Strona główna Wakacje z psemPod żaglami Pies na jachcie – praktyczny poradnik

Pies na jachcie – praktyczny poradnik

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Kiedy zaczynałam prowadzenie bloga, ponad siedem lat temu, w głowie miałam od samego początku dwa teksy – o tym, jak przygotować psa w góry i jak przygotować psa na żagle. Były (i są) to moje dwa ukochane sposoby spędzania wakacji, które towarzyszyły mi odkąd pamiętam i gdy tylko pojawił się psy w moim domu zaczęły dzielić z nami te aktywności dopełniając ideał moich wakacji.

Kiedy już na blogu pojawiły się te teksty, które szybko zaczęły cieszyć się bardzo dużą popularnością, a moim największym marzeniem, jako początkującego bloggera, była współpraca z magazynem lub portalem żeglarskim. Trochę się z tym marzeniem zeszło, ale w końcu się spełniło.

Dziś publikuję Wam mini wywiad z portalem Tawerna Skipperów na temat psa na jachcie.

Czy z każdym psem można żeglować? Jak przygotować psa na poruszanie się po pokładzie? Czy pies może zabrać na rejs swojego psiego kumpla? Na co zwrócić uwagę, by pies na wypadzie na żagle był zdrowy? Oraz czy łatwiej żeglować z dzieckiem, czy psem? Zapraszam do lektury!

Przeczytaj wywiad na Tawerna Skipperów

Przeczytaj wywiad na Tawerna Skipperów

Czy każdy pies może być wilkiem — morskim oczywiście? Tak wiemy, nic na siłę — ale jak się bardzo chce… Czy można przekonać nieprzekonanego psa? Może powoli oswajać z wodą, jakieś patenty?

To czy pies chce spędzać z nami czas i dzielić nasze aktywności w dużej mierze zależy od relacji wiążącej nas z naszym psem. Z reguły psy chętnie angażują się w to, co robimy i lubią z nami spędzać czas, więc jeśli nasz pies będzie nam ufał, cieszył się na wyjazdy, wspólne spędzanie czasu i proponowane aktywności to z dużym prawdopodobieństwem zostanie „wilkiem morskim”. Oczywiście w tym wszystkim musimy brać pod uwagę przede wszystkim komfort psychiczny naszego psa. Jeśli nasz pies ma problemy na przykład z łapami (trudności w poruszaniu się, które mogłyby być niebezpieczne na pokładzie), boi się niestabilnych powierzchni lub ma szereg innych problemów np. natury behawioralnej, które spowodowałyby, że taki wyjazd byłby dla niego mocno stresujący, a dla nas byłby dodatkowym obciążeniem fizycznym i psychicznym, musimy zastanowić się, czy jest sens zabierać takiego psa na żagle za wszelką cenę. Czy nie lepiej jest zostawić go w domu pod opieką rodziny lub w hoteliku, bo czasem lepiej odpuścić. Z drugiej strony, jeśli mamy zdrowego psa, łączy nas fajna relacja, a psiak ma np. tylko problemy z wodą — nie lubi się kąpać, śmiało możemy spróbować popracować z psem nad tym (jak i nad większością innych problemów tylko musimy zabrać się za to odpowiednio wcześniej i najlepiej skorzystać z pomocy trenera lub behawiorysty, jeśli sami nie wiemy, jak pomóc psu). Wszystko tylko należy zrobić to z głową, by nie pogłębić problemu, a pomóc go psu rozwiązać. Czyli jeśli nas pies przykładowo boi się wody, jeszcze zanim wybierzemy się na żagle, można zabrać psa nad jezioro i spróbować przekonać go do wody, ale nie na siłę. Najgorsze co można zrobić to zmuszać psa do wejścia do wody, wrzucać go do niej czy ciągnąć na siłę za sobą, by zmusić do pływania. Najlepiej zachęcić psa by przyszedł do nas, samemu wchodząc do wody i stopniowo oswajać go z nią czy to przekonując przez zabawę zabawką, czy zaoferowanego smaczka by wchodził coraz głębiej, ale zawsze powinniśmy zostawiać psu możliwość ewakuacji na brzeg, kiedy tylko poczuje się niekomfortowo i nie karcić go za to, przy okazji chwaląc za każdą nową interakcję z wodą — by wejście do wody kojarzyło mu się z czymś fajnym. W wielu przypadkach kamizelka ratunkowa bardzo pomaga psom, które dużo chętniej wchodzą w niej do wody, żeby popływać niż bez niej. Trzeba też pamiętać, że oswajanie z wodą, czy też nauka pływania to proces. Często nie załatwi się tego w jeden wypad nad wodę, choć są psy, które momentalnie się do tego przekonują, ale i takie, które całe życie będą nieprzekonane. Dlatego uważam, że nic na siłę — pies nie musi lubić wody, a może żeglować, przecież nie musimy zmuszać go do wspólnych kąpieli w jeziorze, a i bez nich możemy mieć super wspólny wypad na żagle. A na prawdę dużo problemów można odpracować z psem jeśli zacznie się działać odpowiednio wcześniej, tak by przygotować go na wypad na żagle.

Czy są jakieś psie ćwiczenia na równowagę – takie, które można przećwiczyć jeszcze w domu lub na wybiegu?

Oh tak! Obecnie psi fitness bardzo prężnie się rozwija i można zapisać się na specjalne kursy, jak i znaleźć wiele przydatnych webinarów czy filmów instruktażowych w Internecie. Bardzo fajnie sprawdzają się wszelkiego rodzaju ćwiczenia na poduszkach sensorycznych czy piłkach, które właśnie uczą równowagi i wzmacniają mięśnie, ale również zwykłe ćwiczenia jak: „cofanie się”, „podawanie łap”, „obroty”, „susły” czy przechodzenie przez drążki, które uczą psa koordynacji, pozwalają rozćwiczyć kręgosłup i łapy, a przede wszystkim uczą świadomości ciała — czyli między innymi świadomego stawiania łap, które bardzo pomaga na jachcie, kiedy trzeba uważać na wystające z pokładu elementy, liny czy choćby chodzenie po śliskim deku w przechyle. Oczywiście wiele też znowu zależy od psa, bo są psy z natury bardzo świadome tego co robią, które nie będą potrzebowały takich ćwiczeń i psie łamagi, które potrafią potknąć się na prostej drodze o własne łapy, którym jak najbardziej takie ćwiczenia się przydadzą. Dobrze też nauczyć psa wchodzenia i schodzenia na małe drabinki (takie, z których korzysta się w domu, by zdjąć coś z wysokich szafek), bo wiele łódek, żeby zejść pod pokład, właśnie ma podobne schodki / drabinki i często okazuje się, że stanowią problem dla psa, który nie potrafi spokojnie po nich wejść/lub zejść i stara się je przeskoczyć, albo opiekun musi go podnosić.

Kamizelki dla psów – czym się kierować podczas zakupu? A kamizelki chłodzące — o co z nimi chodzi? Czy nie wystarczy psa zamoczyć, żeby się schłodził?

Jeśli chodzi o kamizelki ratunkowe — to tak jak u ludzi, przede wszystkim wypornością, by dobrać odpowiednią wyporność do wagi psa. Ale również rozmiarem, bo mamy psy różnej budowy, więc źle dobrany i dopasowany kapok mógłby się zsunąć z psa w wodzie. W skrajnych przypadkach można na niego dodatkowo zapiąć szelki, żeby lepiej go dopasować do psa, jednak dobrze dobrane kapoki, dobrej jakości są już tak skonstruowane, że pełnią funkcję kapoku i szelek zarazem poprzez, chociażby zamontowaną na plecach rączkę, za którą można podnieść psa z wody. Uważam, że na jachcie kapok dla psa jest elementem obowiązkowym, szczególnie kiedy pozwalamy psu chodzić po pokładzie. W przypadku wypadnięcia za burtę raz pozwala łatwiej utrzymać się psu na wodzie, dwa — z uwagi na odblaskowy zazwyczaj pomarańczowy lub żółty kolor widać go z daleka i łatwo rozpocząć nam czy innym żaglarzom akcję ratunkową. Ceny kapoków wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset złotych i tak naprawdę to od nas zależy, czego potrzebujemy. Moje psy mają kapoki raczej z tej dolnej granicy cenowej i całkiem dobrze nam się sprawdzają. Jednak gdybyśmy planowali bardziej ekstremalne wypady niż żeglowanie rekreacyjne, czy psy też pracowały, by w wodzie (jak chociażby psy WOPR’u), zainwestowałabym w sprzęt z górnej półki.

Kamizelki chłodzące (kamizelki / płaszczyki / bądź też chustki) są to natomiast „ubranka” które zmoczone w wodzie i założone psu mają za zadanie go schłodzić przez dłuższy czas. Kiedy cumujemy na brzegu, na dziko nie ma problemu ze schłodzeniem psa w wodzie, natomiast w porcie już ten problem się pojawia, bo można się kąpać tylko na kąpieliskach, a na większości kąpielisk jest zakaz wprowadzania psów. Tak samo, kiedy jesteśmy na środku jeziora i mamy upalne lato. Kąpiel za łódką na szlaku wodnym jest niezgodna z przepisami i raczej niebezpieczna (choć wiele osób to robi), więc może być nam ciężko schłodzić psa, szczególnie kiedy jeszcze nie mamy flauty, tylko konkretnie wieje. Takie kamizelki też super sprawdzą się u psów, które nie lubią się kąpać, mają problemy skórne i nie powinien być moczony lub my nie chcemy moczyć psa, bo wiemy, że nie długo będzie musiał zejść pod pokład, a spanie z mokrym psem w małej, zamkniętej przestrzeni jest wątpliwą przyjemnością. Mimo kamizelki chłodzącej trzeba bardzo uważać na psa na pokładzie, szczególnie kiedy mamy bardzo upalne dni, by go nie przegrzać, bo psy tak jak i ludzie mogą dostać udaru cieplnego i wcale nie jest to rzadka przypadłość.

Sprytne patenty na sierść – tak, mały odkurzacz rządzi. Czy coś jeszcze? Może takie rolki do ubrań – czy to ma sens?

Groomer! Zdecydowanie przed wypadem na żagle polecam odwiedzić groomera, który skutecznie wyczesze/ostrzyże/wytrymuje psa (w zależności od rasy) co pozwoli zminimalizować sierść pod pokładem. Oczywiście warto też zabrać szczotkę, by systematycznie przeczesywać psa szczególnie po kąpieli, a materace zabezpieczyć prześcieradłami lub kocami. Co do ich późniejszego czyszczenia mały ręczny odkurzacz jest zbawieniem. Rolki do ubrań też się super sprawdzą, jak i szczotki z gumowymi zębami dedykowane właśnie do usuwania sierści.

Przeziębiony psi ogon — jakieś porady? A uszy?

Na syndrom „zimnego ogona” nie wiele można poradzić. Są psy, których to nie spotka nigdy i takie, którym może się przydarzyć. Na pewno nie należy przesadzać z kąpielą w zimnej wodzie (jak i ilością i długością kąpieli psa w ogóle) i unikać szoków temperaturowych, czyli z bardzo wysokiej temperatury, jaką mamy na dworze schładzać psa w bardzo zimnej wodzie. Po kąpielach też trzeba dobrze wytrzeć i osuszyć psa, żeby nie dosychał przez kilka godzin, szczególnie jeśli mamy rasę z obfitym futrem i podszerstkiem, które długo będą wilgotne. Jeśli już natomiast przydarzy nam się przeziębienie ogona (lub cokolwiek co nas niepokoi) najlepiej niezwłocznie udać się do weterynarza, bo o ile niektóre przypadki same dość szybko przechodzą, o tyle u sporej części psów jest to bardzo bolesne (utrudnia poruszanie się, a nawet załatwianie potrzeb) i nieleczone może się tylko nasilać.

Co do uszu, po kąpieli zawsze jest dobrze wytrzeć je papierem lub wacikiem, ale jak to zrobić — też najlepiej poprosić weterynarza by pokazał to, jeszcze zanim wybierzemy się nad wodę.

Warto też przeglądać systematycznie psa, gdyż po częstych kąpielach (szczególnie u psów z gęstym podszerstkiem) na skórze mogą pojawiać się „hot spoty” czyli stan zapalny skóry, albo reakcje alergiczne dlatego zawsze po kąpieli trzeba dobrze dosuszyć psa. A po bieganiu po piasku przejrzeć opuszki łap, bo zdarza się, że ziarenka piasku mogą je pokaleczyć.

 

Challenge: więcej, niż jeden pies na pokładzie — z czego tylko jeden jest nasz. Czy to ma sens?

I tak i nie. Jeśli psy się znają, znamy opiekuna drugiego psa i wiemy czego się po nich spodziewać, jest to możliwe. Wszystko zależy od ogarnięcia się naszych psów i ich wychowania, wielkości oraz osób umiejących żeglować. Prawda jest taka (przynajmniej w naszym przypadku), że kiedy żegluje z nami pies, najczęściej ja jestem wyłączona z większości manewrów i prac na jachcie, bo ogarniam psa (o ile nie jest wysłany pod pokład), szczególnie kiedy bardziej wieje. Zakładam więc, że opiekun drugiego psa, również częściowo byłby wyłączony, zatem załoga na jachcie mocno nam się ogranicza. Moje psy, mimo że mogę uznać je za całkiem wychowane i posłuszne wymagają jednak dużo uwagi (miewają głupie pomysły, szczególnie kiedy są w stadzie i potrafią się wzajemnie nakręcać) więc żeglowanie z więcej niż jednym moim psem byłoby uciążliwe i niepraktyczne. Dlatego wydaje mi się, że byłoby to dość trudne z dwoma psami, które na co dzień nie mieszkają ze sobą. Emocje, może strach, nagromadzona energia, która nie zawsze jest dostatecznie rozładowana, ciasne pomieszczenie pod pokładem — to wszystko może spowodować, że między psami może dojść do konfliktu, bo jednak są to warunki zupełnie inne niż spacer, czy wspólny wypad do knajpy na kawę. Oczywiście nie jest to niemożliwe, jednak opiekunowie psów muszą naprawdę dobrze się znać a ich psy lubić, by było to w pełni bezpiecznie i komfortowe. Ostatecznie pod pokładem nie ma aż tyle miejsca — psa (średniego i dużego) należy traktować jako kolejną osobę, więc przestrzeń automatycznie nam się zmniejsza, a jednak ktoś tę łódkę musi obsługiwać, kiedy opiekunowie psów na środku jeziora, albo podczas manewrów portowych muszą zażegnać jakiś psi kryzys.

Łatwiej się żegluje z małymi dziećmi czy z psami?

Sama jeszcze z córką nie żeglowałam (musi poczekać kilka lat, bo niedawno się urodziła), ale myślę, że mogę odpowiedzieć na to pytanie, patrząc na siebie i siostrę (nas rodzice zabierali na żagle, kiedy ja miałam około 3 lat, a siostra niespełna 2 lata), a potem całą rodziną żeglowaliśmy z naszym pierwszym psem (kiedy miałyśmy z siostrą koło 11 i 14 lat), później już jako dorośli ludzie pływaliśmy z psami.

Wydaje mi się, że z psem jest dużo łatwiej z uwagi na samą logistykę planowania dnia. Wychowany pies, któremu zapewnimy odpowiednią aktywność, treningi i zabawy przed wypłynięciem i po zacumowaniu, przez zdecydowaną większość żeglowania będzie spał. Nie będzie domagał się zabaw i atencji. Psy zazwyczaj nauczone są jedzenia o stałych porach (raz-dwa razy dziennie), więc w trakcie żeglugi nie musimy się martwić o to, czy zgłodnieje. Ostatecznie odesłany pod pokład, kiedy warunki tego wymagają, poza ewentualną histerią, raczej grzecznie będzie tam siedział tym bardziej, jeśli damy mu naturalnego gryzaka do żucia, który zajmie go na kilkanaście minut lub dłużej. Oczywiście z psem jest trudniej rozwiązać problem załatwiania potrzeb, ale tak jak w domu, jeśli pies zostaje sam na czas naszej pracy te 8-9 h z dużym prawdopodobieństwem na jachcie też tyle wytrzyma, choć z uwagi na częste kąpiele trzeba mieć na uwadze to, że może chcieć częściej korzystać z lądu.

Dziecko wymaga według mnie więcej uwagi i zajmowania się nim: zabawy czy wspólnego spędzania czasu. O ile żeglowanie jest super i mnie jako dziecku podobało się nie mniej niż osobie dorosłej, o tyle cały dzień na wodzie to jest dla dziecka za dużo. W międzyczasie trzeba mu zrobić obiad albo przekąskę. Trzeba się z nim pobawić, zorganizować jakieś zajęcia czy to położyć na drzemkę. Wysłane pod pokład nie koniecznie może chcieć tam zostać lub kiedy są duże przechyły, może się bać i wówczas trzeba takie dziecko wesprzeć i nie zostawiać samemu. Niewątpliwie jest to wykonalne i przy dobrej organizacji rodzicom nie będzie to przeszkadzało, ale patrząc z perspektywy tego, kiedy my z siostrą byłyśmy dziećmi i ile czasu rodzice na żaglach musieli nam poświęcać, a jak wymagające bądź też w porównaniu do nas, nie wymagające były moje psy, to wydaje mi się, że z psem jest łatwiej. Ale to też kwestia tego, jakie mamy psy, jak bardzo są wymagające i posłuszne. Oraz jakie mamy dzieci — analogicznie jak bardzo wymagają naszego zaangażowania, jak są wychowane i jak przygotowane do żeglowania. Bo są dzieci, które z powodzeniem zajmą się sobą czy to same się bawiąc, czy rysując, czy już nieco starsze czytając książkę lub aktywnie uczestniczyły w żeglowaniu i takie, które będą potrzebowały we wszystkim zaangażowania i wsparcia rodzica, a przez większość czasu będą się nudzić. Podobnie zresztą jest z psami — są takie, które po odpowiednim porannym zmęczeniu przez większość dnia będą nam towarzyszyły, nie bardzo dając nam odczuć swoją obecność i takie, które będą non stop pobudzone, rozemocjonowane i wpychające nam zabawkę w ręce, bo nie nauczyły się odpoczywać lub żeglowanie wyzwala w nich taki stres bądź też inne emocja, że nie będą w stanie się uspokoić.

Na pewno jedno i drugie ma wady i zalety, na pewno jedno i drugie da się połączyć. Kwestia tego, co dla nas jako rodziców/opiekunów jest bardziej wymagające i jakie dzieci/psy mamy.

Wywiad powstał we współpracy z portalem Tawerna Skipperów (przeczytasz tutaj tekst) – miejscem w Internecie, dla prawdziwych wilków morskich (i jeziorowych ).

Ogółem: 261, dzisiaj: 1

You may also like

Zostaw komentarz