Seminarium Frisbee z Paulą Gumińską – zorganizowane przez Active-dog w Psiotelik – 18-19 lipiec 2015.
Jak wiecie jakiś czas temu zamarzyła mi się zabawa we frisbee z Donnerem, bo można zrobić super zdjęcia. Kupiłam więc trzy najzwyklejsze frisbee jakie można kupić w każdym zoologicznym i zaczęłam rzucać z psem. Potem troszkę poczytałam o technice rzutu i było super – według mnie, dla amatora do zabaw w ogródku wystarczająco, a nawet rewelacyjnie. Wtedy gdzieś na Facebooku przewinęło mi się wydarzenie o seminarium i że zostały wolne miejsca. Już wcześniej widziałam to wydarzenie, ale nie przywiązywałam do niego większej uwagi i nie miałam zamiaru brać udziału… bo po co? Ani ja nie potrafiłam rzucać, Donner jest owczarkiem, więc obstawiałam, że będą same zaawansowane Bordery, a na koniec – po co jechać skoro Donner nie umie oddawać? I miałam nie brać w nim udziału. Aż do zajęć z agility, kiedy okazało sie, że można nauczyć Donnera oddawania. A chłopak ma niezłe predyspozycje do skoków. Myślę raz kozie śmierć zapytać jak to wygląda i czy jest sens byśmy brali udział nic mnie nie kosztuje. Po kilku mailach z Iloną Kozieł – właścicielką szkoły Active-Dog i organizatorką seminarium, stwierdziłam, że ryzykujemy! Choć myślałam, że pojedziemy jako ostatnie ofermy, bo wydawało mi się, że na seminaria jeżdżą juz tylko specjaliści, co chcą się doszkolić.
Bardzo się myliłam. Ponad połowa psów biorących udział w seminarium wcale nie była mistrzami frisbee i tak jak my, dopiero zaczytali! Owszem było kilka genialnych psów, za których najprostszą sztuczkę dałabym pokroić Donnera, ale nie byliśmy ostatnimi ofiarami losu, które niewiadomo po co tam przyjechały!
Co więcej okazało się, że Donner ma super predyspozycje. Świetnie śledzi lot frisbee, bardzo dobrze się wybija i skacze oraz ma super chwyt. A co najważniejsze jest niesamowicie nastawiony na pracę ze mną. Zawsze wydawało mi się, że to ja jestem nastawiona na pracę z psem, a tu się okazało, że to Donner chce i to nawet bardziej niż ja. Tylko musimy wrócić do podstaw, których nam brakuje: czyli oddawanie i przynoszenie. Paula idealnie nam to uzmysłowiła i pokazała jak z tym walczyć. A co najważniejsze: przekonała mnie, że ma rację. Wiecie jak to jest, zawsze chce się efektów, zawsze chce się do przodu. A że nie ma podstaw, to co tam, przecież jakoś to będzie. Kto z nas tak nie podchodzi. Jakoś sobie poradzimy, jakoś sobie damy radę, okej w miarę wyszło, więc po co cofnąć się do początku, skoro wydaje nam się że idziemy na przód. Ja miałam tak samo. Po co nam aport i oddawanie? Donner nie chce oddawać to nie, przecież możemy jakoś obejść to. NIE, NIE MOŻEMY! Więc świetnie, że Donner tak sobie radzi z kolejnymi etapami frisbee, które wielu psom sprawiają problemy, ale my wracamy do podstaw. I jak je wypracujemy dopiero będziemy rewelacyjni. Bo jak widać, przepracowanie czegoś na zasadzie: jakoś idzie w przypływie stresu, zmęczenia i adrenaliny powoduje, że to co jako tako nam szło znika i odzywają się stare, silniej zakorzenione nawyki.
I na tym skupiło się nasze seminarium. Pomijam to, że w końcu nauczyłam się trochę rzucać (Mój sukces! Nie jestem frisbową ofermą, jak określił mnie M. gdy po zakupie naszych prymitywnych frisbee okazało się, że Donner rzucałby lepiej ode mnie.) Ale wracając do psa.
Najpierw pracowaliśmy nad tym, żeby Donner nauczył się rozstawać ze zdobyczą. Niby zmiany ładnie robił, na pierwszym wejściu gdzie pokazywaliśmy co umiemy, ale potem się zmęczył posiedział w klatce (która się sprawdziła super!), postresował i przy drugim wyjściu, wszystko co wypracowaliśmy z oddawaniem przez 3 tygodnie zniknęło, jakbyśmy nigdy nad tym nie pracowali. Pies nie chciał nawet podejść z frisbee, panicznie trzymając je w pysku. Niby chciał się bawić, podbiegał, już niby puszczał i nagle panika: “O Boże, może mi nie oddadzą!” i kilkanaście kółek wokół nas. I znowu z jednej strony chce aportować, frisbee trzęsie się w pysku, zahaczone tylko na jednym kle, już puszcza, ja daję komendę “zostaw” i znowu panika! Więc czekamy, w końcu Donner wygrywa ze swoim lękiem i nieśmiało kładzie dysk pod swoimi łapami i co wtedy? Wtedy robimy wielką imprezę jak to określała Paula (uwielbiam to określenie) i rzucam drugie frisbee, po czym oświadczam psu, że koniec pracy. I nagle Donner przeżywa szok. Nie dość, że skończyliśmy zabawę kiedy dopiero się rozkręcił, to jeszcze zostawiłyśmy mu dwa frisbee. Ja schodzę z placu, a Donner stoi nad Frisbee z błagalnym wzrokiem ‘bawmy się’ ale jest już koniec pracy. Wraca posłusznie do klatki, a potem jedziemy do domu.
Drugi dzień, kolejne wejście i znowu jest ten sam problem. Znowu po kilku rzutach, kiedy pies się lekko zmęczy budzą się w nim drzemiące demony lęku. Ale nie jest źle. Znowu za to, że puścił, jest rzut i dostaje wszystkie zabawki. Nikt mu nie zabiera. Wraca do klatki, na pewno przemyśla sobie pewne kwestie. Bo przecież ostatnio ładnie oddawał. Ale stres, zmęczenie, nowi ludzie, dużo psów i nagle cofniecie się miesiąc w pracy. Ale nic. Kolejne wejście i odbudowujemy zaufanie. Tym razem nie musi puszczać. Ma tylko przyjść się poszarpać frisbee i może z nim odejść. Może dokonać zmiany frisbee, znowu się poszarpać i może odbiec. Kolejny szok w mózgu Donnera. Uspokaja się i mózg wraca! Zaczyna oddawać i można mu parę razy rzucić. Ale po chwili znowu się męczy i mózg się blokuje. Czekamy, kiedy oddaje – rzut i koniec! Znowu z niedosytem i znowu z wygraną psa. Pies jest w szoku, ale pozytywnym.
I tak mamy ćwiczyć w domu. Musimy odbudować zaufanie Donnera, które stracił, bo źle kojarzył aport z odbieraniem mu zdobyczy. I tak naprawdę niedobraną metodą pracy do niego. Bo wcześniej mieliśmy ćwiczyć aport na zasadzie kilka rzutów, jak jakimś cudem odda lub odbiorę mu siłą, kończymy i zabieramy zabawki. Więc pogłębiałam tylko jego panikę o ich utratę. Po agility, zmieniliśmy zupełnie podejście, a pies nauczył się, że nic mu nie zabieram, tylko daję w nagrodę drugą zabawkę, która jest jeszcze fajniejsza niż poprzednia. A teraz muszę ćwiczyć to, że zabawa z Pańcią jest najfajniejsza na świecie, Donner ma wygrywać, żeby nie bał się oddać mi zabawkę i żeby zapomniał o leku separacyjnym od nich.
Czyli bierzemy psa na przeczekanie, jak puszcza nagradzamy i rzucamy drugą. Ćwiczymy przychodzenie do mnie żeby tylko się poszarpać lub dokonać zmiany i pies wygrywa. Heh, akurat poczytałam parę mądrych książek, uznanych światowych specjalistów – o tym, że pies nie może wygrywać w zabawach siłowych, bo niszczymy hierarchię… nie powiem gdzie mam tą Waszą hierarchię i te rady, które napsuły nam tle w życiu.
Ostatnia nowa rzecz zmieniamy komendę ‘zostaw‘, bo powoduje u Donnera ewidentną panikę i rozpacz. Zupełnie wyrzucamy ją ze słownika i zastępujemy ją ‘give‘, którą mam nadzieję zacznie pozytywnie kojarzyć.
Ja dalej ćwiczę rzuty frisbee – oczywiście jak sobie kupię coś co lata, a nie przypomina bardziej kamień w kształcie talerza.
Oddawanie ćwiczmy na różnych zabawkach nie tylko frisbee. Co jest najlepsze, część sztuczek z frisbee tak na prawdę możemy ćwiczyć na smaczki lub inne zabawki, które Donner o wiele chętniej odda, bo są mniej ukochane, a ja już wiem jak ich uczyć psa, oglądając innych, więc do dzieła!
No i ostatnie, co dla mnie było bardzo ważne: wyznaczamy czas pracy psu. Póki ćwiczymy, nie ma odbiegania, sikania, oglądania trawy – pies ma być skupiony. Dopiero po magicznym słowie ‘koniec’ pies ma czas dla siebie. Ale nie kończymy wtedy pracy / zabawy. Przerywamy, ale za jakiś czas do niej wracamy, by pies na zbliżający sie koniec nie wpadał w panikę, że tu już koniec – więc nie pracuję. Robię krótkie sesje tak około 10-15minut w różnych sekwencjach, by pies nie nauczył się schematów. Niby tak do tej pory ćwiczyłam, ale nasze ćwiczenia często były nudnym wałkowaniem tego samego w kółko aż będę zadowolona, lub kiedy pies nie wykonywał poleceń, przerywaniem ćwiczenia i odpuszczaniem, żeby się nie denerwować. Teraz muszę z jednej strony być twarda i nie odpuszczać, z drugiej strony nie przetrenowywać psa. No i na zakończenie odbudowuję pozytywne skojarzenia z imieniem. Czyli raz na jakiś czas robię sesję kolacyjną, na której karmię Donnera i z każdym kęsem przypominam mu jak ma na imię i żeby mu się dobrze kojarzyło. Aha i nagradzam psa za każdy najmniejszy krok. Kupuje kliker (przymierzam się już od 2 tygodni, ale jeszcze nie znalazłam takiego który mi odpowiada. Czemu wszędzie są te dziwne, wielkie, nieporęczne kostki z trixe!) i będzie mi łatwiej nagradzać Donnka za najmniejszy krok.
Serdecznie dziękuję Ilonie za organizację, dziękuję Pauli za cenne rady i pokazanie mi co i jak mam robić, by mieć w życiu z owczarkiem łatwiej i przyjemniej, Ewie za wspieranie nas i wiarę we mnie i mojego psa, której ja nie miałam, Adriannie i Aleksandrze za cudne zdjęcia Donnera, oraz dziękuję innym uczestnikom i ich psom, że mogliśmy Was obserwować i uczyć się również na Waszych błędach i sukcesach. Będziemy dużo trenować i w końcu wypracujemy oddawanie! A teraz pora rozejrzeć się za kolejnymi seminariami – to wcale nie jest takie straszne jakby mogła wskazywać nazwa. Niby dwa dni, a wyniesiona wiedza jak po dłuższym kursie! Chyba zaraziliśmy się bakcylem i zaczynamy poważniej myśleć o frisbee, oczywiście nie szykujemy sie na zawody, nie przesadzajmy, ale dla własnej satysfakcji jak najbardziej!
Ah, no i udało mi się zrobić parę niezłych fotek. Choć jednego obiektywu jak zwykle nie udało mi się nawet odpalić. Moje zdjęcia w Albumie.
A na zakończenie przydługi i nudny filmik. Bez tricków, bez super chwytów i genialnych rzutów za to pokazujący nasze problemy i sposoby ich rozwiązania.
Zobacz też: Test ogólnodostępnym frisbee
5 komentarzy
Też miałam duże wątpliwości kiedy jechaliśmy na pierwsze seminarium, ale teraz wiem że zawsze warto, niezależnie od poziomu umiejętności. Z każdego takiego wyjazdu można wynieść coś nowego :).
Widzę, że mamy podobne problemy. Emet jest bardzo zawzięty jeśli chodzi o uciekanie ze zdobyczą i niechęć w podejściu do mnie z obawy, że mu zabiorę. Ćwiczymy tą samą metodą, także wziętą od Pauli. Efekty widać z zabawkami, które to ja mu wydaję. Ale problem jest, jeśli uda mu ukraść obcą zabawkę…zawsze to co nowe, będzie bardziej ciekawe. Niestety na semi na którym byliśmy, udawało mu się ukraść kilka zabawek i z nimi uciekać. Chwilę ćwiczyliśmy też z saszetką wypełnioną smakami, którą miał do mnie przynosić. Niestety po jakimś czasie nauczył się otwierać zamek ;).
A jeszcze co do naszych ćwiczeń, u nas jest dodatkowo taki problem że kiedy puszczam go np. na polu czy tym bardziej w lesie, nie jest bardzo zainteresowany zabawkami. Tak samo w domu- szarpanie jakby nie miało żadnej wartości, po słowie oznaczającym koniec zwyczajnie puszcza zabawkę i mu na niej nie zależy. Problem jest przy innych ludziach, psach, tam gdzie coś się dzieje i można odstawić numer ;).
Powodzenia dla Was! 🙂
Dzięki, dobrze wiedzieć, ze nie tylko ja mam takie problemy 😀 Musimy ćwiczyć do upadłego i nieodpuszczać 😀
Ja na początku też bałam się seminariów, że mój pies nie będzie chciał pracować, że się ośmieszymy, będziemy najgorsi. Ale teraz to olewam, bo w końcu mamy się uczyć.
Jak dla mnie Donner ma spore predyspozycje do frisbee :). Musicie tylko przepracować podstawy, ty nauczysz się rzucać i wio na zawody, zobaczysz ;). Na mistrzostwach świata chyba dwa lata temu (nie pamiętam już kiedy, to było wtedy jak mistrzostwa były w USA i w nocy oglądałam relację na żywo) jakiś gość z onkiem wygrał toss&fetch’a.
Muszę się zapisać na lekcje rzucania do Ciebie 🙂 Oczywiście jak kupię porzadne frisbee. A z Donnim czeka mnie ciężka praca, ale ważne, że wiem już jak pracować 🙂
Wątpię żebym była dobrym nauczycielem :P. Ale możemy się kiedyś spotkać i porzucać, w ogóle moglibyśmy sobie znaleźć jakiś duży teren w Lublinie i zrobić taki ludzki trening dogfrisbee :).