Strona główna Wychowanie psa Nagradzanie i motywacja – nie tylko pokarmowa

Nagradzanie i motywacja – nie tylko pokarmowa

Jak nagradzać lękliwego psa, który nie je?

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Z każdym kolejnym psem pracuję coraz bardziej świadomie. Coraz mądrzej, coraz bardziej według planu. Z każdym kolejnym psem uczę się czegoś nowego, rozwiązuję nowe problemy i poznaję nowe sposoby na współpracę z nim.

Twinsy nauczyły mnie, że nagroda wcale nie musi być taka namacalna, jak nam się wydaje i choć miałam świadomość różnych typów nagrody, z przyzwyczajenia na początku naszej wspólnej drogi próbowałam pracować z nimi tak, jak z Donnerem czy Elą i trochę czasu zajęło mi przestawienie się i dopasowanie do moich psów. Ale po kolei…

W pracy z psem mamy cztery główne rodzaje nagród, sposobów nagradzania lub też motywacji (bo to się przeplata i łączy): jedzenie, zabawka, środowisko i kontakt z opiekunem. O ile jedzenia nie trzeba tłumaczyć, bo to jest po prostu nagradzanie smaczkiem. Oczywista jest też nagroda zabawką – czy to piłką, szarpakiem czy innym ukochanym przez psa przedmiotem, o tyle dwie ostatnie na pierwszy rzut oka mogą się wydawać niezbyt oczywiste, mimo że każdy z nas je stosuje – często zupełnie nieświadomy tego, że to właśnie te nagrody.

Z Donnerem praca była stosunkowo łatwa i przyjemna. Był bardzo chętny na nagrody w formie smaczków, a zabawka była obiektem miłości, ale z powodów fiksacji i problemów z oddawaniem przedmiotu rzadko, kiedy był nagradzany zabawką. I choć na początku pracy z jego problemami skarmianie go przy stresującym bodźcu było trudne, bo nie był w stanie przekierować na mnie swojej uwagi, tak przez ostatnie lata nauczył sam dopominać się o nagrodę, kiedy coś go stresowało lub grzecznie minął grupę ludzi. Zresztą był owczarkiem, więc poza skrajnie trudnymi dla niego sytuacjami on robił wszystko, żeby ze mną pracować. Owczarki już tak mają. Za to nie przepadał za nagrodą w postaci pogłaskania, czy poklepania i na początku naszej pracy sprawiało mu to dyskomfort, o czym pisałam tutaj: „Jak odczarowano psią główkę„.

Ela potrafi nagradzać się sama o człowieka, bo ona doskonale wie, kiedy ktoś jest z niej dumny i to dosłownie dodaje jej skrzydeł, choć smaczkiem czy zabawką nigdy nie pogardzi. Ale to nagroda socjalna, czyli kontakt z człowiekiem jest dla niej najbardziej wartościowy, bo w końcu nic nie może się równać z dumą ojca, gdy mówi jej, że jest naszym diamentem. Także dla Eli ważne są wszystkie rodzaje nagrody, przy czym ta związana z człowiekiem jest najbardziej wartościową.

Natomiast z Twinsami był problem. To były, w sumie dalej są, psy lękliwe. Strach wywołany bodźcem lub daną sytuacją uniemożliwiał mi dłuższy czas pracę z nimi, bo nie istniała dla nich forma nagrody ani motywacji, którą mogłam wykorzystać, bo strach był silniejszy niż to, co byłam w stanie im zaoferować, a bez odpowiedniej motywacji czy nagrody, na której psu zależy – początki pracy z nim są bardzo trudne, bo jak z budować w psie chęć pracy z człowiekiem, skoro nie jesteśmy mu w stanie zaoferować niczego fajnego i nie czuje się pewnie i bezpiecznie?

Kiedyś pisałam o nagrodzie w postaci jedzenia (tutaj: „Na trening weź… karmę!”) – tak chętnie zarzucanej pozytywnym trenerom jako coś złego “bo my tylko smaczkujemy psy”; głodzimy, a potem skarmiamy do porzygu. Oczywiście jest to nie prawda, bo każda mądrze pracująca z psem osoba nie będzie go głodziła, tylko zamiast śniadania w misce wyda je podczas treningu, lub zmniejszy śniadanie, by resztę porcji zjeść w terenie. I nie będzie też psa przekarmiać, bo porcje, którą miał zjeść w domu, zje po prostu na spacerze. I osobiście bardzo ją lubię, bo jest łatwa, więc nawet ktoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z psem, będzie umiał ją zastosować, nagroda ta buduje super skojarzenia psa, jest szybka do wydania i bez problemu można ją zabrać wszędzie. Ale nie każdy pies chce jeść i w przypadku Twinsów (w przeciwieństwie do wspomnianego wyżej tekstu) nie wynika to z przejedzenia tylko z nieradzenia sobie z sytuacją. Choć mimo wszystko w miarę oswajania się ze światem coraz lepiej udaje nam się na nią pracować w mieście i robić mini treningi, choć do tej pory czasem odmawiają przyjęcia chrupka, kiedy sobie z czymś nie radzą – zresztą pokazuję Wam to czasem w relacjach na IG i od razu widać, kiedy na spacerze Twinsy są wyluzowane i chętnie przyjmują nagrodę, a kiedy coś je stresuje i zaciskają pyszczek odwracając głowę od chrupki.

Pies, który się boi (niezależnie jak to wygląda z boku – czy kuli się za opiekunem, czy wpatruje w obiekt i chce go zdystansować, lub po prostu nie czuje się komfortowo), póki nie przekona się, że nic mu nie grozi, że może przy opiekunie czuć się bezpiecznie; bardzo często odmówi przyjęcia nagrody w postaci jedzenia. Niezależnie od tego, czy będziemy najedzony, czy głodzony od kilku dni (dlatego budowanie motywacji pokarmowej przez głodzenie psa, który nie jest przeżarty, a mimo to dalej nie pracuje za jedzenie – nie ma sensu, bo problemem nie jest „brak apetytu” wynikający z przejedzenia). I w takiej sytuacji motywacja pokarmowa nie zadziała. Taki pies może też nie chcieć się bawić, bo utrata czujności i próby kontroli tego, co go stresuje jest uniemożliwia mu to.

Tak było też z Twinsami, które na początku zabierane na spacer próbowałam skarmiać śniadaniem na spacerze, co zupełnie nam nie szło, bo psy bały się stracić czujność jedząc. I choć z perspektywy czasu mój błąd wydaje się oczywisty, wierzcie mi, wcale nie było to dla mnie takie oczywiste, bo jednak przyzwyczajenie bierze górę.

Podobnie jak z jedzeniem było z zabawką, bo Twinsy się z człowiekiem nie bawią. Z Molly coraz lepiej nam to wychodzi – w domu, sporadycznie w ogrodzie, natomiast Marcysia tak bardzo gardzi zabawą, że będzie patrzeć na rzuconą w jej stronę piłeczkę aż ta rozbije jej się na głowie, a ona obrzuci ją pogardliwym spojrzeniem i odejdzie. Tym bardziej rozbawienie psów na spacerze było praktycznie niemożliwe. Czasem udawało się to Eli jak dorwała jakiś patyk, ale wspólna zabawa trwała kilka sekund i była między psami, a ja mogłam tylko stać i patrzeć.

A mimo to jednak udało mi się nauczyć czegoś tam Twinsy. W większości bez jedzenia i bez zabawy. Bo często jest tak, że wrzucamy te nasze psy na zbyt głęboką wodę. Za dużo oczekujemy, za dużo wymagamy – chcemy, by były jak inne, nie patrząc na to, jakie są w rzeczywistości. I to zdanie od wielu lat jest moim mottem i motywem przewodnim bloga i będę je przypominać.

Obecnie dziewczyny pięknie chodzą przy nodze na luźnej smyczy. Super się odwołują chodząc na Flexi czy lince i pomalutku uczą się spacerów bez smyczy. To była trudna praca, bo jak pracować z psem, który nie je i się nie bawi? Więc, chcąc nie chcąc, zaczęłam stosować mocno przeze mnie niedoceniane wcześniej nagrody socjalne i środowiskowe. Kiedy wspomniałam o tym w relacji na IG, gdy pokazywałam Wam, jak wygląda przywołanie Mollci, zainteresowało Was, czym są te nagrody.

I zdałam sobie sprawę, że bardzo mało się o nich mówi, a na szkoleniach praktycznie się ich nie stosuje – lub inaczej: stosuje, ale nie tłumaczy się ich opiekunom, bo to coś „normalnego” choć w rzeczywistości to fajna alternatywa nagradzania – wydaje mi się, że szczególnie fajna dla lękusiów. Ale żeby ją wykorzystać – trzeba mieć jej świadomość i… relację z psem, bo bez niej (bez zrozumienia i zaufania) te dwie nagrody nie będą należycie działać.

Nagroda socjalna

To nagroda polegająca na kontakcie psa z człowiekiem. Najczęściej dodawana w postaci nagrody słownej typu: „dobry pies„, „super” „brawo„. Każdy z nas stosuje ją często, nie mając pojęcia o tym, że to właśnie nagroda socjalna. Inną jej formą jest poklepanie psa, czy pogłaskanie, lecz te prozaiczne, wydawać by się mogło, czynności są dość trudne dla psa, bo nie każdy pies lubi dotyk i akceptuje go w danej sytuacji (dlatego wyżej pisałam, że jedzenie jest łatwiejsze w nagradzaniu, bo nie trzeba umieć aż tak czytać psa). Bardzo często miłe dla nas poklepanie psa po głowie, powoduje u niego dyskomfort i pies wysyła szereg sygnałów mówiących o tym, że to nie jest fajne: mrużenie oczu, oblizywanie się, odkręcanie głowy. Więc o wiele łatwiej nagrodzić psa słownie, bo osoby niewprawione w czytanie psich sygnałów, lub w ferworze szkolenia mogą nie dostrzec tego, że nagroda fizyczna nie jest dla psa komfortowa. W przeciwieństwie do słów, które, o ile są faktycznie naładowane pozytywnymi emocjami i radością, a nie rzuconym w eter suchym tonem: „dobry pies„, tak jakbyśmy wstydzili się ucieszyć z sukcesu naszego psa, już same w sobie potrafią rozbawić i rozładować psa. Dlatego tak wiele osób pracujących w ten sposób z psami „śpiewa” czy też „ćwierka” wypowiadając te słowa na bardzo wysokim tonie, często z przerysowanym zachwytem, ale właśnie w tej nagrodzie chodzi o to, by pies jak najbardziej odczuł naszą radość i zainteresował się nami. A wysokie tony zazwyczaj tak działają. Kolejnym rodzajem nagrody socjalnej jest wspólna zabawa z opiekunem. Czy to wspólny bieg, czy to przybicie piątki z psem, jeśli to jego ulubiona sztuczka, którą robi zawsze i wszędzie i cieszy go sama w sobie. Może być też wspólne posiedzenie na trawie i pobycie razem. Nagroda socjalna jest bardzo trudna do opanowania, mimo że wydaje się tą najłatwiejszą, ale wymaga od opiekuna dużo wyczucia i zwrócenia uwagi na psa, na to, co go cieszy, co lubi i czego potrzebuje do wzmocnienia oraz fajnej pozytywnej relacji z psem. Bo tak jak pisałam na początku – oschłe: „dobry pies” burknięte pod nosem – nie będzie dla niego nagrodą, ale kiedy pies wyczuje w tym nasze emocje i radość od razu zaobserwujecie czy to machanie ogonem, czy wzmożoną uwagę psa na Twojej osobie – i o to w tym chodzi. By pies poczuł tę nagrodę i żeby faktycznie go nagrodziła.

Nagroda środowiskowa

Drugim typem nagrody, o której chcę dziś powiedzieć, jest nagroda środowiskowa – czyli nagradzanie psa elementem środowiska, na którym mu zależy. Nie raz każdy z nas spotkał się, z tym że pies bardzo ciągnie do jakiegoś zapachu, w którym się zawiesza na dłuższą chwilę. To może być właśnie ten element środowiska, na którym psu zależy. Może to być również wykopanie dziury, wskoczenie do wody, wzięcie do zabawy patyka lub szyszki, lub dotarcie na ulubiony wybieg, lub tak jak w przypadku Twinsów powrót ze spaceru do domu, lub samochodu. Nagroda środowiskowa jest o tyle trudna, że często u psów, które mają niezaspokojone potrzeby, chęć jej realizacji jest silniejsza niż każda inna motywacja, bo pies będzie za wszelką cenę dążył do zaspokojenia potrzeb, stąd tak ważne by znać swojego psa, jego typu użytkowości (innych zajęć potrzebuje terrier, chart czy owczarek), by móc zaspokoić jego psie potrzeby (więcej o tym tutaj). Przykład z naszego życia: mieszkając pod Warszawą było nie wiele miejsc, w których mogliśmy bezpiecznie pobawić się pullerem z Donnerem. W wyniku czego Dosiowi odcinało praktycznie kontakt ze światem, kiedy wchodziliśmy na ścieżkę prowadzącą na „rzucalnie”. Z psem praktycznie nie było kontaktu, bo gnał jak oszalały, wlokąc nas za sobą do miejsca przyjemności. Znacie to skądś? Czy jeśli dużo pracujecie pies nadmiernie się ekscytuje, kiedy jest czas spaceru (tego jedynego dłuższego, z zabawą i wycieczką) i nie potrafi „normalnie” wyjść nie robiąc dramy? Problemem z tą nagrodą jest to, że wiele osób mocno wydziela ją psom i stosuje, nie biorąc pod uwagę psich potrzeb, ani tego, że pies łapie pewne schematy. No bo przykładowo pies siedział dziewięć godzin w domu i chce bardzo siku. Oczekiwanie od niego, że grzecznie będzie czekał na założenie smyczy i kulturalnie wyjdzie przez drzwi, albo jeszcze robienie treningu samokontroli – czyli wyjście dopiero jak pies zachowa spokój, może nam się nie udać. O wiele łatwiej będzie nam ćwiczyć to z psem, który nie ma potrzeb fizjologicznych w danym momencie i nie czeka z utęsknieniem na spacer, bo np. niedawno z niego wrócił. Wówczas poziom emocji i chęć zdobycia tej nagrody będzie mniejsza, a nam się uda dotrzeć do psiej główki. Problem z tą nagrodą jest też taki, że kiedy jest ona bardzo ważna dla psa, pies szybko zapamiętuje pewien schemat i dość opacznie (w naszym mniemaniu) go zaczyna rozumieć. Znowu posłużę się przykładem Donnera, który ciągnął nas na „rzucalnie:. Szybko skojarzył, że im mocniej będzie ciągnął, tym szybciej dojdziemy do tego miejsca i szybciej będzie zabawa, więc praktycznie z każdym kolejnym spacerem zaczynał ciągnąć mocniej i… wcześniej, bo to prowadziło do „rzucalni”. Naszym błędem na początku (tak jak wielu osób) było wydzielanie tej nagrody. Czyli pozwalanie dążyć na „rzucalnie” po tym, jak pies się zatrzymał i spojrzał na nas. Nie zmieniało to nic, tylko jeszcze bardziej nakręcało psa i nas, bo pies nie był w stanie opanować emocji, a mnie doprowadzał do szału jojcząc, dusząc się i nie reagując na nic. Z czasem doszłam do wniosku, że o wiele korzystniej jest robić po prostu czasem spacery w okolicy, bez wejścia na „rzucalnie”, czy też przejścia się po niej bez zabawy jako drugi spacer, gdzie na wcześniejszym się wybawił. Tak by zbliżenie się w tę okolicę nie było jednoznacznie zapowiedzią nagrody. Ale podobnie też pracowałam kiedyś z nim przed kastracją, kiedy potrafił długie minuty wąchać trawę, a potem przenosić się gdzieś dalej i coś wąchać nie łapiąc ze mną minimum kontaktu, bo zazwyczaj oferowana nagroda była mniej atrakcyjna. Co zazwyczaj robimy w takiej sytuacji (tak ja też robiłam)? Albo stoimy ze swoim psem (ale ile można), albo odciągamy na siłę, bo pies nie reaguje na nic. Ja więc zaczęłam pozwalać mu wąchać, na tyle by zaspokoił trochę tę potrzebę, a potem robiłam coś, co miało zwrócić jego uwagę na mnie (wystarczyło czasem podniesienie tylko wzroku), a następnie dawałam mu przyzwolenie na dalsze wąchanie (więcej przeczytasz o tym tutaj). Czyli nie wydzielałam mu tego, co chciał na zasadzie „zrób coś to będziesz mógł chwilę powąchać” tylko było to odwrócone: „powąchaj sobie, jak się trochę uspokoisz zrób coś dla mnie i wąchaj dalej”. Pies szybko skojarzył, że nie zamierzam zabierać go od tych zapachów, przez co, gdy coś od niego chciałam był w stanie się odkleić od trawki, bo przestała być to dla niego tak wyczekana, ograniczana i często niedostępna nagroda. Jednak nagroda środowiskowa ma jeszcze jedną wadę – nigdy nie wiem co nas czeka, np. czy w lesie nie wypadną nam sarny na drogę. I żebyście mnie źle nie zrozumieli. Jeśli pies na komendę się zatrzyma na ich widok, nagrodą środowiskową nie powinno być pozwolenie mu ich pogonić, mimo że mogłoby to tak wynikać. W takich sytuacjach trzeba tak pokombinować, by zaoferować psu zbliżoną nagrodę bez narażania jego czy innych: np. możemy wspólnie pójść kawałek tropem saren i dać mu powęszyć. Albo zaproponować szarpak z naturalnego futra, który sobie „upoluje” w zabawie po skończeniu której zje naturalny gryzak. Ale znowu ta nagroda (tak samo, jak socjalna) wymaga od opiekuna sporo kreatywności, zrozumienia swojego psa i jego potrzeb, oraz relacji, by wiedzieć co mogłoby zadowolić naszego psa.

I właśnie te dwie nagrody głównie stosowałam w treningu Twinsów. Oczywiście były też smaki, bo jednak na smaki najłatwiej jest wypracować ćwiczenia choćby w posłuszeństwie, ale sama praca nad ich lękliwością opierała się o nagrodę socjalną i środowiskową. Nagrodą środowiskową było uniknięcie przejścia koło ludzi w lesie i zejścia w boczną ścieżkę (tak, uniknięcie czegoś nieprzyjemnego też jest nagrodą tudzież wzmocnieniem według kwadratu wzmocnień). Nagrodą był powrót do samochodu, czyli do bezpiecznego miejsca. Nagrodą był powrót z nieznanej ścieżki/trasy na te, które już znają lub też możliwość wycofania się z treningu i posiedzenia ze mną z boku i poobserwowania otoczenia, a potem powrót bez wymagań. Tak przez większość spotkań wyglądało nasze szkolenie z Mollcią, gdzie podejmowała pracę na znanym kawałku trawnika, ale po kilkunastu minutach, gdy coś ją przestraszyło (np. przejechało nieopodal dziecko na hulajnodze), lub przeszliśmy na inny trawnik, Molly nie była w stanie pracować, więc tylko towarzyszyłyśmy innym siedząc z boku. Nagrodą socjalna były moje pochwały, na które zawsze dobrze reagowały, możliwość posiedzenia między moimi nogami, kiedy coś je stresuje, ale również pozwolenie na to by Mollcia na mnie skoczyła na tulaski.

Łącząc te dwie nagrody, trochę przypadkowo wypracowałyśmy sobie idealne przywołanie. Kiedy jeszcze świat przerażał dziewczyny, bardzo często szukały u mnie wsparcia. Wystarczyło, że przykucnęłam i rozłożyłam ręce, a one biegły położyć się między moimi nogami i schować przed światem. Dzięki fajnej relacji ta nagroda była i jest dla nich tak silna, że dołożenie komendy to była bułka z masłem. Kiedy już dziewczynki były dzielniejsze i chciały poznawać świat, a przynajmniej jakieś jego fragmenty, ćwiczyłyśmy przywołanie, które zawsze im się dobrze kojarzyło „bo u matki najbezpieczniej” by następnie pozwolić im dalej eksplorować otoczenie. Czyli za powrót była nagroda socjalna w postaci bliskości ze mną oraz nagroda środowiskowa, bo mogły iść dalej coś węszyć czy też zmierzać w kierunku samochodu.

Mam nadzieję, że tym wpisem podpowiedziałam Wam co nieco jak pracować z Waszymi psiakami, które nie chcą jeść na treningu, a nie wynika to z przejedzenia. Oczywiście nagradzanie i motywacja to temat rzeka – ja tylko go liznęłam, by pokazać Wam inne opcje, które możecie stosować naprzemiennie z zabawą czy jedzeniem. Ale tak jak wielokrotnie pisałam: wszystko opiera się o Wasze relacje i poczucie bezpieczeństwa. Bez zrozumienia potrzeb Waszego psa nigdy nie uda Wam się odpowiednio dopasować nagrody i nie będzie tak efektywna jakbyście chcieli.

Ogółem: 174, dzisiaj: 1

You may also like

Zostaw komentarz