Strona główna Sporty kynologicznePozostałe sporty z psem Nieco dłuższa przygoda z Dog Diving

Nieco dłuższa przygoda z Dog Diving

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Półtora roku temu pierwszy raz wystartowałyśmy z Elcią w Dog Diving, gdyż znając zamiłowanie Eli do wody i upodobania do skakania do niej, z im wyższej skarpy, tym lepiej, byłam pewna, że w tej dyscyplinie Elcia spisze się rewelacyjnie.

Jednak życie szybko zweryfikowało moje plany, bo okazało się, że Ela na treningu odmówiła skoków, a ja mając na uwadze przede wszystkim dobro i komfort psychiczny mojego psa, bez większego żalu wycofałam ją z zawodów, żeby nie narażać jej na kolejny stres związany z próbą skoku.

Jednak nie poddałam się, jeśli chodzi o trenowanie dziewczynki. Niemal całą wiosnę, lato, a nawet i jesień spędziliśmy nad wodą czy to na naszych pobliskich łąkach, czy nad Wisłą lub Soliną gdzie szlifowaliśmy Sukinkowy warsztat.

Kiedy więc na Latających Psach ogłoszono, że będą II Mistrzostwa Polski w Dog Divingu, bez namysłu zgłosiliśmy Elę, żeby sprawdzić co udało nam się przez ten czas wypracować.

Nie liczyliśmy na rewelacyjne wyniki wiedząc, że Eli większy fan sprawia wskoczenie do wody, najlepiej z dużej wysokości, niż sam skok, tak by był daleki. To dla niej nie jest ważne, my też w naszych treningach nie kładliśmy nacisku na technikę wybicia i samego skoku, bo była to przede wszystkim zabawa. Inaczej pewnie też by było, gdybyśmy skakali z choćby kawałka mostku, a my po prostu robiliśmy to z wysokiego brzegu, aby Ela miała jak największą zabawę. Tak więc mieliśmy świadomość tego, że o odległość nie powalczymy, ale chcieliśmy by Ela skoczyła. Przełamała się i skoczyła!

Tak! Założyliśmy, że jeśli skoczy do basenu, jeśli się odważy i nie zdezerteruje, to już będzie nasz sukces, a jeśli jeszcze przejdzie kwalifikacje, to będzie dla nas zwycięstwo.

Tym razem lepiej przemyśleliśmy organizację i motywację wykorzystując jej uwielbienie do M. Wiadomo, ojca nie zawiedzie! Tak więc ja zostałam puszczaczem, a M. rzucaczem.

Ja chciałam pierwszy skok zrobić z miejsca, by Ela wiedziała co ją czeka, by mogła wybrać – wiecie jak matka pełna obaw – niech spróbuje, jak nie będzie chciała nie będziemy naciskać…

M. podszedł do tego, jak typowy ojciec – niech leci z pełnego rozpędu, jak się zorientuje i wyhamuje, to trudno, jak nie to szybko się ogarnie, o co chodzi.

Jak myślicie, czyj plan na start wygrał? Wiadome M., bo jego niekonwencjonalne metody w wychowaniu naszych psów, są kuźwa niesamowicie skuteczne… i ja bym pewnie panikowała i przeżywała z Elą jej skok, a on ją tak zmotywował, że ruszyła na podeście jak torpeda. Chyba tylko siłą woli wyhamowała na brzegu podestu, nie wwalając się do wody. Nie zraziło to M., który tak ją zmotywował, że suka zeskoczyła ze schodków, nawet bardzo tego nie przeżywając.

Ja, kiedy podeszłam na brzeg podestu, jak zwykle ułożyłam cały historię czemu mogła nie skoczyć. Bo jak zwykle świat z podestu wygląda inaczej, bo basen ma przezroczystą, czyściutką wodę i psom, które nie wiedzą, że tam jest woda, może wydawać się, że skaczą z wysokości na ziemię… M. zapewne w myślach popukał się palcem w czoło, po czym oznajmił, że teraz suka skoczy, tak jak powinna. Ja jeszcze oczywiście próbowałam przekonać go by skakała z miejsca, ale Elka była tak wpatrzona w M. i zachwycona, że stwierdziłam, że nie będę się wtrącała… no kim ja jestem, żeby mówić im jak mają żyć…

No więc ją puściłam z całej długości podestu, a ta skoczyła. Normalnie skoczyła niemal bez zahamowania. Co więcej, pokonała barierę 3m i zakwalifikowała się do rundy wstępnej. Dumni, już jako zwycięzcy, którzy osiągnęli plan dnia, wróciliśmy na obiad do domu, by wieczorem stawić się na kolejnym podejściu.

Troszkę żałowałam, że nie było na kwalifikacjach trzech skoków, bo zabrakło jeszcze jednego skoku, by utrwalić Eluni skok, że się da, że jest woda i, że jest spoko. No, ale musieliśmy liczyć na to, że za pięć godzin Ela będzie o tym pamiętała.

I wiecie co? Pamiętała! W pierwszym skoku skoczyła 3,55m w drugim, wyszła jej natura teriera i zamiast lecieć na wprost, przypomniała sobie o schodkach, z których najwyraźniej zamierzała skakać, na szczęście w Paula zagrodziła jej drogę, więc Elka wróciła na właściwy tor, ale to wyhamowało ją na tyle, że w drugim skoku skoczyła bliżej.


Nasz skok od około 53:50min.

No i na tym nasza przygoda z Dog Diving w 2020 roku się zakończyła. Ela nie zajęła żadnego znaczącego miejsca, chyba że licząc od końca, bo z psów, które się zakwalifikowały była chyba trzecia od końca, ale to się zupełnie nie liczy. Skoczyła, odważyła się, a my byliśmy dumni, że nasze przygotowania nie poszły na marne.

Wprawdzie 3,55m nie zakwalifikowało nas do pół-finału, ale Elcia i tak jest naszym Mistrzem! Wygrała o wiele więcej niż zawody, bo pokonała swoje słabości! Najfajniejsze, że się odważyła i miała z tego radość. A czy faktycznie miała? Myślę, że tak, bo schodząc już z terenu w okół podestu, dziewczyna wskoczyła na schodki, zachęcając nas byśmy weszli skoczyć do wody jeszcze raz!

I wiecie, to jest chyba najfajniejsze w tych wszystkich psich sportach. To, że nie będąc profesjonalistą można próbować niemal każdej psiej dyscypliny, trenować ze swoim psem, bawić się, robić coś wspólnie i mieć z tego radość niezależnie od osiąganych wyników. Bo wygrywanie jest fajne, ale chyba fajniejsze jest robienie czegoś wspólnie z naszym psem, czerpanie z tego radości i cieszenie się wspólnymi chwilami!

Ogółem: 574, dzisiaj: 1

You may also like

Zostaw komentarz