W sobotę wzięliśmy drugi raz udział w dogtrekkingu. Był to III-ci lubelski dogtrekking organizowany przez Łapa na Szlaku. Wystartowaliśmy razem z Karoliną i Wiarusem tworząc nasz magiczny zespół „Wiarus&Donner team”. W planach miałyśmy wzięcie udziału w zawodach na trasie 25km. Szybko jednak nasze plany zostały zweryfikowane i przepisałyśmy się na 16km, co było jedną z mądrzejszych decyzji ostatnich dni.
Muszę się Wam pochwalić, że intensywne treningi z Donnerem spowodowały to, że Donner nie rzucał się na inne psy! Ani na starcie, ani na mijane na trasie. Ignorował je niemal w 100%. Irytował się jedynie wtedy kiedy jakiś pies witał się z Wiarusem. Uważał bowiem, że jest to niesamowicie niebezpiecznie i nieodpowiedzialne ze strony Wiarusa zadawać się z innymi, obcymi psami, co wyrażał wściekłym szczekaniem i warczeniem. A uspokajał się dopiero wtedy, kiedy Wiarus do niego wracał.
Trasa była wspaniała, o wiele fajniejsza niż ostatnim razem, ponieważ niemal cały czas szliśmy lasem. Niestety w wysokiej trawie kryły się stada kleszczy i mimo foresto i kropli Donner złapał jednego drania, więc musimy wpaść do Chiron-weta, bo przed nami kolejny zjazd kursu trenerskiego Canid i muszę mieć pewność, że pies będzie zdrowy.
Wracając do trasy: W planach miałyśmy się nie spieszyć. Iść swoim tempem – na spokojnie, bez głupiego ścigania się. Wszystko jednak zmieniło się na szlaku. Część osób musiałyśmy wyprzedzić, by nie iść zwartą grupą co nie było przyjemne dla psów, bo Donner niemiłosiernie ciągnął, a Wiarus zaczął mu wtórować. W takim tempie umarłybyśmy za chłopakami po pierwszych 3km. Niestety kiedy grupa się rozeszła, psy wcale nie przestały ciągnąć! Chcąc nie chcąc musiałyśmy gnać do przodu i cały czas od pierwszego punktu, trzymałyśmy się w ścisłej trójce, rywalizując z huskimi i niedoścignionym wyżem, a pod koniec trasy w ścisłej piątce, bo puściłyśmy większość osób schodząc im uprzejmie z drogi, bo nic tak nie wkurza, jak ktoś idący kilka kroków za plecami.
Wyeliminowałyśmy jednak konkurencje taktycznie. Nie było to zamierzone, ale po pierwszym zgubieniu, gdzie poszliśmy za grupą szybko przejęłam mapy i zadecydowałyśmy, że idziemy ‘po mojemu’. Na jednym z gorzej oznakowanych skrętów, wyeliminowałyśmy dwie osoby, na kolejnym rozwidleniu szlaku pozostałych. Umiejętność czytania mapy się przydaje! W końcu była to impreza na orientację! Dla nas mapa nie była trudna, no ale lata nauki nawigacji w żeglarstwie robi swoje. Oby następnym razem było jeszcze więcej zabawy z mapą! To lubimy i dodaje to niesamowitego smaku całej imprezie. Nawet fajniej byłoby mieć o wiele bardziej szczegółowe mapy, by samemu móc wymyślać skróty do punktów kontrolnych. To by było dopiero coś!
Choć kiedy szłyśmy same przez ostatnie kilometry, przyznam, że zaczęłyśmy się w pewnym momencie poważnie martwić, że wszyscy jednak poszli dobrą drogą, a my zamiast się trzymać grupy poszłyśmy źle. Wynikało to z tego, że nie wszystkie leśne drogi były na mapę naniesione, ale po zakrętach można było wywnioskować gdzie jesteśmy. Tylko czemu na drodze nie było żadnych śladów butów i łap?! Na szczęście szybko okazało się, że nasza trasa była właściwą, kiedy organizatorzy zaczęli zwozić pierwsze osoby drogą którą szłyśmy. I tak okazało się, że wbiegliśmy na metę trzeci, a Wiarus i Karolina byli drudzy wyprzedzając nas o 10s i długość pyska. Nie pozwolono nam wbiec razem, co było smutne bo stanowiliśmy team. Ale i tak było super!
Intensywne treningi bikejoringu i canicrossu się przydały. 16km zrobiliśmy w 3h i 11minut. Wygraliśmy super nagrody i po raz kolejny udowodniliśmy, że owczarek jest idealnym psem do sportów. Wytrzymałym, szybkim, zawziętym i wszechstronnym.
Wierzcie lub nie, ale Donner ciągnął całą trasę. Ciągnął, napierał, wyprzedzał. Nie odpuszczał, a co gorsze… nawet po powrocie do domu nie był na tyle zmęczony by pójść spać. Musiał jeszcze wybiegać się za piłką w ogrodzie. Jak zwykle to ja go tylko spowalniałam na trasie; musi w końcu pogodzić się z niedoskonałą Pańcią. Ale najbardziej jesteśmy dumni z naszego przyjaciela Wiarusa, który wziął (zły) przykład z Donnera i również ciągnął. Chwilami chłopaki ścigali się między sobą, co było przerażające… szczególnie kiedy bardzo opatrznie rozumieli komendę wolno. Dobrze, że znaczenia kierunków i słowa stój nie pomylili, bo nie miałysmy pod ręką kotwicy.
Byle do wiosny i do kolejnej edycji. A teraz pora rozejrzeć się za imprezami w okolicach Warszawy!
Dzięki Łapa na szlaku! Super impreza.
Na szlaku byliśmy wyposażeni w sprzęt od Sali.pl – pas maszera, szelki sport sled, obroże i smycz z amortyzatorem. Tym sposobem, szelki sport sled przeszły ostateczny test. Sprawdziły się super i dodały Donnerowi +5pkt do siły i +5pkt do szybkości. Szkoda, że pas maszera nie dodał żadnych bonusów do statystyk mnie.
Dzięki Psi Fotograf, Kasia Jakoś i Sławek Znak za zdjęcia!
7 komentarzy
Serdeczne gratulacje:) podziwiam Was!
Dziękujemy 🙂
Super! Treningi opłaciły się wam, gratulacje! 🙂
No w sumie opłaciły, ale trzeba dalej trenować, by następnym razem wygrać dzięki szybkości, a nie fartowi 😉
Gratulacje! Jeszcze kilka treningów i w następnej edycji zajmiecie pierwsze miejsce 😀
Hehe tak, już teraz trzeba zacząć chodzić po 3h dziennie na kardio poza normalnymi treningami z psem, żeby nie być dla niego obciążeniem. 😉
Świetna relacja 🙂 Gratulacje!