Rok 2019 przywitaliśmy nad polskim morzem, tu też go zakończyliśmy – dokładnie w tym samym miejscu witając rok 2020.
Końcówka 2019 roku była dla nas strasznym czasem poświęconym walce o życie Dośka, ale o tym będzie osobny tekst, bo warto byście się o tym wszystkim dowiedzieli, bo może kiedyś moje doświadczenia uratują jakiemuś psu życie. I choć w kolejce mam kilka całkiem dobrych tekstów, cała ta sytuacja spowodowała, że ich publikacja odsunęła się w czasie i odsunie jeszcze bardziej.
Ale wracając do podsumowania, a właściwie jego braku. Rok 2019 był ogólnie bardzo udany. Mieliśmy bardzo dużo wycieczek, bo byliśmy w sumie trzy razy nad morzem, dwa razy na Solinie, raz w górach na Węgrzech i mieliśmy sporo swoich niepsich wypadów. Były też zawody. Wiem, że pewnie spodziewaliście się podsumowania foto, testowanych produktów, jakichś najlepszych wpisów, odkryć, sukcesów… Ale szczerze? Na prawdę nic, nic a nic, nie zasługuje na miano „naj” przy tym, że Donner wyzdrowiał. Wszystko się chowa i nic nie jest aż tak ważne, by o tym pisać i całość tych odkryć i cudownych chwil gdzieś tam niknie pod ogólną radością, że Donner żyje, ma się dobrze i wraca do zdrowia. I tego też życzę sobie na 2020 rok. Zdrowych psów i zdowego M. . By Doś w pełni wyzdrowiał i jak się uda, byśmy gdzieś razem pojechali. Żadnych więcej planów na razie nie mamy. Cieszymy się sobą i każdą chwilą z naszą psio-ludzką rodziną.
A sam wypad Sylwestrowy był naprawdę mega! Pojechaliśmy tam, gdzie rok temu, do Kopalina i do Zagrody pod Strzechą. Bardzo fajnego, cichego i psiolubnego miejsca. W tym roku pojechaliśmy na dwie pary i trzy psy z dobrze Wam znanym z Facebooka i Instagrama berneńczykiem Wiarusem.
W przeciwieństwie do zeszłorocznego Sylwestra w tym roku pogoda nam dopisała i mieliśmy piękną słoneczną aurę niemal przez cały czas. Robiliśmy długie spacery, tak by Doś się nie przemęczał, a z drugiej by odzyskiwał siły, a chłopak z dnia na dzień zaskakiwał nas tym, jak świetnie się czuje i szybko wraca do zdrowia.
Do morza mieliśmy niespełna 3km lasem, a potem czekała na nas plaża. I właściwie tylko na nas, bo niemal nie spotykaliśmy na niej ludzi. Spacery lasem też były wspaniałe, bo morze zaskoczyło nas zróżnicowaniem leśnych terenów, górek i wąwozów, oraz lasami tak magicznymi, że widok w nich jednorożca bardzo by nas nie zdziwił. Za to zdziwiła nas obecność łosi (klępy z młodym), na które wpadliśmy podczas jednego ze spacerów. Spotkanie tych olbrzymich, majestatycznych zwierząt z tak bliska było niesamowitym doświadczeniem i długo zapadnie nam w pamięć.
Skoro już wspomniałam o jednorożcach, nie mogę pominąć naszego odkrycia – gry karcianej „odjechane jednorożce”, w którą na wyjeździe tak się wkręciliśmy, że magiczne koniki mi i Karolinie śniły się po nocy.
Sam Sylwester był bardzo znośny. Jak Pan Bóg przykazał, strzelanie było niemal tylko o północy przez kilkanaście minut, a potem cisza i spokój.
Wyspacerowaliśmy się, odpoczęliśmy, odreagowaliśmy ostatnie stresy i myślę, że jesteśmy gotowi stawić czoła 2020. Czego sobie życzę, to już wiecie, a Wam życzę byście umieli cieszyć się każdą chwilą i doceniać to, co macie. Nie gonić za marzeniami, kiedy prawdziwe szczęście jest tu i teraz.