Nie tak dawno dostałam propozycję od Mills Farm, aby przetestować ich karmę i podzielić się wrażeniami o niej z Wami. Rzadko decyduję się na testowanie karm ze względu na kilka nieudanych współpracy z innymi markami, tym razem jednak z wielką radością przyjęłam propozycję, dlatego że miałam już kiedyś możliwość przetestowania tej karmy, bo udało nam się z Donnerem wygrać worek w jednym z konkursów. Pamiętam, że byłam bardzo z niej zadowolona, ale jakoś tak się to wszystko potoczyło, że zupełnie zapomniałam o tej karmie i nie brałam jej pod uwagę podczas zakupów kolejnych opakowań, a to ze względu na to, że Mills Farm nie bombardował mnie na każdym kroku reklamą swoich produktów, co bardzo sobie cenię – szacunek do moich wyborów i nie wciskanie mi czegoś na siłę, a czego nie znoszę w agresji i ekspansji marketingowej innej marki. W związku z tym kiedy dostałam propozycję testowania karmy Mills Farm, niezwykle się ucieszyłam, bo mogłam na nowo odkryć perełkę, którą zgubiłam dawno temu.
Do testów wybraliśmy karmę dla psów wrażliwych: DUCK & POTATO, jak wiecie z przekonania nie podaje psu karm z kurczakiem (po prostu im nie ufam), a z doświadczenia karm z jagnięciną (Donnre ma jakieś problemy z trawieniem jej). Wybór był zatem prosty, choć ubolewałam strasznie nad tym, że jeszcze wtedy nie było karmy rybnej, której smak Donner absolutnie uwielbia, i które służą mu najlepiej. I na 100% kiedy skończmy wszystkie opakowania karm zalegających w domu zamówimy rybna wersję Mills Farm.
Piszę na 100%, bo wiem, że ta karma służy mojemu psu. Do testów ostaliśmy 12kg karmy (!), w końcu ilość pozwalająca na prawdziwy, rzetelny test! Tylko brać przykład. Inną sprawa był kontakt z firmą, bo bardzo dawno nie dostałam spersonalizowanego maila, w którym zwracano się do mnie po imieniu, a nie „Szanowni Państwo” i gdzie wiem, że mail był faktycznie wysłany do mnie, bo zawarto w nim informacje, o wygranej karmie w konkursie, więc nie byłam jedna z tysiąca osób, której blog jest śledzony i chętnie czytany, po czym proponowana jest karma dla moich dwóch psów… Tym razem spotkałam się z pełnym profesjonalizmem i zaangażowaniem, szczególnie, że dość szczegółowo wypytywałam o pewne kwestie. Do testów po raz pierwszy zaproponowano mi konkretną ilość karmy i nie musiałam się upominać, że 2kg to żadna ilość testów dla owczarka, bo tym razem dostałam aż 12kg.
I tak pierwszy raz do testów, mogłam wprowadzić karmę stopniowo do psiej diety, nie zmieniając jej radykalnie. Szybko jednak zobaczyłam, że karma służy psu i przyspieszyłam proces. Po całkowitym przestawieniu psa na Mills Farm nie zaobserwowałam, żadnych negatywnych efektów: pies nie miał wzdęć, nie gazował, włos nie uległ zmianie. Wielkim pozytywem okazały się psie kupy, które ewidentnie się zmniejszyły, zatem karma o wiele lepiej się przyswaja.
Na początku miałam trochę problem z dawkowaniem karmy, bo według producenta powinnam Donnerowi podawać około 480g karmy dziennie. Nie wpadłam na to by odważać karmę, tylko stosowałam miarkę po innej karmie. Na oko wydawało się to okej, jednak po kilku dniach okazało się, że pomimo jedzenia psu burczy w brzuchu. Dłuższą chwilę analizowałam, czemu, bo w końcu podawałam mu więcej niż zazwyczaj. W praktyce okazało się, że Mills Farm ma większe i lżejsze granulki niż karmy które jadł dotychczas Donner. Kiedy zaczęłam ważyć porcje Donnera wszystko wróciło do normy, mimo że objętościowo pies je więcej niż wcześniej. Także bardzo brakuje mi w tym produkcie markowej miarki, która pozwoliłaby szybko i łatwo odmierzać porcje karmy. Już teraz wiem na oko ile powinien jeść Donner, ale na wyjazdach, czy w miejscach gdzie nie mam wagi kuchennej, odmierzenie odpowiedniej ilości karmy może być problematyczne, szczególnie kiedy nie znamy jej jeszcze na tyle dobrze, by odmierzać na oko.
Co natomiast mogę powiedzieć o zainteresowaniu psa? Jak pisałam wcześniej ten ma obsesje na punkcie karm z rybą. Jakiś czas temu pogardził reniferem, a za sporą częścią suchych karm nie przepada. Tą jednak jadł chętnie i 12kg nie przejadło mu się w trakcie trwania testów.
Jestem bardzo zadowolona z tej karmy, a jeszcze bardziej z jej ceny, bo za 12kg zapłacimy niecałe 180zł. Co dla mnie jest bardzo dobrą ceną, za produkt w tej jakości.
Zazwyczaj wystrzegam się kopiowania informacji ze strony producenta, tym razem jednak zdecydowała się wykorzystać je, ze względu na to, że są to ważne informacje mogące znacząco wpłynąć na opinię o karmie. Oczywiście więcej znajdziecie na stronie producenta.
Niższą cenę karmy zawdzięczamy sprzedaży bezpośredniej, skróceniu łańcucha dostawy i dystrybucji, oraz minimalnym działaniom marketingowym (dlatego zapomniałam o tej karmie i nie natknęłam się na nią).Pewnie większości nic to nie mówi, ale w cenę każdego produkty poza składnikami i produkcją wliczony jest szereg dodatkowych kosztów jak chociażby: transport, dystrybucja, działania marketingowe i handlowe, ect. To wszystko znacząco podnosi cenę produktu, dlatego też wiele popularnych, ale przeciętnych produktów jest tak drogich (a przynajmniej cena nie jest porównywalna do jakości)– właśnie dlatego, że są popularne i są wszędzie.
Certyfikat ISO – coś co Amelka lubi najbardziej – system jakości. Nie będę Was zanudzała co to jest i z czym to się je, bo pewnie pomimo wyłożeniu Wam całej normy, dalej będzie to tylko certyfikat o dziwnym skrócie. Ja na szczęście wiem co to jest i z czym to się wiąże, bo na co dzień pracuję z wyższymi systemami i przygotowuję firmy do certyfikacji. I dałabym wiele by móc uczestniczyć w audycie jakościowym w firmie z karmą dla zwierząt. Ah… nie ma jak połączyć wykształcenie z pasją, a jeszcze chętniej uczestniczyłbym w audycie GMP+ B8… Ale dobra koniec schodzenia na strefę zawodową, bo się za bardzo wkręcam.
Skład karmy jest bardzo fajny, choć brakuje mi szczegółowego udziału procentowego poszczególnych składników. Więc dopytałam Pana Maciej o szczegóły:
Pierwotnym systemem informacji o ilości mięsa w karmie Mills Farm było podawanie procentowego podziału protein na roślinne i zwierzęce oraz informacja o ilości najważniejszych składników wykorzystanych do produkcji. Producent chciał w ten sposób wybić się poza podawanie procentowego składu, gdzie pełno jest manipulacji. Niestety wielu producentów karm niskiej jakości chwali się procentem mięsa na poziomie 40, 50 czy nawet 70% i nie podają czy mowa o mięsie w postaci świeżej, czy też nie, a o jakości składników w ogóle szkoda wspominać.
Jeżeli do wyprodukowania 12 kg karmy używamy 10 kg świeżego mięsa, to po jego wysuszeniu zmienia się masa, ale nie ilość wartości odżywczych – bowiem ubywa tylko wody. Jeżeli zatem zjedzenie 12 kg karmy zajmuje psu 30 dni, to możemy podzielić 10 kg mięsa, przez 30 dni i wychodzi nam, że pies zjada równowartość 330g mięsa dziennie. Tak też zamierzał przedstawiać to producent. System wydał nam się uczciwy i jasny, niestety klienci zweryfikowali go nie do końca pozytywnie i oczekiwali procentowej ilości mięsa w karmie.
Zdecydowaliśmy się zatem dodać informację o procencie mięsa świeżego. Jest to forma preferowana w Kodeksie dobrych praktyk znakowania karm i pasz dla zwierząt domowych wydanym przez FEDIAF, czyli organizację zrzeszającą europejskich producentów pasz i karm. Na takiej samej zasadzie jak kg mięsa użytego do wyprodukowania, tak procent świeżego mięsa lepiej oddaje to ile mięsa jest w karmie. Niestety spowodowało to wszystko lekkie zamieszanie w informacjach, które przekazujemy. Pracujemy aktualnie nad tym, aby ilość składników przekazać prościej, a jednocześnie nie wyłożyć się na tacy nieuczciwej konkurencji. W najbliższych miesiącach czekają nas zmiany na stronie internetowej, a także pewne ulepszenia formuł w naszych karmach, w związku z czym będzie to dobry moment na zmianę strategii informacyjnej.
Jak się do tego ustosunkować? Ja to kupuję. Siedzę ostatnio trochę w systemach jakościowych karm, tak dla odmiany, więc jestem z pewnymi faktami na bieżąco. I dla mnie to wyjaśnienie przemawia. Nie jest problemem zapisać: 60% mięsa i produktów pochodzenia mięsnego czy też zwierzęcego, a wrzucić w to MMK, MOM i Bóg wie co jeszcze. Tak więc skład karmy przedstawia się następująco:
Skład: Ziemniaki suszone, świeże mięso kaczki – 86,81% (co daje 10,42kg świeżego mięsa użytego do wyprodukowania 12kg karmy Duck & Potato), pulpa buraczana, tłuszcz drobiowy, jaja w proszku, drożdże browarnicze, olej z łososia, siemię lniane, suszona wątróbka drobiowa, pietruszka, rozmaryn, pokrzywa, rumianek, inulina (źródło fos), szałwia, tymianek, kolendra, lukrecja, nasturcja, czosnek niedźwiedzi.
Więcej informacji o karmie jej zaletach i tego czego w niej nie znajdziecie, dowiecie się ze strony Mills Farm. Dla mnie karma jest godna polecenia i warta uwagi i na pewno będę do niej wracała.
Tekst powstał przy współpracy z Mills Farm
6 komentarzy
Skład tej karmy moim zdaniem jest super. Od kilku lat jestem uwiązana przy weterynaryjnej karmie Hill’s. Jej cena marnie ma się w stosunku do składu, ale na chore łapki pomaga.
Będę miała Waszą recenzję na uwadze. Może przy kolejnym psie wypróbuję tą karmę, kto wie?
Ja mimo wszystko dotąd zawsze szukałam karm, co na pierwszym miejscu miały mięso, ale często w to mięso wliczano mmk, mom i uboczne produkty pochodzenia zwierzęcego, bo jednak znakowanie karm nie jest tak restrykcyjne jak żywności. Najważniejsze, żeby karma służyła psu 🙂
Ja spróbuję, bo moi w ogóle nie chcą jeść suchej karmy. Poza tym, skoro Donner firmuje ją swoją twarzą, to nie mam więcej pytań 🙂
Karma jest na pewno warta uwagi, ale jak będzie komu służyła nigdy nie wiadomo. 🙂
My również dostaliśmy tę karmę do testów, tylko w wersji dla aktywnych. I też podoba mi się kontakt z przedstawicielem, miło i sympatycznie 🙂
Duża różnica i bardzo miła odmiana. 😉