucieszyłby się nawet z elektrycznego pastucha, ale ma to swoje zalety. Komenda ‘do kojca’ w mądrej główce mojego psa od razu skojarzyła się z klatką, wiec wbiega do niej i stoi merdając przeszczęśliwy ogonem, a cała klatka chodzi na boki, merdając razem z nim. Zastanawiam sie tylko z czego najlepiej zrobić baldachimy. Tak to sobie nazwałam, ale chodzi mi o zasłonienie sufitu i jednego boku klatki. Raz by zabezpieczyć psa od słońca, dwa, by ograniczyć mu na placu widok na inne psy. Kiedy jest chłodno nie będzie to problemem, boję się jednak, że przy wysokiej temperaturze, może zrobić mu się tam sauna, jeśli przykryję to ręcznikiem. Jakieś rady lub pomysły? Teraz pozostaje kupić tylko komplet trytytek i to tych mocniejszych i na wszystkich łączeniach wzmocnić klatkę. Ogólnie zakupu nie żałuję, jak się sprawdzi w praktyce napiszę Wam już za tydzień po seminarium z frisbee. A my tym czasem wracamy do odrabiania pracy domowej z agility – czyli do znudzenia ćwiczymy oddawanie przedmiotu, o czym również wkrótce napiszę co okazało sięu nas, najepszym rozwiązaniem.
Nauka oddawania cz. 1
napisane przez Amelia Bartoń - zamerdani.pl
Prosiliście mnie bym powiedziała Wam jak Donnera nauczono puszczać zabawkę. Wiecie, nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, w końcu przez 2,5roku nie potrafiłam sobie z tym poradzić… no ale opowiem Wam jak nam poradzono ćwiczyć. Może u Was poskutkuje któraś z tych metod. U mnie poskutkowała wymiana za zabawki w następujący sposób:
Szarpiemy się z psem węzełkiem. W pewnym momencie łapiemy za węzełek tuż przy pysku – najlepiej tak by nie było widać wiszących końców, ani zabawki, wówczas węzełek staje się ‘martwy’. Ani nie majta się na boki, ani go nie widać, ani właściciel się nie bawi. W drugiej ręce mamy inny węzełek którym się bawimy. Ciągamy po ziemi, uciekamy nim przed psem – ten węzełek jest żywy, widać go, majta się na boki, jest za co złapać. Dodatkowo, w ogóle nie patrzymy na ‘martwy węzełek’ nie istnieje, nie interesuje nas. Za to ten drugi jest super, bawimy się nim, gadamy do niego, jesteśmy zachwyceni tym żywym węzełkiem (pies musi w to uwierzyć!), drugą ręką ciągle trzymamy martwy węzełek. Nie puszczamy go, żeby nie ‘ożył’ w psim pysku. Pies powinien za jakiś czas puścić ‘martwy’ węzełek i złapać też ‘żywy’. Wówczas chwalimy psa, bawimy się z nim węzełkiem (nie puszczamy go jednak). Jak się pobawimy, robimy teraz z niego ‘martwy’. Łapiemy tuż przy zębach, żeby nie można było się nim bawić, nie ruszamy nim i tracimy dla niego zainteresowanie. Za to pierwszy węzełek ożywa i zachęca do zabawy. I tak w kółko. Potem dodajemy komendę ‘zmiana‘, w momencie kiedy pies puszcza jeden szarpak, by złapać drugi i tyle. U nas taka, zabawa do tego stopnia zafascynowała Donnera, że przestał głupieć z zabawką. Aczkolwiek nie wiem co mu się w niej aż tak podoba – ale nie ważne. Dobrze, że to lubi.
Film ze zmianami, znajdziecie tutaj.
A potem doszła jeszcze inna metoda z działu “na przeczekanie” i praktycznie rozwiązała problem, ale o tym następnym razem.
Przejdźmy do tego co u mnie nie podziałało (i wcalę się nie dziwię, dlatego unikajcie specjalistów tylko z nazwy), ale może zechcecie przetestować i u Was się sprawdzi, choć ja odradzam całym sercem.
Wcześniej uczono nas, że podnosi się psa na obroży podduszając i czeka aż puści. Nie przynosiło to rezultatów, bo albo za słabo podduszałam psa, albo pies był dużo silniejszy ode mnie i nawet jak wypuścił zabawkę, zanim ją odkopnęłam, wyrywał mi się i łapał ją spowrotem. A potem tylko jeszcze bardziej jej pilnował, bo bał sie, że ją straci.
Uczono nas tez innej wymiany. Rzucając aport ‘1’, za plecami trzymamy drugi ‘2’ i kiedy pies sie zbliża nagle pokazujemy mu ten drugi ‘2’, wtedy pies powinien na jego widok, wypluć stary ‘1’, chcąc dostać nowy ‘2’. Tylko Donner miał w nosie nowy ‘2’, bo miał stary ‘1’. I wolał nie podchodzić do mnie, bo jeszcze mu zabiorę ten, który się tak fajnie nosi.
Pokazywano nam też wymianę na smaczka. Tylko problem był taki, ze Donner ze zdobyczą nie chciał podejść. Więc ciężko było dać mu jedzenie. Rzucanie mu pod łapy się nie sprawdziło, bo zanim go złapałam, zdążył zjeść smaczek i znowu uciec z aportem. A nawet jak go złapałam, to mogłam mu wpychać jedzenie do pyska, a on i tak aportu nie puścił.
Kazano nam też ćwiczyć przynoszenie przedmiotów na długiej lince i jak pies ucieka ściągnąć go, a jak nie oddaje skarcić kolczatką. Tylko ten co ma charakternego i opornego psa, wie, że nawet jakby kolczatka była zrobiona z igieł podpiętych do prądu, pies i tak będzie twardszy… Także efektu oczywiście nie było.
Były jeszcze dwa sposoby, pierwszy, by dmuchnąć psu w ucho – owszem puszcza, ale zazwyczaj ja dostaję łbem w głowę wtedy, a psa to niczego nie uczy. Drugi to wkładanie palca do pyska i naciskanie na język. Z Bogiem. Cieszę, się że kilka razy to próbując mam jeszcze wszystkie palce.
Ostatnia metoda była na przeczekanie. Polegała na tym, że pozwalamy trzymać psu zabawkę tak długo jak chce. Kiedy widzimy, że nie zaciska już na niej zębów, wówczas staramy się wytracić mu ją z pyska. Mi się nigdy to nie udało, widać refleks mam do d*. A Donner załapawszy co chcę zrobić, przestał rozluźniać uścisk w mojej obecności. Była też próba ignorowania psa. Na zasadzie – nie to nie, pobawię się czymś innym sama. A odpowiedź psa była taka: A to się baw, a ja mam swoją zabawkę o wiele lepszą, więc też się nią sam pobawię. Poczym pies odchodził i dalej bawił się sam ignorując mnie.
Jak widzicie, przekrój nauki oddawania jest olbrzymi, a wszystko zaczerpnięte od rad behawiorystów, szkoleniowców, z książek o szkoleniu i filmów, oraz rad ekspertów z psich grup dyskusyjnych. Może u części psów to się sprawdzi, u mnie się nie sprawdzało poza pierwszą metodą, dzięki której pies nie uciekał, bo ciągle trzymałam szarpak i która jemu samemu wydaje się super zabawą, co jest najważniejsze. Pies zrozumiał w końcu, że nie odbieram mu zdobyczy. Nie zabieram zabawki, tylko bawię się z nim i oferuję drugą – lepszą, bo żywą. Donner oddaje na komendę ‘daj‘ przedmiot – nie robi tego perfekcyjnie, ociąga się z tym, czasem udaje, że nie rozumie, ale już nie dostaje amoku, że jej nie odda, bo sie świat zawali i nigdy już jej nie odzyska. Myślę, że systematyczną pracą, zacznie ładnie oddawać, bo mamy już do tego podstawy. I da się podejść do psa który ma zabawkę, a pies nie ucieka z nią na mój widok. Więc teraz tylko pracować, pracować i pracować, a zobaczymy co z tego wyjdzie.
~Węzełek od Maxi ZOO.