Ledwo otworzyli lasy, a my ponownie boimy się o ich zamknięcie… tym razem nie jest to COVID i tłumy, które na szczęście z dnia na dzień są coraz mniejsze. Widać zdjęcie części obostrzeń i planowanie poluzowania kolejnych skutecznie przypomniało COVIDowym miłośnikom lasów, że nie ma po co tam chodzić. Jednak Ci najwytrwalsi dalej są i cóż… tylko patrzeć, aż znowu będzie zakaz i kolejna tragedia.
I nie powiem, ludzie chodzą w tych maskach, zgrupowania no… powiedzmy trzymają się tylko parkingów, temat porozrzucanych wkoło rękawiczek przemilczę, ale mam wrażenie, że COVID, albo inny wirus dotknął u części osób rozsądek i łączenie faktów… a to gorsze niż te wszystkie tłumy…
Bo kiedy zapewne te same osoby z zapartym tchem, szklanką piwa i popcornem śledziły w telewizji akcje gaszenia Australii. Przeżywają tragedię Biebrzy, pomstując na świat, który ratował Australię i słodkie koala, a o naszych sarnach i zającach zapomniał… Udostępniają zbiórki i opatrują swoje zdjęcie na Facebooku obrazkiem „solidarni z Biebrzą”, świadomie bądź nie, są na dobrej drodze, by przyczynić się do tragedii w lesie, który „tak bardzo pokochali” i odkryli, przez COVID.
Niestety… odkąd otworzyli, lasy ilość śmieci w lasach (pomijam rękawiczki) w przeciągu tygodnia przyprawiła nas z M. o poważny napad agresji. Do tego stopnia, że pomimo pandemii idziemy dzisiaj z workiem i rękawiczkami pozbierać, chociaż szklane butelki, które w obecnej sytuacji stanowią największe zagrożenie pożarowe, a których z dnia na dzień przybywa. Ba! Z godziny na godzinę, bo idąc w jedną stronę jeszcze ich nie ma, wracając… już są.
Choć prawdziwym zagrożeniem jest głupota ludzi… Bo jak inaczej to nazwać, kiedy w lesie jest masakrycznie sucho. Nie padało od wielu tygodni (nie licząc jakichś mżawek, które nie doleciały do ziemi) i nie zapowiada się, aby padało. Leśnicy, media, ale i zwykli ludzie apelują o ostrożność… Mimo to spotykamy niedzielnych turystów siedzących na metrach i palących papierosy. Ja oczami wyobraźni widzę już, jak popiół i żar spadają na suche liście i w przeciągu sekundy mój ukochany las zamienia się w pochodnie. I zastanawiam się, czy oni naprawdę nie widzą zagrożenia? Czy może ich to nie dotyczy. Nie wiem…
Któregoś dnia, kiedy doszliśmy na łąki pod lasem znaleźliśmy na nich ustawiony stos jak pod ognisko. Nasze zaskoczenie tym tworem, który pojawił się tam z dnia na dzień, mogliście ogładać w InstaStories. Swoją drogą dość dziwny stos, ale już nie wchodźmy w to, co moja wyobraźnia wychowana na książkach fantasy sobie dopowiedziała. Stos stał wprawdzie na łące jakieś 4-5m od linii lasu, niestety gałęzie sosen, były tuż nad nim. Nie wiele myśląc zaczęliśmy szukać pomocy. Tak wielkie ognisko na suchych, jak wiór łąkach, niemal na granicy lasu… prosi się o tragedię.
Trochę mieliśmy problemów bowiem było po siedemnastej, a niestety leśniczego już trudno o tej godzinie złapać. Polecono nam dzwonić na 112, ale co 112 zrobi, jak jesteśmy w lesie, pożaru nie ma, a my może jesteśmy przewrażliwieni. Ostatecznie zdobyliśmy numer do podleśniczego, który w przeciągu kilku minut zjawił się na polanie i rozwiązał problem, co więcej zadzwonił po patrol straży gminnej, by wieczorem przyjechali patrolować łąki.
Z jednej strony jest nam trochę przykro, że przyczyniliśmy się do zniszczenia komuś fajnego ogniska, z drugiej… biorąc pod uwagę to, co się dzieje nad Biebrzą, to co się działo w Australii i to jak bardzo jest teraz sucho, nie możemy zostać obojetni. Po prostu nie możemy, szczgólnie, kiedy nazywamy się „ludźmi lasu”, którzy są w nim codziennie kilka godzin i którym zamknięcie lasów najbardziej doskwierało.
Nie bądźmy obojętni. Nie ignorujmy podejrzanych sytuacji. Uświadamiajmy ludzi. Nie mówię – zbierajcie szkło i butelki, bo jest COVID, ale jak widzicie butelkę na ściółce przekopcie ją chociaż butem na drogę, piasek się nie zapali. I przede wszystkim reagujcie! Choć jak zawsze w naszym kraju nie jest to łatwe.
Garść informacji:
- 112 – dzwońcie, ale niestety jak w wielu przypadkach (które przerabialiśmy, kiedy jakiś pies nas zaatakował) zostaniecie olani, lub odesłani na straż miejską, nawet jak takowej nie ma w Waszej gminie.
- 998 – można, tylko czy jest sens zawracać strażakom tyłek, kiedy nie wiecie co to za konstrukcja (tak jak my) czy to na pewno ognisko, a może ognisko zgłoszone, na które jest pozwolenie?
- leśniczy – na stronie leśnictwa / nadleśnictwa Waszego lasu dostaniecie do niego numer, jednak pamiętajcie, że to nie linia 24h. Ale nawet jeśli jest już dawno po siedemnastej, jeśli widzicie realne zagrożenie nie dajcie się zbyć. Poproście o numer do straży leśnej lub podleśniczego. Ktoś w końcu Wam pomoże czy to uspokajając, że nic się nie dzieje i fałszywy alarm, czy tak jak w naszym wypadku rozwiązując problem.
Zgłaszając zdarzenie powstrzymaj emocje – podawaj fakty:
- Podaj swoje imię i nazwisko – bądź wiarygodny!
- Powiedz co się dzieje, jak to wygląda, czy jest zagrożenie – jeśli tak to jakie
- Opisz dokładną lokalizację miejsca, (w lesie, przy takim śmiesznym drzewie – raczej nie jest dobrym opisem)
- W dobie telefonów komórkowych wyślij pinezkę na mapie google lub podaj współrzędne
- Ja zawsze robię jeszcze zdjęcie takiemu miejscu, gdyby była potrzeba naocznego pokazania zagrożenia.
Ja wiem, że zawsze w przypadku akcji „nie bądź obojętny – reaguj” największym problemem jest trudność w zgłoszeniu i przez to najwięcej ludzi szybko zraża się do pomocy. I to niezależnie czy mówimy, o podejrzeniu ogniska w lesie, czy ratowaniu potrąconej przy drodze sarny, czy znalezieniu psa. Zawsze odbijamy się od służby do służby, od telefonu do telefonu, póki sami nie wypracujemy ścieżki jak działać lub nie zapiszemy numeru, do osoby, która zawsze bezpośrednio pomoże, by na przyszłość skrócić łańcuch przekierowań. Ale nie poddawajmy się. Czasem lepiej podnieść alarm zawczasu niż rano przeczytać, że las, w którym wieczorem spacerowałeś płonie i sytuacja jest nie do opanowania…
Pamiętajcie las płonie szybko… rośnie latami…
9 komentarzy
Brawo dla Pana leśniczego za szybka reakcje a nie olanie tematu, trzeba ludziom uświadamiać , moze kiedyś do nich dotrze,ze to nie tylko drzewa ale cała fauna, tyle żyć moze być zagrożonych, szanujmy las, kochajmy go
Dokładnie dla Pana Podleśniczego. ☺️ Ale najważniejsze jest reagowanie – nie olewanie. Zarówno przez nas, zwykłych użytkowników lasów jak i pozostałych. Często to my jako pierwsi widzimy co się dzieje. Musimy reagować!
Jak już zaczynają się palić lasy na Podlasiu to znaczy że jest naprawdę źle. Tak naprawdę jeszcze nie ma upałów i nie ma upalnego lata. Strach pomyśleć co może zrobić susza i pożary gdy nadejdzie to właściwe lato?
Strach pomyśleć co będzie za jakiś czas… swoją drogą ciekawe ile tragedii jeszcze potrzeba by ludzie naprawdę zaczęli uważać na to co i gdzie robią…
Zgadzam się z przedmówcą – brawa dla Podleśniczego za reakcję. Brawa dla autora artykułu – również za reakcję. Dobrze, że są wśród nas tacy ludzie. Zgadzams ię również z tym, że można odnieść wrażenie, że brak rostropności i rozwagi jest coraz bardziej spotykany u odwiedzających lasy (zreszta nie tylko lasy) Pokuszę się o stwierdzenie, że w sumie “rozstropność” lub raczej jej brak to bardzo łagodne określenie.
Lasy to nasze wspólne dobro musimy o nie dbać. 🙂 Szkoda tylko, że wiele osób przypomniało sobie o nich jak pojawił się zakaz wstępu… naśmiecili, naniszczyli i znowu zapomnieli… 🙁
Wiesz, czasem nyśkę, że lepsi tacy tymczasowi niż ci ‚stali bywalcy, którzy po sobie nie potrafią posprzątać. Smutne to, że ludzie tak beztrosko podchodzą do czystości, do przyrody w ogóle.
Na takich to słów brakuje, choć ja łudzę się, że Ci stali prędzej czy później się ogarną jak wejdą w swój syf.
Oby. Oby