Strona główna Relacje Pies – emocje, motywacja i społeczne uczenie się oraz Do As I Do

Pies – emocje, motywacja i społeczne uczenie się oraz Do As I Do

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Dawno już, bo we wrześniu odbyły się warsztaty w Canidzie pod tytułem Pies – emocje, motywacja i społeczne uczenie się.

Tak się składa, że wyjątkowo to pół roku z hakiem mam tak zawalone, że nie mam czasu nawet na spokojnie pójść z psami na spacer – na taki jak bym chciała, o blogowych sprawach nie wspominając. No ale cóż, czasem tak się zdarza, że to, co się dzieje na żywo jest bardziej pochłaniające i ważniejsze niż to, co się robi w Internecie (Nie wierzycie?! A jednak!) w efekcie czego, trochę blog leży zaniedbany, może po Nowym Roku się odkopie. Ale nie ma tego złego, bo dużo robię z psami, pomimo niewielkiej ilości czasu i to mnie najbardziej cieszy. Niespodziewanie kilka dni temu dopadło mnie jakieś paskudne grypsko i uziemiło na tydzień pod kołdrą. Kiedy więc po kilku dniach, doszłam nieznacznie do siebie, miałam czas by napisać ten tekst. Tak więc pomiędzy jednym napadem kaszlu a drugim, w momentach, kiedy udało mi się uwolnić dłoń spod niewygłaskanej brodatej psiej głowy, a owczarek nie powarkiwał na mnie przy każdej próbie ruchu, niszcząc jego idealne ułożenie sięgnęłam po notatki i zdjęcia i wróciłam pamięcią do wspomnień z końca września.

Ela i Dora podczas treningu w CANID
Ela i Dora podczas treningu w CANID

Tak się składa dziwnym trafem, że z każdego Canidowego zjazdu wynoszę hasło, słowo, zdanie przewodnie będące podsumowaniem spotkania, które idealnie wpisuje się w etap, na którym jestem z moimi psami. Takie małe magiczne zaklęcie, które rzuca na mnie Ewelina i wokół którego się obracamy, póki nasze psiarskie życie się nie odmieni. Póki nie pokonamy kolejnego stopnia do szczęśliwego wspólnego życia. I tak po kursie trenerskim była to „gruba krecha” i rozliczenie z przeszłością, po warsztatach z canicrossu „balans” po kursie instruktorskim – „tu i teraz” po komunikacji okazało się, że wszystko jest „na opak” i tak dalej. Co więc zostało hasłem przewodnim emocji?

„Jeśli w treningu są emocje – nawet te, które nam przeszkadzają jak frustracja – daje nam to informację o zaangażowaniu psa.

… i źle prowadzonym treningu.”

Ah, jakież to adekwatne do sytuacji, w której akurat się znajdowaliśmy! Dosłownie trzy tygodnie przed kursem, pisałam na FB o tym, jak postanowiłam porzucić pracę z Donnerem, bo nie radzę sobie z jego emocjami (na szczęście tak do końca nie porzuciłam, ale zupełnie zmieniłam rodzaje i układ treningów). Donner bardzo szybko frustrował się, kiedy utarte sekwencje ćwiczeń, przestawały go bawić, a przypominały ciężką pracę i przygotowania do egzaminu, powodując w nim stres i potrzebę odreagowania, tak silną, że na chwilę demony przeszłości wróciły. Czyż to nie jest zrządzenie losu, że warsztaty Canid zawsze przychodzą mi z pomocą, dziwnie zbiegając się z tym, czego potrzebuję?

  • Zastanawialiście się, dlaczego tak trudno odzyskać kontrolę nad rozemocjonowanym psem?
  • Dlaczego nieprzyjemne bodźce nie ulegają habituacji?
  • Jak nastrój wpływa na odbieranie bodźców?

Omawiając tematykę emocji i bardzo szczegółowo prawa emocji według Nico H. Frijdy i odnosząc je do naszych psów (i nas samych), zyskaliśmy zupełnie nowe narzędzia do pracy z psami. Po raz kolejny wszystko złożyło się w spójną całość potwierdzając wcześniejszą wiedzę, ale rozpatrywaną z zupełnie innego poziomu – poziomu emocji, które mają olbrzymi wpływ na pracę i zaangażowanie naszych psów.

Nigdy nie przestanę być zaskoczona tym, o ile łatwiej i efektywniej pracuje mi z Donnerem (psem, który jaki jest wie każdy) w sposób pozytywny, poprzez zabawę, głupkowanie i oswajanie otaczającego go świata niż poprzez awersję. Gdzie wydawać by się mogło, nie ma innej drogi, kiedy mówimy o dużym owczarku, który ma odpały. A tu jednak nie. Wystarczy utrzymywać go, mówiąc łopatologiczne „na dobrych emocjach” i życie staje się piękniejsze. Odkryłam to kilka lat temu, a ta warsztaty tylko w tym mnie utwierdziły. Ale nie jest takie proste jak by sie mogło w teorii wydawać. Mój nastrój, jego nastrój, pewne bodźce przywołujące złe skojarzenia, a czasem układ planet i nawet, kiedy wydaje mi się, że jest już idealnie, coś czasem może się skiepścić.

I tak na samym kursie trzymał nas stres związany z niedawnym odpałem, gdzie podczas treningu w lesie, który zdecydowanie źle poprowadziłam powodując u Donnera stres i skojarzenia z przetrenowaniem z przed egzaminu, w efekcie Donner wydarł mi się na rowerzystę tak strasznie i zawzięcie, że o mało nie zeszłam na zawał, w obawie, że wrócą wszystkie koszmary. Mając w pamięci tą scenę i to jak długo dochodził do siebie by się uspokoić i skoncentrować na czymkolwiek innym niż nerwowej kontroli otoczenia, każde wyjście z nim podczas kursu było dla mnie na powrót stresujące, żeby czegoś nie odwalił. I choć wmawiałam sobie, że jest okej i starałam zachowywać spokojnie, Donner wiedział, że nie jest. Co bezpośrednio przekładało się na jego emocje, bo czuł, że jest coś nie tak, ponieważ pies odpowiada na zachowanie opiekuna. Dodatkowo na placu ćwiczyłam tylko z Elą, więc biedak siedział większość czasu w pokoju, co skutecznie wpłynęło na jego zły nastrój, który jeszcze utrzymywał się tydzień po powrocie do domu… A potem skupiliśmy się z M. na emocjach i pozytywnym życiu Donnera, torbą smaczków na spacerze i wielkich nagrodach za małe rzeczy… i na powrót wrócił do nas Dosiaczynek pełen miłości, tak słodki, że nikt nie posądziłby go o jakąś złą energię. Do tego stopnia pozytywny, że oddawanie w zabawie zabawki stało się normą – o ile są dobre emocje.

Uświadomiłam sobie też pewną rzecz – jak nieobiektywna i miękka jestem w pracy z Donnerem. Kiedy Ela robi coś nie tak, niedokładnie lub źle, kiedy ktoś ją krytykuje, przyjmuje to ze stoickim spokojem, wszak suka to suka. Natomiast kiedy coś nie wychodzi mi z Donnerem, zalewam się rzewnymi łzami, padając na kolana i rwąc sobie włosy z głowy, bo mój syniunio nie daje rady. A syniunio jest coraz bardziej rozpieszczony, ale i rozkoszny. Ale jak bym się nie starała nie potrafię zachować zimnego dystansu w pracy z nim, takiego luzu jak mam z Elą. Każdy jego stres, nieodpowiednie zachowanie wytrąca mnie z równowagi. I nie mówię tutaj o złości, tylko panice by coś się nie zadziało i Donner nie stracił motywacji i dobrego humoru. Kiedy coś mu wyjdzie, coś opanuje, zachowa się normalnie – jestem gotowa kupić szampana i wypić go razem z nim, świętując przez tydzień nasz sukces. Kiedy coś nam nie wyjdzie – najlepiej żebyśmy zamknęli się w piwnicy i płakali w samotności jak emo… Tak… stwierdzam, że w pracy z Donnerem zdecydowanie obydwoje potrzebujemy psychoterapeuty. Bo choć Dosiek robi olbrzymie postępy, widzę ile rzeczy moglibyśmy więcej osiągnąć, gdyby nie był moim psem – gdybym nie podchodziła do niego tak emocjonalnie. No ale cóż… nie potrafię. I to nie chodzi o to, że nie kocham Eli, albo kocham ją mniej – tylko w pracy z nią mam spokój. Wiem czego się spodziewać, ufam jej i nie boję się odpału, że nagle postanowi zniszczyć cały świat… Nie boję się też swoich emocji, bo po niej często to spływa. Nie traci motywacji, nawet po opierniczu, mimo, że chwilowo czuje się na pewno nie kochana, ale szybko angażuje się w dalszą pracę, bo to lubi. Nie rozpamiętuje tygodniami sytuacji, która była dla niej nie komfortowa i nie szuka na siłę analogii w otaczającym ją świecie. Stąd też praca z nią jest dużo efektywniejsza i przyjemniejsza. Także dostałam porządnego kopa by się ogarnąć w pracy z nim. Owszem muszę ciągle pilnować jego dobrego nastroju, muszę mocno modyfikować treningi, by były dla niego zaskakujące i wplatać dużo zabawy i jeszcze więcej nagrody (nie dlatego, że nie ma motywacji, bo motywacje to on ma olbrzymią) tylko, żeby się tym bawił, a nie stresował i frustrował, tym że się stara, a ja nie do końca jestem zachwycona efektami. Ale wracając do kursu, bo rozpisałam się o swoich emocjach… które w sumie też można było dogłębnie przemyśleć na kursie… A takie przemyślenia, zawsze najwięcej dają.

Emocje to była tylko część teoretyczna, ale to nie wszystko! Bowiem większą część praktycznych zajęć było ćwiczenie Do As I Do według C.Fugazzy, a nawet wpletliśmy jeden dzień z “poszukiwaniami” i pracą węchową.

Uczyliśmy się naśladowania, po szeroko omówionym zakresie społecznego uczenia się psów i psowatych. Dla mnie niesamowitym zagadnieniem było „odrzucenie obiektu przywiązania”, co wyjaśniło zachowanie Donnera, które tak często obserwujemy, za każdym razem, kiedy pojedziemy gdzieś z samą Elzą. Kiedy wracamy do domu, a Donner nas nie wita, tylko rzuca nam niechętne spojrzenie siedząc do nas tyłem na swoim łóżeczku, nie racząc nawet podejść, póki nie minie mu „foszek”.

Magda i Mokka podczas treningu w CANID
Magda i Mokka podczas treningu w CANID
Ola i Kiluś podczas treningów w CANID
Ola i Kiluś podczas treningów w CANID

Ale pokrótce, pewnie jesteście najbardziej ciekawi na czym polega Do A I Do? A więc na tym, by pies naśladował nasze zachowania.

Na kursie omówiliśmy cały protokół i zaczęliśmy stawiać pierwsze kroki w kierunku tej zabawy. Muszę Wam powiedzieć, że po kształtowaniu jest to moja druga ulubiona zabawa na jesienne i zimowe wieczory. I o ile Donner uwielbia kształtowanie, tak nie do końca ogarnia naśladownictwo, bo wymaga myślenia innego niż na oślep ruszanie się, póki nie dostanie smaczka, bo przypadkiem trafi w to na czym mi zależy, bo potem to już z górki. Natomiast Ela wymiata w DAID.

Bardzo szybko przeszła przez wstępny trening i już pod koniec kursu kończyłyśmy drugą fazę, bowiem dziewczynka opanowała sześć podstawowych zachowań. U nas było to siadanie, kładzenie się, obracanie, podnoszenie łapy, stawanie na tylnych łapkach i pacanie łapą przedmiotu. Od tego czasu nauczyłyśmy się wchodzenia na meble i tykania nosem bądź łapą przedmiotów, ale bywają dni, że Ela wkręci się tak w zabawę, że powtórzy coś zupełnie nowego, co robię na próbę, by sprawdzić czy ogarnie coś czego nie zna.

Dosiek ciągle pozostaje na drugiej fazie, bo nawet jak wydaje mi się, że zbliżamy się do końca, na drugi dzień pies siedzi przede mną i patrzy jak na zjawisko, kiedy produkuję się przed nim z najfajniejszymi sztuczkami jakie znamy. Ale cóż, wynagradzamy to sobie kształtowaniem, bo przecież nie ma nic lepszego niż prawie darmowe żarcie.

Także po raz kolejny poukładałam sobie w głowie i, mimo że każdy wie o tym, jak w treningu z psem ważne są emocje nasze i psa to mało kto świadomie wie co się dzieje, kiedy pies ma dane emocje. Jak je wykorzystać, oraz kiedy coś zmienić – najczęściej w sobie. I tak na tych warsztatach dowiemy się od strony emocji, jak zmiana sytuacji i jej oceny może wpłynąć na zmianę emocji, a następnie zachowania psa, a to jest dokładnie ten sposób z którym pracowałam z Donerem (i pracuje dalej), by zachowywał się normalnie. O tym, że awersja, nawet na przemiennie z nagrodą nie jest dobrym rozwiązaniem, oraz o tym, jak ważna jest zmiana nagrody w treningu. Ale przede wszystkim to spotkanie wpłynie na postrzeganie Waszych emocji i które towarzyszą w treningu z psem. A Do As I Do pozwoli Wam połączyć trening z bardzo dobrą zabawą i zapewni Wam rozrywkę na długie wieczory!

Ah, z takich ciekawostek! Do zespołu Canid dołączyły ostatnio nowe osoby, między innymi Ola – z oddziałem w Bydgoszczy i kursami Nosework.

Ogółem: 1 002, dzisiaj: 1

You may also like

2 komentarze

May the Woof be with you 15 grudnia 2018 - 13:12

Po raz pierwszy słyszę o Do As I Do i muszę przyznać, że brzmi bardzo interesująco.
Sytuacja wygląda u nas podobnie. Pyra jest bardzo nakręcona podczas zabawy i treningów. Gdy coś pójdzie nie tak, totalnie to po niej spływa i nie ma problemu z powtórzeniem ćwiczenia – motywacja wciąż jest u niej utrzymana na wysokim poziomie. Natomiast Łotr bardzo szybko potrafi się sfrustrować.
Życzę zdrowia!

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 15 grudnia 2018 - 13:43

Dzięki! Ja o Do As I Do pierwszy raz usłyszałam 3 albo 4 lata temu. Nawet zapisałam się na zagraniczny kurs online, ale nie wiele nam z tego wyszło. Teraz kiedy wiem już jak z tym działać, to jest na prawdę super zabawa. 🙂

opublikuj

Zostaw komentarz