Strona główna Nosework Rozpocznij z nami swoją przygodę z Nosework

Rozpocznij z nami swoją przygodę z Nosework

Noseworkowy poradnik domowy - część I

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

My to się umiemy wstrzelić w modne rzeczy! Ledwo zaczęłyśmy na poważniej trenować nosework, a już gdzie się nie obejrzę wszyscy piszą o noseworku. Oczywiście szpiegowskie algorytmy podsyłają mi pewnie te treści, ale mam wrażenie, że w ostatnim czasie zdecydowana większość psich portali, sklepów, ogólno-psich Internetów wspominała o tym sporcie. Czyli jest na topie! Tylko się cieszyć, że idziemy z duchem czasu!

W związku z tym, pora na obiecaną na Instagramie serię wpisów o nosework – czyli jak zacząć przygodę z noseworkiem, nawet jeśli w Twojej okolicy nikt tego nie trenuje i nie masz od kogo się nauczyć. Na wstępie cieszę się, że moje relacje zainspirowały, myślę dobre kilkanaście osób, by spróbować swoich sił w noseworku! I to jest chyba najlepsze w byciu psim blogerem – pokazywanie Wam fajnych rzeczy i inspirowanie do tego, by samemu spróbować, bez napinki i sztucznego profesjonalizmu – tylko dla czerpania samej radości ze wspólnych aktywności z psem. Jednak zanim przejdziemy do pierwszej części, miejcie na uwadze, że my jesteśmy samoukami. Oczywiście od pewnego czasu spotykamy się z trenerami, ale nasze pierwsze kroki z noseworkiem miały na celu socjalizację Twinsów. Potem przerzuciłyśmy się na trufle robiąc weekendowy kurs i nie oszukujmy się po amatorsku z nimi ćwiczyłam tak, jak to czuję i co znalazłam w necie, a tak bardziej porządnie to ćwiczymy noseworki niespełna cztery miesiące i to też bez jakiejś większej regularności, jeśli chodzi o profesjonalne spojrzenie.

Ale… nie przeszkodziło nam to w wystartowaniu w zawodach treningowych (z marnym skutkiem), ale za to całkiem fajnie dziewczyny, w szczególności Ela poradziły sobie na treningach w takich miejscach jak Centrum Spotkania Kultur, Decathlon, Sklep Zoologiczny czy park, więc nawet takie „domowe przygotowanie” bez znajomości teorii zapachu (coś tam miałam chyba na Canidowych zajęciach wspominane o tym, ale nie pamiętam) i w ogóle teorii noseworkowej pozwala na całkiem dobrą zabawę i przygotowanie się do zdania testów czy startu w zawodach.

Zalety nosework:

  • możemy trenować wszędzie – w domu, w parku, w ogrodzie, na spacerze. Kiedy nie mamy czasu i chcemy wykorzystać krótką drzemkę dziecka będąc przy tym blisko i cicho, i kiedy mamy czas na porządny, zaplanowany trening. Nie jesteśmy uzależnieni od pogody, kondycji psa czy jego wieku!
  • nie potrzebujemy właściwie nic – żadnego specjalistycznego sprzętu treningoweo, ekwipunku, psiego osprzętu. Wystarczy podkradziony z kuchni goździk, kawałek skórki z pomarańczy, laska cynamonu i na początku trzy pudełka kartonowe lub plastikowe, lub słoiczki po zupce dziecka z dziurkami w zakrętce oraz garść chrupek.
  • niesie same korzyści dla psa – męczymy psią główkę, zaspokajamy potrzebę węszenia i nutkę polowania (tak noseworki opierają się na elementach łańcucha łowieckiego), ale o tym będzie w kolejnym wpisie.
  • budujemy pewność siebie psa – nawet taki lękowy Twins jak Marcysia, kiedy wie, że szuka puszki, za znalezienie której są same nagrody i pochwały chętniej eksploruje nowe miejsca, a nawet ostatnio ignorowała obecność obcej osoby, bo miała cel: znaleźć puszkę, która daje nagrodę. A psy lubią nagrody… i lubią węszyć.
  • poprawiamy naszą komunikację z psem i lepiej go rozumiemy – ja myślałam, że doskonale znam moje psy, ale obserwując je podczas pracy węchowej, zdałam sobie sprawę jak mało o nich wiedziałam. Patrząc na Elę teraz widzę, kiedy jest blisko zapachu, kiedy go olewa, kiedy potrzebuje wsparcia, bo jest blisko, ale nie ma pewności i kiedy mi ściemnia. U Twinsów doskonale widzę, jak zmieniają się ich emocje. Kiedy są pewne siebie i się cieszą, kiedy jest niekomfortowo, ale dadzą radę i kiedy jest zdecydowanie za trudno i musimy odpuścić i zrobić coś motywacyjnego. Podobnie jest z oznaczaniem. O ile Merci i Ela robią to dość dosadnie poprzez zawarowanie (Ela jeszcze target), o tyle u Mollci trochę czasu zajęło mi, żeby się z nią porozumieć. Bo najpierw na mnie patrzyła a patrzyła zarówno wtedy kiedy znalazła, jak i kiedy coś chciała czy nie wiedziała co zrobić. Potem odkryłam specyficzny ruch ogona i dygnięcie uszu jak znajduje próbkę, by ostatecznie doszło jeszcze dość dosadne tupnięcie łapą. I ja to widzę, Ty gdybyś spojrzała na Molly na pewno przez kilka pierwszych wejść nie skumałabyś kiedy oznacza. Ale mi też długo zajęło by zrozumieć swojego psa, którego wydawało mi się, że znam.

Czy są wady nosework?

Ja, nie znalazłam. Trudno sobie w noseworku zrobić krzywdę. Przegrzać psa można i zniechęcić jak w każdej aktywności, ale to bardziej przez nasze błędy niż same założenia sportu. Oczywiście błędny można łatwo zrobić, ale one nie rzutują na nasze codzienne życie z psem i stosunkowo łatwo je odpracować. Ja np. z Elą popełniłam je dwukrotnie – najpierw za szybko kazałam jej robić przeszukania pokoju, wierząc w jej geniusz, przez co zraziłam ją (i siebie) do noseworków. Potem zaczęłam od nowa i już jak było fajnie zbyt mocno ją stonowałam i wyciszyłam, żeby była dokładna i skupiona, w efekcie czego znowu się zraziła, bo nie mogła być sobą – ale już to naprawiłyśmy. No ale dalej to nie są wady sportu, tylko błędy przewodnika.

Czy nosework to sport dla każdego?

Jak już wspomniałam wyżej, jest to sport zarówno dla szczeniaków jak i psów w podeszłym wieku. Dla dużych i małych. Spokojnych i nakręconych. Może brać udział zarówno kundel, jak i rasowy pies myśliwski o nieprzeciętnym węchu.

To były pierwsze zajęcia lękowych Twinsów pół roku po adopcji i najnowsza aktywność nakręconej szalonej Eli, której nigdy nie posądziłabym o dokładność, precyzję i umiejętność skupienia i zatrzymania się.

Naturalny zapach czy olejek?

Jeśli zamierzacie zacząć swoją przygodę z nosworkiem na pewno stanęliście przed tym dylematem. I szczerze? Ja po moich psach nie widzę absolutnie różnicy w oznaczaniu. Twinsy zaczęły uczyć się na laskę cynamonu. Potem jak kupiłam swój pierwszy startowy zestaw, to zamówiłam olejki, bo moi znajomi ćwiczyli na olejkach. Potem kiedy wróciłam do treningów z trenerem znowu były zapachy naturalne. Obecnie robię dziewczynom przeszukania raz na olejek, raz na naturalny zapach, raz na przedmiot nasączony zapachem i jest im to całkowicie obojętne, a skuteczność mają taką samą. Ps. Dodam, że dziewczyny pracują zarówno na truflę świeżą (mrożoną – po rozmrożeniu) jak i olej ze śladową ilością trufli, także jeśli pies ma dobrze wdrukowany zapach to nie ma to dla niego większego znaczenia.

Przeraża Cię to całe gadanie o zanieczyszczeniu próbek?

Mnie na początku też! Zakładanie gumowych rękawiczek, wyjmowanie zapachu ze słoiczka pincetą. Mycie rąk po każdorazowym dotknięciu próbki… układanie ringu zajmowało mi więcej niż przeszukanie i skutecznie zniechęcało mnie do zabawy.

Więc… odpuściłam. Serio. Okej słoiczki z zapachami i oznaczone przedmioty w które je chowam, trzymam w osobnym pokoju niż resztę, ale to tyle. Nie przejmuję się, że dotknę inne puszki brudną ręką Ba! nawet celowo to robię dla zmyły dziewczynom. Pincety i rękawiczek nie stosuję, a czasem nawet daję im puszkę w której zazwyczaj chowam zapach, a sam zapach umieszczam gdzie indziej, by szukały jego – nie puszki po nim.  Także to wcale nie jest aż tak straszne, choć na pewno nie profesjonalne.

Ja i moje psy w nosework:

Ela uważam, że na ten moment radzi sobie rewelacyjnie, choć jest bardzo emocjonalna i jak jej nie idzie, to moment się podłamuje, to świetnie się przy tym bawi. Na wiosnę mam zamiar zgłosić ją do testów zapachowych i zawodów.

Marcysia bardzo boi się nowych miejsc i przeszukania pomieszczeń są poza jej zasięgiem (jeszcze, ale pracujemy nad tym), ale jak tylko dostanie ring z puszek, kartonów czy przedmiotów (najlepiej z dala od kątów) to wymiata nie gorzej niż Ela. Też zamierzam ją zgłosić do testów, może weźmie udział treningowo w zawodach w ramach walki ze strachem, ale dla niej zdecydowanie czekam na imprezy, gdzie start będzie polegał na przeszukaniu ringu z przedmiotów i puszek, bo ona kocha puszki.

Mollcia zaś do niedawna jeszcze mocno gardziła tym sportem, i tylko towarzyszyła nam w treningach, ale jakiś czas temu się przełamała i całkiem nieźle się przy tym bawi. Jest dla mnie wielką zagadką, bo ciągle robi to jakby od niechcenia, a ma dziwnego farta, że zawsze ‘przepadkiem’ idzie na wprost schowanej próbki. Także testy też zaliczymy, a zawody pewnie też w ramach treningu i walki za strachami, ale z Mollcią nigdy nic nie wiadomo.

Ja – pokochałam tą aktywność za to, że mogą porządnie zmęczyć psy w domu. Korzystając z nie za długich drzemek Tosi. Według mnie jest to idealna aktywność dla psów, które gdzieś tam mają geny myśliwskie, jeśli nie jestem w stanie zapewnić im odpowiednio dużo ruchu (a w zimie, z brzdącem tak naprawdę zostają im tylko spacery i to też nie jakieś wyjątkowo długie). A wiadome – znudzony terier to terror w domu. Ale dzięki tym treningom zapewniam im większość elementów łańcucha łowieckiego, bo jest i węszenie, i trochę namierzanie, czasem ścigamy się do puszki, tropimy zapach, ostatecznie na koniec zawsze dostają gryzaka lub małego konga czy lickimatę, żeby sobie domknęły łańcuch łowiecki aktywnym jedzeniem. I oczywiście to nie jest to samo co porządny spacer, nawet pobieganie za szarpakiem w ogrodzie i nigdy nie zastąpi eksploracji terenu czy ruchu, ale pozwala zmęczyć psią głową, rozwija i uczy nowych rzeczy i jest jedną z aktywności, które mogę zapewnić moim psom.

To co spróbujecie swoich sił?

Polecam, a jak my się bawimy, pomysły na ćwiczenia i nasze noseworkowe przygody znajdziecie w wyróżnionej relacji na IG. A już w kolejnym wpisie: podstawy podstaw, czyli jak uczyłam moje psy zapachu, no i pierwsze ćwiczenia.

Ogółem: 104, dzisiaj: 1

You may also like

Zostaw komentarz