Donner od małego był bardzo „nietykalski” – jako szczeniak, już w momencie podróży do nowego domu dał nam do zrozumienia, że tulania z nim nie będzie. Nie lubił być głaskany, o przytulaniu nie było mowy lub zaraz zamieniało się w gryzienie, o buziaku w nos można było zapomnieć, samo zaś poklepanie go po głowie wiązało się z dużym psim dyskomfortem. Ot – on tak miał. Nie chciał to nie, ograniczało się głaskanie i przytulanie, przynajmniej starano, choć mimo że gdzieś podświadomie, to wiedziałam, to często zapomniałam, że pies tego nie lubi. Nie dostrzegałam tego, jak pies ze mną pracuje: że się odstawia od nogi, jak siada przy nodze to się odsuwa głową. Dopiero na kursie trenerskim Ewelina uświadomiła mi, że pies tego nie lubi. I to prawda, niby widziałam to, ale nie dostrzegałam… albo nie chciałam dostrzec. Dla niego nie było pochwałą poklepanie czy pogłaskanie po głowie, pochylanie się nad nim było ogólnie traumą wyrażaną przewracaniem oczu (przez obcych natomiast prowokującą atak) Oh tak! Ponieważ Donner nie jest psem agresywnym. Niezaczepiany nie zaczepia. Ale naruszenie jego przestrzeni typu:
- -pochyla się nad psem – „Jaki ładny piesek!”;
- -wyciąganie ręki, żeby poklepać go po głowie;
- -szczebiotanie, cmokanie, zaczepianie, zagadywanie, wpatrywanie się w niego;
powoduje u Donnera niegrzeczne zachowania wyrażane obraźliwym „czego się k*gapisz” albo „odp* się” – po psiemu oczywiście.
Niee… Tego Donner sobie nie życzy. Wielokrotnie proszę takie osoby, by ignorowały obecność psa, bo zwracajac na niego uwagę spowodują, że pies poczuje się niepewnie – choć takie osoby =zawsze wiedzą lepiej, bo: mają psa, psy je lubią, nie boją się…. (niepotrzebne skreślić) Mimo to proszę, by nie cmokano do niego, nie zagadywano go, a już tym bardziej nie wyciągano do niego rąk, głów i innych części ciała. Nie zaczepiany ignoruje, zagadnięty odpowiada i to bynajmniej niekulturalnie. Ale wróćmy do psiej głowy.
Jakoś tak było, że odruchowo, jak pies zrobił coś dobrze, chwaliłam go pogłaskaniem po głowie. Kiedy uświadomiono mi to, zaprzestałam to robić, ograniczając się do poklepania go po łopatce, czy posmyrania po klacie. Przyniosło to bardzo szybko niesamowite efekty, bo Donner przestał się ode mnie odsuwać. Przestał bać się, idąc noga, dotykać mojej nogi, przestał unikać kontaktu fizycznego ze mną. Dużo na pewno dała też zmiana metody szkolenia, z awersyjnej na pozytywną, kiedy pies przestał być karcony za błędy (zamieniono to na: „mówi się trudno – nic się nie stało”). Pies chętniej pracuje, przynosi mu to dużo więcej radości, choć wciąż dużo bardziej cwaniakuje i udaje, że nie słyszy. Oj tak, bo cwaniactwo się szerzy. Jeśli nie chce czegoś zrobić, ściąga zabawnie uszy do tyłu robiąc wytrzeszcza i „króliczka” a kąciki warg zakręcają się jak na dziecięcych rysunkach uśmiechniętego kota, po czym odstawia jakąś komedię ze sztuczkami, które sam wymyśla. Ale przynajmniej się dobrze bawi, a i ja wtedy jestem dosłownie rozbrojona jego niewinnością i pomysłami.
Ale wracając do naszej zaklętej główki. Zamiana jest tak znacząca, że pies sam z siebie przychodzi się przytulać – czego nigdy nie robił, a próby z mojej strony, czy M. kończyły się rozdrażnieniem i bójką (zazwyczaj między M. a Donnem, nawet ja jak pogniewałam psa, ten szedł oddać M.). No dobra, przychodził, ale to było na zasadzie: „Zwalę się na Ciebie, poleżę a Tobie trochę, a jak mi się znudzi, to pójdę. Głaskasz mnie? Aaaa to znaczy się bawimy! Daj, ugryzę Twoją rękę”. Teraz kiedy siedzę na fotelu, pies przychodzi do mnie i wpycha mi ten swój wielki, ciężki łeb na kolana, żeby go drapać po… głowie. Kiedy przestaję to albo przygniata mnie mocniej ryjem, albo włazi na mnie przednimi łapami i zaczyna wylizywać po twarzy. Objaw miłości u mojego psa? Nooo… się mu zebrało po latach na czułości, choć delikatnością ciągle nie grzeszy i nie raz podczas takich pieszczot podbił mi oko, albo przejechał zębem po nosie.
Tak samo zmieniło się nocne tulanie, kiedy przychodzi w nocy lub nad ranem. Kiedyś spały na mnie tylko jego łapy, teraz układa się, tak by przygnieść mnie nosem – najlepiej na szyi… wyobraźcie sobie te koszmary, kiedy Ci się śni, że nagle się dusisz, a to tylko psi nos się położył na Twojej krtani…
Tak… tak się odczarowała psią głowa. Poprzez zrozumienie i uszanowanie jej niechęci, lęków i obaw oraz zmianę podejścia do psa i nauki. Niby tak nie wiele, a zmiany niesamowite. Z nietykalnego, pana obrażonego — w wielkiego przytulaka. Choć dalej obcy nie mogą sobie pozwolić na żadne bliższe korelację z nim. Tak my, rodzina i przyjaciele w końcu mamy owczarka, którego można bezmyślnie głaskać godzinami po głowie, który da się objąć i przytulić i nie kończy się to wkładaniem głowy do paszczy lwa, choć trzeba cały czas pamętać o szcunku dla psiej główki i jeśli pies nie ma ochoty na głaskanie uszanować to.
12 komentarzy
Prawie za każdym razem kiedy czytam Twoje wpisy (nie ukrywam – głównie dotyczące problemowych zachowań np.), uświadamiam sobie jak bardzo Donner jest podobny charakterem do Ninjy. Podpisuję się obiema rękami i pod niniejszym, bo przeszliśmy dokładnie to samo. Od szczeniaka nie chciał dać się dotknąć, teraz sam przybiega, wciska się między nogi, domaga drapania po brzuchu albo masowania uszu;) Oczywiście jeśli zabiegi wykonuje pan albo pani, ewentualnie jeszcze babcia ujdzie albo jakiś znajomy, ale to tylko jak zapłaci kiełbasą:) Jedynie ogon jest niedotykalny bo tak i już.
O patrz! Nie powiedziałabym, jak patrzyłam na Ciebie i Ninja miałam wrażenie, że on wcale taki nie jest 🙂
Brawo Ty! 🙂 ja tylko dodam, że z mojego doświadczenia wynika, że zastosowana przez Ciebie czarodziejska metoda działa także u innych ras psów (chociażby agresywne yorki czy shihtzu które gryzą dzieci też się potrafią zmienić na lubiące przytulanie psy) i zamiast rozważać uśpienie psa który nie lubi dotykania pewnych części ciała i przejawia w tych momentach agresję można popracować nad lepszą relacją z psem tak jak Ty to zrobiłaś.
Michał
http://www.szkola-doberman.pl
Tak, tylko trzeba o tym wiedzieć, widieć to i tego chcieć. Właścicielo ciężko jest dostrzec to, ze ich kochany pies nie lubi ich dotyku. Ciężko im się z tym pogodzić. Ja osoba powiedzmy trochę ogarnęta w tematyce psów, miałam z tym problem, więc dla przeciętnego Kowalskiego będzie to jak cios w twarz. Bo jak tak może być, że jego pies, nie chce jego głaskania… No ale po to jest ktoś z zewnątrz by uświadomił i zwrócił na to uwagę, bo najgorzej zaobserwować błędy u siebie 🙂
Nero też jest nietykalski. Ogromną trudność sprawia mi przestawienie się z Nika – przylepy, na tego oto osobnika.
Długo musiałam się uczyć, żeby nie głaskać go podczas treningów, bo tego nie lubi. Po czterech latach bycia razem muszę stwierdzić, że stał się bardziej towarzyski i chętny do głaskania 🙂
Ha, dokładnie mam identyczną sytuację. Ciężko się przestawić, ciężko pamętać by tego nie robić, ciężko to zobaczyć i zaakceptować, ale warto, bo efekty są niesamowite 🙂
To ja z Tayrą miałam/mam dużo łatwiej.
To znaczy do teraz pamiętam zdziwienie ludzi, gdy 3miesięczny biegający luzem szczeniak absolutnie nie reagował na ich wołanie/cmokanie i unikał jakiegokolwiek głaskania – bo przecież to “nienormalne” :D. Do tej pory ew. kontakt z innymi ludźmi może przebiegać tylko na jej warunkach (a jej warunki to zazwyczaj chęć odepchnięcia takiego ludzia łapami :D).
Za to ze mną zawsze wszystko było spoko, jedynie w momencie gdy ćwiczy/pracuje kontakt w formie głaskania jest “be” – wtedy natychmiast spada jej motywacja do działania. Akceptuje jedynie szybkie poklepanie po boku :).
Hehe to takie typowe bokserowe zachowanie, ale one są cudne jak się cieszą całe sobą. Też musiałam się naczyć co jest pochwałą dla Tay, dobrze że nie miałaś takich problemów 🙂
Och! Swietny wpis! U nas było podobnie. Mam ponad rocznego owczarka szwajcarskiego i Boruta od początku nie lubił przytulania. Tak, jak napisałaś i mnie było ciezko, bo miał być pies i miało być przytulanie, (niby) wiadomka. Wiedząc, że psu to nie odpowiada ograniczałam tego typu pieszczoty, jednak nadal miałam z tym mega trudnosc. Dopiero, gdy zaczęłam bardziej szanować jego potrzeby obserwując, co mu się podoba, co lubi i w ten sposób się z nim bawić i okazywać czułość nastąpiła zmiana. Pies sam ładuje się na mnie, wgniata we mnie łeb oczekując miziania. Dodatkowym czynnikiem było to, że Boruta zaczal być uczony kładzenia głowy na kolanach, co ma wesprzeć jego działania w pracy psa asystującego w terapii. Ta kumulacja dała piękny efekt 40-to kilowego pieszczocha (:
Najważniejsze to zauważyć problem i go zaakcpeować, a potem już idzie z górki, kiedy szanujemy psie obway. Super! Gratuluję Wam 🙂
Milutko! Też się pochwalę – my byliśmy w weekend na kajakach na Pilicy z psem. I było świetnie, na pewno jeszcze pojedziemy.
Ooo! My też myślimy nad spływem po Pilicy. To pochwal się gdzie zaczynaliście i gdzie kończyliście i jak zareagowano na psa 🙂