Zbliża się długi weekend, pierwsze co planujemy na takie dni, to zajęcia dla naszych psów. Gdzie pojedziemy, co porobimy – jak aktywnie spędzimy czas. Nie ma leniuchowania! Na tygodniu mamy mało czasu dla psów, przynajmniej nie tyle ile bym chciała, więc w weekendy i dni wolne nadrabiamy! Zaczęliśmy od przebieranek na Halloween i sesji zdjęciowej. I choć samego Halloween nie uznajemy, to sama okazja do zrobienia foto sesji chodziła za mną od zeszłego roku. Kiedy rok temu wróciłam z warsztatów fotograficznych, postanowiłam, że przestanę robić tylko „spacerowe fotki”, ale jak będę miała okazję i pomysł, zacznę robić moim psom mini sesje. Jedną z pierwszych sesji, które chciałam zrealizować, było właśnie psie-halloween. Niestety w zeszłym roku mi się to nie udało, bo potrzebne rekwizyty kupiłam na wyprzedaży w połowie listopada, a i pogoda też nie wspierała mnie w moich planach. Więc w tym roku, zwarta i gotowa spakowałam psie przebrania w plecak, do tego dorzuciłam dynię i wyruszyłam w las.

Już wiecie z wcześniejszych wpisów, że kiedy coś wymyślę, to potrafię nawet szpilki i sukienkę zatargać na wrzosowisko (jak to Kasia z Maybe Chart stwierdziła – typowa blogerka) tak więc tym razem zatachałam dynię – odpowiadając na pytania, czy poważnie zaniosłam ja do lasu. – Poważnie.

Moje plany szybko zostały mocno ograniczone z powodu nadciągającego deszczu i ogólnie słabego doświetlenia, do tego doszli grzybiarze i niestety już brązowe liście, ale nie poddałam się. A psy bardzo pięknie się spisały, zresztą one lubią takie głupotki. A to, że traktują to, jak najlepszą zabawę bardzo ułatwia mi osiągnięcie celu.

Elcia na sesji przeszła samą siebie. Tak jak kiedyś martwiłam się, czy nauczy się pozować, tak teraz bije Donnera na głowę. Te jej miny, spojrzenia, szukanie kontaktu z przedmiotem – po prostu czysta przyjemność. Biorę psa, mówię że idziemy robić zdjęcia, a Ela w trzy sekundy jest przy dyni, zajmując przy niej pozycję z dumnie wypiętą piersią. Cierpliwie znosi zakładanie przebrania, a potem podąża za moimi wskazówkami, jakby sama chciała wyjść na zdjęciach jak najlepiej.

Dosiek za to w swoim „byciu pozytywnym” pozwala sobie na niesubordynację próbując ukraść dynię, przy której ma pozować. Sam zwalnia się z „zostań” dodatkowo łapie w zęby okulary i je łamie. Ale nic to, dalej chce się bawić w przebieranki, ale najlepiej na zasadzie: załóż, spróbuj szybko robić zdjęcie, a potem szarpmy się patykiem. No cóż… ważne, że pozytywne emocje, choć miny grzybiarzy nie były tęgie, kiedy ganiałam się z Donnerem wokół dyni, krzycząc „dawaj czapkę złodzieju”, a Donner pysznie się bawił w berka, jeszcze wtedy w całych dyniowych okularach. Podobną musieli mieć też minę, kiedy Ela na rozluźnienie, postanowiła przebiec się drogą i nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że miała na głowie rogi, a za nią powiewała czarna peleryna.

Po skończonych zdjęciach poszliśmy jeszcze na spacer na linkach, a ja nie mogłam nachwalić się Donnera, kiedy mijał grzybiarzy ze szczenięcym rozbawieniem na pysku i szalonym, miękkim ogonem, żyjącym swoim życiem. Nawet humoru nie popsuł grzybiarz, który wyszedł centralnie na nas z krzaków i to jeszcze z kijem w ręku. Jednak dobre emocje Donnka to podstawa.

Tak więc sesję Halloweenową mamy udaną, ale to nie był koniec naszego weekendu. Na pierwsze dni pojechaliśmy do Sarnowa, gdzie psy mogły się wyszaleć na polach. Rano ścigając się z cieniami we mgle, popołudniami aportując pullera. W międzyczasie zafundowaliśmy im ponad 10km trekking po Jacie, gdzie Donner nie omieszkał skorzystać z okazji, by wejść do stawu i się przepłynąć w koło.

W piątek na wieczór zajechaliśmy do mamy do Lublina, a tam na moje psy czekał mini trening agility. Donner ostatni raz hopsał coś rok temu, ale ten pies niczego nie zapomina! Musieliśmy tylko mocno zredukować prędkość, bo mżyło i było ślisko, ale zabawa była przednia. Tym bardziej dla Donnera, bo kiedy pies oddaje mi złapaną piłkę, zamiast się na niej zakleszczyć, to dowód na to, jak bardzo chce dalej się bawić, a to nie zdarza się często. Ale Donner pysznie się bawił. Nie ważne, że nie zawsze biegł za wskazówkami (szczególnie że wiele razy to ja dawałam ciała), ale on potrafił sam sobie wybrać przeszkodę i nabieg, tak by było dobrze, bez wyłamywania się.

Ela za to tak naprawdę miała pierwszy raz trening z elementami agility. Rok temu pierwszy raz hopsała, ale to był tylko jeden trening z pojedynczymi hopkami. W ten weekend udało nam się zrobić cztery porządne treningi z podstawami i kilkoma sekwencjami. Co śmieszniejsze, w Elce załączył się gen owczarka i kiedy biegałam, to łapała mnie za łydkę albo rękę i zatrzymywała dostawiając się do nogi. W efekcie czego pierwsze sekwencje musiałyśmy robić bardzo powoli i najlepiej przy nodze. Ale to były fajne ćwiczenia. Trochę szkoda, że nie mamy dostępu na codzień do jakichś przeszkód lub miejsca, bo mogłybyśmy coś więcej poćwiczyć. Ale jak na pierwsze przebiegi poszło jej całkiem nieźle.

A co Wy robiliście w weekend ze swoimi psami?

Ps. Filmy nie są instruktażowe. Chcesz trenować agility skontaktuj się z kimś, kto Ci pokaże jak to robić. To tylko i wyłącznie rejestracja naszych zabaw, których nie powinniście powtarzać bez przygotowania.

Ogółem: 768, dzisiaj: 1

You may also like

4 komentarze

Ewa 7 listopada 2018 - 20:13

Oj widać, że po warsztatach foto, jakoś zdjęć poszła mocno w górę! Piękne są. Podzielisz się nazwą programu w którym je obrabiasz?
Dodałabym “bez przygotowania i odpowiedniej rozgrzewki, agility może skończyć się kontuzją bądź długotrwałym uszczerbkiem na zdrowiu”. Udany weekend, nie ma co 🙂

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 7 listopada 2018 - 20:26

Dziękuję za tak miłe słowa. 🙂
A wystarczyło że mi powiedzieli po co tyle przycisków na aparacie hahaha 🙂
Co do programu to zwykły GIMP innych nie ogarniam.
Mam nadzieję, że w dobie dzisiejszego dostępu do informacji to ludzie już przed każdym treningiem nawet “głupiego posłuszeństwa” robią jakieś mikro rozgrzewki… Chcę w to wierzyć.

opublikuj
Miśka z Na kanapie siedzi pies 9 listopada 2018 - 15:01

Ale fajnie, że Donner tak świetnie się bawi! 😀 I w sumie nie ważne, że przebiegnie inaczej niż zakładałaś, bo liczy się tylko zabawa. 😀 Elcia też dobrze sobie radzi na hopkach – możesz być dumna! 😀
Czy na tym zdjęciu ucho żyje własnym życiem? 😉 https://zamerdani.pl/wp-content/uploads/2018/11/DSC08035.jpg

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 9 listopada 2018 - 18:15

Dosiu to uwielbia,zapomniałam już jak on uwielbia hopsać. 🙂
Tak, na tamtym spacerze jedno ucho było wyjątkowo niesforne :p

opublikuj

Zostaw komentarz