Wrzesień tuż po przełomie Grudnia i Stycznia stał się naszym ulubionym terminem na wypad nad polskie morze. We wrześniu jest jeszcze na tyle ciepło, że nie odczuwa się jesieni, ludzi jest już zdecydowanie mniej, a i ceny stają się w końcu akceptowalne. W tym roku, mając mocno ograniczone wypady z psami z wiadomych przyczyn, wyjątkowo mocno czekaliśmy na ten wyjazd. Wybraliśmy sprawdzone miejsce w Dębkach, w którym byliśmy dwa lata temu – w pełni psiolubne i niespełna kilometr od plaży.
Ku naszemu zaskoczeniu w tym roku mimo drugiej połowy września turystów wcale nie było tak mało jak się spodziewaliśmy, aczkolwiek ich ilości były akceptowalne, choć nie można było powiedzieć, że plaże był puste jak okiem sięgnąć do czego przyzwyczaiły nas wypady poza sezonem. Nie przeszkodziło nam to jednak w realizacji naszych wakacyjnych planów.
Dzień zaczynaliśmy od krótkiego 3-4km spaceru plażą, gdzie chłopaki grali w piłkę ku wielkiej radości Dosia, który poznawał nowe sporty piłeczkowe. Następnie wracaliśmy na śniadanie i kawę, by koło południa wyruszyć na wyprawę.
Odkryliśmy piękną leśną trasę prowadzącą niemal spod naszego domku w stronę Ustki. Leśne ścieżki wzdłuż morza, często prowadzące niemal samymi klifami robiły wrażenie. I tak szliśmy, szliśmy 8-10km, by zejść na plażę, by psy mogły schłodzić się w wodzie, a my robiliśmy sobie piknik na dzikiej plaży, kąpiąc się w morzu (tak, kąpaliśmy się we wrześniu!), robiąc zdjęcia i ciesząc piękną pogodą. Potem wracaliśmy trochę plażą, trochę lasem na obiad. Wieczorami wychodziliśmy jeszcze na króciutki spacer na plażę, by obejrzeć zachód słońca.
I choć nasz urlop trwał raptem 3 pełne dni (nie liczę dwóch na dojazd i powrót) to udało nam się zrelaksować i wypocząć. Psy zdrowo zmęczyliśmy, a sami też poczuliśmy w nogach pokonane kilometry, bo codziennie wychodziło nam blisko 30km z samych spacerów. Szkoda, że po raz kolejny nie udało nam się wybrać do Słowińskiego Parku Narodowego, ale mocno jesteśmy zrażeni sprzecznymi informacjami w Internecie na temat tego, gdzie można wejść dokładnie z psem, a gdzie nie, że po prostu kolejny raz go odpuściliśmy. Ale znaleźliśmy piękne alternatywne szlaki na wyprawy.
Niesamowite było to, jak kolejny raz Donner rozpłakał się z radości, jak tylko wjechaliśmy do nadmorskiej miejscowości. Tak jak Wam kiedyś pisałam – zupełnie jakby czytał tablice z nazwami miejscowości. Mimo, że nad morzem bywamy raptem dwa razy w roku, psy doskonale wiedzą, gdzie są i co je czeka. Jakby pamiętały miejsca i ścieżki, same prowadząc nas do zejścia na plażę, nie wahając się na żadnym rozwidleniu.
Tu też mają zupełnie inne emocje. Na plaży Doś jest najprzyjaźniejszym psem świata. Ignoruje ludzi i psy, zupełnie nie przeszkadza mu, jak ktoś biegnie brzegiem morza, podchodzi, by porozmawiać, czy siada nieopodal popatrzeć na psie zabawy w wodzie.
Każdego dnia mijaliśmy na plaży kilkanaście psów, które zostały zupełnie zignorowane, nie licząc jednego kaukaza, który był wielki i miśkowaty i Ela się go przestraszyła i jakaś druga, gdzie mijający nas ludzie sami prosili się o ohaukanie na nasz widok, niemal zabierając swoje psy i uciekając… Pomijając te głupie sytuacje, naprawdę nie mieliśmy problemów z psami ani naszymi, ani innymi. Choć o psie sąsiadów z drugiej części domku napiszę osoby tekst, bo non stop drąca ryja chihuahua zasługuje na głębsze przemyślenia. Ale o małych pieskach i ich względnej słodkości innym razem.
Mnie ten wyjazd po raz kolejny pokazał to, jak bardzo ogarnął się i zmienił Donner. Że opłacało się pracować nad psem i nad sobą, że się da. Da się zmienić wiele, jeśli tylko włoży się odpowiednią ilość pracy w psa. Pracy opartej na zrozumieniu, nie na tłumieniu negatywnych zachowań i wymuszaniu posłuszeństwa, tylko pracy w oparciu relację, zrozumienie i będę powtarzała to do znudzenia. Pies nie potrzebuje twardej ręki, „samca alfa” czy „przewodnika stada”, pies nie musi czuć respektu i być zdominowany. Pies ma znać zasady i granice i tu nie ma dyskusji, ale musi mieć zabezpieczone potrzeby i czuć się bezpiecznie oraz ufać opiekunowi, z którym chce współpracować, a nie musi.
Sam wyjazd mieliśmy naprawdę wspaniały. Psy wybiegały się za piłkami, wypływały za wszystkie czasy. Największą frajdę sprawiała im zabawa w falach, gdzie wskakiwały w morze skacząc nad falami, jak nad przeszkodami, a potem spływały na falach do brzegu jakby na nich surfowały. Taką zabawę oczywiście wymyśliła Elka, bo któż by inny. Doś szybko ją podłapał, ale jeszcze szybciej z niej zrezygnował, kiedy mu się nalało do ucha, natomiast Suka bawiła się pierwszorzędnie.
Kolejną wspaniałą zabawą, była gra w siatkówkę w wodzie, gdzie jak Doś przejął tylko piłkę, uciekał z nią niczym foka, popychając ją przed sobą nosem, po czym napadał piłkę zanurzając ją pod wodę by strzeliła w powietrze, a następnie za nią wyskakując. Drugą piłkową zabawą była gra w piłkę nożną, gdzie Doś oczywiście zabierał chłopakom piłkę i uciekał z nią po plaży każąc się ganiać. Ale to typowe owczarkowe zabawy. I tak mijały nam dni na zabawie, spacerach i kąpielach.
Niestety spotkały nas też pewne przeciwności. Pierwszy raz moje psy poobcierały sobie od piasku łapy. Zapewne rozmoczone od wody łapki nie były już tak odporne na piasek, w efekcie czego długa wędrówka powrotna i zabawa na plaży, aby doschły spowodowały, że pieski poobcierały sobie skórę pomiędzy paluszkami. Na szczęście bardzo szybko je wykurowałam dziękując w myślach za testy produktów i próbki od różnych firm, dzięki czemu mam zawsze jakieś specyfiki na nieprzewidziane okazje. I właściwie po dwóch dniach smarowania łapek, obtarcia zniknęły, mimo usilnych prób rozlizania ich przez teriera, ale nie ze mną te numery! Mimo że Budzika nie ma już z nami 8 lat, nocne mlaskanie psa, mówiące o tym, że sobie coś rozlizuje stawia mnie na równe nogi niezależnie jak byłabym zmęczona, a wierzcie, że ja śpię w każdych warunkach i niewiele rzeczy przeszkadza mi w spaniu. Także, Suce nie udało się rozlizać łap, zanim ich nie wyleczyłam, a ja już mam zagwozdkę na kolejny wyjazd jak uniknąć takich sytuacji w przyszłości. Na pewno muszę po morskich spacerach myć psie stopy z piasku, dobrze suszyć, przeglądać i profilaktycznie zabezpieczać. Ale nie uniknę biegania po piasku po kąpielach.
Będziemy o tym myśleć przed kolejnym wyjazdem. Póki co żyjemy jeszcze wspomnieniami i fotkami znad morza i tym pięknym, ciepłym weekendem.