Zdarzyło się tak, że M. musiał wyjechać na weekend na konferencję, a ja zostałam w domu z psami. Mam więc cały weekend dla siebie, a ostatnio rzadko to się zdarza, bym w weekend nie musiała robić nic ponad to na co mam ochotę. Mając przed oczami tę piękną perspektywę zrobiłam sobie typowo psiarską sobotę.
Poranek zaczął się cudownie, bowiem na weekend wyprowadziłam się z sypialni, gdzie wejście psom blokuje bramka dla dzieci. Ulokowawszy się w salonie na narożniku, w końcu mogłam bezkarnie spać z futrami. Wprawdzie Donner trochę się opierał, przekonany o tym, że musi siedzieć pod drzwiami i czekać na powrót M., ale w końcu i jego dopadło zmęczenie i niby przypadkiem ulokował się w moich nogach. Czego nie można powiedzieć o Elce, która nie opuszczała strefy poduszek.
Po pysznym śniadaniu, żeńska część naszej zamerdanej ekipy wyruszyła do Warszawy na spacer z Tajgą i jej opiekunką po Kamionkowskich Błoniach Elekcyjnych. Oh! Co to były za przeżycia! Dziewczyny całkiem nieźle się dogadały, pomijając jedną pyskówkę, która wywiązała się z powodu piłki, szybko jednak odpuściły ruszając dalej. Dla mnie spacer w miejskim parku był świetnym doświadczeniem, którego dawno nie miałam. Przez ostatnie pięć lat życia z Donnerem nauczyłam się kontrolować otoczenie i nie ufać psu, zakładając, że coś – nawet najmniejszy drobiazg może wyprowadzić go z równowagi i spowodować niepotrzebne napięcie. Zawsze więc wyjścia do miasta i parku, wiazały się ze sporym stresem i obciążeniem psychicznym w stylu – myśl za siebie, za psa i przede wszystkim za innych…
Wyobraźcie sobie jakim wyzwaniem dla mnie było pozwolenie Eli na swobodę. Chcesz to idź do tych piesków, nie chcesz to nie idź – wybór jest Twój, tylko wróć jak zawołam. Ela pięknie się zachowywała ignorując inne psy i podchodząc tylko do tych, które wykazywały zainteresowanie nią. Unikając znowu kontaktów z tymi, które nie potrafiły ładnie się przywitać lub były namolne. Mijani ludzie i rowerzyści nie robili na niej większego wrażenia, choć ja z Donnerowego przyzwyczajenia, co raz zapinałam ja na smycz, żeby do kogoś nie podeszła, tylko po to by po chwili uświadomić sobie, że to Elza… I nawet jeśli odważy się do kogoś podejść będzie to coś na zasadzie: „Cześć, jestem Elza! I jestem urocza!”.
Tak więc po dwóch godzinach spacerowania po parku, zabaw z pieskami i kąpielach wróciłyśmy do domu.
Ale to nie był koniec naszych przygód, bowiem trzeba było zająć się jeszcze Donnerem. Biedna Elza tylko się ułożyła w łóżeczku znowu została wyciągnięta na spacer tym razem do lasu Młochowski Grąd. Gdzie czekało ją kolejne półtorej godziny spacerowania, ganiania się z Donnerem i szarpania patykiem.
Biedna tak się zmęczyła, że w drodze powrotnej znajdowała koleiny z resztką wody, by w nich się ułożyć i tak już tam zostać.




Ostatnią kałużę zaliczyła jakieś 10m od auta. Donnera zapakowałam do bagażnika, poskładałam rzeczy, przy okazji wytrzepałam dywaniki, a Elza jak zwodowała w kałuży tak dalej leży i nie zamierza się ruszyć.
Po kilku minutach usilnych próśb, aby łaskawie podeszła i zapakowała się do auta, postanowiłam odjechać bez niej. Tak, wyznaję zasadę, że warto by pies czasem sam pomyślał, niż całe życie prowadzić go za rączkę. No w końcu ile można psa prosić?! Kiedy tylko zamknęłam drzwi i odpaliłam silnik, Elka momentalnie pojawiła się przy aucie gotowa jednak wrócić z nami do domu. Może jestem podłą, złą i wyrodna psią matka, ale wierzę, że następnym razem nie wpadnie na głupie pomysły niewracania do samochodu.
Teraz moje brytany śpią jak zabite, powarkując cicho przez sen. A ja planuję trasy spacerowe na jutro.
A jak tam Wasze sobitnie spacery?
5 komentarzy
Bardzo miło nam było Was poznać i mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzymy 🙂 Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam taki miły spacer, od kiedy Jogi wyprowadził się pod Warszawę nie bardzo jest do kogo się odezwać.
I tak oto mit wielkiej Tajgi z Grochowa legł w gruzach 😀 duchem jednak nadal moja sucz jest wielkaaa 😉 Stres w miejskim parku? Komu to mówisz, dlatego jeśli tylko pogoda pozwala to szlajamy się o świcie, kiedy jest pusto.
Oj, coś czuję że i ja tam będę się pojawiała, bo mnie również brakuje pisarskich spacerów jakie miałam w Lublinie z Karoliną i Wiarusem… Bardzo brakuje mi takich spacerów z osobą która tak jak ja zeszła na psy i rozmowy mogą krążyć tylko po psich tematach. A jak zaufam Eli na 100% to może i Donnera ścianę, bo dobrze by mu to zrobiło!
Tajga na smycz, pod kontrolę i zapraszamy 😉 jak się ochłodzi, to często między 12-15 raptem kilka osób szybko przemknie i cały park pusty. W innych godzinach pewnie podobnie
Ale ekstra! 😀 Takie dni są najlepsze. 🙂 Cieszę się, że dziewczyny się dogadały i nie było większych spięć. 🙂
Z Freyką też miałyśmy psiarską sobotę tylko, że spędzoną na zabawach, spacerach po łąkach, uczeniu się komend i ogólnemu odstresowaniu się. 🙂
My taką łąkąwą sobotę planujemy w weekend bo jedziemy na Lubelszczyznę! Już nie mogę się doczekać! 🙂