Strona główna Relacje Jak odměnit psa? – seminarium z pozytywnych metod szkoleniowych z Nikola Koubková.

Jak odměnit psa? – seminarium z pozytywnych metod szkoleniowych z Nikola Koubková.

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Weekend 21-23 października spędziliśmy na seminarium z pozytywnych metod szkoleniowych z Nikolą Koubková. Naszym celem na tych warsztatach było utrwalenie i wzmocnienie pozytywnych metod pracy z psami i spędzenie weekendu na pracy z nimi. Tak, czasem potrzebuję wyjazdu by spędzić czas z moimi psami, które mam na co dzień. Bowiem życie wielokrotnie już mi pokazało, że nawet kiedy mam wolne i zaplanuję coś zrobić z psami zawsze coś mi w tym przeszkodzi. A to trzeba posprzątać w domu, a to ugotować, pojechać na zakupy, nadrobić zaległości na blogu, ostatecznie może zacząć padać i wybiorę dzień z książką pod kocem. I z dwunastu godzin przeznaczonych na pracę z psami zostają dwie i to na dodatek bez wolnej głowy, czyli wisi nade mną widmo, co jeszcze powinnam zrobić lub wlecze się za mną zmęczenie tego co już zrobiłam.

14264834_1271985439507916_7944182775364211040_n

Ela mistrzyni „patrza” – czy teraz wszyscy widzą brodę? 😛

Dlatego też bardzo ochoczo pojechałam na seminarium, by spędzić czas z moimi psami i gdzie nic mnie od nich nie odciągnie. Seminarium miało być tylko powtórką, bo w teorii nie mogło zaskoczyć mnie nic nowego i nie zaskoczyło, bo jednak kurs w Canid kompleksowo przygotował mnie również pod względem teoretycznym, ale odświeżenie wiedzy i ułożenie jej było jak najbardziej na plus. Do tej pory mam zawsze chwilę zawahania, kiedy rozpisuję negatywne wzmocnienia i pozytywne kary. Bo co innego wiedzieć, a co innego wiedzieć i rozumieć, a jeszcze czym innym jest wiedzieć, rozumieć i świadomie stosować.

Założyłam, że na seminarium powtórzymy i utrwalimy pozytywne metody pracy z psami. Zrobimy klikera, targetowanie, kształtowanie może coś jeszcze – takie miałam założenia co do seminarium. Ku mojej radości Nikola wyszła z podobną propozycją, ale spora część uczestników nie była tym zainteresowana, woląc skupić się na rozwiązywaniu problemów ich psów. I tak po piątkowej teorii na której omówiliśmy metody szkoleniowe, pozytywne szkolenie i pracę z klikerem przyszła praktyka skupiająca się rozwiązywaniu indywidualnych przypadków, metodami pozytywnymi o ile właściciel był tym zainteresowany i nie wolał pracować „po swojemu”. Swoją droga bardzo mnie dziwi udział w takim czy innym seminarium o konkretnej tematyce, kiedy nie chce się nawet spróbować tego co seminarium przewiduje. Po co brać udział? Jeśli nie jestem zainteresowana seminarium z pracy na obroży elektrycznej, to nie borę w nim udziału (albo jadę tylko jako obserwator), a nie jadę na nie i odmawiam założenia psu OE i próbie pracy na niej. No ale nic, my dokładnie wiedzieliśmy po co przyjechaliśmy i kiedy nastała nasza kolej…

…wyszłam z Elką i nagle zdałam sobie sprawę, że jeśli chodzi o problemy… to nie wiem co z nią robić.

-„Jaki Ela ma problem?” – zapytała Nikola
-„yyy… e… hymm… Ela nie ma problemów.” – odpowiedziałam po dłuższym zastanowieniu.

14670681_1768415663407505_5731501762018463465_n

Jak dziwne było to uczucie –  przyjść z psem, na luźnej smyczy, który niemal cały czas jest na kontakcie wzrokowym, który wybiera kontakt wzrokowy ze mną niż zalotne zaczepianie innych osób. Wejść z psem, który jest skupiony na mnie, chce pracować i którego nie muszę non stop  kontrolować.

Postanowiłyśmy z Elą zrobić kilka rzeczy: dostawianie do nogi z większą dokładnością i szybkością poprzez targetowanie, które da nam podstawę do ładnego chodzenia na kontakcie wzrokowym, dokładne warowanie i siadanie, zabawę zabawką, bo Ela nie za bardzo była zainteresowana tym do tej pory, ostatecznie uruchomiłyśmy móżdżek robiąc kształtowanie przez „100 zabaw z pudełkiem” i kształtowanie na przedmiocie.

Nooo z tym ostatnim to panna Elza miała problem, nie rozumiejąc, czemu ma nagle patrzeć na pudełko, a nie na mnie. Dużo było śmiechu z tego przypadku i miny Elzy w stylu – „Nie rozumiem co Ty ode mnie chcesz, czemu nie patrzysz na mnie tylko na pudełko? Ale ja i tak będę patrzyła na Ciebie i nawet nie mrugnę. A to pudeł jest głupie! Nawet na nie nie spojrzę!” – ostatecznie trochę rozruszaliśmy móżdżek. Ale Elka mocno nie ogarnia takich zabaw więc zaczynamy wdrażać je w domu, choć jest to ciężkie, bo zazdrosny Donner niemiłosiernie zawodzi w drugim pokoju, bo on też musi w tej samej chwili pracować.

O dziwo, wszyscy uczestnicy byli zachwyceni Elzą, a wręcz zauroczeni nią. No, bo Elka zadziwiała swoim skupieniem, ogarnięciem i zachowaniem. Naprawdę byłam z niej dumna. A jej potencjał został doceniony przez Nikolę sugerującą, że byłaby idealna na tropie czy w IPO. I tu w moim mózgu zaczęła jak szalona mrugać czerwona lampka, a po chwili doszedł ostrzegawczy sygnał dźwiękowy. (Dobrze, że przeżyłam, hehe)

14724516_1768416023407469_840294537457276868_n

Chrupka?! O ble… A gdzie parówka?!

Niech Pani zrobi z nim IPO! Idealnie nadaje się na zawody!” czyż nie takie słowa usłyszałam przy Donnerze? Dawniej obrosłabym w piórka i jeszcze tego samego dnia zaczęłabym szukać pozoranta w okolicy. Teraz doceniłam pochwałę i… i tyle. Ela nie będzie w IPO, bo w Polsce, co zresztą Nikola sama przyznała i o czym długo dyskutowałyśmy w nocy, nie wiele osób szkoli psy pozytywnie do IPO, a jak szkoli się awersyjnie mamy efekt i problemy Donnera. Jest to duży skrót myślowy, a rozwiniecie go jest na oddzielny wpis. Ja nie siedzę w IPO i nie znam pozorantów na tyle by zaufać im ćwiczenie z Elą ataku, by później nie żałować, jak przy Donnerze, bo zabrały się za to niewłaściwe osoby w niewłaściwy sposób. Póki co rozważamy udział w amatorskich grupach poszukiwawczych, bo mała faktycznie umie korzystać z nosa, a nie tylko markować, ale o tym pomyślimy z czasem. Póki co skupiamy się na tym by była psem-tulakiem. Nie musi umieć miliona sztuczek, jak Donner, nie musi być piękna jak Donner, ma po prostu być ze mną, bo potrzebuję prywatnego psiego terapeuty.

Najważniejszym jednak punktem seminarium z Elzą była jej socjalizacja z innymi psami. Elza pomimo licznych prób socjalizacji w Grójcu, gardzi kontaktami z innymi psami. Czemu wcale się nie dziwię, bo jakby na mnie z odległości kilkunastu metrów darł się york lub napadał niespodziewanie amstaff by zrobić ze mnie trampolinę, też bym unikała kontaktów z psami – a ja wolę by unikała ich świadomie, niż reagowała agresywnie, jak Donner. Więc nie pcham jej w paszczę każdego psa, w ramach „jej dobra i socjalizacji”. Chce to ok, nie – to nie. Tak więc Elza do tej pory ostentacyjne odwracała wzrok od innych szczeniaków, usilnie skupiając uwagę na mnie, ostatecznie ofukując je i uciekając lub szczekając na psy będące za siatką. Na seminarium jednak po kilkudziesięciu minutach prób socjalizacji udało nam się zakolegować Elzę z trzymiesięcznym pudelkiem, który był na początku taaaaaaki przerażający, że Ela nie chciała wyjść spod stołu. Eh… problemy panny Elzy. Na koniec jeszcze udało jej się zapoznać ją z głową Peper, choć już suczka w całej okazałości była straszna. Ale póki spod ławki wystawała tylko jej głowa, Elza uznała, że jest całkiem fajną psią głową. 

Fragmenty z socjalizacji.

Pes dostane to co chce – až udélá to co chci já. – Premeckuv Princip

Z Donnerem natomiast zrobiliśmy wiele potrzebnych rzeczy. Zaczęliśmy od jego problemów ze skupieniem uwagi, kiedy wącha. Donner ma obsesje na punkcie eksplorowania terenu, wąchania siuśków innych psów i zasikiwania ich. Nikola podpowiedziała mi bardzo fajną rzecz w związku z tym. Między innymi, żeby wykorzystać wąchanie jako nagrodę i pozwalać mu wąchać na komendę. I tak kiedy pies się zwąchuje ja stoję i czekam. Kiedy spojrzy na mnie „Ej! Czemu smycz ogranicza mi dalsze eksplorowanie?!”, nagradzam i daję komendę „szukaj” w nagrodę, niech robi to co lubi. I znowu kiedy spojrzy na mnie, nagradzam i na komendę pozwalam węszyć. Nawet kiedy nie mam smakołyka, samo już przyzwolenie na dalsze wąchanie jest dla niego nagrodą. Bardzo szybko pies zaczął zwracać uwagę na mnie, a nie na zapachy, co mnie niezmiernie ucieszyło, bo do tej pory ciężko było wyrwać go z tej nieszkodliwej, aczkolwiek uciążliwej obsesji, która rozbijała mi treningi w mieście i nawet wędzony łosoś chwilami nie pomagał, szczególnie jak przed nami szła jakaś suczka z cieczką.

14680576_1768416036740801_2521550185817986067_n

Panika, matka ma zabawki!

Kolejną poruszoną kwestią było jak zwykle oddawanie przedmiotów, które i tak już było całkiem dobre i tu wyjaśniło się wiele moich problemów z motywacją Donnera i jej brakiem. A raczej niewłaściwą motywacją. Bo żarcie Donnera niewiele interesuje, ale na mieście jest mi najwygodniej pracować na nie. Jednak kiedy trenujemy posłuszeństwo w domu lub w lesie, powinnam robić to na zabawkę. To oczywiste, bo zabawka jest większą motywacją dla Donnera niż jedzenie, ale przywykła do pracy na żarcie i w obawie, przed „szczękościskiem” wykluczyłam w ogóle ten rodzaj nagradzania i to zupełnie niepotrzebnie. Szczególnie, że Donner coraz lepiej oddaje zabawkę i jest niewielkie prawdopodobieństwa, że nie odzyskam jej do końca spaceru. Przećwiczyliśmy pozycje w marszu, kształtowanie, a potem była praca ze mną, nie z psem. Ah zalety, tego że ktoś spojrzy z boku – dlatego tak bardzo lubię seminaria i warsztaty. Bo pracując z psem sama, nie widzę swoich błędów, które ktoś z boku widzi od razu. I tak jest też w druga stronę. Jako obserwator od razu widzę błędy innych, którzy nawet jeśli świadomie pracują z psami nie widzą tego, bo skupiają się na czymś innym, niż np.: gest nad którym nie panują i nie zdają sobie z niego sprawy, póki ktoś im nie powie. Otóż ja, nieświadomie nagradzałam Donnera non stop, za wszystko, poprzez trzymanie ręki przy kieszeni z jedzeniem, czy wydawaniu zabawki (nagrody) przed zakończeniem ćwiczenia chcąc mieć dobry timing nagrody. Było to bez sensu, bo Donner nie wyczekiwał pod komendą i był przez to bardzo niedokładny i nakręcony.

A pierwszy efekt zmiany motywacji miałam już kilka dni temu na spacerze, kiedy Donner wywęszył najprawdopodobniej sarnę i wyrwał na lince przed siebie. Na moje „STÓÓÓJ!” Zatrzymał się na ułamek sekundy, a raczej spojrzał zwalniając, a ja w tym czasie, akurat przypadkowo, miałam w ręce patyk, którym bawiłam się z Elką. Donner momentalnie, przerwał dalszą pogoń ruszając w moją stronę z obsesją w oczach. Chwyt był gody IPO i o mało nie zwalił mnie z nóg, ale pies wrócił, poszarpać się patykiem – zapominając zupełnie o „zawąchaniu”. Pewnie nie byłoby tego efektu, gdyby zobaczył uciekającą sarnę – jednak pastuch ma bardzo silnie rozbudowany popęd pogoni za łupem jak na przedstawiciela swojej rasy, która niemal zatraciła instynkty (na pewno w przypadku eksterierów). Ale i tak, ta sytuacja potwierdziła tylko to co ćwiczyłyśmy na seminarium. Teraz pozostaje kwestia dobrania nagrody lepszej niż sarna / rower. Bo gdyby była to parówka… to sorry… ale ja za piłkę tenisową też recenzji nie napiszę. Nagroda musi być opłacalna.

14718612_1770382936544111_5835332464629876677_n

„Ale, że jak odmienić psa?” – matka ogarnia czeski, a Donner robi „patrza”, bo też umie.

Inną kwestią poruszoną na seminarium było nieregularne nagradzanie o czym zupełnie zapomniałam w pracy z Donnerem, a które bardzo szybko skupiło mi psa, bo nagle dostał nagrodę, za mały etap ćwiczenia, gdzie się tego nie spodziewał i przestał robić sekwencje ćwiczeń na pamięć.

Co mnie natomiast bardzo cieszyło to, to że Donner pięknie zachowywał się między ludźmi. Pozwalał by wiele osób stało koło niego, robiło zdjęcia i ani razu nie spanikował rzucając się z agresją. Choć raz widziałam, że zaczął się denerwować, kiedy za naszymi plecami panowie zaczęli męskim półgłosem wymieniać między sobą opinię. Wystarczyły dwa ruchy oczami w ich stronę i już wiedziałam wszystko. Donner nie jest ze mną – Donner planuje atak. Kto widział to spojrzenie u Donnera, wie co oznacza, a mianowicie: „nie lubię ich, denerwują mnie, zaraz pójdę zrobię porządek” doskonale wiedziałam, że jeszcze chwila i pies niby przypadkiem (pod pretekstem zawąchania, czy wypuszczonej w ich stronę zabawki) znajdzie się koło nich, pozwalając sprowokować się do ataku czy to przez niewinne pytanie w jego stronę: „co tam piesku”, cmoknięcie, czy wyciągnięcie do niego ręki. Podobne zachowanie pokazał, na klasach komunikacji, kiedy postanowił odsunąć Wojtka ode mnie.

Trzeba było interweniować i uciszyć pozostałych uczestników. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, że pies pokroju Donnera ma silną potrzebę kontrolowania otoczenia. Kiedy coś dzieje się za jego plecami, ktoś go zachodzi, słyszy głosy, których nie kontroluje wzrokiem, dzieje się coś dla niego drażniącego on nie jest sobie w stanie z tym poradzić. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, że w ten sposób bardzo przeszkadza takim psom, a niewinne cmoknięcie, zagadanie, czy poklepanie przechodzącego psa wcale mu nie pomaga i nie jest potrzebne do szczęścia. Na szczęście kiedy zapanowała cisza Donner szybko się uspokoił i przestał łypać oczami w kąt sali, dzięki czemu mogliśmy dalej popracować. Ogólnie jestem z Donnera bardzo dumna, mimo że jego posłuszeństwo nie było idealne, ale już dawno przestałam tego od niego wymagać. Na warsztatach był ze mną duchowo, a nie tylko ciałem, pracował i starał się, a nie fiksował. Miałam też pierwszy raz od dłuższego czasu wewnętrzny luz. Przyszłam z psem pomiędzy ludzi i miałam pewność, że będzie ze mną zarówno duchem jak i ciałem. Nie ucieknie, nie dostanie głupawki, nie zaatakuje w panice – wspaniałe uczucie, którego nigdy nie doświadczy  i nie rozumie osba mająca szczęście mieć psa bezproblemowego.

14650346_1768416216740783_5249634668553074313_n

Zimowy strój hodowcy psów*  Jak bym miała więcej polarów, też bym nałożyła i mogłabym być pozorantem xD

*Czytaj więcej o: stroju hodowcy psów.

Z siebie też jestem dumna (a co, klik dla matki i smaczek na wzmocnienie!) ponieważ okazało się, że całkiem nieźle rozumiem po czesku. Z Nikolą miałyśmy wspólny domek, więc po seminarium jeszcze do późna w nocy, dyskutowałyśmy o psach i tłumaczenie wcale nie było potrzebne. Ja mówiłam po polsku, Nikola po czesku i świetnie się rozumiałyśmy. W sumie to podobne języki, ale niby ukraiński też jest podobny, a mimo że uczyłam się rosyjskiego, będąc we Lwowie miałam poważny problem by zrozumieć co Ukraińcy do mnie mówią. Do momentu pewnego epizodu w jednej z knajp gdy nagle zaczęłam świetnie rozumieć po ukraińsku, z tym że okazało się że Ukrainka mówiła do nas po polsku…. Pozostawmy bez komentarza… Ale z Nikolą nie miałam problemów by się porozumieć i po raz kolejny stwierdzam, że Czesi są wspaniali zarówno jako ludzie, jako naród, jak również jako osoby pracujące z psami.

Na koniec polecam zrobić proste ćwiczenie, które zaleciła nam pierwszego dnia Nikola i które miało być podstawą do całego seminarium, ale wyszło jak wyszło… no! u nas wyszło!

Zróbcie listę około 10 rzeczy, które motywują (w sensie nagradzają), Waszego psa.

U nas wygląda mniej więcej to tak (1-najlepsza motywacja):

Elza: Donner:
  1. Przytulanie
  2. Głaskanie
  3. Jedzenie (parówki, ser, kiełbasa)
  4. Zabawa z Donnerem
  5. Samodzielna zabawa (gryzienie i żucie)
  6. Jedzenie (chrupki, smaczki)
  7. Zabawa ze mną (szarpak)
  8. Zabawa ze mną (gonienie piłeczki)
  9. Eksplorowanie terenu
  10. Zabawa z innymi psami
  1. Pogoń (sarna, rowerzysta)
  2. Eksplorowanie terenu
  3. Bieganie (ściganie się ze mną, canicross)
  4. Zabawki (frisbee – obsesyjnie)
  5. Patyk
  6. Zabawki (szarpak)
  7. Zabawki (gonienie piłeczki)
  8. Zabawa z Elzą
  9. Jedzenie (parówki, ser, kiełbasa)
  10. Głaskanie , przytulanie

Co daje świadomość takiej listy?

To, że nie każdy pies zmotywuje się na to samo. Dla Eli największą nagrodą jest możliwość wejścia lub wskoczenia na ręce i przytulenie się, żeby ją ponosić. Dla Donnera wspólny bieg, a najlepiej samodzielny, za czymś. Co się z tym wiąże? Odpowiednio wykorzystana chęć Donnera do wąchania będzie dla niego większą motywacją w pracy niż wpychanie do pyska parówek czy chrupek, którymi gardzi. Elza chętniej pracuje w zamian za moje zainteresowanie i jedzenie, niż za zabawkę, czy przyzwolenie na „pobiegania sobie samopas”. W sytuacjach trudnych, stresowych, przy nauce nowych rzeczy Donner chętniej i szybciej zapracuje za zabawkę, niż za jedzenie, czy dobre słowo, a na co dzień, przy „zwykłych rzeczach” zadowoli się jedzeniem czy przyzwoleniem na zabawę z Elzą. Będąc w lesie, kiedy Donner zobaczy sarnę, ale nie pogoni jej tylko spojrzy na mnie, żadną nagrodą będzie dla jedzenie. Prawdziwą nagrodą będzie możliwość udawanego wspólnego „polowania” czy to spacer po jej tropie, czy szaleńczy bieg przez kilkaset metrów lub zabawa siłowa. Dla Elzy w sytuacjach trudnych czy nad wyraz ja interesujących większą stratą będzie brak mojej obecności i zainteresowania nią, niż zrezygnowanie z tego co ją tak zainteresowało. Dzięki czemu możliwość przybiegnięcia do mnie i wskoczenia na ręce by się przytulić i pogłaskać jest większą nagrodą niż na przykład rzucona piłka w przeciwną stronę niż chciałabym, żeby poszła, czy rozsypanie jedzenia w około.

14729189_1768415900074148_8886205830893883547_n

Ela robi: „touch”

Ważne by zdać sobie z tego sprawę, umiejętnie korzystać z różnych poziomów motywacji i zastanowić się, co tak naprawdę cieszy naszego psa. Oczywiście nie każdy rodzaj motywacji da się wykorzystać zawsze i wszędzie. Przykładowo na mieście nie będę pracowała z Donnerem za zabawkę, bo próba nadgrodzenia go szarpakiem, spowoduje zatarasowanie całego chodnika (dość ruchliwego) i zmuszenie ludzi do rozpierzchnięcia się na ulicę, kiedy zacznie w zabawie warczeć, ale możemy w strategicznych momentach z których jestem najbardziej dumna wykorzystać wspólny bieg do znanego nam miejsca na którym Donner wie, że ma zawsze ma trochę luzu i może powęszyć.

Zastanawialiście się kiedyś nad tym czy poprawnie motywujecie swojego psa? Czy jesteście w stanie znaleźć alternatywę np. dla jedzenia lub zabawki, które nie zawsze macie przy sobie? Jak wygląda Wasza lista nagród?

Ogółem: 1 081, dzisiaj: 1

You may also like

6 komentarzy

Tayra 5 listopada 2016 - 14:12

Oj, Twoja uwaga o IPOwcach zabolała 😉

opublikuj
Zamerdani.pl 5 listopada 2016 - 14:38

Mam złe doświadczenia po Donnerze i Budziku. Nie mówię, że wszyscy, ale bardzo ciężko znaleźć dobrego pozoranta. A zdecydowana większości w szółkach oferujących IPO… no cóż… dwie różne szkoły, dwóch różnych pozorantów i dwa razy klapa. 😉

opublikuj
Gia 6 listopada 2016 - 11:53

Mojemu przydałaby się nauka skupiania uwagi na spacerach, a nawet jedzenie wtedy nie robi na nim wrażenia 🙁

opublikuj
Zamerdani.pl 6 listopada 2016 - 12:15

No to trzeba się zastanowić co lubi, co go rozkojarza i ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć 🙂

opublikuj
Zosia od pieswwarszawie.pl 13 listopada 2016 - 17:12

„Mój pies nie ma żadnych problemów” – jakaż bajkowa wizja <3
A jestem pod wrażeniem tego jak przemyślnie Donner planuje jakby tutaj przegonić gadających kolesi, normalnie niczym Mózg z Pinky i Mózg. Z Bonzem miałam o tyle szczęście, że on chce mieć spokój i własną przestrzeń, ale nie jest w stanie wykombinować prowokacji, uf. Tak inteligentny pies to wyzwanie, żeby zawsze być o krok przed nim.
Odpowiadając na pytanie zawarte we wpisie – tak, rozkminiałam nagradzanie, u Milsona zawsze najlepiej działa pogoń, ew. nagrodzenie głosowe, poklepanie. Bonza mało co motywuje 😀 Najbardziej lubi eksplorację terenu i gonienie Milki, smakołyki są dobre póki są dobre, ale nie należy zapominać co jest najważniejsze – swoboda, węszenie i święty spokój.

opublikuj
Zamerdani.pl 13 listopada 2016 - 18:40

To jest przerażające jak on myśli, bo przez to ja nigdy nie mam pewności jak z nim jestem, czy ktoś mu się nie spodoba i on czegoś nie odwali, przez co ja się bardzo męczę, bo muszę non stop go obserwować. Już nie raz odwalił coś takiego, że poszedł do kogoś się „głaskać” po to by go ugryźć, albo przypadkiem wypadła mu piłka pod czyjeś nogi, a kiedy po nią poszedł niby przypadkiem postanowił sobie o bok coś powiedzięc. Może kogoś znać, a jak coś mu się nie spodoba to i tak nie będzie zmiłuj się. Choć w sumie to nie jest tak, że on planuje nie posądzałabym go o taką inteligencję, on poprostu nauczył się jak uśpić moją czujność by móc zrobić to co uważa za stosowne. Ale nauczyłam się czytać go kiedy ma z czymś problem, a on nie umie kontrolować „łypnia” zapowiadającego zemstę. ;P

opublikuj

Zostaw komentarz