Z Hard Dog Race w 2021 roku było mi zupełnie nie po drodze, a raczej z treningami do niego… Najpierw na jesieni spondyloza Dosia trochę zaczęła mu doskwierać, potem zaczęły się zimowe problemy ze śledzioną, operacja i leczenie. Treningów nie robiłam, bo szkoda mi go było nie brać na trening, kiedy on tak bardzo chciał, ale ja nie mogłam go forsować. Potem było kilka miesięcy okej i nawet myśleliśmyby w maju pobiec znowu rodzinni w Hard Dog Race, a potem COVID znowu przesunął zawody na jesień. Później choroba zabrała nam Donnera… Następnie przyszedł sezon w pracy i czerwcowo lipcowe upały. I tak treningi zaczęłam na przełomie lipca i sierpnia – odbyłam je całe dwa, a potem doznałam kontuzji kostki podczas gry w siatkówkę (którą zresztą do tej pory odczuwam) i nim się obejrzałam, wybiła godzina mojego startu w piątej edycji HDR BASE Poland, a ja miałam praktycznie zerowe przygotowanie i uraz kostki.
A jednak stanęłam dzielnie na linii startu i kiedy usłyszałam odliczanie 5…4… cały strach i stres związany z brakiem przygotowania mnie opuścił. 3… 2… Elza już podchodząc do startu zachowywała się, jak stary canicrossowy wyjadacz stojąc na napiętej linii, z pazurami wbitymi w ziemię. 1…
Boże, jaki to był start! Myślałam, że Elka zabije nas na pierwszych 100m, tak gnała do przodu, a palisadę (pierwszą przeszkodę) to chyba jednym skokiem pokonała. A dalej to już po prostu było od zawodnika do zawodnika. Elka wpadła w jakiś tryb pracy i postawiła sobie za cel wyprzedzić wszystkich.
Uwielbiam ją na zawodach! Znaczy, ogólnie ją uwielbiam, ale na zawodach Elka jest niesamowita. Na co dzień może się szarpać, robić straszonko innym psom, nie słuchać się, kiedy setny raz proszę, żeby nie ciągnęła, ale na wszystkich zawodach mogę polegać na niej w 100%. Nigdy, ale to przenigdy mnie nie zawodzi. Ani swoim ogarnięciem, kiedy na trudnej trasie, idąc labiryntem między drzewami, z butlami wody na plecach, mam nad nią jedynie słowną kontrolę. Ani wtedy, gdy proszę ją o pomoc, by mocniej ciągnęła, bo nie mam siły biec. Kiedy wybiera mi drogę po błocie, skacząc z twardej kępki na kępkę, pokazując gdzie mam biec. Jest niesamowita. Ona nie biegnie na przypał, ona zawsze biegnie ze mną i dla mnie i całą drogę o mnie myśli.
Mam nadzieję, że choć w ułamku procenta udało mi się w tym roku zrekompensować, kiedy pomagałam jej przepłynąć pod prąd rzekę, bo pomimo wielkiej walki i zaciętości nie była w stanie płynąć pod prąd.
No ale o samych zawodach, muszę Wam więcej powiedzieć, bo o moich i Eli emocjach czytacie co roku.
Ogólnie ta trasa była jedną z najlepszych, jak nie najlepszą – do tej pory to miano miały Zawiesiuchy. Po pierwsze dlatego, że nie było górki, która to zawsze doprowadza mnie na trasie do płaczu i odbiera już na początku wszystkie siły. Po drugie dlatego, że było dużo wody! Ja i moje psy uwielbiamy wodne przeszkody, co też pokazała Elza w tym roku, przekładając treningi do dog divingu, na Hard Dog Race, zaliczając każde wejście do wody skokiem na bombę. Pomimo startu w południe duża część trasy wiodła lasem (dzięki czemu było przyjemnie chłodno) z poszyciem z mchu, który dawał taką amortyzację w trakcie biegu, że moje pozbawione treningów nogi, zupełnie nie odczuły tych sześciu kilometrów, które nie wiem jakim cudem przebiegłam i to z życiowym czasem 42minut i 40sekund.
Co do przeszkód, wszystkie już były dobrze znane z poprzednich edycji, nowością na pewno był strumień, który trzeba było pokonać pod prąd. I choć przeszkody są super, to z niecierpliwością czekam na edycję, w której pojawi się coś nowego, czego jeszcze z Elą nie znamy.
Sama organizacja jak zwykle świetna, choć w tym roku było trochę daleko z parkingu na miejsce wydarzenia.
Jednak jedna rzecz w tym roku bardzo mnie zaniepokoiła. To chyba był pierwszy HDR w, którym było tak wielu nieodpowiedzialnych opiekunów psów. Nie wiem, co się stało względem poprzednich edycji, ale to, co działo się na terenie zawodów w tym roku było przerażające. Psy na w pełni rozciągniętych amortyzatorach poza jakąkolwiek kontrolą opiekunów, psy bez kontroli tj. opiekunowie stoją, rozmawiają, a psy za ich plecami robią, co chcą. Psy podchodzące do innych psów „przywitać się” bez pytania. Bardzo dużo psów agresywnych (z przykrością stwierdzam, że w czołówce były to owczarki nieradzące sobie z emocjami). Kurczę, jest to strasznie niepokojące, bo ciężko czuć się komfortowo na zawodach, kiedy nie wiesz, jak zachowa się pies, którego wyprzedzasz lub który Ciebie wyprzedza, mając świadomość, że raczej jego opiekun nie jest w stanie go ogarnąć.
Ale może dzięki temu miałyśmy taki czas, bo w godzinie, w której startowałyśmy biegł pies bardzo agresywnie zachowujący się przed startem, którego opiekunowie ledwo byli w stanie utrzymać, więc spierniczałam, gdzie pieprz rośnie, żeby nas tylko nie dogonił na wąskiej ścieżce.
Oczywiście, żartuję, nie było aż tak strasznie, ale warto by ludzie trochę zastanowili się nad sobą i po prostu pilnowali swoich psów lub startowali w kagańcu. To nie jest wstyd. Doś – pies agresywny był na Hard Dog Race, a my 100% uwagi poświęcaliśmy jemu, by nic nie odpierniczył. Nie było mowy spuścić go na chwilę z oczu! Zresztą Doś na terenie zawodów i podczas startu był w kagańcu, który zdjęliśmy mu w trakcie biegu, schodząc wszystkim z drogi, by czuli się bezpieczni, wiedząc jakiego psa mamy. I tuż po wbiegnięciu na metę pies ponownie został ubrany w kaganiec i nie uważaliśmy, że to wstyd czy męczenie psa. To była nasza świadomość i odpowiedzialność. Tym bardziej było mi przykro, że tak wiele osób albo nie ma świadomości, jakie psy mają bądź nie widzą, że zawody są dla nich sytuacją trudną, więc kaganiec jest najbezpieczniejszym rozwiązaniem dla otoczenia, albo co gorsza – mają świadomość swoich psów, ale mają to gdzieś. Ale koniec dygresji, mam nadzieję, że w przyszłym roku więcej ludzi się ogarnie, bo pies problemowy to nie wstyd, ale bądźmy odpowiedzialni.
Wracając do startu. Po ostatnim rodzinnym Hard Dog Race bardzo żałowałam, że M. nie startuje. I mimo nowej kategorii 2+1, M. nie zdecydował się na udział, bo bez psa to bez sensu. Aczkolwiek widziałam, jak bardzo chciał pobiec. I nie wiem, czy to z powodu Hard Dog Race, czy z innego, tuż po powrocie do domu z zawodów podjęliśmy decyzję o adopcji psa, a raczej dwóch rudych dziewczyn, które od kilku godzin nieustannie pokazuję Wam w relacjach.
Także, chyba po części HDR został ich chrzestną wróżką. I mam nadzieję, że kiedy dorosną i się oswoją, w kolejnej edycji staną z Elcią na linii startu, a kiedy skończy się odliczanie, przeprowadzą nas przez trasę zawodów oddając zadaniu całe swoje praterrierze serduszko.
Swoją drogą dziękuję Wam za wszystkie wiadomości o Waszych wrażeniach z HRD. Mega się cieszę, że dzięki moim rekomendacjom wzięliście udział w tej imprezie i że się nie zawiedliście. Nic tak bardzo nie buduje, jak to, że nie dość, że ktoś czyta moje teksty, to na tyle są dla niego inspirujące, że chce spróbować tego, co my – właśnie Hard Dog Race – i zgadza się ze mną, że to super wydarzenie zarówno dla opiekuna, jak i psa. Na które warto czekać cały rok, bo powiem Wam, że w wielu psich imprezach i zawodach brałam udział, ale żadne nie wzbudzają takich emocji, takiej adrenaliny i endorfiny już po biegu jak Hard Dog Race.
Zachęcam również do przeczytania moich relacji ze startów z zawodów i pozostałych tekstów o HDR:
Odpowiedzi na Wasze pytania:
O Hard Dog Race:
- Wywiad z Andrásem Púza – czym jest Hard Dog Race
- Słów kilka o HDR
- Hard Dog Race po raz trzeci w Polsce!
- #BlogerzyAtakują – drużyna psich blogerów na HDR
- Wywiad dla Radio ZET – HDR 2019
- Wywiad dla Radio Czwórka – HDR 2018
- Podcast – Tata na Wybiegu – o canicross i HDR
Relacje:
- Zawody 2020 Góra Kamieńsk (rodzinny HDR)
- Zawody 2019 Góra Kamieńsk (relacja nie pisarza i nie biegacza)
- Zawody 2019 Góra Kamieńsk
- Zawody 2018 Zawiesiuchy
- Zawody 2017 Dąbrowa Górnicza
Piękne fotki zawdzięczamy Karolinie Mazur z Pies moją miłością oraz fotografom HDR.
1 komentarz
super, pozdrawiam serdecznie!