Strona główna Wychowanie psa Plan naprawczy psa

Plan naprawczy psa

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

W zawodzie, który wykonuję, istnieją procedury mówiące o podejmowaniu działań korekcyjnych, korygujących i zapobiegawczych w stosunku do zaobserwowanych niezgodności. Celem dzisiejszego wpisu jest zastanowienie się nad jakimkolwiek problemem, który ma nasz pies – potencjalną niezgodnością (czy to z ogólnie przyjętymi normami społecznymi, oceną innych czy naszym przeświadczeniem) i eliminowaniem tego problemu / niepożądanego zachowania, na różnych płaszczyznach, które nie zawsze wszystkim się podobają, ale mają jeden cel – ułatwić, życie z psem. Ale, żeby lepiej go zrozumieć przekaz dzisiejszego tekstu podam Wam przykład z mojej pracy.

Mamy cieknący dach – uchybienie, niezgodność = problem. Możemy podstawić wiadro i wytrzeć podłogę – działanie korekcyjne, załatać dach – działanie korygujące, albo zaplanować cykliczne przeglądy dachu, wynająć rzeczoznawcę lub wymienić cały dach – jako działanie zapobiegawcze ponownemu wystąpieniu problemu w przyszłości.

Każdy podejmie działanie takie, jakie uzna za stosowne. Jeden w trakcie deszczu, będzie podstawiał wiadro i wycierał wodę, bo bardzo nie cieknie, a deszcz jest rzadko. Inny załata dziurę, żeby się nie lało, mimo że cały dach wymaga remontu, ale gdzie indziej jeszcze nie cieknie, więc wstrzyma się z remontem. Ostatecznie ktoś postanowi wyremontować cały dach, żeby nie zastanawiać się, czy za miesiąc w innym miejscu nie będzie problemu. Czy któreś z tych rozwiązań jest złe lub niewłaściwe? Wszystko zależy od tego, czy podjęte działanie nas zadowala i jest wystarczające do naszych potrzeb i oczekiwań. A składa się na to intensywność doskwierającego problemu, świadomość, zasoby materialne i kilka innych czynników.

Podobnie jest z psami. Coraz częściej traktuje się psy i ich problemy jako zagwozdki wymagające złożonej terapii, kilkuetapowej, która nie obejdzie się bez konsultacji ze światowej klasy ekspertem. Może przesadzam, ale tak to trochę z boku wygląda. Każdy problem, momentalnie urasta do rangi zaburzeń behawioralnych niedostatecznego dobrostanu i deprywacji potrzeb. Ale czy każdy problem jest tak, złożony, jak nam lub innym się wydaje? Czy każdy problem u każdego psa i każdej osoby wymaga wdrożenia działań korekcyjnych, korygujących i zapobiegawczych?

Oczywiście idealnie by było, żeby zapobiegać, nie leczyć, ale w czasach kiedy ludzie, zamiast oddać auto do generalnego przeglądu, wymieniają co miesiąc kolejne zużyte części; zamiast pójść do lekarza przebadać się od stóp do głów, łykają coraz to inne tabletki z reklamy ostatecznie, zamiast poświęcić czas na wychowanie i rozwiązanie problemów dziecka, kupują mu nowy telefon, czy tablet, żeby nie przeszkadzało po pracy – chyba ostatnim krokiem naiwności byłoby wierzenie, że będą rozwiązywali problemy swoich psów. Oczywiście nie mówię, że wszyscy, bo będą tacy, którzy są w stanie poświęcić czas i pieniądze na szukanie specjalisty, godziny (tygodnie) ćwiczeń, systematyczność i reżim w przestrzeganiu zaleceń – i nie piszę tu tylko o psach, ale o każdej dziedzinie życia. Ale nie oszukujmy się, prawdą jest, że każdemu zależy na efekcie. Szybkim i zadowalającym efekcie.

– Na, kiedy ma być zrobiony samochód?

– Na wczoraj. Muszę zaraz jechać na spotkanie.

– Panie, ale tu trzeba wszystko przejrzeć,
wymiana tej części nic nie zmieni,
bo zaraz Panu poleci kolejna.

– Jak poleci, to się wymieni. Nie mam możliwości
nie mieć samochodu przez tydzień, nie mam pieniędzy
na generalny remont, a na pewno chce mnie Pan
naciągnąć. Bo widzę, że TO się zepsuło, a nie tamto.

 

No powiedzcie czy tak nie jest? Większość idzie na szkolenie z psem, bo ma konkretny problem [TO] – objaw, to co widać, co nam przeszkadza. Jak trener powie Ci, że [TO] to tylko objaw, czegoś innego, że aby pozbyć się [TEGO] trzeba popracować nad innymi rzeczami, że [TO] nie zniknie z dnia na dzień, że eliminowanie / modyfikowanie zachowania to proces wymagający czasu, systematyczności, pracy. Większość popuka się w czoło, bo ich nie interesuje nić poza [TYM] co im przeszkadza i nosie mają przyczynę, czy ewentualne skutki nasilającego się [TEGO]. Chcą mieć konkretne lekarstwo na [TO] zaobserwowany problem. Pies szczeka na rowery – to jest problem. Większość ludzi nie interesuje, dlaczego szczeka na rowery i czy szczekanie to realny problem tego psa. Ich interesuje to, żeby NIE szczekał na rowery. Plama wody ma być wytarta, dobrze jak załatamy tą dziurę w dachu i uniemożliwimy wodzie lanie się do środka, bo póki w innym miejscu się nie leje problem nie istnieje. Ale jeśli łatanie dziury nas przerośnie, to na razie wystarczy wiadro i ściera.

Podobnie jest z psami. Pies ma nie szczekać na rowery. Zablokujemy / skorygujemy zachowanie, odwrócimy uwagę– przekierujemy na zabawę z nami, damy do pyska piłkę, żeby robił coś innego. Efekt jest – pies nie szczeka – problemu nie ma. Niestety, trzeba zrozumieć, że w pracy z psami i ludźmi nie da się robić wszystkiego wzorowo. Bo bardzo często problem jest nierozwiązany, bo blokuje go przeświadczenie opiekuna, jego czas, pieniądze, cierpliwość i chęci. Praca z takim człowiekiem i psem to szukanie kompromisu, wysiłku, który opiekun jest w stanie ponieść, by uzyskać akceptowalny dla niego efekt.

Część osób czytających tekst złapie się za głowę, bo w większości będzie to maskowanie problemu! Jak można, zamiast znaleźć i wyeliminować przyczynę, tylko zablokować złe zachowanie! Przecież zaraz będzie inny problem!

No można, Kowalski jest zadowolony, w nosie ma faktyczny problem psa, bo dla niego problemu już nie ma. Nauczył się z nim radzić, więc siłą nikt go nie zmusi do dalszej pracy. Ale czy to źle? Źle, że w końcu od kilku miesięcy może minąć na spacerze rower, bez wstydu, oceny innych i wszechobecnego jazgotu? To, co nam się wydaje „maskowaniem problemu” dla tego człowieka jest zbawieniem. A sposób, w jaki to osiągnął był często dla niego i tak maksimum poświęcenia, na jakie było go stać. I to nie chodzi o to, że jest złym człowiekiem, że nie powinien mieć psa skoro nie jest w stanie poświecić codziennie 40min na trening i 3h na spacer. Życie jest różne i kiedy człowiek dorasta, zaczyna mieć dom, rodzinę, pracę i obowiązki okazuje się, że wyjście z psem na trening po „powrocie ze szkoły i odrobieniu lekcji” to wcale nie taka prosta sprawa. On może by i chciał, ale potrzebuje wskazania drogi, która mu pomoże, a go nie zamęczy – kompromisu między swoimi oczekiwaniami, a możliwościami. Najlepszej opcji pomiędzy wiedzą trenera o tym, jak powinno być, a tym, co opiekun jest w stanie zrobić, by być zadowolonym w codziennym życiu ze swoim psem.

Więc czy podjęte działanie np.: uniemożliwienie psu szczekania na rower poprzez kazanie niesienia w zębach piłki (wytarcie ścierką kałuży) było nieskuteczne? Czy opiekun psa jest złym człowiekiem, bo tyle wystarczyło mu do szczęścia i normalności? Czy trener jest do kitu, bo tylko „zamaskował” problem? Czy może pomógł człowiekowi i psu funkcjonować w otoczeniu, w którym przyszło im żyć – w zakresie, który opiekun akceptuje, i był w stanie podjąć czasowo, materialnie zakres prac, by to osiągnąć. Nie oszukujmy się, nie każdy jest gotów przeczytać pięć książek, pojechać na siedem terapii i dzień w dzień pracować z psem w sztywno określonych ramach. Większość z nas chce normalnie żyć, żyć z psem u boku, który wpisuje się w normy i zasady, a jeśli nie – umieć chwilowo zmienić jego zachowanie do poziomu akceptowalnego dla nas lub otoczenia – a nie zamienić w ideał. I to większości z nas wystarcza, bo gdyby tak nie było nasze życie na każdej płaszczyźnie wyglądałoby inaczej. Ale na co dzień w większości wystarcza nam wytarcie podłogi lub podstawienie wiadra. Jak ktoś lub coś nas zmobilizuje to załatamy tę dziurę, ale rzadko kiedy i mało kto z nas z powodu małej kałuży zrobi przegląd i remont całego dachu – tak na wszelki wypadek. Więc może nie krytykujmy innych za rozwiązania doraźne w życiu z psami. Bo przede wszystkim to nam ma się dobrze żyć z naszym psem i to my określamy co w naszym życiu jest niezgodnością i jak poważną oraz to, jakie działanie naprawcze jest dla nas wystarczające.

Wracając do roweru i ujadania. Sama jestem przykładem pracy na „zamaskowanie” problemu. Kiedyś wyjście z Donnerem to była ciągła obserwacja otoczenia, kontrola go i frustracja na oszczekiwanie – psów, ludzi, rowerów. Pracowałam z psem ciągle, ale wierzcie mi, kiedy kolejny dzień idziesz na spacer, zmęczony po pracy, a Twój pies zaczyna się drzeć na całą ulicę, bo minął go rower po przeciwnej stronie dwupasmówki, to masz ochotę zastrzelić i jego i siebie. Bo ile można! Ja zatkałam Donnera zabawką (znowu ktoś powie: głupota – pies szczeka, daj mu piłkę) mnie uratowało to zdrowie psychiczne, bo jak pojawiał się obiekt pies dostawał zabawkę, którą memlał i była cisza… jakieś tam pomruki, ale ogólnie cisza. Nie pojawiały się zęby na wierzchu, szarpanie na smyczy, wrzask na pół ulicy, miotanie się. Czas, kiedy „zatkałam” psa, pozwolił mi spokojnie wychodzić na spacer, by po pewnym etapie z nową siłą i bez frustracji rozpocząć dalszą pracę. W efekcie mam psa, który naprawdę bardzo rzadko naszczeka rower, na psy i ludzi już mu się prawie nie zdarza, a Ci, co znali Donnera pamiętają, że nie było szans minąć się z człowiekiem, by ten go nie oszczekał. Więc czy działanie doraźne było złe? Mnie dało czas na odpoczynku od problemu i nabranie nowych sił. Donnerowi pozwolił na „socjalizację” bez nakręcania się własnym szczekaniem i przyblokowanie złych zachowań. Zresztą do tej pory, bardzo często stosuję ten manewr, kiedy widzę w lesie hordę rowerów z dziećmi, nie ryzykuję pojawienia się złego zachowania, tylko znajduję psu patyk / zabawkę i idziemy dalej, a on ma za zadanie nieść coś w pysku. Szczekanie jest zablokowane – złe zachowanie się nie pojawi i wszyscy są szczęśliwi. Dla mnie – super, bo to jest dla mnie akceptowalne, nie mam potrzeby, by Donner biegając luzem bez linki, wpadł w rodzinę na rowerach witając się z nimi czule. Mnie wystarczy to, że minie ich nie szczekając z kijem w pysku, a M., czy nawet ostatnio moja mama i siostra są w stanie wyjść z nim na spacer, a wierzcie mi nie sądziłam, że będzie to możliwe.

Kolejne „klejenie na ślinę” z mojego życia – Donner kontra inne psy. Wiele osób na FB ma problem z tym że Donner chodzi w kagańcu i że powinnam pracować dalej, by mógł chodzić bez. Tego nie skomentuję, bo dziw mnie bierze, że osoby to proponujące chcące uchodzić niejako za autorytety w psim świecie, wiedząc jakim psem jest Donner i jakie ma problemy sugerują, by ryzykować puszczanie Donnera bez kagańca, w miejscach publicznych…. Ale faktem jest, że kaganiec jest tą naszą wpisową ścierą. Kiedy Donner go ma na nosie – musi ogarniać się z innymi psami, bo nie może się odgryźć. I nagle okazuje się, że umie wychodzić z konfliktów, ustąpić, cierpliwie wyczekać „próbę sił” z innym psem i odpuścić. Będąc natomiast bez kagańca zdarza mu się wybuchnąć i zrobić aferę, po której muszę wyciągać mu z zębów kłaki psiego przyjaciela (najczęściej Wairusa, którego zna od dziecka). I znowu, kaganiec uniemożliwia gryzienie – dzięki czemu Donner może normalnie funkcjonować w mieście, w grupie psów i ludzi bez ryzyka dla innych i na fajnym poziomie emocjonalnym i dobrym doświadczeniu dla siebie. Więc po raz kolejny działanie doraźne całkiem nieźle się sprawdza i na moje potrzeby i problemy Donnera jest wystarczające – naprawdę dla mnie ten pies nie musi chodzić bez kagańca w grupie psów i nie musi dawać się głaskać nikomu. To jest mój kompromis.

Oczywiście nie chodzi o to, żeby z psem nie pracować czy usprawiedliwiać kogokolwiek mówiąc, że można odpuścić szkolenie i wychowanie psa na rzecz doraźnych rozwiązań, ale chcę powiedzieć, że nie powinniśmy mierzyć innych swoją miarą. Jeśli komuś wystarcza, że pies nie szczeka na mijający go rower – to znaczy, że mu to wystarcza. Nie musi od razu spędzać pół roku na konsultacjach behawioralnych i seminariach, by móc poszczycić się tym, że jego pies kibicuje tuż przy barierce Tour de Pologne wymachując chorągiewką z napisem „pokonałem problem z rowerami”. Wszystko rozbija się o to, na czym nam zależy i jak szeroko jesteśmy w stanie zagłębić się w problem, ale ostatecznie i tak zawsze liczy się efekt, czyli był problem – nie ma problemu, w zakresie, który nam wystarcza, bo po co pies ma kibicować wyścigowi kolarskiemu skoro my sami nie jesteśmy fanami tego sportu?

*Na zdjęciach moja siostra.

Ogółem: 1 736, dzisiaj: 1

You may also like

8 komentarzy

Iga 6 czerwca 2018 - 10:39

Filozoficzny tekst 😉 Ale właśnie dlatego chętnie tu zaglądam- uwielbiam twój dystans do świata, psa i siebie i rzadko spotykany zdrowy rozsądek. Ja zawsze po inżyniersku uważałam, że jeśli coś jest głupie ale działa to znaczy, że nie jest głupie. A tak na poważnie to czasem rozwiązania zastępcze pozwalają nie wylądować w psychiatryku razem z psem i dają czas na zdystansowanie się i znalezienie rozwiązania. Czasem zostają na stałe bo wszyscy są z nimi szczęśliwi (omniomnianie psa po powrocie do domu cały czas chroni nas przed wybuchem bezkresnej radości a Lusista czuje się doceniona 😀 ) Serio ludzie mają problem z tym, że Donner lata w kagańcu? Właśnie straciłam resztki wiary w ludzkość… A swoją drogą u nas też w niektórych sytuacjach kaganiec zwiększa połączenie psa z mózgiem 😉 mimo, że ostatnio już coraz rzadziej jest potrzebny. W końcu pies jest psem a nie idealną maszyną… Pozdrawiamy 🙂

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 7 czerwca 2018 - 13:52

Dzięki za miłe słowa! Ostatnio własnie czytałam na jednej grupie aferę o noszenie przez psa piłki w zębach, żeby zają się piłką nie otoczeniem na spacerze i wywody jakie to głupie i że psa trzeba wychować, a nie dawać piłkę. I postanowiłam o tym napisać, bo często wychowanie nie ma nic do zachowań psa, tzn. to czy pies jest wychowany / wyszkolony czy nie, nie przekłada się na pewne sytuacja, a jakoś z nim żyć trzeba, więc moralizowanie kogoś za to, że może normalnie funkcjonować jest nie na miejscu…. A co do kagańca to tak… dość często jak wrzucę zdjęcie Donnera w kagańcu, jak jest w grupie psów, to spotykam się z „męczeniem psa”, „to ten co zawsze chodzi w kagańcu” i kilka złotych rad, by uszczęśliwić go i zdjąć, albo nie pozwalać na kontakty z psami, jak nie umie bez kagańca. Ale to takie typowo Polskie, bo jak się potem okazuje sami mają często powazne problemy z własnymi psami i mimo złotych rad dawanych innym, sami swojego życia i psa nie ogarniają.

opublikuj
Wyszczekane.pl 10 czerwca 2018 - 19:20

Super tekst, wielkie brawa! Albo ten moment, kiedy ktoś pyta: „mój pies szczeka na inne psy, jak to szybko rozwiązać?”. Odpowiedź: „specjalista” rzadko kogokolwiek zadowala. Bo pieska na pewno da się naprawić szybko i tanio! Mam nadzieję, że ta mentalność ma szansę się powoli zmieniać… Pozdrawiam!

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 10 czerwca 2018 - 19:42

Dziękuję. Moim zdaniem odpowiedź „specjalista” to jedyna słuszna rada w Internecie, natomiast na żywo kiedy osoba usłyszy że będą to tygodnie jak nie miesiące ciężkiej pracy i rygorystycznych zasad to ucieknie z krzykiem i na pewno zrezygnuje z pracy z psem. Dlatego jestem w dużej mierze zwolenniczką rozwiązań doraźnych, by opiekun psa uwierzył w siebie i że się da – i wtedy z czasem będzie pracował z psem jak powinien, a jak go to nie przekona to przynajmniej dostanie sposób by tu i teraz sobie poradzić, co będzie i tak lepsze niż poddanie się gdzie najbardziej wtedy ucierpi pies.

opublikuj
moni l 12 czerwca 2018 - 14:09

Jeśli chodzi o plan naprawczy psa, to po półtora roku ciężkiej pracy nad niektórymi, hmm… cechami mojego psa, mam wrażenie, że:
1. Z genami nie zawsze wygrasz. Są takie zafiksowania, że można je co najwyżej złagodzić, ale nie da się całkowicie wyeliminować.
2. Większość ludzi nie zada sobie nawet połowy takiego trudu jak ja (czy Ty), żeby pewne zachowania odkręcić.
3. Trzeba się trochę znać na behawiorze, żeby cokolwiek odkręcić, inaczej można przekręcić gwint.
4. Nie zawsze specjalista to ktoś, kto widzi problemy psa. Większość z nich usilnie szuka błędów ludzkich, a jak ich nie znajduje, cóż, musicie ćwiczyć i ćwiczyć, i ćwiczyć.
Oczywiście trzeba pracować z psem, ale jakby istniały rozwiązania doraźne eliminujące problem, na przykład fiksację na tle każdego napotkanego psa, to biorę w ciemno. Ja niestety takowych rozwiązań nie znalazłam, więc siłą rzeczy musze pracować całościowo.

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 12 czerwca 2018 - 16:47

Dziękuję za komentarz. Generalnie zgadam się z tym co napisałaś, ale jak zauważyłaś sama, nie każdy ma wiedzę, czas, cierpliwość i możliwości. Jeśli ktoś wpadnie na to jak komuś pomóc na konkretny problem w sposób doraźny, który możliwe sprawdzi się tylko w tym konkretnym przypadku, to uważam, że jest to super sprawa. Niezależnie czy wpadnie na to sam jako laik, czy razem z wykwalifikowanym trenerem. Najważniejsze, zeby dobrać metodę pracy do konkretnej osoby i psa, by im pomóc i ich nie zniechęcić. 🙂

opublikuj
FocusDog Szkolenie psów 13 czerwca 2018 - 06:19

Ciekawy tekst, wiadomo nie każdy jest w stanie poradzić sobie ze swoim psem. Niekiedy nie chodzi nawet i człowieka, psy to też różne przypadki 🙂 Przede wszysktim cierpliwość i dużo dużo czasu … Pozdrawiam.

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 13 czerwca 2018 - 12:11

Dziękuję za komentarz. 🙂 najważniejsze jest dopasowanie metody do przypadku, psa i opiekuna. Bo chęci nie zawsze idą w patrzę z czasem i cierpliwością.

opublikuj

Skomentuj Iga Anuluj odpowieź