O sprzątaniu psich kup mówi się bardzo często, najczęściej ów nieprzyjemny temat poruszany jest przy każdej aferze, rozmowie, lub zwykłym pytaniu dotyczącym psów – w świecie nie psiarzy – a wśród osób, które psów nie lubią, i wyciagają problem kup jako argument za masową zagładą naszych szczekajacych przyjaciół. Niesprzątnięte kupy skutecznie otoczyły swoim fetorem wizerunek psiarza, bo jakby na to nie patrzeć, sami w nie wdepnęliśmy i jakoś ciężko nam doczyścić po nich buty…
Gdyby opiekunowie psów od początku (hah, tylko kiedy jest to od początku?) sprzątali po swoich psach, pewnie nasz wizerunek byłby zupełnie inny. Obecnie, wszystko sprowadza się do tego, że psy robią kupy. A kupy leżą w miejscach publicznych.
Odkąd w naszym domu pojawił się pierwszy pies, czynność nazwana „odkupianiem” działki stała się niemal codziennością. Bowiem pies przebywający według uznania w ogrodzie i korzystał z niego w wiadomych celach.(tak, tak… trzeba było nauczyć psa, by załatwiał się poza działką, tylko po co skoro działka jest dla niego? Ni jak nie koliduje to ze spacerami, ale skoro pies ma ogród, niech z niego korzysta!) Skoro więc co kilka dni sprzątało się działkę, naturalnym było sprzątanie po psie w mieście, po za pojedynczymi przypadkami zapomnienia woreczków, czy zupełnym brakiem jakichkolwiek koszy na śmieci w okolicy. Nawet kiedy byliśmy w lesie, czy poza obszarem miejskim, kiedy pies miał potrzebę sprowadza się go ze ścieżki, by kupal nie zostawał na środku drogi. Z szacunku dla innych osób, czy nas samych, którzy możemy tędy wracać lub iść na drugi dzień.
Tak, psy robią kupy, tak samo jak każde inne stworzenie i nie ma w tym nic dziwnego, tylko wypada byśmy my psiarze po nich sprzątali. Będę tutaj drobiazgowa, ale uważam, że jeśli matki czy ojcowie muszą pójść ze swoją kilkuletnią ludzką pociechą w krzaczki – również powinni posprzątać po dziecku, nie wspomnę o wszelkiego rodzaju miejscach przy kempingach, polach namiotowych lub na moich ukochanych Mazurach, bo logicznym jest, że nie wielu żeglarzy ma tak wypasione jachty by miały kibelki, ale zupełnie nielogicznym dla mnie jest pójść w las i nie posprzątać po sobie, zostawiając nie tylko wiadome rzeczy, ale i tony papieru, chusteczek i innych śmieci. No ale nie czepiajmy się…
Tak samo i w nowym mieszkaniu, jeśli psom zdarzy się skorzystać z ogródka po prostu biorę woreczek i sprzątam, zalewając miejsce wypadu wiadrem wody. Jeśli mam jakieś specyfiki typu higienizator dla psów, który mam za zadnie neutralizować bakterie również z niego korzystam. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie podejście Elzy, która brzydzi się wszelkiego rodzaju kup.
Kiedy buszując w trawie odskoczy nagle jak oparzona na 99% oznacza to, że prawie wdepnęła w kupę. Kiedy sama załatwia potrzebę fizjologiczną, odskakuje z miejsca wybijając się z czterech łap – byle dalej. Kiedy w ogródku pojawi się kupa Donnera – Elza do niego nie wejdzie. Będzie siedziała na schodkach, rozpaczliwie popiskując i węsząc w powietrzu, ale nie dotknie trawy swoją szlachetną łapą, póki kupa z niej nie zniknie.
Najgorzej było, kiedy Donner dostał kiedyś rozwolnienia (Na szczęście na takie niezapowiedziane wypadki miałam ColoCeum od Scanvetu, dzięki czemu niewiadomych przyczyn biegunki ustępują bardzo szybko jeśli są to tzw. z powietrza, stresu, czy innej niegroźnej przyczyny nie wymagającej od razu wizyty u weterynarza.) Jak się nie trudno domyśleć, przez noc cały trawnik był ufajdany. Pomimo porannego sprzątania i płukania ogródka, Elza odmówiła w ogóle podchodzenia do drzwi balkonowych, patrząc przez nie z takim obrzydzeniem z jakim Donner podchodzi do surowej wątróbki. Na szczęście od ponad tygodnia pada i ogródek jest już bezpieczny. Szkoda tylko, że tak łatwo nie możemy poradzić sobie z wypaloną trawą. Przetestowaliśmy już chyba wszystkie specyfiki na mocz Elzy. Od zalewania trawy wiadrami wody, bo mieszanki mikroorganizmów i innych preparatów do psikania, przez super nawozy w celu regeneracji plam, po specjalne mieszanki traw odporne na psi mocz. Jak plamy się pojawiły tak zostały… no ale trudno. Ogródek jest dla psów.
Kończąc tą śmierdzącą historię – sprzątajmy po swoich psach. Jeśli nie ze względu na ludzi, to pomyślcie o biednej Pannie Elzie, której możecie zniszczyć spacer i zepsuć humor na cały dzień, jeśli wdepnie w taką pozostałość, a sprzątanie kup nie boli.
5 komentarzy
Kiedyś myślałam, że psy nie wchodzą w psie kupy. Bo jest to dla nich mało przyjemne, chodzić po czyichś odchodach. Do czasu, aż Frida uciekając od psa wdepnęła w jakiegoś psa kupę. Spacer bardzo szybko się skończył, bo psinka podwijała łapkę jakby ją coś ukąsiło, trzeba było wrócić i umyć. Przy Frei wiem, że są psy, które mają w nosie czy weszły w swoją czy jakiegoś innego psa kupę. Weszła? No trudno, idzie dalej, a ja w duchu mam nadzieję, że chodząc po trawie zgubi to to w co wlazła…
Haha Ela ma to samo! Jak wdepnie to chodzić nie może, a Donn to potrafi siąść na niej i nie zauważyć :p
Ten kupowstręt Elzy mnie rozbawił niemal do łez 😉 A na poważnie, to jest troche lepiej niż niemal 4 lata temu, kiedy adoptowalismy Tajge, ale nadal wielu nie sprzata po psie. Najgorzej to widac na wiosne :/ Problemem są osoby starsze i w srednim wieku. A zwróć takiej osobie uwage, to takie epitety sie posypia, że szkoda gadac. Młodzi jesli nie nauczono ich kultury w domu tez nie sprzataja :/ A pieluchy, chusteczki i papier… bywa, że pół Skaryszaka jest nimi zasłane 🙁 Oby to się kiedyś zmieniło
Nas też mocno bawi Elzy kupowstręt, szczególnie jak obserwuje się to na żywo. 😀
Nie można powiedzieć, z psimi kupami i tak jest już dużo lepiej. Świadomość wzrasta i o ile kupa w krzakach mnie nie mierzi, o tyle szlag mnie trafia jak jest na środku drogi czy chodnika…
codziennie spotykamy na środku chodnika :/ …Grochów wita 😀