Pora na krótki wywód filozoficzny na temat tego czym jest smycz? Kawałkiem linki, taśmy lub sznurka, którym przywiązujemy naszego psa do siebie, żeby nam nie uciekł. Niczym postronek lub łańcuch – krowiak aby pokorne psie-ciele szło grzecznie za nami, ostatecznie by nasza wyrywna bestia nie zagryzła mijanych osób i psów. Smycz dla jednych zmora ograniczająca ich psy, dla innych symbol władzy dający kontrolę nad psem, ostatecznie element kary którym można zdzielić psa po łbie, kiedy zanadto zdenerwuje swego pana i władcę.
Wielu z nas zapomina, że smycz może być czymś więcej niż wyznacznikiem bezpiecznej strefy dla naszego psa lub symbolem kontroli i władzy zabezpieczającym świat przed naszym psem. Bowiem smycz może być wspaniałym narzędziem szkoleniowym, o którym zupełnie nie pamiętamy.
Sama na to nie zwracałam większej uwagi, póki nie uświadomiła mi tego Panna Elza. O co chodzi? Na pewno nie chodzi o szarpanie psem, kotrolowanie go, blokowanie, ograniczanie itp, a chodzi o zabawę! O to, że smycz jest idealną nagrodą, zabawką, pochwałą i szarpakiem w jednym, kiedy uświadomimy sobie, że mamy ją ze sobą.
Zaczęło się niewinnie od prezentu od Dog’s Craft by Wonder Dog – smyczy z szarpakiem. Trochę na początku mnie to zastanawiało – po co? W końcu zawsze oducza się psa łapania zębami smyczy i szarpania. Ale życie płata nam różne figle. Ela bywa psem niepewnym, trochę tchórzliwym, czasem także nad wyraz bohaterskim, kiedy postanawia oszczekać idącego z naprzeciwko psa. A z psem niezależnie od charakteru, w warunkach miejskich trzeba pracować niemal non stop, szczególnie z dorastającym psem, który testuje świat, wyrabia sobie nawyki i odruchy. Ale powiedzmy sobie szczerze – są spacery, kiedy nie mamy ochoty lub nie planujemy pracy z psem, bo jest to zwykły spacer, nie mamy humoru lub wychodzimy na szybki sik. Nie zawsze obładujemy kieszenie jedzeniem i zabawkami, czasem po prostu musimy narzucić na siebie kurtkę, zgarnąć szczeniaka pod pachę i wybiec na dwór. I nagle okazuje się, że poza nami samymi nie mamy nic co możemy pomóc psu zaoferować. A no właśnie mamy – smycz!
Prowadzając Elę na tej różowej, uroczej smyczce szybko nauczyłam się w sytuacjach potencjalnie stresujących dla Małej oferować jej szarpak do zabawy. Mogłyśmy wplatać w zwykły spacer elementy posłuszeństwa, bo zawsze miałam zabawkę pod ręką. Jakież okazało się to wygodne i praktyczne! Nawet podczas przywołania zawsze mogłam zaoferować jej szarpak, a po zapięciu smyczy pobawić się chwilę, by osłodzić jej to niewątpliwie mało rozrywkowe rozwiązanie ograniczenia wolności.
Co dzięki temu uzyskałam? Nawet teraz kiedy idziemy na spacer na innej smyczy, Elza w sytuacjach stresowych patrzy na mnie domagając się zabawy. Czy jest to smycz sznurkowa czy taśmowa – komenda „catch” i chwila zabawy potrafi rozładować narastających strach czy namiastkę szczenięcej brawury. Jest też super rozwiązaniem przy przywołaniach z zawąchania się lub zabawy z innym psem, bo de facto nie wołam psa, by odebrać mu tą radość którą daje ten intensywny smrodek leżący na ziem, czy psi kumpel, ale oferuje jej coś porównywalnie fajnego – zabawę, która nie koniecznie musi się skończyć zapięciem smyczy. I tym oto sposobem, Ela pies który nie przepadał za zabawą z człowiekiem na spacerach zmienia się w zabawowego potwora.
Podobną technikę wykorzystałam przy Donnerze. Chłopak po ostatniej akcji, gdzie ludzie celowo starali się go wypłoszyć petardą zakodował sobie o dziwo, że niebezpieczeństwem jest zwalniający lub zatrzymujący się samochód. Nie ludzie, nie mężczyźni, ale samochód. Wyobraźcie sobie co za każdym razem przeżywam, kiedy idę chodnikiem a Donner poluje na dohamowujące przed światłami samochody, a nie daj Boże niech się któryś zatrzyma na naszej wysokości…
W takich sytuacjach dużego psiego stresu i chęci szukania guza jedzenie nie działa, ale działa zabawa. Tylko szarpak czy piłeczkę nie zawsze wezmę, nie zawsze mam gdzie upchnąć, ostatecznie zawsze mi się gdzieś tak poplącze, że nie zdążę jej wyjąć w odpowiednim momencie, a często – MOMENT – moment zaskoczenia, nieprzewidzianej nagrody jest dużo więcej wart niż najlepsza kiełbasa czy aport. Wyszkolona przez Elzę, zaproponowałam pewnego razu Donnerowi do zabawy smycz z komendą „łap” tak zupełnie odruchowo, nie myśląc bardzo co robię. Zdziwienie Donnera pomieszane z konsternacją: „ale że smycz?!” i chęcią zabawy na raz, wzięło górę nad polowaniem na samochód. Chętnie pobawił się zaoferowaną smyczą zupełnie zapominając o stojących obok samochodach. I tak jak Ela nauczyła się szukać zabawy w trudnych dla niej sytuacjach, tak samo Donner nauczył się oczekiwać smyczy kiedy mijamy samochody, jeśli nie mam ze sobą szarpaka, który jest wtedy ponad wszystko. W sumie mogłaby być wtedy nawet apokalipsa, a pies i tak wybrałby szarpak…
Czy obawiam się łapania zębami za smycz i szarpania się w momentach kiedy tego sobie nie życzę? Wbrew pozorom nie. Elza pięknie robi komendę „catch” czyli łap na komendę, „puść” i „moje” – czyli smycz, zabawka, patyk – należy do mnie i koniec zabawy, skakania i wyrywania. Z Donnerem jest trochę trudniej, bo kiedy zaoferuję mu smycz już szybko jej nie odzyskam, bo trzeba się szarpać i jeśli nie mam czegoś na wymianę muszę odczekać swoje dopóki pies nie ochłonie i nie będzie gotowy ją oddać. Ale podkreślam, oba psy łapią smycz na komendę. Kiedy próbują zrobić to same, nigdy jej nie dostają i są karcone brutalną komendą „nie” równającą się z brakiem nagrody. Ale za puszczenie smyczy lub zrezygnowanie ze złapania jej, zawsze są nagradzane czy to kawałkiem wspólnego biegu, czy jakimś tarmoszeniem się czy czymś innym w zależności od sytuacji w jakiej się znajdujemy. Bo to ja jestem władcą smyczy i to ja decyduję kiedy się nią bawimy.
Wiele osób zapomina o tym, że ma zawsze przy sobie cudowną rzecz, która może być używana na co dzień w sytuacjach kiedy musimy nagrodzić psa lub odwrócić jego uwagę, a z różnych względów nie mamy przy sobie nic wartościowego dla naszego futra. Kiedy nie mamy smaków lub nam się skończą. Kiedy zgubimy lub nie weźmiemy zabawki. Kiedy nasz pies nie lubi pochwał fizycznych – głaskania czy poklepywania. Zawsze mamy smycz. Smycz, która nie tylko jest sznurkiem bezpieczeństwa, bo może być czymś więcej. Tylko od nas zależy czy będziemy potrafili świadomie z niej skorzystać.
*Uwaga mają na myśli smycz ignoruję zupełnie istnienie smyczy automatycznej, bo coraz bardziej przekonuję się do tego, że ten wynalazek powinien być zakazany… ale o tym innym razem.
10 komentarzy
W rozpaczliwej pogoni za poszukiwaniem motywatorów dla psa przeszliśmy już przez przeciąganie się smyczą, szyszkami, wierzbowymi gałązkami, a nawet gołymi rękami, więc… chyba nic mnie już nie zdziwi 😉 To prawda, że często zapominamy o tym, że z psa można nagradzać nie tylko zabawkami i uważam, że dobrze jest nauczyć go zabawy z nami wszystkim co zaproponujemy – to bardzo ułatwia sesje szkoleniowe.
Ważne że szukaliście motywacji. Ja bardzo często spotykam się ze ścianą, to znaczy – smaczki tak, zabawki tak, ale jak to nie działa to już z psem się nie da nic robić, bo “on tego nie lubi”. Albo w drugą stronę, ktoś był na spacerze no i “nie mógł nic zrobić” bo nie miał ani zabawki ani smaczka. Wiele osób bardzo się ogranicza i zapomina, że wiele różnych wspólnych czynności może być super-niespodziewaną nagrodą, nawet jak są zupełnie nieprzygotowani do nagrodzenia psa.
Super pomysl moze powinnam sobie sprezentowac taka smyczke do zabawy 🙂 chociaz powiem Ci ze u nas jak spotykamy innego psa to ani smaczki ani zabawki ani my nie dzialamy 🙁
on chce sie bawic i tyle 🙁
U Donnera też nie zawsze to działa tylko że on zaczyna odstawiac pseudo bohaterstwo. Ale smycz jest zawsze pod ręką w przeciwieństwie do zabawki i smaczków 🙂
Super opcja, ale niestety nie dla nas. Julek jako nagrodę traktuje tylko żarcie. O tyle ile w domu wszystkie zabawki są super, o tyle na dworze kompletnie nic go nie obchodzi. W domu aportuje piłkę bez zarzutu. Na dworze? Sama sobie po nią biegnij. Opcją “zapasową” jest milion przytulasów. 😉
Wszystko jest kwestią motywacji psa 🙂 Donner kiedyś w ogóle nie był na spacerach chętny na jedzenie (dla odmiany) chyba że miałam parówki, a teraz bez problemu pracuje na chrupki 🙂
U nas od samego początku jest problem z szarpaniem na smyczy, z którym na różne sposoby próbowałyśmy walczyć, niestety w większości bezskutecznie… Może taka smycz to byłoby jakieś rozwiązanie! 😀
Pozdrawiamy!
Gdzieś widziałam jeszcze inne rozwiązanie, że do smyczy był od razu dołączony szarpak na oddzielnej lince i pies był podpięty do smyczy i sam siebie prowadził na tym szarpaku, ale nie wiem czy to dobre rozwiązanie do oduczenia szarpania się.
Dzięki za pomysł! Mój nieufny i łatwo nakręcający się pies teraz zamiast szarpać mnie po lesie w każdą stronę po nerwowej sytuacji w parę minut rozładowuje emocje w zabawie. Ma 1 minus… nakręcony pies bardziej nie patrzy gdzie łapie i jest jeszcze mniej delikatny. ajj, moje palce.
Polecam porządne rękawiczki póki nie nauczy się panować nad sobą i kontrolować. 😉