Strona główna Z życia psiary Psiara na Biofachu, czyli łączymy pracę z pasją i to nie do końca psią.

Psiara na Biofachu, czyli łączymy pracę z pasją i to nie do końca psią.

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Jak co roku w połowie lutego wraz z Panem Mężem i przyjaciółmi od ekologii wybraliśmy się na targi Biofach w Norymberdze. Jedne z największych „ekologicznych” targów pełne konferencji, jednostek certyfikujących, stowarzyszeń, produktów ekologicznych, a w tym wszystkim ja.

Euroliść

Z ekologią pracuję już koło 10 lat. Najpierw jako hostessa, potem jako sprzedawca w sklepie z żywnością ekologiczną, stażystka w ekologicznym zakładzie przetwórczym, uczestnik spotkań IFOAM z Polski, jakieś dorywcze prace w Polskiej Ekologii, poprzez liczne staże i wyjazdy zagraniczne w celu promowania polskich ekologicznych smaków, pracę w jednostce certyfikującej, głównie z zagranicznymi systemami bio i certyfikatami transakcyjnymi, po zrobienie uprawnień inspektora rolnictwa ekologicznego, prowadzenie szkoleń dla dzieci i młodzieży w celu zwiększenia rozpoznawalności „euroliścia”, na obecnej pracy kończąc, czyli doradztwo i wdrażanie systemów bezpieczeństwa i jakości i żywności oraz audyty wewnętrze w tym właśnie przygotowywanie zakładów do produkcji ekologicznej.

Swoją przygodę z ekologią zaczynałam w czasach kiedy była to zupełna nowość, kiedy europejskie logo rolnictwa ekologicznego dopiero zaczynało się pojawiać na produktach, kiedy pojęcie ekologiczne było mylone z biodegradowalnym, a w Polsce dostać coś ekologicznego wiązało się z odwiedzeniem sklepu „szamana”, bo produkty bio były dostępne tylko w niszowych sklepach ze zdrową żywnością.

Moja ulubiona firma na BioFachu. Już mnie znają i sami podrzucają nowości, bym się z nimi zapoznala, dzięki temu w tym roku mamy snaki.

Przez te lata rynek żywności ekologicznej eksplodował w Polsce i na świecie niczym mała bomba wodorowa, zalewając niemal cały świat nowym – starym systemem jakości, zapewniającym „naturalność” produktu. Do tego stopnia, że ekologia szybko zaczęła być modą. Modą przez niektórych postrzeganą jako snobizm, bo żywność eko jeszcze niedawno była dwa, a nawet trzy razy droższa. Mimo wszystko dla niektórych ekologia wciąż pozostaje ideą. Lekarstwem na choroby cywilizacyjne i czymś, czym zachwycali się nasi dziadkowie.

Niestety w tej całej ideologii często zapominamy, że produkty ekologiczne ewoluują. Ekologia to nie znaczy – pozbawiony smaku, mdły sos pomidorowy z domieszką pleśni pod zakrętką. Ekologia to nie znaczy – krzywa, zeżarta przez robaka marchewka, tak zwiędnięta, że patrzy się na nią z obrzydzeniem. Ostatecznie ekologia nie znaczy również, że ten produkt musi być nie wiadomo jak smaczny. Nie. Ekologia to mogą być te same produkty, które mamy na półkach w sklepie konwencjonalnym. Czym więc ma się różnić? Ano tym, że do produkcji używane są surowce produkowane w sposób ekologiczny, a ich ekologiczność potwierdza certyfikat, nie zapewnienie pani z targu, że to ekologiczne, bo sama wychodowała (lub kupiła na giełdzie). Ekologiczne to znaczy nie wykazujące pozostałości pestycydów, środków ochrony roślin, antybiotyków, hormonów, GMO itd. Do produkcji nie są używane chemiczne dodatki z linii E, tylko ich naturalne odpowiedniki. Jeśli musi być dodane coś „nie ekologicznego” to tylko za dopuszczonymi w rozporządzeniach wyjątkami, dodatkami uwzględnionymi w załącznikach do tych zasad, tylko dla danych produktów. Super! Tylko, że już sama produkcja, czystość zakładu, przestrzeganie higieny, zasad bezpieczeństwa żywności – to już jest inna kwestia nie kontrolowana przez ekologię, bo od tego są inne standardy, takie same jak dla konwencji (między innymi sanepid). O co w tym chodzi? O to, że jeżeli weźmiemy pod lupę produkcję czegoś prostego np. jakichś kruchych ciastek, które nie są super smaczne, no bo to tylko kruche ciastka. I zrobimy takie same ekologiczne – ich smak niewiele będzie się różnił, a może nawet niczym. Jajka, mąka, cukier, mleko, proszek do pieczenia […], w ekologii to samo tylko, że każdy z surowców jest bio – wolny od pozostałości pestycydów i chemii itp. Jeśli ciastka zostaną zrobione według tego samego przepisu, będą niemal identyczne. Także naprawdę nie na miejscu jest oczekiwanie, że bio musi być inne, lepsze. Owszem – lepsze jeśli mówimy na poziomie przetwórstwa podstawowego. Jakieś wędliny, pieczywo, nabiały, herbaty ziołowe, czy zioła – tak tu poczujemy różnicę, ale znowu jeśli jest to produkt wysokiej jakości. Bo kiełbasa kiełbasie nie równa. Można kupić kiełbasę z mięsa za 60zł za kilogram, i kiełbasę z ??? – nie wiem z czego, za 8zł za kilogram, gdzie kilogram surowego mięsa jest droższy. A gdzie koszty przetwórstwa, odpad produkcyjny spadek masy po wędzeniu, koszty transportu, magazynowania, dystrybucji, marża sklepu… a i tak mamy kiełbasę za 8zł, a kawałek wieprzowiny kosztuje 16zł. I to samo mamy z ekologią. Można kupić kiełbasę z mięsa i kiełbasę z ??? – nie wiem czego, a do jednej i drugiej będą użyte surowce bio.

A więc BIO jest przereklamowane? NIE.

Bio nie zwalnia nas z myślenia i czytania etykiet. Żaden standard, logo, grafika, reklama nie zwalnia nas z tego. Bio daje nam gwarancje tego, że produkt czy to warzywo, mięso, jajko, sałata, czy płatki owsiane, jogurt, wędlina itp. – jest czysty. Czysty pod względem tego co w konwencji może być upchnięte. Pozostałości antybiotyków, hormonów, pestycydów, środków ochrony roślin, nawozów, stymulatory wzrostu, spulchniacze, wypełniacze, konserwanty, barwniki (oczywiście chemicznych) i tego wszystkiego co wydłuża etykietę w nieskończoność, a z czego większość z nas połowy nie rozumie. Pod tym względem eko jest lepsze. Lepsze zdrowsze, bardziej wartościowe – prawdziwe. Natomiast praktyki producentów pozostają dalej takie same. Jest masa firm, które dbają o jakość produktu, zdecydowana większość są to firmy ekologiczne. Ale wszędzie zdarzają się buble. Tak jak w ekologii, może pojawić się produkt, którego nie wezmę do ręki mimo, że jest bio, tak i w konwencji można znaleźć genialne produkty pod względem jakości i smaku mimo, że jest to konwencja.

Wracając do samych targów. BioFach w tym roku był bardzo udany. Mimo że z roku na rok są to targi bardziej handlowe niż konsumenckie, a i produktów dla zwierząt jest coraz mniej. Po co jeżdżę na te targi? By poznać nowinki na rynkach ekologicznych: co w tym roku jest na topie, co się zmieniło i co może się wydarzyć. Posłuchać mądrych konferencji i wrócić do Polski zastanawiając się gdzie to wszystko zmierza. Nie ukrywam, że co roku szukam produktów dla zwierząt licząc, że w końcu organic pet food zostanie jakoś prawnie uregulowany… No niestety. Tak samo jak kosmetyki, tak i pet food nie podlegają jednolitej certyfikacji chociażby unijnej. Co się z tym wiąże? Nie mogą być znakowane „euroliściem”, nie mogą być certyfikowane na zgodność z zasadami produkcji ekologicznej, bo rozporządzenia i ustawy ich nie uwzględniają. Pasze – tak, ale już karmy – nie. Owszem da się to ładnie obejść traktując np. króliki, fretki czy chomiki jako zwierzęta hodowlane na futro czy mięso – więc można karmę dla nich nazwać paszą, tylko po to by sprzedawać ją ze znaczkiem eko. Niestety w przypadku psów i kotów już to nie przejdzie, choć pozostaje to do interpretacji jednostki certyfikującej i nazewnictwa, stąd niektóre niemieckie jednostki na to zezwalają. Jednak dużo częściej, aby uwolnić się od niesprecyzowanych przepisów unijnych powstają prywatne standardy, bazujące na zasadach ekologii, które pozwalają na certyfikację pet fooda i kosmetyków, jako produkty wyprodukowane z surowców ekologicznych. Nie jest stosowany „euroliść”, nie ma certyfikatu unijnego, ale produkt spełnia wymagania innego krajowego standardu, co już jest ok. Niestety z roku na rok produktów ekologicznych dla psów jest coraz mniej – na biofachu. Za to wiecej ich powstaje. Nawet w Polsce się pojawiają, bardzo często są to jednak zakłamania i dumnie brzmiąco nazwane np.: eko-snaki, a w rzeczywistości do ich produkcji użyto jesynie ekologicznej mąki… i to tyle ich eklogii, bo nawet nie jest weryfikowane z żadnym standaredem czy zasadami. Poprostu ktoś sobie tak nazwał. Na targach coraz więcej jest kosmetyków, środków czystości i produktów codziennego użytku, ale nie żywnościowych. W tym roku, tak jak w zeszłym rządził kokos i produkty z niego. Od syropów, po chipsy, wody, preparaty ect. Goja powoli odchodzi w zapomnienie, swój boom przeżywała rok i dwa lata temu. Całkiem sporo było też wody brzozowej – to tyle z nowości. Trochę ciężko mówić mi o nowościach, bo to co dla jednych jest czymś nowym, egzotycznym i nieznanym dla mnie jest produktem spożywczym, którego proces technologiczny mogę rozpisać mniej lub bardziej dokładnie i który już wiele lat temu miałam w ręce, ze względu na swoją pracę. Co w tym roku mnie użekło to chipsy z truflami. Na pewno zauważyłam zwiększenie zainteresowania wyglądem produktów i opakowań. Co jest super trendem, bo bio wcale nie musi być brudne, brzydkie i wyglądające jak zepsute. Bio może być kolorowe, nowoczesne i ładne! Nikt już nie kupi gnijącej marchewki jako dowód jej ekologii. Ktoś powie, że bez chemii ciężko, żeby marchewka była ładna. Ciężko, ale to nie zwalnia producentów z obowiązku zadbania o ten produkt. Wystarczy pójść do Lidla i zobaczyć warzywa bio. Czy one są brzydkie? Gnijące? Nie. Bo nie muszą być. Tylko nie dajmy sobie tego wmówić.Oczywiście na targach było dużo też przetworów, oliw, zbóż, soków – no ale są to produkty, ba nawet marki, które  kupimy na co dzień w sklepie. I to nie w jakimś sklepiku ekologicznym tylko normalnie w markecie. O dziwo dużym zainteresowaniem cieszą się też ubrania i tkaniny z metką bio, co dla mnie jest dość śliskim tematem, tak jak „ekologiczne tworzywa sztuczne”. Nie mając jednoznacznie unormowanych zasad na kosmetyki i produkty dla zwierząt, tworzenie nowych bio-gałęzi, pod prywatnymi standardami i własnymi regulacjami wydaje mi się trochę naciągane. Szczególnie, że na Biofachu widziałam dość swobodne mieszanie eko – vege – slowfood – regionalne – biodegradowalne. Trochę chyba to wszystko zmierza w złą stronę. Bardzo też zaniepokoiły mnie niektóre konferencje…i próba akceptacji przez niektóre państwa pestycydów i ich pozostałości w żywności bio jako coś na co nie ma rady i czego w pewnych regionach nie da się pozbyć, bo już jest to w glebie, powietrzu, środowisku itp. Bardzo mnie to niepokoi, bo jednak niektórzy dają radę produkować czyste surowce, dlaczego więc nie dążyć do ich poziomu tylko dawać przyzwolenie na nawet niewielkie ilości pozostałości pestycydów i środków ochrony roślin? Wszystko jest to tłumaczone sprawiedliwością, bo skoro ktoś nie może wyprodukować bio, z powodu złego otoczenia, jest przez to pokrzywdzony. No na litość Pańską! Ale to jego otoczenie, środowisko, czy co tam innego samo się nie zanieczyściło do tego stopnia, że nawet nie stosując obecnie nic, w glebie jest tyle pozostałości, że nie da się produkować czystych owoców i warzyw. Jaka to sprawiedliwość, że ktoś kto ma faktycznie czyste produkty ma być zrównywany z kimś kto poszedł na łatwiznę? By było sprawiedliwie? Nie. To dopiero jest niesprawiedliwe by wrzucać do jednej grupy tych co mają surowce czyste = ekologiczne i tych, którym coś tam wyszło.

Ogólnie cieszę się, że to tylko konferencyjne wywody, cieszę się, że na takie sprawiedliwości decydują się tylko nieliczne krajowe standardy, czy zrzeszenia. Cieszę się, że w Polsce jest to nie do pomyślenia (przez większość). Liczę na to, że ekologia pozostanie ekologią – z zasady, z prawdy, z natury. Nie modą na noszenie torby papierowej i szarej pokutnej sukienki. Że nie będzie snobizmem do waflowania się ekologicznym batonikiem po treningu i bio soczkiem. Trzeba wciąż walczyć o podnoszenie świadomości konsumentów, ale i producentów. Łączyć standardy jakościowe z tymi dotyczącymi bezpieczeństwa żywności. Czerpać z doświadczeń innych i nie iść na łatwiznę. Nie dawać sobie i innym przyzwolenia na to, że bio musi być brzydkie lub musi być za wszelką cenę smaczniejsze. Nie. Wszystko zależy od metody produkcji. Oczywiście jakość składników ma znaczenie, ale bio mówi nam tylko o czystości produktu względem pozostałości. Jabłko bio wcale nie musi być słodsze i bardziej soczyste od konwencjonalnego. Pamiętajmy o rożnych odmianach, warunkach w których rosną (słońce, deszcz, temperatura). Bio zapewnia nam, że w tym jabłku nie ma pozostałości oprysków i potocznie zwanej chemii. Nie problemem jest wyprodukować „coś”. Tylko biorąc do ręki produkt należy zawsze się zastanowić czy to coś będzie równe czemuś. A to mniej lub bardziej powie nam etykieta i smak tego produktu – oraz reakcja naszego organizmu po jego spożyciu.

To co, żeby nie było tak czysto ludzko słówko o karmach ekologicznych dla psów i mój zeszłoroczny re-search. W tym roku z psich ciekawostek znalazłam kosmetyki ekologiczne dla psów, proteiny z ryżu i… w sumie te firmy które spotykam co roku, ale skupie się na ekologicznych karmach. Co chcę nimi pokazać? To, że karmy ekologiczne wcale nie zachwycają składem. Czym się więc różnią – tym, że do ich produkcji użyto ekologicznych składników. Ale to co z nich wyprodukowano no cóż… wyszło nie wiele lepiej niż w konwencji. Jedyną zaleta jest to, że podając karmę bio wiemy, że ten byczek co jest w puszce nie był faszerowany hormonami wzrostu, antybiotykami, nie jadł paszy genetycznie modyfikowanej i mógł sobie biegać luzem po polu jak szczęśliwa fioletowa krowa, o ile można mówić o szczęśliwym bydle rzeźnym. Mięso nie było niczym nastrzyknięte, w niczym nie moczone i sztucznie „rozmnażane” by z kilograma zrobić dziesięć. Do produkcji karmy nie użyto tablicy Mendelejewa, a groszek nie rósł w chemicznej mgle. No, ale to tyle różnic. Bo skład mówi sam za siebie. I tak samo jest z żywnością. Surowce, składniki mogą być super jakości, ale to co z nich zostanie zrobione wcale już nie musi być super produktem. Mimo to widząc dwa takie same produkty w jakości eko i konwencjonalnej sięgnę po ten bio, mimo że droższy i brzydszy, bo dalej wierzę w ekologie i będę jej broniła pomimo tego co na co dzień widzę w zakładach produkcyjnych, na polach i w sklepach. Ekologia stała się częścią mojego życia, po trochu filozofią, ale nie fanatyzmem. Bo widzę ekologię obiektywnie. Ze wszystkimi jej zaletami jak i wadami. Znam doskonale wszelkie afery i przekręty tak samo konwencjonalne jak i ekologiczne. Świat wszędzie jest taki sam, nie zależnie czy ma taki czy inny znaczek. Ale ekologia zawsze będzie czymś.

Przegląd przez ekologiczne karmy dla psów.

Na pewno najbardziej znaną jest karma Yarrah – ja się o niej nie wypowiem, bo jest to karma wegańska, co dla mnie wyklucza ją jako karmę dla psa czy kota. Co natomiast zdobyłam i poznałam przez te wszystkie wizyty na BioFachu  (i nie tylko) znajdziecie poniżej: – Składy są z roku i partii skąd mam daną karmę 2015/2016/2017. Możliwe, że coś przez ten czas uległo zmianie. Więcej o samej idei karm ekologicznych i problemach z tym związanych przeczytacieu: TUTAJ.

 

DEFU Hund High Sensitive- Menü Huhn getreidefrei (Z indykiem)

Dawkowanie: pies do 40kg – 1350g karmy

Skład: Skład: 77% kurczaka * (szyja, serce, żołądek, wątroba), bulion z kurczaka *, marchew * 13%, 9,5% amarantus *, olej słonecznikowy *, Lichtyams –  mój goggle translator słabo zna niemiecki. Obstawiam jakąś roślinę okopową: topinambur lub pasternak*  *surowce pochodzą z produkcji ekologicznej.

Składniki analityczne: Białko surowe 12,1%, 6,3% tłuszcz surowy, włókno surowe 1,7%, popiół 1,6%, 77,3% wilgoci, 0,31% wapnia, 0,24% fosforu


 

Wuffundmau  Wuff Gourmet  (indyk i kurczak)

Dawkowanie: powyżej 15kg – 600g

Skład: 14% mięsa z indyka, 14% kurczaka, woda pitna, tłuszcz z kurczaka, wątroba z kurczaka, jabłka, marchew, ryż, białko grochu, żelatyna, chlorku sodu

Składniki analityczne: 1% Popiół, 1,5% włókna surowego, 11,2% surowego białka, 11,9% tłuszcz surowy, 1,8% wilgotności

* Wolne od: cukru, wzmacniaczy smaku, soi i kukurydzy,  barwników i konserwantów, mączki mięsno kostnej


Eden food Hundemenü BIO-FRÜHJAHR

Dawkowanie: 15 kg psa: 375g – 450g karmy – równowartość 2,5% – 3% jego masy ciała

Skład: Bio – uda z kurczaka mięso 37,5%, organiczne serce z kurczaka 6,25% organiczne żołądki kurze 6,25%, organiczna wątroba z kurczaka 1,25%, proso organiczne 25%, 15% organiczny szpinak, jajka organiczne – żółtka 5% , olej rzepakowy 2,5% organiczny, drożdże*, organiczny proszek z owoców dzikiej róży, organiczne sproszkowane skorupki jaja, mączka z wodorostów morskich

Składniki analityczne: Białko surowe 10,5% Tłuszcz surowy 8,9%, popiół 1,5%, włókno surowe 0,7%, wilgotność 67%, 0,23% wapnia, fosforu 0,18%

* Wolne od GMO


Herzens-hund Bio-Huhn (Kurczak i słodkie ziemniaki)

Dawkowanie: 20-30kg masy psa – 400-600g karmy

Skład: kurczak ekologiczny * (53%) organiczny słodki ziemniak * (18%) organiczne jabłka * (18%) seler ekologiczny * (10%) ekologiczny olej lniany * (1%)

Składniki analityczne: surowe białko 8,5%, surowy tłuszcz 7,6%, surowe włókno 1%, surowy popiół 1,6%, wilgotność 76%


BIOPUR – RInd, Reis & Karotten(WOŁOWINA Z RYŻEM I MARCHEWKĄ)

Dawkowanie: 400g karmy – 12 kg psa.

Skład: bio-mięso wołowe (30%), bio-wątroba wołowa, bio-ryż (36%), bio-marchewka (21%), bio-olej słonecznikowy z pierwszego tłoczenia, minerały.

Składniki analityczne: białko surowe 8%, tłuszcz surowy 5%, włókno surowe 2%, popiół surowy 3%, wilgotność 71%, wapń 0,31%, fosfor 0,19%.
Wartość energetyczna: 611 KJ/100g


Terra-purra Bio-Lachsmahlzeit (łosoś)

Dawkowanie: pies ponad 30kg  – 800-1600g karmy

Skład: Mięso z łososia *60%, proso * 20%, marchew *, olej rzepakowy *, skrzyp *, pokrzywa *, węglan wapniowy, sól morska

Składniki analityczne: białko 10%, tłuszcz surowy5,1%, włókno surowe 0,4%, pozostałości popiołu 1,8%, wilgotność 76%, wapń 0,23%, fosfor 0,15%.

* składniki ekologiczne


Herrmann’s Bio-Schaf mit Haferflocken (jagnięcina)

Dawkowanie: 20-30   800g

Skład: 50% baraniny organicznej, organiczna marchew, organiczne płatki owsiane, seler organiczny, organiczna salsefia (kozibród), karczochy organiczne, organiczny olej z wiesiołka

Składniki analityczne: białko 7,7%, zawartość tłuszczu 3,4%, włókno surowe 1,0%, popiół 0,8%,  wilgotność 78,2%.


RINTI Bio

Dawkowanie: 10kg psa – 600g karmy

Skład: ???

Składniki analityczne: Białko surowe 9,5%, tłuszcz 5%, włókno surowe 0,4%, popiół surowy 2%


Hundejause (baton)

Skład: mięso drobiowe i chrząstki 99%, (kurczak i indyk), 1% woda

Składniki analityczne: Białko surowe: 18% , tłuszcz surowy: 16% , popiół: 8% , Wilgotność: 60%

100% naturalne , 100% austriackie

.

.

.


Poza karmami mokrymi:

Ekologiczne chrupki – zauważcie, że jest to nasz popularnych Bosh, który zrobił linię ekologiczną Bioscha.

Koncentraty proteinowe z ryżu – o których wspominałam.

Zioła i mieszanki ziołowe.

Kosmetyki

Ogółem: 831, dzisiaj: 1

You may also like

3 komentarze

Moreni 20 lutego 2017 - 16:57

„a w Polsce dostać coś ekologicznego wiązało się z odwiedzeniem sklepu
„szamana”, bo produkty bio były dostępne tylko w niszowych sklepach ze
zdrową żywnością”
Albo pojechać na możliwie zapadłą wieś. Swego czasu mój Tata mawiał, że na zachodzie jest bio, bo mają do tego dopłaty, a u nas jest „bio”, bo pomniejszych rolników (czyli większości) na chemię rolną nie stać.;)
Przepraszam, musiałam, już sobie idę.

opublikuj
Amelia z Zamerdani 20 lutego 2017 - 19:07

To prawda, na zapadłej wsi do tej pory można dostać niszowe rewelacyjne wyroby jak chociażby sery. Dopłaty do bio w Polsce również były olbrzymie, na szczęście teraz się kończą. Olbrzymia ilość rolników robiła eko na łąki i trwałe użytki zielone po to by raz w roku to skosić i „czesać hajs”. Na szczęście teraz to się zmienia. Przykre jest jednak to, że Niemiec miał dopłaty i inwestował w produkcję bio, a Polak miał dopłaty do łąki, więc „bio” nie robił, no chyba, że dla siana. A z tą chemią to nie do końca prawda, jakby nie było ich stać, to w badaniach produktów nie wychodziło by naście pozostałości… chociażby do jabłek stosuje się minimum 20-30 oprysków rocznie… Nie stać kogos kto robi dla siebie i dla rodziny. Tego kto ma hekatry i produkuje większe ilości ma pieniądze na chemię, a i chemia sama często do niego przyhcodzi… 😉

opublikuj
Moreni 20 lutego 2017 - 19:44

U nas jest jednak trochę inna struktura gospodarstw niż w Niemczech – jak ktoś ma kilka hektarów, to i za bardzo inwestować nie ma w co, nawet jak weźmie dopłaty do eko. W mojej rodzinnej wiosce taka była średnia wielkość gospodarstwa właśnie – do dziesięciu hektarów, ziemi klasy IV,V i VI, jak komuś się III trafiła, to był uważany za szczęściarza. Część nawet chyba była zgłaszana jako ekologiczne łąki – tyle dobrego, że dla przyrody jakiś profit.
I byli tacy, co ich nie stać było na opryski (głównie dlatego, że przepijali, no ale), tyle że tacy raczej nie zgłaszają się do rejestracji jako gospodarstwo ekologiczne.;)

opublikuj

Zostaw komentarz