Już nie tylko psia matka.

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Chyba już nie da się ukryć, że niedługo wiele się u nas zmieni… Twinsy jeszcze nie wiedzą, bo to emocjonalne ameby, ale Ela wie, wie chyba wcześniej ode mnie, od kilku miesięcy robiąc codzienną kontrolę polegającą na przyłożeniu nosa do brzucha i wsysaniu się w niego, jakby chciała przez skórę poczuć zapach Obcego.

Długo nie chciałam mieć dzieci. Nie czułam takiej potrzeby, powołania – zwał jak zwał. Dzieci mnie przerażały, obrzydzały. Zresztą do tej pory mnie obrzydzają w sensie wizja zaślinienia, zwymiotowania na mnie lub kupy w pielusze, co zabawne te same zjawiska fizjologiczne u psów wydają mi się czymś naturalnym i zupełnie nie przeraża mnie ogarnianie psa w podobnym stanie opanierowania wydzielinami wszelakimi. Ale to nie ważne, bo od czego jest M. Jego dla odmiany obrzydza zebranie psiej kupy z trawnika, do tego stopnia że ręka, którą użył woreczka, do końca spaceru staje się ręką zombie, którą najlepiej byłoby odciąć i spalić, więc skoro ja ogarniam psy, on może ogarniać dziecko, no przynajmniej do czasu kiedy mój mózg nie załapie, że nie bardzo to się różni od psa.

Tak więc długo dzieci mieć nie chciałam, nie chciałam ograniczeń, nie czułam się na siłach, by być matką. Potem dalej nie czułam jakiegoś wybitnego powołania, ale uznałam, że skoro mamy ustabilizowaną sytuację życiową, finansową i mentalno-emocjonalną. Że nie muszę już nikomu w pracy nic udowadniać, że mamy wszystko do szczęśliwego komfortowego życia, to możemy spróbować z dzieckiem, w końcu może być to fajna przygoda, a na logikę przecież dzieci bardzo nie różnią się od psów (prawda?), wiec jakoś je ogarnę.

Więc kiedy już podjęliśmy decyzję, że możemy mieć dzieci, okazało się, że to wcale nie jest takie łatwe i oczywiste. Że chcieć nie znaczy móc i to nie jest coś, co da się zaplanować, by wstrzelić się w idealnie pasujące nam terminy pomiędzy naszymi planami.

I tak po prawie sześciu latach starań, gdzie nikt dokładnie nie wiedział co jest nie tak – jak się później okazało jestem po prostu tak krzywa, że dopiero prostowanie kręgosłupa, kości krzyżowej i innych dziwnych masaży, na które de facto umówiłam się z powodu ponownego urazu barku na siatkówce i odnawiającej się kontuzji kostki, a plecy i biodra wyszły przy okazji – i kiedy mnie trochę naprostowano, stał się cud.

No oczywiście zupełnie nie w terminie, który był akceptowalny przeze mnie jako przyszły inkubator. Plan na ten rok był prosty, na wiosnę biorę udział w Hard Dog Race (stąd też nagłe zainteresowanie z mojej strony nawracającą kontuzją kostki, bo wcześnie nie była mi potrzebna, o ile nie przeszkadzała w siatkówce), potem możemy zająć się zakładaniem rodziny. Ja sobie na spokojnie dokończę sezon w pracy, bo choć najcięższy to lubię wyjątkowo te miesiące, gdzie mam audyt za audytem, bo mam wtedy poczucie dobrze zrobionej roboty, do której przygotowujemy się cały rok; a potem spoko mogę iść na to zwolnienie i luzik.

Ale przewrotny Pan Losu jak zwykle uznał, że nie będziemy robić po mojemu, bo On wie lepiej. I tak jakoś z tydzień przed HDR wszystko stało się jasne… Dla mnie nie był to wielki problem, bo ja miałam zamiar i tak brać udział w zawodach, no bo jeszcze wczoraj byłam „w pełni zdrowa” (tak, wiem ciąża to nie choroba, ale czy aby na pewno?), więc co się zmieni za trzy dni? Nic. Pracę też mogę skończyć, bo przecież z dnia na dzień nie stajesz się niepełnosprawna?

O naszą dietę to dbasz… a zobacz jak sama wyglądasz! xD

Jak ja się myliłam… Jeszcze dobrze nie potwierdziliśmy ciąży, a mi już wjechało zwolnienie z pracy, bo lekarz dłuższą chwilę nie był wstanie przyjąć do wiadomości ile pracuję i jak wygląda moja praca. Dodatkowo dostałam zakaz jeżdżenia samochodem – nawet jako pasażer dalej niż do sklepu i ograniczoną aktywność.

Ja, choleryk; człowiek z motorkiem w tyłku; osoba, która bardzo źle znosi zmiany planów, która nie usiedzi na tyłku dłużej niż pół dnia na plaży, bo zaczyna mnie nosić, nagle dostaje na raz tyle zakazów i zmiennych, które (na tamten czas) w mojej głowie wyglądały jak ograniczenie swobód obywatelskich i ubezwłasnowolnienie. Na domiar złego musiałam zrezygnować ze wszystkich aktywności poza spacerami (a ja jednak sporo tych sportów na co dzień robiłam), więc wyobraźcie sobie, jak ja nienawidziłam M., kiedy chodził na nasze treningi siatkówki, rower lub piłkę nożną, bo on musi być w formie… Noż, ja to bym go najchętniej pasła za karę hamburgerami, mając wizję tego, że nie długo będę gruba, żeby towarzyszył mi w niedoli. Ale nie to było najgorsze. Dwa czy trzy tygodnie później zaczęły się komplikacje i wylądowałam w łóżku na prawie dwa miesiące. To dopiero było ubezwłasnowolnienie. Nie dość, że stwierdziłam, iż wracam do przekonań sprzed sześciu lat, bo nie mam aż takiego parcia na bycie matką, aby aż tak się poświęcać – no nie oszukujmy się, miało być miło i przyjemnie – spacerki, wycieczki, dużo wolnego, a jest przymusowe leżenie, ograniczenia w jedzeniu i piciu niemal wszystkiego, bo po co nie sięgnę to googluje czy mogę i jak to przy ciąży bywa w 90% przypadków jest niewskazane lub należy uważać. Do tego dochodzi stan przed depresyjny i człowiek się zastanawia na co mi to było? Czy tak źle mi było z trójką psów? Czy czegoś mi w życiu brakowało? To się zachciało nowego epizodu i masz… Trzeba było sobie wziąć szczenię owczarka – ten sam czas i poziom zaangażowania w wychowanie, a przynajmniej od pogryzionych dłoni nie ląduje się na nie wiadomo ile w łóżku. Dodatkowo jeszcze miała zaraz wejść w życie ustawa antyaborcyjna, nie że już od razu myślałam o aborcji, ale kiedy są komplikacje, kiedy coś się dzieje nie wiesz, czy dziecko będzie zdrowe, czy Ty będziesz zdrowa, Internet podpowiada oczywiście tylko tragiczne przypadki, z krajów gdzie aborcja jest zakazana, więc nikt nie walczy o życie matki – a ja bardzo cenię swoje życie… I człowiek zaczyna zapętlać się w myślach i czarnych scenariuszach. Przestało mnie też więc zupełnie dziwić (znaczy nigdy nie dziwiło, bo sama byłam w tej grupie) czemu ludzie nie chcą mieć dzieci, bo patrząc, chociażby na nasze perypetie gdzie, mimo iż płacimy olbrzymie składki zdrowotne, ze służby zdrowia na przestrzeni ostatnich piętnastu, może więcej lat, korzystałam 3 razy (2 razy z powodu przeziębienia byłam u lekarza rodzinnego i raz na SOR ze skręconą kostką, z którego się ewakuowałam przed końcem procedury, bo mnie wkurzyli), więc oczekiwałam, iż w sytuacji „hallo ciąża” można będzie skorzystać z ich usług (czytaj ze służby zdrowia) normalnie, ale jak się okazało, na wizytę wypadałoby się zapisać tak z półtora miesiąca przed planowaną ciążą, żeby trafić w czas wypadający na pierwsze badania. Więc biorąc pod uwagę prawo, dostęp do państwowej służby zdrowia (my skończyliśmy na prywatnej, żeby się nie wkurzać z terminami, kolejkami i państwową mentalnością publicznej służby zdrowia), i samym podejściem w sensie liczy się utrzymanie ciąży, ale nie liczy się, co się dzieje z głową i psychiką matki, bo teraz są rzeczy ważniejsze (tak ważniejsze, kiedy jeszcze nie odczuwasz tej ważności i kiedy na każdym kroku nastawia się Ciebie, że co piąta ciąża kończy się samoistnym poronieniem, więc się nie przywiązuj, bo w tym wszystkim akurat nie jesteś najważniejsza – ale się nie denerwuj i nie emocjonuj, co dla choleryka jest oczywistym stanem rzeczy, by być oazą spokoju…), więc absolutnie rozumiem decyzję o bezdzietności – tylko biorąc pod uwagę komfort psychiczny, żeby się nie martwić, nie wkurzać i nie użerać na każdym kroku, a zupełnie pomijam fakt opieki medycznej, kiedy faktycznie coś by się działo.

Więc kiedy już szukałam dogodnego kraju do natychmiastowej emigracji, tak na wszelki wypadek, żeby mieć poczucie (no bo nie pewność), że tamtejsza służba zdrowia jedna będzie chciała choć trochę się mną zaopiekować, okazało się, że w sumie nie jest tak źle, wszystko idzie w dobrą stronę i nim się obejrzałam (po prawie dwóch miesiącach) mogłam wstać, wrócić do spacerów – wprawdzie nie za długich (dlatego dalej chwilami nienawidzę M., który kontroluje moją dzienną ilość kroków, żebym nie przeginała), ale zawsze to jakaś dodatkowa funkcja życiowa poza oddychaniem.

Wraz z możliwością wstania z łóżka i powrotem do spacerów humor i nastrój zdecydowanie mi się poprawiły. Zniknęły czarne myśli i na nowo zaczęłam się cieszyć przygodą, która nas czeka. A odzyskaną mobilność i drugotrymestralny napływ energii postanowiłam przeznaczyć na ogarnięcie, socjalizację i szkolenie Twinsów przeplatane krótkimi wyjazdami, o których mogliście przeczytać w poprzednim poście. W sumie nasz nowy rozdział w życiu wydaje się całkiem fajny i jest jak nieodkryta wyspa pełna wyzwań, tajemnic, pułapek, ale i wielu pięknych skarbów. Więc na nowo jestem optymistką i cieszę się tym, co nas spotkało. Z perspektywy czasu nawet nie rozpamiętując i przeżywając pierwszego, wyjątkowo nieudanego trymestru. Oczywiście można postukać się palcem w czoło z tekstem, a czego Ty się spodziewałaś. Ale z drugiej strony, dlaczego miałam spodziewać się złego, skoro tyle kobiet ma całkiem udane całe ciąże (okej są te ciążowe dolegliwości – z tym się liczyłam), ale dlaczego zakładać, że będzie źle, kiedy jest się okazem zdrowia, człowiekiem aktywnym i raczej odpornym. Ale co było, to było, teraz już na nowo cieszymy się życiem i przygotowujemy do nowej przygody.

Czy mi maDkowo odwaliło? Nie, zdecydowanie nie, bo przez większość czasu zapominam, że jestem w ciąży, nie licząc momentu, kiedy muszę założyć ubrania, w które się nie mieszczę (nawet nie wiem, kiedy z rozmiaru 38 weszłam na 42, no ale dwa miesiące leżenia, sterydy, hormony, antydepresanty i niezliczona ilość leków zrobiły swoje) lub dostaję na schodach zadyszki. Dalej psy są najważniejsze i planuję przyszłe życie tak, by przede wszystkim zapewnić przestrzeń do życia psów i ich dobrostan. Czy przeraża mnie wychowanie dziecka? Nie… może trochę, ale przecież nie może to się aż tak znacząco różnić od wychowania psów, prawda? Jakoś to ogarniemy. Możliwe, że zrezygnuję z klikera i klatkowania, ale cała reszta w teorii wydaje się dość podobna, a jeśli moje dziecko będzie miało choć w połowie dobrze, tak jak moje psy to myślę że niczego z żadnej ze stref dobrostanu i zapewnienia potrzeb nie będzie mu brakowało.

xDxDxD

MaDko (przyszła maDko) przed skomentowaniem zastanów się czy znasz pojęcie sarkazmu.

Cieszę się, że przeczytałaś/eś ten tekst i będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w formie komentarza. Zawsze chętnie poznam Twoją opinię na dany temat i z przyjemnością o tym podyskutuję. Będę też bardzo wdzięczna, jeśli podzielisz się tym tekstem ze swoimi znajomymi na Facebooku, czy Instagramie. Dzięki temu więcej osób tu dotrze i choć Zamerdani to miejsce na moje przemyślenia, myślę, że warto promować świadome, odpowiedzialne życie z psem, które staram się tu pokazać. Z góry dziękuję i bardzo, bardzo cieszę się, że tu zajrzałaś/eś.

Ogółem: 892, dzisiaj: 1

You may also like

14 komentarzy

Monika 27 lipca 2022 - 08:11

Przynajmniej tor przeszkód dla Bombelka już macie gotowy 😀

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 27 lipca 2022 - 09:51

A jak! Przeszkody i piłki do psiego fitness dostaną nowe życie

opublikuj
Elżbieta 27 lipca 2022 - 10:51

Jak ja dobrze Ciebie rozumiem. Pomimo, iż syn ma już 20 lat (zostałam maDką po 30 )
I choć Obcy jeszcze nie raz Ciebie zaskoczy – jednak są różnice między a ‍- to przygoda jak jazda na rolercosterze. Powodzenia

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 27 lipca 2022 - 12:15

Dzięki! Domyślam się że może być super i momentami tragicznie, ale co nas nie zabije to nas wzmocni!

opublikuj
Michał 30 lipca 2022 - 12:13

cieszę się, że już jest lepiej. i trzymam kciuki za dalszy dobry przebieg ciąży 🙂

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 31 lipca 2022 - 17:42

Dziękuję 🙂 Oby już było tylko dobrze. 🙂

opublikuj
Anna 31 lipca 2022 - 16:21

Kiedy moja córka miała 3 miesiące, sprawiłam sobie psa. Był najlepszą odskocznią od bobasa i spraw z nim związanych. Żałowałam tylko, że wpadłam na to rozwiązanie dopiero przy trzecim dziecku. Teraz mam ich czworo i drugiego psa.

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 31 lipca 2022 - 17:42

Obym i ja tak miała i miała czas dla psiaków. 🙂

opublikuj
Justyna 26 sierpnia 2022 - 18:45

Nie rezygnuj z klatkowania odpowiednio obszerny kojec/łóżeczko jest super sprawą kiedy człekopodobne coś zaczyna się czołgać/raczkować a na podłodze królują psy przynajmniej tak zaopatrzona, nie zastaniesz latorośli wcinającej w najlepsze psią karmę , moja córka miała taki etap, że za psią chrupkę gotowa była oddać wszystko inne na szczęście już jej przeszło

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 27 sierpnia 2022 - 05:26

Będzie, będzie Nawet już znalazłam idealne miejsce na ludzki kojec. U nas na szczęście z karmą nie będzie problemu bo dziewczyny opróżniają miski w kilka sekund. Nie ma szans by jakąś granulka zostala bez opieki.

opublikuj
adam 2 marca 2023 - 09:02

Ale fajny artykuł

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 2 marca 2023 - 12:15

Dziękuję 🙂

opublikuj
Zenonek 2 marca 2023 - 19:06

Wszystkiego dobrego, zdrowia i uśmiechu a reszta pójdzie sama! Super artykuł! Jeszcze raz wszystkiego dobrego!

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 3 marca 2023 - 10:22

Dziękuję 😉

opublikuj

Zostaw komentarz