Strona główna Wakacje z psemNa górskim szlaku Czarnorzecko-strzyżowski park krajobrazowy

Czarnorzecko-strzyżowski park krajobrazowy

Idealne miejsce na wakacje z psami i niemowlakiem

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Kiedy w naszym domu pojawiła się Tosia, nawet nie przyszło nam do głowy, że dziecko zostanie naszym ograniczeniem. Wiedzieliśmy, że wiele w życiu się zmieni, ale też wiedzieliśmy, że tak przeorganizujemy nasze życie, by dalej było fajne, a nie było przywiązane do wózka niczym upalikowana Marcysia na szkoleniu, czekając na swoją kolej.

Jak tylko M. dostał urlop, niemal natychmiast postanowiliśmy wyjechać na wakacje – z psami i z siedmiomiesięcznym dzieckiem. Wprawdzie pierwszym naszym pomysłem było morze, jednak prawie siedmiogodzinna podróż nieco nas zniechęciła. Wyruszyliśmy więc na Podkarpacie, bo w sumie góry też są fajną opcją.

Tym razem dla towarzystwa wzięliśmy cały komplet dziadków, chcąc pochodzić trochę z psami po górach, a dziecku zagwarantować niezapomniane wakacje z dziadkami.

Zatrzymaliśmy się chyba w najfajniejszym domku, jaki do tej pory udało nam się znaleźć, na przestrzeni myślę dobrych 10 lat jak jeździmy w Beskidy. Wanatówka to niewielki domek z olbrzymią działką, stawem i rzeczką na samym końcu świata i w sercu Czarnorzecko-strzyżowskiego parku krajobrazowego. Dzięki jej położeniu, olbrzymim terenom i praktycznie braku sąsiadów pierwszy raz mogliśmy sprawdzić Twinsy bez smyczy. Prawie dwa lata od adopcji bliźniaczki mogły poczuć się jak dorosłe suki i przebywać z nami na nieogrodzonym terenie ucząc się pilnować. Wyszło nam to całkiem nieźle, bo ostatecznie wróciliśmy w komplecie, mimo że Eli prawie udało się zostać, a całą historię macie opisaną tutaj: Wyświetl ten post na Instagramie: Zamerdani.pl

Oczywiście nie obyło się bez przygód, bo pierwszego poranka Marcysia wyciągnęła Mollcie na zwiedzanie wsi, na szczęście szybko przyłapałam je na niecnym planie i odwołałam nim zniknęły nam z oczu, dziarsko maszerując szutrówką. Molly zrobiło się bardzo przykro, że mnie zawiodła i od tamtej pory nie wypuszczała się dalej niż kilkanaście metrów od domu. Merci zaś, pozbawiona towarzystwa siostry nie miała odwagi na samodzielne eskapady. Ale nie przeszkodziło jej to by następnego dnia, dać ponieść się emocjom Elki i polecieć gdzieś za rzekę, bo tak zrobiła Dorosła Suka (która ostatecznie za swój niecny uczynek skończyła na lince), a Marcysia jak ta młodsza siostra musi ją na oślep we wszystkim naśladować. I, mimo że to Ela ma świetne odwołania, tym razem mnie totalnie olała, od Merci nie oczekiwałam niczego (i się nie zawiodłam), za to Molly została psem wyjazdu, bo mimo iż biegła z dziewczynami, zawróciła do mnie odpuszczając pogoń. Szczęście w nieszczęściu dziewczyny szybko się zmęczyły, bo jednak wybieganie pod niemal pionową górę, którą mieliśmy zaraz za rzeką, w południe przy ponad trzydziestu stopniach jest sporą głupotą, więc nim zdążyłam się wkurzyć, obie leżały już w rzece chłodząc się i udając, że nic się nie stało. Ale to tyle naszych przygód, pora na polecajki tras!

Zaginione Skałki i Wodospad Trzy wody

Obejrzyj film z trasy

Pierwszego dnia zrobiliśmy niespełna 9km wycieczkę do miejsca o nazwie Zaginione skałki i wodospadu Trzy Wody. Wycieczkę zaczęliśmy z domu i kierując się w stronę końca wsi, potem lasem dość szybko dotarliśmy do ścieżki przyrodniczej. Niestety nie prowadzi tam żaden szlak, a część leśnych ścieżek wskazanych na mapach była nie do przejścia (nie żeby nam to przeszkadzało), bo trochę na przełaj dotarliśmy do celu, ale bez map dotarcie tam może być problematyczne.

Sama ścieżka przyrodnicza jest ładnie oznakowana i prowadzą po niej dość szerokie dróżki. My weszliśmy na nią tak jakby w połowie, ale nie przeszkadzało nam to w obejściu jej. Pierwszy na naszej trasie był niewielki wodospad, który na mapach nie miał imienia. I choć usilnie nasłuchiwałam szumu wody i wypatrywałam go, najprawdopodobniej z powodu upałów, maleńka rzeczka, na której miał się znajdować niemal zupełnie wyschła, a nam nie udało się go znaleźć. Ruszyliśmy więc dalej na zwiedzanie Zaginionych Skałek. Im wyżej wchodziliśmy, tym coraz częściej pojawiały się pojedyncze obrośnięte mchem skałki, by na szczycie zobaczyć całkiem ładny kompleks skalny tworzący ścianę przy której wiodła ścieżka. Nie jest to może jakieś bardzo widowiskowe, ale była to całkiem przyjemna trasa.

 

Idąc dalej doszliśmy do największego wodospadu w Czrnorzecko-Strzyżowskim Parku Krajobrazowym – wodospadu trzy wody. Żeby był on jakiś zjawiskowy… no nie powiem. Trochę mnie rozczarował, ale po raz kolejny zrzucę to po prostu na suszę, bo zapewne jak jest więcej wody, musi robić wrażenie, patrząc po zdjęciach w Internecie. Nam się trafiły trzy pięterka skałek, po których ciekła woda.

Po obejściu całego parku, wróciliśmy mniej więcej tą samą drogą na przełaj do najbliższej ścieżki (zbierając po drodze ze trzy kupoworki grzybów) i wróciliśmy do domu.

Wieża widokowa

Jakby spojrzeć z naszego tarasu na wprost, za rzeką, za górą która pokonała uciekinierskie suki, znajduje się wieża widokowa. Wieczorem udaliśmy się tam na wycieczkę, tym razem wyruszając z domku w stronę wyciągu narciarskiego, pod który się wspięliśmy i asfaltową drogą doszliśmy do wieży. Niestety na miejscu okazało się, że na wieże nie wolno wprowadzać psów, ale i tak warto było na nią wyjść, by obejrzeć panoramę okolicznych szczytów. Drogę powrotną wybraliśmy trochę na przełaj, trochę leśnymi ścieżkami i jakoś udało nam się zejść prosto do domu i wcale nie dziwiłam się, że psy nie dały radę wybiec pod tą górkę.

Rezerwat Prządki, Skalny mur i zamek Kamieniec

Obejrzyj film z trasy

Następnego dnia zaplanowałam nam nieco dłuższą wycieczkę. W pierwszych planach miała mieć koło 12km jednak z powodu upału stwierdziliśmy, że na zamku skończymy i już nie będziemy robić pętli po ścieżce przyrodniczej za nim. Mimo to jakimś cudem wycieczka wcale nie wyszła krótsza.

Znów zaczęliśmy z domu i tuż za wyciągiem narciarskim zeszliśmy z drogi na przełaj przez strumień pod górę (na mapie jest trasa drogą, bo nie da się nanosić tras na przełaj) szybko jednak doszliśmy do ścieżek prowadzących równolegle do szczytu zaliczając szczyt Strzelnicę, a tuż za nim naszym oczom ukazał się Mroczny Mur. Wielka (dosłownie wielka) ściana z kamieni, której nie powstydziliby się wykorzystać w kręceniu Gry o Tron, szczególnie jakby ją jeszcze ośnieżyć. Wzdłuż tego muru zeszliśmy szczytem do drogi, by tuż za nią wejść do rezerwatu Prządki.

Sam rezerwat nie jest długi, ale pod koniec jest kilka ostrych podejść. Samo miejsce przypomina trochę Błędne Skały, trochę Skamieniałe Miasto. Jest ładnie, są fajne kamienie, w weekendy i godzinach po śniadaniowych tłumy. Ale warto się przejść i zobaczyć to miejsce. Wychodząc z rezerwatu przechodzimy kolejny raz przez ulicę i lasem kierujemy się w stronę zamku. Poza ostatnim podejściem, jakieś pół do kilometra drogą asfaltową, trasa jest bardzo przyjemna.

Na samym zamku jestem mega pozytywnie zaskoczona, bo nie dość, że można z psami, to jeszcze jesteśmy tak miło i ciepło przyjęci, że nie mogę wyjść z podziwu. Psy mogę wejść wszędzie, dostają wodę i moje pytanie „czy można z psami” jest wręcz nie na miejscu, bo obecność psów jest jak najbardziej na miejscu. Jedyna niedogodność to brak możliwości płacenia za wstęp kartą, ale jak ma się BLIKA problem jest rozwiązany, ale trzeba być na to gotowym.

Ruiny zamku są super (ja bardzo lubię ruiny, więc zawsze mnie cieszą) wracamy więc tutaj po obiedzie z Tosią, która jest nie mniej zachwycona niż ja, żywo interesując się każdym eksponatem i tym, co jej pokazuję.

Drogę powrotną (tą z psami) mamy dokładnie tą samą trasą co przyszliśmy. Obchodzimy jeszcze zamek na około, znów mamy na drodze trochę fajnych kamieni i niestety z powodu pogody odpuszczam jeszcze małą pętelkę za zamkiem.

Źródliska Jasiołki Latem

Obejrzyj film z trasy

Ostatnia nasza trasa jest na Źródliska Jasiołki. W pierwszych planach mieliśmy zabrać tam Tosię, ale z powodu temperatur zrezygnowaliśmy ciągnąć ją ponad godzinę autem w jedną stronę, na kilkugodzinną wycieczkę. Ruszyliśmy więc z samymi psami, w końcu zaliczając trasę, którą wytyczyłam nam półtora roku temu, a którą pokrzyżował nam marcowy śnieg.

Powrót po tym czasie na Źródliska owocował w wielkie zaskoczenia. Powstały parkingi, oznakowania szlaków, rozbudowała się infrastruktura biwakowa. Wykoszono trawę wokół mogił i nawet nieoznakowane ścieżki, których zawsze szukałam „bo tu powinny być” zostały przygotowane i oznakowane. Na szczycie zamiast pojedynczych desek na torfowiskach powstały kładki, a sam rezerwat stał się bardzo cywilizowany. I choć kocham to miejsce, muszę przyznać, ze w lecie wygląda ono najmniej atrakcyjnie. Cała magia Narnii znika gdzieś w wybujałej roślinności. Nie widać strumieni, jeziorek. Nad łąkami nie rozcierają się jesienne mgły, a nawet trawa nie jest tak wiosennie zielona, tylko wypalona słońcem. Dalej jest tu pięknie, ale nie aż tak jak bywa o innych porach roku. Po restrukturyzacji wielką uwagę przyciąga tablica z zasadami napisana w sposób dla Polaków wręcz niespotykany. Nie ma „zabrania się”, nie ma „nie wolno” jest za to wskazane, jak należy się zachować i dlaczego. Trochę z obawą do niej podchodziłam, bojąc się, że w kolejnym miejscu zobaczę zakaz psów, jednak Beskid kolejny raz bardzo pozytywnie i psiolubno mnie zaskoczył.

Krosno, Iwonicz i Dukla

Na sam koniec urlopu zrobiliśmy sobie jeszcze dwie krótkie wycieczki z dzieckiem do Krosna, Dukli, której rynek jest niestety w remoncie, Pustelni Św. Jana i na koniec do Iwonicza. W planach była jeszcze jedna trasa, ale pogoda pokrzyżowała nam plany. Jednak nie ma tego złego – w końcu Beskid nie powiedział jeszcze ostatniego słowa!

Ogółem: 314, dzisiaj: 1

You may also like

Zostaw komentarz