Kto z nas nie lubi zapachu psich łap! Kto z nas choć raz nie dał się polizać psu po twarzy, albo nie zaprosił go do łóżka (ostatecznie na kolana) kiedy dopadła nas jesienna chandra. Psy żyją z nami, towarzyszą nam w codziennych czynnościach, są z nami niemal zawsze i wszędzie. Oglądamy wspólnie filmy, czytamy książki, śpimy razem, dzielimy się jedzeniem. Często w naszym życiu z psami zapominamy nawet umyć ręce po zabawie, czy po niewinnym czochraniu. No bo co może się stać? W końcu to jest nasz kochany, wypielęgnowany Puszek, nie jakiś tam podwórzowy kundel. Ja też należę do tych osób, które wyznają zasadę – „mój dom, moje zasady” czyli zwierzęta mogą spać z nami, a dom służy do mieszkania, a nie do pokazywania się. Co by jednak nie mówić na temat tolerancji dla piasku i kłaków, to problem z niechcianymi lokatorami, którzy wpraszają się do domu wraz z powrotem moich zwierząt ze spaceru jest spory. I nie chodzi tutaj o kleszcze i pchły, bo pierwsze szybko neutralizuję, a drugich nie miałam nieprzyjemności poznać. U kotów czasem można zaobserwować wewnętrzne zarobaczenie, bo „wychodzą” z nich fragmenty pasożytów i wtedy na sygnale jedziemy odrobaczyć całą menażerię, ale w związku z tym wpisem mam bardziej na myśli coś czego nie widać gołym okiem. A mowa o bakteriach, wirusach i grzybach ich i przetrwalnikach – czyli czymś odpornym na większość specyfików. A my często zapominamy, że to czego nie widać gołym okiem nie sczesze się z psa tak łatwo jak rzepy i nie spłucze wraz z błotem pod prysznicem.
Nie znalazłam nigdzie artykułów ani badań na temat mikrobiologii psich łap po spacerze, za to znalazłam dwa dość ciekawe, a zarazem kontrowersyjne artykuły na temat tego co kryje psia ślina – a przecież, jak wiele mitów podaje, psi pysk jest czystszy od naszej buzi, w pełni bezpieczny, a ślina psa ma właściwości prozdrowotne. Jeśli więc osławiony zdrowy psi pysk zawiera tyle ciekawostek, pozostaje nam tylko domyślać się co więcej znajduje się na psich łapach i futerku: przeczytaj więcej tutaj i tutaj.
Oczywiście są to tylko zebrane badania, publikowane „po łebkach” przez mało wiarygodne źródła, jednak nie trzeba doszukiwać się nie wiadomo jakich badań i dowodów by domyśleć się co znajduje się zatem na łapach, sierści i pysku naszego psa. Nie trzeba być też naukowcem, by wiedzieć jak dochodzi do zarażenia się pasożytami. Ale czasem może lepiej tego wszystkiego nie wiedzieć? Choć życie w alternatywnej rzeczywistości i naiwna wiara w to, że naszego psa to nie dotyczy, bo jest regularnie odrobaczany i myty też nie jest rozwiązaniem. Bo nawet najczystszy i najbardziej zadbany pies dalej jest psem.
Stąd też kiedy zaproponowano mi test proszków z serii wszystko-bójczych, jak przystało na perfekcyjną panią domu, zgodziłam się z największą radością. No dobra to był żart. Perfekcyjną Panią Domu jest u nas M. ja jestem z tych co lubią porządek, ale bez należytej przesady, a kupki sierści w kącie pokoju to jeszcze nie powód by odpalać odkurzacz.
Dlaczego więc zgodziłam się na testy proszków CLOVIN II SEPTON? Bowiem warto raz na jakiś czas zrobić generalną dezynfekcję psich legowisk, zabawek i moich roboczych psich-ubrań, a dla ciekawskich więcej o potrzebie dezynfekcji psich łóżeczek znajdziecie w artykule: Co można znaleźć w legowisku naszego pupila?
Ale po co skoro, moje psy są czyste?
No właśnie… już śpieszę z wyjaśnieniami na swoim przykładzie. O tym, że legowiska Donnera i Elzy żyją własnym życiem byłam przekonana od zawsze. Często podczas problemów Donnera z pęcherzem, zdarzyło mu się lekko popuścić podczas snu na legowisku. O życiu ze szczeniakiem, który przez kilka miesięcy sikał na legowiska nie wspomnę. Do tego dochodzą skażone zabawki i legowiska uzewnętrznieniem się stresów szczeniaka i dość niedawnym zatruciem. I co z tego, że wszystko było wielokrotnie prane? Jeśli się dobrze wwąchać w pluszaki czy legowisko, trudno udawać że nie czuć nieprzyjemnego zapachu. A do „oczywistego” zbiorowiska bakterii dochodzą jeszcze wszystkie inne paskudztwa, które pies znosi ze spaceru. Butów nie stosuje, czy wdepnie w jakaś kupę czy siuśki, czy w czymś się wytarza, tu poliże kępkę trawy, tam powącha tyłek kolegi, ostatecznie zacznie bawić się nadgniłą skórką od banana, lub postanowi liznąć niesprzątniętą kupę…. O ile jest brzydka pogoda, a pies widocznie (i sensorycznie) się w czymś ubrudzi pierwszą czynnością po powrocie do domu jest obowiązkowa kąpiel, albo chociaż spłukanie lub wytarcie łap. Natomiast kiedy jest piękna pogoda i nie widać, by pies był brudny wielu z nas pomija i te czynności. Czasem spsikamy psa jakimś preparatem odświeżając sierść, dla lepszego efektu pryśniemy psimi perfumami i Voilà! wszystko jest ok. – ale nie łudźmy się… nie jest. Bo nawet jeśli kąpiemy psa codziennie, nie mamy pewności czy nie nosi w sobie obcego...
Oszczędzę Wam wykładu na temat mikrobiologii i odporności bakterii oraz przeżywalności przetrwalników, choć zaczęłam już odkopywać notatki z przedmiotów dotyczących mikrobiologii na studiach… ograniczę się tylko do lakonicznego stwierdzenia – są bakterie odporne na wysoką temperaturę, analogicznie są bakterie odporne na niskie temperatury, kwasolubne, zasadolubne… dobra, zaczynam się znowu wkręcać. Chodzi o to, że często zwykłe proszki codziennego użytku nie są w stanie poradzić sobie z mikrobiologią i wirusami nawet przy wysokiej temperaturze prania, bo to co działa na jedną grupę bakterii zupełnie nie działa na inną (lub ich formy przetrwalnikowe nic sobie nie robią z naszych zabiegów i “dorastają sobie”, kiedy uznają że już po praniu – tak obrazowo). Bardzo często w przypadkach poważniejszego zanieczyszczenia psich legowisk pranie ich w rzeczywistości kończy się tylko na odświeżeniu, bo zwykłe środki czystości nie są w stanie sobie z tym poradzić.
Tak naprawdę w przypadku problemów zdrowotnych naszego psa spowodowanych bakteriami, wirusami czy grzybami samo leczenie doraźne nie na wiele się zdaje, bo przyczyna i źródło problemów ciągle leży (i do dosłownie) na jego legowisku rzeczach i zabawkach. Często tylko dezynfekcja pozwala zabezpieczyć naszego psa przed wtórnym zarażeniem, a jest to szczególnie ważne w przypadku psich alergików lub psów mających problemy ze skórą (nużyce, grzybice, zapalenia skóry), ale także w przypadku problemów żołądkowych psów o podłożu bakteryjnym i wirusowym lub psach po operacjach.
Na wprost moim potrzebom wyszła firma Clovin i Wszystko w Porządku– producent serii środków czystości, dzięki którym dostaliśmy do testów proszek CLOVIN II SEPTON.
Clovin II Septon to unikalny proszek należący do linii wyjątkowych środków dezynfekujących.
Jedyny w Polsce proszek przeznaczony do pełnej dezynfekcji tkanin także w domowym praniu dostępny dla konsumenta detalicznego. W temperaturze 65°C i w czasie co najmniej 20 minut Clovin II Septon ma działanie bakteriobójcze, prątkobójcze, grzybobójcze, wirusobójcze i sporobójcze. Zalecany podczas leczenia chorób skórnych oraz dla rodziców małych dzieci i właścicieli zwierząt. Dopuszczony do stosowania w dezynfekcji ubranek, pościeli i pieluszek dzieci od 1 miesiąca życia. Jest również stosowany w pralniach hoteli, szpitali, ośrodków spa, stadnin i innych.
Właściwości:
- Działanie bakteriobójcze, prątkobójcze, grzybobójcze, wirusobójcze potwierdzone badaniami i wieloletnią praktyką.
- Dezynfekuje z jednoczesnym praniem w temperaturze 65°C.
- Skutecznie wybiela i usuwa plamy, nie niszcząc tkaniny.
- Jest przyjazny dla środowiska – nie zawiera fosforanów i chloru.
- Dezynfekcja i wybielanie aktywnym tlenem.
Stosowanie: Należy prać w temperaturze minimum 65°C, nie krócej niż 20 min. Jedna porcja proszku (115g) wystarczy na jedno pranie z dezynfekcją w wodzie o średniej twardości, bielizny o średnim stopniu zabrudzenia.
Uznanie profesjonalistów: Clovin II Septon, wytwarzany i sprzedawany w branży pralnictwa przemysłowego od 2000 roku, jest obecnie stosowany i uznany w ponad 100 pralniach na terenie kraju i zagranicy. Proces produkcji tego proszku do dezynfekcji prania spełnia normy ISO 9001 i ISO 14000. Clovin II Septon posiada certyfikat CE i jest wyrobem medycznym.
Najważniejszym zadaniem proszku podczas naszych testów (poza dezynfekcją wszystkich legowisk i zabawek) było utrzymanie koców Donnera w sterylności. Z powodu niedawnej kastracji, bardzo zależało mi na tym, by pies mógł dochodzić do siebie i goić się w czystych warunkach. Wiadomo, przy dwóch psach i dwóch kotach oraz ich pielgrzymkach w tą i z powrotem po ogrodzie i do domu, utrzymanie dywanów i podłóg w czystości graniczy z cudem. A szew na brzuchu psa musi się goić bez opatrunku, stąd wyznaczyłam nowe legowiska na rekonwalescencję. Ale jak to z raną bywa – nie zawsze jest to suchy strupek. W przypadku Donnera pojawił się krwiak, który w miarę zanikania wyciekał z rany. Wszystkie koce były więc systematycznie zabrudzone krwią i osoczem. Do tego dochodziły płyny, którymi przemywałam ranę, wyciekająca woda z okładów lodowych… no jednym słowem: ani nie wyglądały czysto, a już po kilku godzinach legowiska i pies zaczynały brzydko pachnieć – „raną”.
Systematyczne pranie koców, pozwalało mi utrzymać szew na brzuchu psa (którzy często stykał się z kocem) w przyzwoitych warunkach, nie miałam też obaw o innych lokatorów, którzy wchodzili na Donnerowe posłanie, zobaczyć co tam u niego słychać, że wyniosą z niego jakieś potocznie mówiąc zarazki.
Dodatkowo biorąc więc pod uwagę, wszystko to co zbiera się na naszej pościeli podczas wieczornego i porannego tulania się psów, domyślając się co może być w ich legowiskach i kocykach, ostatecznie czując ciągle nieprzyjemny zapach na ukochanych pluszakach bardzo intensywnie podjęliśmy się testów dezynfekcji psich i nie tylko psich rzeczy.
Jako, że do testów dostaliśmy całą gamę środków czystości od Clovin pranie podzieliliśmy na 3 razy:
- – psie legowiska i zabawki
- – nasza pościel
- – zestaw ubrań „hodowcy psów” czyli ubrania, które zakładam na treningi i spacery z psami, w tym moja ukochana kurtka, której nie udało mi się nigdy doprać.
- – dodatkowo systematycznym praniom poddawane były kocyki Donnera
Zastosowaliśmy proszek prawie zgodnie z zaleceniem producenta, czyli temperatura 60oC (nie miałam programu na 65oC, tylko albo 60oC, albo 90oC) standardowe pranie 1,5h. I jaki mamy efekt?
WOW!
WOW! wow! WOW!
Pranie jest czyste, moja kurtka doprana, psie zabawki – nie śmierdzą!
Wybaczcie brak zdjęć z przed i po praniu, ale niestety mam zły obiektyw do wnętrz w efekcie czego nie widać na zdjęciach różnicy, a raczej nie wiele widać szczegółów, bo albo jest zbyt rozjaśnione fleshem, albo są zbyt duże cienie…
Niby co w tym dziwnego? Proszki z reguły piorą… No właśnie, ale ten kto ma psa, wie że wcale tak łatwo nie da się doprać plam po ślinie na rękawie, wtartej trawy i błota w “kolano poświęcenia”, tłustej plamy na udzie z przeciekającej saszetki pełnej wędzonej ryby, plam krwi na szarpaku kiedy szczeniak zmienia zęby i wszelkich innych “psich plam”. Mojej ukochanej różowej kurtki nie mogłam doprać od wielu prań. Ciemne plamy na rękawach i na zamku w miejscu gdzie styka się z nią psia saszetka nie schodziły. Pluszaki nawet po praniu śmierdziały, to samo kocyki (nawet po wlaniu nadprogramowej ilości płynu do płukania, po kilku dniach kiedy “kwiaty” zwietrzały zapach moczu i fekaliów wracał). Zrobiłam jeszcze jeden test z materiałowym kenelem. Co się z nim stało? Mówiąc obrazowo, podczas pierwszego dnia zatrucia Elki, szczeniak w nim wybuchł, a po chwili wybuch na klatkę po raz kolejny tylko z zewnątrz… Jako, że materiał jest na tyle specyficzny że z jednej strony jest nieprzemakalny, z drugiej kiedy coś w niego wsiąknie nie ma szans wywabienia brudu i zapachu, obawiałam się, że będzie musiał zostać spisany na straty.
Potraktowanie popularnym płynem w różowym opakowaniu o zabójczo skutecznym działaniu nie pomogło. Pianka do prania dywanów – zapomnij. Domestos (matka wytoczyła ciężką artylerię) – cóż… wyobraźcie sobie zapach fekaliów przy problemach żołądkowych psa z Domestosem. Plama pozostała i zapach kiedy tylko klatka postała w cieple wracał. To samo niestety dotyczyło szarpaka, który był w strefie wybuchu… No i jak jechać na warsztaty z takim kenelem, który śmierdzi z odległości kilku metrów…
Po praniu w proszku Clovin… plamy jakby mniej. Wprawdzie widać gdzie była plama, bo materiał ma inny odcień, ale nie rzuca się to w oczy. Ale olać plamę, najważniejsze, że po wyschnięciu klatka wstawiona do pokoju przestałą oddawać cała serię fekalnych zapachów. Nawet wąchanie się w materiał w miejscu plamy nie wskazywało na to, że kiedyś była tam mini bomba biologiczna.
Aż żałuję, że wyrzuciłam buty, w które nasikał mi kiedyś Wujaszek Ruu (a kto ma kocura ten wie jak przyjemny i trudny do wywabienia jest to zapach). Jestem niezmiernie ciekawa, czy Clovin poradziłby sobie również z nim – choć mam nadzieję, że nigdy nie będzie mi dane tego testować.
Jestem pod wielkim wrażeniem, a przecież wydawało mi się, że kupuję proszki i płyny z górnej półki. Ale jak widać proszek proszkowi nie równy, a popularna marka to za każdym razem tylko popularna marka za którą wcale nie idzie jakość.
Niezwykle cieszę się z tego efektu. Warto mieć w domu proszek o silnym działaniu na wypadek nieprzewidzianych tragedii. Podczas przytrucia jednego psa, szybka dezynfekcja zabawek i legowisk, w połączeniu z leczeniem, skróci czas choroby i jest szansa, że zminimalizuje zarażenie drugiego psa. Pozwoli na zachowanie czystych i sterylnych koców podczas rekonwalescencji pooperacyjnej, ostatecznie pozwoli mi mieć trochę czystsze sumienie, kiedy futrzaki przyjdą w nocy spać z nami.
Seria Clovin zostanie z nami chyba już na stałe. Pranie ładnie i świeżo pachnie (bez płynów zapachowych, może to nie jest lawenda, ale przyjemny świeży zapach.), jest doprane, a najważniejsze: produkty Clovin mają dla nas akceptowalną cenę. Wiedząc, że zwykłe proszki nie zawsze radzą sobie ze specyficznymi zabrudzeniami generowanymi przez psy, możliwość sprawdzonego doprania rzeczy jest zbawieniem.
Jesteście ciekawi tych proszków? Specjalnie dla Was przygotowujemy z firmą Clovin konkurs, w którym do wygrania będzie cała gama ich produktów (proszek Clovin II Septon 3 kg, proszek Spiro Color 350 g, proszek Spiro White 350 g, saszetka proszku Multicolor 200 g, saszetka wybielacza Clever Attack 60 g, odplamiacz Clever Attack 350 g, saszetka proszku do firan Clever Gardinen 100 g, saszetka proszku Clovin II Septon 115 g, woreczek do prania bielizny) oraz zamerdany kubek. Szczegóły wkrótce!
… Niestety proszek dopiera wszystko… niestety bo łącznie z membraną z kurtki. Ale coś za coś.
Testy powstały przy współpracy barterowej z http://www.wszystkowporzadku.com.pl/
6 komentarzy
Chętnie będąc w Pl zaopatrzę się w ten proszek, spanie Deni ewidentnie woła o porządne odświeżenie, a i w domu znajdzie się kilka rzeczy, które takiej samej odświeżającej mocy potrzebują 🙂
Ja jestem bardzo zadowolona z efektów, polecam przetestować, bo cena też jest bardzo przystępna. 😉
Ciekawe, ciekawe. A powiedz mi jak jest ze składem? Proszek to proszek ale mocna ta chemia? O ile taki kocyk po kastracji powinien być sterylny o tyle zastanawiam się czy ta sterylność innych rzeczy jest taka dobra…w końcu bakterie są były i będą w naszym otoczeniu a pozbywanie się ich, może osłabić odporność naszego organizmu…oczywiście gdyby ktoś w takiej czystości żył non stop. Bo raz na jakiś czas na pewno porządniejsze pranie nie zaszkodzi!
Teoretycznie jest według producenta dopuszczony do stosowania w szpitalach i w dezynfekcji ubranek, pościeli i pieluszek dzieci od 1 miesiąca życia, także pozostałość chemii nie moze być jakaś wielka, ale… dezynfekcja to dezynfekcja. Ja na codzień bym go nie stosowała, jak poszku codziennego użytku, a na pewno zawsze w połaczeniu z podwójnym płukaniem. Ale warto mieć go w domu, bo jednak jeśli pies ma rozwolnienie, czy szczeniak nasika to lepiej to zdezynfekować no i skutecznie wywabia zapach. A i niedopieralne plamy z kurtki zeszły, także do ekstremalnych zadań tak! 😉
Dla mnie natomiast ciekawe jest to, że dopuszczasz do stopnia zarobaczenia kotów, w którym widzisz pasożyty, a w innym poście pisałaś, że Donnera odrobaczasz 3/4 razy do roku nie badając kału, za to profilaktycznie tłukąc tym biednego psa po wątrobie
Koty są wychodzące i są tak samo często odrobaczane, ale że polują nie jestem w stanie ich “upilnować”.