Strona główna Blogowe konkursy i akcje Siódme urodziny Zamerdanych

Siódme urodziny Zamerdanych

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Kiedy to minęło?! Pamiętam, jak cieszyłam się z pierwszy 100 obserwujących na Facebooku, pamiętam jak świętowaliśmy pierwsze urodziny Zamerdanych, a teraz mija właśnie siedem lat, odkąd M. kopnął mnie w tyłek i kazał założyć blog.

Wówczas był to „pies-donner”, potem przez kilka miesięcy było „Moje życie z owczarkiem” by pod koniec lutego 2015 roku stać się Zamerdanymi.

Ile przez te siedem lat się zmieniło… Jak wracam do tamtego czasu, to aż ciężko mi uwierzyć ile zmian zaszło w naszym życiu. Na blogu pokazałam Wam całe życie Dosia, na bieżąco, niemal na żywo. Wszystkie jego sukcesy i porażki. To on był głównym twórcą Zamerdanych i ciągle jak o nim myślę, zbiera mi się na płacz, że już go ze mną i z Wami nie ma. No ale teraz są dziewczyny. Stado praterrierów, które prowadzą Zamerdanych po swojemu.

Wiecie, nigdy nie miałam pomysłu na blog czy social media. Jak czytam porady o tym, jak dobrze prowadzić kanał w Internecie, to mam wrażenie, że robię wszystko na opak. Nie koncentruję się tylko na jednej rzeczy, nie ma regularności w pisaniu, nie piszę tekstów, które chętnie się czytają i dobrze sprzedają. Ale też, Zamerdani nigdy nie byli tworzeni dla kogoś czy pod coś. To było i jest moje prywatne miejsce. Miejsce, gdzie opowiadam o naszym życiu, które nie składa się tylko z jednego motywu przewodniego. Dlatego na Zamerdanych jest wszystko: wychowanie psów, sporty, podróże, choroby, codzienne życie i psie ciekawostki. Wszystkiego po trochu i nic jako motyw przewodni, bo i takie jest nasze życie. Jeździmy na wakacje, uczymy się, próbujemy swoich sił w różnych sportach, kupujemy psom różne rzeczy. I to są cali Zamerdani – życie z psem takie, jakie jest – u Ciebie, u mnie i u tysiąca innych osób, które żyją z psem dla samej radości obcowania z nim, a wszystko, co dodatkowo robią to miły dodatek, gdzie pies jest – żeby był, a nie jest powodem, żeby „być”.

Mimo to na przestrzeni lat Zamerdani zmienili się i to bardzo. Ja sama się zmieniłam. Kiedyś chciałam robić z psem wiele rzeczy, pracować z psami wiedzieć o nich jak najwięcej. Myślałam, że jest to coś, co chcę robić w życiu. I zaczęłam to realizować. Z Donnerem zrobiliśmy ogrom kursów i szkoleń. Ja też całkiem nieźle wykształciłam się w psiarstwie, nawet gdzieś zaczęłam pracować z psami, by uznać, że to jednak nie to. Że to, co wiem, czego się nauczyłam, co dowiedziałam, że wolę to wykorzystać dla moich psów, naszej relacji i fajnego życia. Że nie mam czasu i siły walczyć z innymi ludźmi, kiedy okazuje się, że to ja bardziej angażuje się emocjonalnie i fizycznie w wychowanie ich psa niż oni. Że nie chcę zabić tej pięknej pasji frustracją i znudzeniem. Wiedza i doświadczenie, które mam mega ułatwia mi życie i pracę z moimi psami, a życie z nimi ciągle nakręca mnie do dalszych działań, poszukiwania nowych wyzwań i przygód. I tak naprawdę zgodnie z powiedzeniem im więcej wiesz tym bardziej czujesz się głupi, praktycznie przestałam się odzywać w Internecie. Nie komentuję tego co ludzie robią, piszą, pokazują. Czy tą są rzeczy wartościowe, czy skrajne głupoty – mam to w sumie gdzieś. Nie mam misji moralizowania, poprawiania, bo wiem czy zbawiania świata, bo jakiś idiota coś zobaczy i postanowi zrobić to samo w domu. Wyszłam z założenia, że każdy odpowiada za swoje życie, a jeśli chce je prowadzić pod wytyczne weterynarza noname z psiej grupy na Facebooku czy trenera bez twarzy z Instagrama – to z Bogiem. Na ludzką głupotę nic się nie poradzi i każdy powinien weryfikować w co wierzy i kogo słucha, ja tego nie zamierzam robić za nikogo. I może to brzmi strasznie, bo Ci co coś wiedzą powinni nieść kaganek oświaty w internetowym ciemnogrodzie… ale szczerze? Gra nie warta świeczki, bo mimo, że wiedza o psach, ich szkoleniu, żywieniu i  właściwie wszystkie z nimi związane rzeczy idą do przodu, to ciągle „stara szkoła”, gdzie: behawioryści to pomioty szatana; pozytywne szkolenie to rozpuszczanie psa; 5kg pies potrafi tak ciągnąć, że bez kolczyki ani rusz; a owczarek bez twardej ręki to nie pies – ma wiele do powiedzenia (a raczej wykrzyczenia), a mnie się nie chce kopać z koniem. Zresztą obecnie jest tylu „specjalistów”, którzy chętnie rozwiążą w internecie czyjś problem (nawet jak go nie ma), że ja (dzięki Bogu) nie muszę, a jak chcę coś mądrzejszego napisać o tym co mnie wkurza, lub o co prosicie i pytacie to robię to TU w oparciu o nasze historie i doświadczenia, nie gdzieś tam komentując czyjeś życie, bo tu jest moje miejsce, a nie u kogoś (nie znając jego historii, bo jednak internety to tylko wycinek życia, który chcemy mniej lub bardziej świadomie i szczerze pokazać) by go moralizowania, czy błysnąć mądrością.

Dawniej niesamowicie kręciło mnie testowanie produktów, chciałam Wam pokazywać wszystko, co warte uwagi i nowe. Wyszukiwanie ciekawostek i opisywanie ich było dla mnie świetną zabawą. Ale w pewnym momencie mi to obrzydło, po części za sprawą TFD i zbyt dużej liczby testowanych produktów w zbyt krótkim czasie, ale na chwilę obecną jak widzicie nie wiele testuję. I żeby mi się zechciało (to dobre słowo – zechciało) podjąć współpracę produkt musi być naprawdę super lub po prostu lubię dany produkt/firmę, lub ludzi tam pracujących. Ale to nie znaczy, że testów nie ma i nie będzie. Będą i są, ale myślę, że o wiele bardziej przemyślane i ciekawe (a jeszcze w tym roku pojawią się dwa).

Samo moje podejście do realizacji psich pasji zmieniło się też diametralnie. Przestałam od moich psów (i od siebie) wymagać. Nie mam wyznaczonych kolejnych szczytów, które musimy zaliczyć; rzeczy, które musimy zrobić, szkoleń i kursów do odhaczenia. Żyjemy sobie tu i teraz korzystając, kiedy nadarza się okazja do zweryfikowania swoich umiejętności. I np. to, że zrobiłam z Elcią jakieś podstawy obedience, to nie znaczy, że będziemy startować w zawodach. Kilka lat temu z Dosiem pewnie byśmy już jakichś szukali. Dziś… jeśli byłyby akurat w Lublinie i akurat miałabym wolne, to pewnie byśmy wzięły udział dla zabawy, a poza tym, nie mamy zupełnie na to parcia, a tym bardziej, żeby jechać gdzieś na drugi koniec Polski na nie. Oczywiście pomijam HDR, ale to impreza, na którą czekamy z M. cały rok, a której zupełnie nie rozpatrujemy w kategorii zawodów, tylko no właśnie czegoś, na co czekasz cały rok. Ale w dalszym ciągu realizujemy moje marzenia w domowym ogródku. Bardzo fajnie zaopatrzyłam sobie nasz mini tor agility, po którym w wakacje regularnie biegamy. Rozbudowałam zaplecze psiofitnesowe na zimowe ćwiczenia. Przy każdej okazji dokupuje sobie różne pierdoły, by mieć, by spróbować by móc bawić się z psami kiedy mam ochotę i w to co mam ochotę. I cieszę się, że kiedyś miałam tak ogromne parcie na kursy i próbowanie wszystkiego, bo teraz bardzo fajnie możemy sobie to wszystko robić we własnym zakresie. Mądrze i dla samej satysfakcji wspólnego spędzania czasu.

Przez siedem lat wiele się zmieniło, ale najbardziej zmieniło się moje stado. Kiedy pisałam pierwsze teksty na blogu, wszystko kręciło się wokół owczarków. Wokół Donnera i nieżyjącego Budzika. Napisałam też jako jeden z pierwszych tekstów wpis o nazwie „Dlaczego owczarki niemieckie”. Dziś, a raczej już kilka lat temu mogłabym napisać sprostowanie „Dlaczego nie chcę mieć owczarka niemieckiego”. I tak w siódmy rok istnienia Zamerdanych wchodzimy bez owczarka za to z trzema kundelkowatymi, brodatymi babami.

Czy to dalej są Ci sami Zamerdani?

Nie. Z każdym kolejnym psem Zamerdani się zmieniają. Każde nowe doświadczenie, wiedza, historia zmienia mnie i moje podejście do życia, do psów, do bloga. Wiedząc to, co wiem i przeżywszy to, co przeżyłam, wielu tekstów sprzed kilku lat bym nie napisała, inne napisałabym inaczej, wiele rzeczy też zrobiłabym zupełnie inaczej, choć nie rozpamiętuję tego w kategorii „zrobiłam to źle”, po prostu teraz zrobiłabym to inaczej. Ale wiem też, że te siedem lat temu nie zrobiłabym takich rzeczy jak teraz robimy, bo nie miałabym na to odwagi czy funduszy. Zmieniamy się, ja się zmieniam, moje psy się zmieniają, więc i Zamerdani się zmieniają i to jest nieuniknione. Tak jak zmieniają się oczekiwania odbiorców i mało kogo już obchodzi tekst na blogu. Teraz liczy się zdjęcie i filmik w social mediach. Ale jak wspomniałam gdzieś tam powyżej, ja zawsze robię wszystko na opak, bo robię to dla siebie. A mnie mimo wszystko najlepiej prowadzi się blog. I tego się trzymam.

To co? Z kolejnym takim wpisem widzimy się za trzy lata w dziesiątą rocznicę Zamerdanych? Oby!

A teraz małe podsumowanie:

Na blogu przez te siedem lat pojawiło się 533 tekstów, z czego 14 jest ciągle w dziale „szkice”, bo są nieskończone lub nie mam przekonania / odwagi, by je publikować. Chociażby o tym, jak kilka lat temu notorycznie nasyłałam policję na jednego z ówczesnych posłów, bo jego psy podbiegacze atakowały Dosia na spacerach, a policja nie umiała znaleźć wskazanego adresu i kazała mi chodzić na spacer gdzie indziej, ale boję się, ze dostanę za to kilka lat łagrów, więc z publikacją wstrzymam się do zmiany władzy.

Pięć najbardziej poczytalnych testów

Prawa i obowiązki właścicieli psów – przepisy prawne

Psie sztuczki

Szczeniak nie chce wychodzić na spacer.

Agility – zrób to sam!

Choroby oczu u owczarków

Pięć najczęściej komentowanych:

Dolina Noteci – testy

Dlaczego nie lubię i nie polecam smyczy automatycznej?

Prawa i obowiązki właścicieli psów – przepisy prawne

Pies w lesie – na smyczy?

Łańcuch łowiecki i już wiadomo, czemu pies lubi za czymś pogonić

Dodatkowo możecie nas na bieżąco obserwować na

Ogółem: 277, dzisiaj: 1

You may also like

Zostaw komentarz