Strona główna Wakacje z psemPod żaglami Jak przygotować psa na żagle

Jak przygotować psa na żagle

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Na jachcie dwie babcie, teściowa i córka,
Pies z kotem. Pokotem leżą jakieś kremy.
Hej, dyndają odbijacze, terkocze komórka,
Na relingach wisi pranie lecz jakoś płyniemy.

~Zejman i Garkumpel

Zabranie psa na żagle jest dużo większym wyzwaniem niż wyprawa w góry. Przede wszystkim dlatego, że sami musimy mieć choć jako takie pojęcie o żeglarstwie, w innym wypadku będziemy sami czuli się niepewnie, więc zupełnie nie starczy nam uwagi by upilnować psa. Jednak rasowi żeglarze, zazwyczaj zabierają ze sobą swoje psy (nie zależnie od rasy), a nawet i koty! My także zabieraliśmy ze sobą Budzika mimo, że w góry nie był brany – na łódkę, czy nad jezioro obowiązkowo! O czym warto pamiętać wybierając się z psem na żagle? Po pierwsze sprawdźmy czy nasz pies umie pływać. Wbrew pozorom nie jest to takie oczywiste, a są rasy (np.: basset, buldog angielski), które z powodu budowy nie utrzymają się długo na wodzie. No dobrze, ale załóżmy, że nasz psiak jako tako pływa (przynajmniej nie idzie na dno jak kamień), a my mieliśmy już choć minimalną styczność z zachowaniem się na pokładzie. Więc zaczynamy!

1. Sprawdzamy jak pies radzi sobie w wodzie.

W zależności od tego czy wchodzi do wody chętnie, czy też nie, będziemy musieli inaczej się przygotować. Pokrótce: pies niechętnie wchodzący do wody, raczej nie będzie miał głupich pomysłów z wyskoczeniem na środku jeziora, w przeciwieństwie do psa który na widok wody wpada w euforię. Taki też pies teoretycznie, będzie wymagał mniej naszej uwagi. Choć oczywiście zdarzają się wyjątki:

Nasz historia: Mimo, że Budzik miał według mnie potężną hydrofobię i z własnej, nieprzymuszonej woli, nie dałby się zaciągnąć do wody, miał jeden incydent kiedy wyskoczył z łódki. Podczas żeglugi zebrało mu się na potrzebę – alarm na pokładzie – cumujemy! Jak to bywa na Mazurach i na jachcie, nie zawsze da się od razu, w kilka minut dobić do brzegu. Czasem trzeba się trochę pokręcić po jeziorze, czasem nie ma miejsca na brzegu żeby bezpiecznie dobić (to nie jest jak w samochodzie: alarm, zjeżdżamy na pobocze – awaryjne i po sprawie). Tak i wtedy z powodu kamieni przy brzegu, nie mogliśmy dłuższy czas zrobić bezpiecznego podejścia. A Budzik miał silną potrzebę. W końcu nie wytrzymał (podczas spokojnej żeglugi, mógł chodzić po całym pokładzie) wyszedł na dziób i zdesperowany wyskoczył. Dał nura pod wodę (skok przypominał skok na główkę, a w trakcie lotu złożył ściśle uszy 'zatykając’ je przed nalaniem się wody) przepłynął kawałek pod wodą, po czym wynurzył się i dopłyną do brzegu, zrobił siusiu i zaczął na nas szczekać, żeby go zabrać. Tak więc nawet zdeklarowany hydrofob, w krytycznej sytuacji może złamać swoje postanowienia.

Kiedy już ustalimy jak pies reaguje na wodę sprawdźmy jak pływa. Donner pływa świetnie i ciężko wyciągnąć go z wody kiedy krąży sobie po wodzie kilka metrów od brzegu, nie zamierzając dopłynąć na płytsze wody. Budzik natomiast, kiedy już udawało mi się zaciągnąć go do wody, „płynął’ idąc tylnymi nogami po dnie… kiedy już nie sięgał, przepływał kawałek do mnie, po czym stawał i szedł na dno licząc, że złapie oparcie dla tylnych łap – niejednokrotnie musiałam wyciągać go spod wody i odholowywać do miejsca gdzie stając na tylnych łapach będzie miał wynurzony nos.

2. Ćwiczymy równowagę

Jacht to nie łódka wycieczkowa! Jacht się chwieje, pływa w przechyle – jednym słowem buja. Nienauczony równowagi pies, szybko wyleci za burtę, lub przerażony wyskoczy – co jest normalną reakcją psa kiedy podłoże wydaje mu się niebezpieczne. Widziałam w Internecie ćwiczenia na piłce do fitnessu, sama też tego próbowałam (ale już po pierwszym rejsie z Donnerem).

U nas ćwiczyliśmy na starej desce windsurfingowej (bardzo starej, teraz już takich szukać ze świeczką – ponad 2m długości, 0,5m szerokości, stabilna jak kawał kłody, spokojnie utrzymująca dwie osoby, nie wspomnę, że ciężka jak siedem nieszczęść…) idealna dla psa. Pies wstawiony na nią uczył się balansować, szczególnie kiedy się nią bujało, uczył się poruszać po płynącym, niestabilnym czymś, dodatkowo uczył się „nie wysiadać”. Kolejnym krokiem był rower wodny i kajak. Które bardziej uczyły psa cierpliwości i nie wyskakiwania na środku jeziora, lub na widok zbliżającego się brzegu.

3. Wybieramy łódkę

Myślicie, że z psem można pojechać na każdą łódkę? No w sumie można, ale jej typ może nam wiele ułatwić. Mam na myśli budowę i kształt kadłuba. Są łódki o ściętej, niezabudowanej rufie, która ułatwi psu wchodzenie i schodzenie z pokładu, bez potrzeby przeskakiwania przez burtę, a my nie będziemy musieli go wkładać na pokład – bo o ile zeskoczy zazwyczaj sam, wejść już mu nie będzie tak prosto. Drugą ważną rzeczą w wyborze jachtu jest typ balastu. Polecam czarterować łodzie mieczowe, ze względu na to, że dobijemy nimi niemal na sam brzeg. W przypadku balastowych niejednokrotnie, zacumujemy dobre kilka metrów od brzegu, co będzie wiązało się z wielokrotnym przenoszeniem psa z łódki na brzeg i z powrotem, szczególnie jeśli nie będziemy chcieli by przed spaniem się zamoczył.

Kolejna historia z naszego doświadczenia: Kiedy żeglowałam z Budzikiem po Mazurach mieliśmy w klubie dostępne tylko łodzie balastowe. Na Śniardwach jest piękna zatoka na wysokości Pajęczej Wyspy, gdzie płycizny ciągną się kilkanaście metrów w głąb. I taką łodzią zacumowaliśmy kilkanaście metrów od brzegu, bo bliżej się nie dało. Niby woda nie głęboka, raptem do połowy ud, ale noszenie Budzika w tą i  z powrotem odbiło się bólem w kręgosłupie, bo tak daleko od łodzi nie odważyłam się go zostawiać na brzegu nawet na lince.

Inna historia dotyczy łódki o wysokich burtach. Kiedy wejdzie się do wody i stanie przy dziobie jachtu, nagle okazuje się jak on jest wysoko. Ale czasem zdarza się, że i z dziobu trzeba zdjąć psa. Sytuacja również z Budzikiem. Nastawiam się na skok, otwieram ramiona – „Budzik chodź”. No to pies skacze, niczym mistrz '101 psich tricków’. Ląduje w moich ramionach, przednie łapy zarzucając mi na szyję, tylnymi uderza w okolice żołądka… ja walczę z równowagą… obolała, z dziwnym chrupnięciem w kręgosłupie donoszę psa na brzeg, wiedząc, że za chwilę będę musiała go odnieść i podnieść na nieludzką wysokość żeby mógł wdrapać się na pokład…

Czarterując jacht upewnijmy się, że można korzystać z niego z psem. Bardzo często będzie się to wiązało z dodatkową opłatą za psa.

4. Lista psiolubnych miejsc, klinik weterynaryjnych

Dokładniej o tym punkcie w „Jak przygotować psa w góry„, bo nie ma sensu się powtarzać. Nigdy nie miałam problemu z wejściem gdzieś z psem na Mazurach (pierwsze wyjazdy były 13 lat temu). Pies zawsze był mile widziany w porcie, knajpkach, tawernach i sklepach – witany zawsze życzliwym mianem: psiego żeglarza.

5. Weterynarz:

Odwiedzając naszego weterynarza, warto poprosić o krótkie przycięcie pazurów (na pokładzie pies nie 'chwyci się’ pazurami, a będzie się na nich ślizgał), dobre zabezpieczenie przed kleszczami – preparatem wodoodpornym, warto też zrobić testy na alergie, lub jeśli pies je miewa, zapytać o doraźne środki pomocy. Bardzo często woda jeziorna lub glony mogą uczulić psa (zresztą nas tak samo) – wysypka i swędzenie są najłagodniejszymi objawami. Często dochodzi do powstania dziwnych liszajów czy wręcz śluzowaciejących ran, a przy łatwym dostępie do wody trudno będzie utrzymać je w czystości i wysuszyć. Problemem może być też zapalenie pęcherza – również od wody. Warto też zadbać o coś przeciwko wymiotom jeśli wiemy, że pies źle znosi podróże i przewidujemy, że na jachcie będą problemy. Szerzej o tym w punkcie 7. Jeśli nasz pies jest strzyżony (np.: sznaucer), dobrze jest przed żaglami przystrzyc go krótko – żeby szybciej sechł i nie nanosił tyle piachu w futrze.

6.Sprzęt:

  • szelki – koniecznie takie, z których pies się nie wyślizgnie – żeby można było go podnieść wkładając na pokład lub wyciągnąć z wody, jeśli wypadnie za burtę. Przy okazji z dobrego materiału, żeby szybko schły. Budzik miał skórzane szelki Dingo (na zdjęciach Budzika i zdjęciach Donnera z wyprawy w Beskidy)–  były rewelacyjne – wygodne do podnoszenia, skóra bardzo szybko schła i nie nasiąkała… niestety pękły kiedy Donner wystartował w nich za sarną (cud, że Flexi wtedy przeżyła). I mimo, że je nitowałam nie dało się ich uratować. Postanowiłam więc Donnerowi kupić coś porządniejszego i stanęło na Patento Pet Jockey (na zdjęciach Donnera z zajęć z obrony i z żagli), z których jestem bardzo niezadowolona i tylko ich cena (nieadekwatnie wysoka) powstrzymuje mnie przed tym by je wyrzucić. Szelki muszą dać się regulować na tyle by jeśli zdecydujemy się na kamizelkę ratunkową, móc zapiąć je na nią.
  • kamizelka ratunkowa (kapok) – kto widział psa w kapoku?! Po za Donnerem na żywo nie widziałam żadnego. Zapewne zastanawiacie się po co psu, który dobrze pływa kapok? Już mówię – właśnie po to, że dobrze pływa. Gdyby pływał źle, nie odpływałby daleko (nie miał też głupich pomysłów z wyskakiwaniem na środku jeziora), Donner zaś potrafi wybrać się na wycieczkę w połowę jeziora tylko po to by zobaczyć czym jest boja.Poza tym kapok ułatwia psu pływanie (mniej się męczy), wbrew pozorom nie krępuje w żaden sposób ruchów na jachcie, a nam daje bezpieczeństwo, że nawet jeśli spuścimy psa z oczu i wypadnie za burtę to utrzyma się na powierzchni, co więcej w odblaskowej pomarańczowej kamizelce jest dobrze widoczny i nie ma niebezpieczeństwa, że inna łódka go nie zauważy. Są różne typy i modele kamizelek, od styropianowych (czy też piankowych) po sztywne przypominające trochę plastykowe. Zapinane jedynie pod szyją i pod brzuchem (jak zwykłe szelki, lub jak szelki trekkingowe). Najtańszą kamizelkę można już kopić za 60zł – dla owczarka. My mamy właśnie taką. Jej zaletą jest lekkość i to, że nie utrudnia ruchów, wadą to, że ciężko dopasować ją do psa, żeby w trakcie pływania nie podnosiła się i nie zsuwała z psa. Wystarczy jednak zapiąć na nią szelki i problem się rozwiązuje. Kolejną jej wadą jest rączka za którą nie podniesiemy psa (po to też szelki). Kupując taką kamizelkę, warto kupić z zapasem kilogramów i sugerować się wielkościowa nie udźwigiem. Według rozpiski kilogramowej Donnerowi wystarczyłaby L, jednak po założeniu wydała mi się bardzo krótka więc wymieniłam ją na XL – i uważam, że była to dobra decyzyjna. Oczywiście jeśli stać nas na profesjonalne kamizelki za około 300zł nie będziemy mieli tych problemów, jednak według mnie te najtańsze są w pełni wystarczające.
  • ręczniki w ilości niezliczonej! Pies będzie wycierany, suszony, wycierany i znowu suszony, a i tak będzie wiecznie mokry.
  • stare prześcieradła: Kiedy żeglujemy i nie jest na tyle spokojni by pies siedział z nami na pokładzie – zsyłany jest pod pokład – a tam… materace są tak nisko, że grzechem byłoby leżeć na wąziutkiej twardej podłodze. Szczególnie kiedy są hundkoje [koja na jachcie znajdująca się pomiędzy kokpitem, a burtą, z głową śpiącego w pobliżu zejściówki.] w których moje psy kochały siedzieć (mimo, że budami gardziły) tam jednak mogły się 'zaształować’ na przechyłach nie zsuwały się, dodatkowo zawsze były poupychane tam śpiwory i poduszki, więc czego więcej potrzeba psu do szczęścia? Ale wracając do prześcieradeł. Posłużą nam do wyłożenia materacy. Mokry pies szybciej linieje, więc pod pokładem mamy istne kłębowisko sierści, którą wcale nie tak łatwo usunąć w spartańskich, żeglarskich warunkach (znowu w przeciwieństwie do auta, jachtu nie oddamy tak łatwo do prania tapicerek). Na prześcieradłach zbierze się też piach i o wiele łatwiej jest nam zebrać szmaty i wytrzepać za burtą oraz wysuszyć niż potem czyścić wnętrze.
  • szczotki i grzebienie: do wyczesywania piachu i wyłażącej w niezliczonych ilościach sierści- nawet jeśli pies nie będzie bawił się na plaży, pływając (mącąc dno) piach osiądzie w futrze.
  • pływające zabawki – jak z dzieckiem, zabawa w wodzie jest najlepsza.
  • jedzonko – uwaga takie które Wam się nie zepsuje (nie na wszystkich jachtach, lub na zdecydowanej mniejszości bywają lodówki), a które będzie pożywne – wiadome, po kąpieli każdy jest głody; oraz sprawdzone – takie, po których pies nie będzie miał gazów, ani nie będzie bekał. Są sytuacje kiedy wszyscy musicie zamknąć się pod pokładem (na noc, podczas deszczu) a jest tam naprawdę niewiele miejsca; wyobraźcie sobie więc cztery osoby i gazującego psa, w malutkim pomieszczeniu, gdzie nie da się otworzyć okien!

Od nas: my zawsze na rejsy zabieramy smalczyk domowej roboty zawekowany w słoiki. Wierzcie mi cała załoga w tym pies, dadzą się zabić za takie kanapki.

7. Choroba morska

Choroba morska nie jest rzadkim zjawiskiem. Choć moim psom nigdy nie towarzyszyła podejrzewam, że wiele psiaków może mieć z tym problem. Zazwyczaj większe prawdopodobieństwo owej przypadłości mają psy które 'chorują’ w aucie, jednak i odpornym podróżnikom może się to przydarzyć. Nie biegłabym jednak po jednym czy dwóch incydentach od razu do weterynarza (chyba, że wiemy że pies tak reaguje). Wbrew pozorom duża część psów szybko się przyzwyczaja. Często powodem choroby jest to, że pies przebywa pod pokładem, a wyjście na powietrze rozwiązuje problem. Jeśli jednak obawiacie się tego, zapytajcie weterynarza o jakiś psi-aviomarin… ale nie podawajcie go profilaktycznie! Czasem warto raz posprzątać i 'przemęczyć’ problem, żeby go rozwiązać.

No i to chyba tyle co przychodzi mi do głowy z ważnych, podstawowych informacji. Nie będę się powtarzała na temat odpowiedniego zaplanowania podróży samochodem, unikania długich odcinków do przepłynięcia bez możliwości zejścia na ląd. To już zależy od każdego indywidualnie i znajomości swojego psa, można więcej o tym przeczytać w „Jak przygotować psa w góry„. Trzeba jednak pamiętać, że żeglarstwo to nie jest podróż w linii prostej z punktu A do punktu B. Owszem płynąc z wiatrem wyjdzie nam prawie linia idealna, ale pod wiatr będziemy musieli się halsować -€“ płynąć zygzakiem. Więc nawet pokonanie niewielkiej odległości przy niesprzyjających warunkach może zająć nam pół dnia. Uważam jeszcze, że 'suszenie’ psa w pełnym słońcu nie jest najlepszym pomysłem, szczególnie kiedy jest to owczarek. Owczarkom bowiem zdarza się mieć tzw.: „uczulenie na słońce” (nie powiem Wam specjalistycznej nazwy, bo jej nie pamiętam i nie mogę znaleźć) Choroba polega na tym, że pigment zarasta na gałkę oczną, ograniczając psu widzenie i nieleczona prowadzi do ślepoty. Budzik niestety chorował na to schorzenie, a w naszej okolicy, był drugi owczarek, który z tego powodu zupełnie stracił wzrok (co widać na zdjęciach – jakie Budzik ma nienaturalnie czarne „sarnie” oczy) dlatego lepiej by psy szczególnie tej rasy nie przebywały w pełnym, ostrym słońcu. Bo lepiej dmuchać na zimne, a leczenie 'uczulenia’ jest stosunkowo kosztowne i dożywotnie (2 pary bardzo piekących kropel, 3 razy dziennie – dawka na półtora miesiąca około 100zł), o ile nie będzie trzeba poddać psa operacji by ratować wzrok.

Rada na zakończenie: Jeśli pies nie zna komendy ’zostań’ lepiej nie brać go na jacht. Nigdy nie przypinamy na stałe psa na pokładzie, ani nie zamykamy pod pokładem, bez możliwości wydostania się! 

  • w razie wywrócenia się łódki pies nie będzie mógł wydostać się spod pokładu lub odpłynąć jeśli będzie przypięty na pokładzie.

  • w razie wypadnięcia za burtę, linka tylko spowoduje, że pies ciągnąc się na niej może się podtopić lub zaplątać i utopić.

Cieszę się, że przeczytałaś/eś ten tekst i będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w formie komentarza. Zawsze chętnie poznam Twoją opinię na dany temat i z przyjemnością o tym podyskutuję. Będę też bardzo wdzięczna, jeśli podzielisz się tym tekstem ze swoimi znajomymi na Facebooku, czy Instagramie. Dzięki temu więcej osób tu dotrze i choć Zamerdani to miejsce na moje przemyślenia, myślę, że warto promować świadome, odpowiedzialne życie z psem, które staram się tu pokazać. Z góry dziękuję i bardzo, bardzo cieszę się, że tu zajrzałaś/eś.

Ogółem: 8 171, dzisiaj: 1

You may also like

23 komentarze

Anna DK 29 marca 2015 - 10:28

Hej, bardzo szczegółowe i przydatne kompedium wiedzy. Piszesz, że nie widzieliście psa w kapoku poza swoim – to tak jak u mnie. 😉 Co prawda u nas w formie bardziej humorystycznej, ale o psie w kapoku: https://eoslabek.wordpress.com/2013/08/27/kamizelka-czyli-o-bezpiecznych-wakacjach/
Trochę zazdroszczę, że Budzik nie kochantak wody – nasz Eos nawet koło kałuży nie przejdzie obojętnie, ale taki urok rasy 🙂

opublikuj
Zhaotrise 29 marca 2015 - 13:37

To prawda z Budzikiem była ta wygoda, że zawsze był czysty, suchy i bez głupich pomysłów. Natomiast Donner jest jego zupełnym przeciwieństwem – ale ma to swój urok ;).
Zatem jak zobaczę kiedyś Labka w kapoku będę krzyczała „Witaj Eos!”
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz 😉

opublikuj
Anna DK 30 marca 2015 - 09:46

Hehe z wzajemnością! Owczarki w kapokach będziemy analogicznie witać ahoj Budzik i Donner! 🙂
A czysty suchy pies… Rozmarzyłam się 😉
Pozdrowienia!

opublikuj
ke 9 sierpnia 2015 - 21:28

Bardzo interesujący artykuł, ale trochę wstyd go udostępniać dalej z takimi błędami… Żadko, piersze, spowrotem. Popraw artykuł, a pójdzie w świat! 🙂

opublikuj
Moje Życie z Owczarkiem 10 sierpnia 2015 - 12:48

Serdecznie dziękuje za zwrócenie uwagi, zawsze mi jakieś literówki i takie głupie błędy umknął gdy długo pracuję nad tekstem, a blog nie podkreśli mi błędów. Powinno już być po Polsku. Jeszcze raz dzięki i cieszę się, że wpis się podoba 🙂

opublikuj
Heart Chakra 9 kwietnia 2016 - 07:44

O matko, moje marzenie. Kocham żeglować, najszczęśliwsze chwile spędziłam właśnie na Mazurach! Niestety, byłam głupią pałką i wycofałam się z robienia patentu, kiedy przyszedł na to czas. W efekcie u nas w domu patentu nie ma nikt, toteż marzenia o żeglowaniu z pieskami już chyba nigdy się nie ziszczą. Ogromnie, przeogromnie zazdroszczę! 🙂

opublikuj
Zamerdani.pl 10 kwietnia 2016 - 17:01

Ale z tego co wiem przepisy się zmieniły i na mniejszych żagłówkach można pływać bez patentu 🙂 [Nie posiadając żadnych uprawnień można pływać jachtem żaglowymo długości całkowitej nie przekraczającej 7,5m (zmiana przepisów od 1 stycznia 2008r.) lub jachtem motorowym z silnikiem o mocy nie przekraczającej 10kW (ok.13KM).] – także wszystko przed Wami!
A zabawa rewelacyjna… ja całe życie żegluję (odkąd skończyłam 3 lata i rodzice mnie zabierali) i według mnie jest to drugie po górskich wyprawach najlepsze spędzanie wakacji,

opublikuj
Heart Chakra 10 kwietnia 2016 - 17:36

Wiem, ale ja mam takie wewnętrzne zasady. Nie odważyłabym się objąć w dowodzenie łajby nie mając choć podstawowego patentu, no 🙂

opublikuj
Zamerdani.pl 10 kwietnia 2016 - 17:40

Ah… rozumiem… to pozostaje znaleźć kogoś kto z Wami popłynie 🙂

opublikuj
SmartJack 4 czerwca 2016 - 08:51

Wspaniały wpis, jako wytrawny żeglarz i właściciel dwóch czworonożnych żeglarzy potwierdzam, że fachowe podejście do tematu jest gwarancją sukcesu. A i tak bywa, że nieuważny załogant postanowi sprawdzić temperaturę wachy. Na szczęście ja posiadam mniejsze psy – Jack Russelle, więc wyjęcie ich z wody nie jest problemem, łatwiej im się poruszać po burcie. Już nie mogę się doczekać kiedy wreszcie wskoczymy na pokład !

opublikuj
Zamerdani.pl 4 czerwca 2016 - 11:20

Super! My też planujemy w tym roku, ale zazwyczaj pływamy na łódkach znajomych i jesteśmy uzależnieni od tego czy i gdzie rzucają. Solina z takich przyczyn nam chyba odpadnie, wiec polujemy dla odmiany Mazury… tylko właśnie czarter jachtu z psem w tym roku nas czeka… na dodatek małego jachtu. Bo teraz jest moda na 6-8 osobowe, a dla naszej dwójki(trójki) najlepsza byłaby Venuska, Karina od biedy Orion (<3) żebym mogła ją sama ogarnąć, a ciężko wyczarterować małe łódki ;/ Eh…

opublikuj
Agnieszka 10 czerwca 2018 - 14:59

Super post! Marzymy o łódce, ale nie wiedzieliśmy jak się do tego zabrać. W przyszły weekend pójdziemy na kajaki 🙂

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 10 czerwca 2018 - 15:02

My w tym roku planujmy pierwszy raz żagle z dwójką psów. 🙂 zobaczymy czy się uda i czy będą to Mazury czy Solina, ale plany mamy. 🙂 A kajaki też super sprawa!

opublikuj
Zosia 13 lipca 2018 - 12:48

Super artykuł, bardzo dziękuję! Te informacje na pewno oszczędzą nam problemów. Dzięki!

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 13 lipca 2018 - 12:54

Bardzo się cieszę,że informacje okazały się przydatne!

opublikuj
Mariano 9 czerwca 2019 - 13:24

Mój świętej pamięci Labek Urwis, żeglował z nami od szczeniaka jedenaście lat. Zaczął ze mną i żoną. Potem doszlusowała do nas 1,5 roczna wnuczka, a po czterech latach, 2,5 letni wnuczek. Urwisa już nie ma, natomiast
wnuki rokrocznie pływają nadal. Bardzo brak nam go na łodzi. Jeśli istnieje reinkarnacja, to w poprzednim wcieleniu na pewno był żeglarzem. Nie straszne były mu szkwały, burze z piorunami, czy przechyły graniczące z wywrotką.
Zawsze zachowywał spokój i opanowanie. Z poprzedniego wcielenia została mu jeszcze jedna umiejętność, która
przy pierwszym rejsie wprawiła mnie w osłupienie. Taka, o której trzeba zawsze powiedzieć, początkującemu żeglarzowi. Otóż Urwis, książkowo potrafił balastować łódź. Przy każdej zmianie halsu, przesiadał się na właściwą
burtę i siadał na ławce kokpitu jak człowiek. Bywało, że wprawiał tym w osłupienie przepływających obok żeglarzy. Psiak, podczas przemieszczania się po łodzi, zachowywał niesamowitą równowagę. Być może dla tego, że psy mają cztery łapy, ale to tylko moja teoria. Tak czy siak, psy na jachtach dają radę, a jeśli to jest Labrador- pies, który wodę i pływanie ma w genach, to nie ma się nad czym zastanawiać. Zabieramy ze sobą i pomyślnych wiatrów.

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 9 czerwca 2019 - 14:03

Wspaniała historia! Donner ze względu na gabaryty i pierdołowatość przy silniejszych wiatrach musi siedzieć pod pokładem, bo zaraz się potknie i wypadnie, ale za to Ela, można by powiedzieć zachowuje się jak kot. 😀

opublikuj
Mariusz 19 lipca 2021 - 13:40

Dobrze, że trafiłem na ten wpis! Już od jakiegoś czasu planujemy taki rodzinny wyjazd wakacyjny pod żaglami, zarówno z dziećmi jak i z psem, więc mamy naprawdę wiele pytań, jak to wszystko dobrze zorganizować, co ze sobą zabrać, aby faktycznie dobrze przygotować się do takiej wyprawy.

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 20 lipca 2021 - 06:30

My już kolejny rok spędzamy żagle z naszym psem, także jak masz jakieś pytania – pisz śmiało, postaram się pomóc. Dwa tygodnie temu właśnie wróciliśmy z żagli na Solinie więc jesteśmy bardzo na bieżąco 😉

opublikuj
Ela 19 lipca 2022 - 18:49

Cześć! Stary post, ale potrzebuję tytułu cytowanej na początku piosenki! Pamiętam ją z dzieciństwa i bardzo mi zależy na jej odnalezieniu.

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 21 lipca 2022 - 17:55

Hej, to szanta z płyty Anioły Żywioły „Na jachcie…” 😉

opublikuj
ada 27 maja 2023 - 11:59

Ja też swojego pieska zabieram na wycieczki. Oczywiście tez musze pamiętać o tym by wziąć chusteczki nawilżane od opharm, ponieważ można nimi łatwo wyczyścić sierść z zabrudzeń

opublikuj
anka 23 czerwca 2023 - 12:28

Bardzo ważne jest też by wybrać odpowiednią karmę dla psów. Ostatnio nawet natrafiłam na świetny sklep, w którym wybór jest faktycznie wielki, więc może jednak dobiorę coś dla siebie

opublikuj

Zostaw komentarz