Fajnie jest mieć kilka psów, choć dla mnie dwa to absolutne maksimum, ale i zarazem minimum. Wraz z pojawieniem się w Lublinie Tungi, nasze stado okresowo się powiększa. Czasem na weekend, czasem na dłużej – w zależności od tego ile czasu spędzam u mamy. Jednak zdarza się, że psy muszą żyć razem i zdecydowanie dłużej niż kilka dni, kiedy my wyjeżdżamy na wakacje bez psów (tak to możliwe), a moja zgraja jedzie w tym czasie na zasłużone wakacje do babci.
Ciągle nie mogę wyjść z podziwu, że Donner stał się tak fajnym, zrównoważonym i mądrym psem. Coraz częściej żyjemy jak normalni ludzie, tj. przestaliśmy jeździć na łąki na drugi koniec Warszawy, by minimalizować spotkanie innych ludzi, psów i maksymalizować odległość od ulicy. Nie musimy już jeździć kilkunastu kilometrów na łąki, kilka wsi dalej, by minimalizować spotkanie innych psów, kiedy odległość od ulicy i ludzi nie była już tak ważna. Teraz jeździmy do naszego lasu, za którym znaleźliśmy fajne (choć nie za duże łąki) i zupełnie nie przeszkadza nam obecność rodziny z dziećmi czy psa w pobliżu.
Nasze psy trzymają się nas, bawią się z nami, a obecność innych nie powoduje już u mnie napadu paniki i ucieczki z Donnerem na drugi koniec lasu, bo pies ma w nosie na otoczenie i nie stresuje się absolutnie niczym.
Ale wracając do Lublina, bo wkradła się dygresja.
Tak więc o relacje Donner-Tunga nie martwię się absolutnie, bo Donner jest wyjątkowo ogarniętym psem. Ja doświadczona już relacjami na linii Donner-Ela wiedziałam jak to zrobić, by owczarek pokochał szczeniaka, jednocześnie wiedziałam już, jakich błędów nie popełnić by szczeniak nie stał się diabłem, który robi z Dosiem co chce. I udało się! Tunga bardzo szanuje Donnera i respektuje jego mikro sygnały, a Donner wykazuje się piękną powściągliwością i wyrozumiałością na wpadki młodego psa.
Problem pozostaje na linii Elza Tunga, bowiem dziewczynom od początku nie było ze sobą (przeczygaj o ich zapoznaniu) po drodze. Może nie pałają do siebie od razu chęcią mordu, ale ich relacje są dość szorstkie – mocno zależne od dnia i humoru.
Zazdrość to typowo babska cecha
Suki są obsesyjnie zazdrosne o zainteresowanie człowieka. Kiedy w domu ktokolwiek pogłaszcze lub wykaże zainteresowanie jednej z nich, druga od razu biegnie i wpycha swój łeb krzycząc: „ja też, ja też!” w efekcie czego dochodzi do aktów grożenia, bo pierwsza nie zrobi miejsca, aby obie mogły się głaskać razem – paradoksalnie, żadna nie ma z tym problemu, kiedy jest to Donner – z nim można dzielić się miłością człowieka…
Przyjęliśmy więc zasadę, że suk nie głaszczemy, kiedy są razem i ogólnie je ignorujemy, chyba że są dwie osoby, aby każda miała „swojego człowieka”.
Uczymy odsyłania na miejsce i grzecznego czekania, kiedy robimy coś z drugą. I tu niezwykle ważnym elementem okazuje się posłuszeństwo. O ile odesłanie Eli na miejsce i nakazanie jej zostania nie jest problemem, choć brodata suka posyła wówczas światu pioruny z oczu, o tyle z Tunią jest problem, bo u niej posłuszeństwo jest dość słabe.
Dlatego bardzo pilnujemy się, by nie prowokować konfliktów i kiedy któraś z suk chce się przyjść w domu głaskać, nie dostaje tej pieszczoty, jeśli druga jest w pobliżu.
Dodatkowo każdorazowo w momencie pojawienia się sprzeczki obydwie suki tracą zainteresowanie człowieka (nie szukamy winnego i prowodyra, bo ciężko w tej sytuacji to ocenić… czy zaczyna ten pies, który przyszedł jako drugi się głaskać, czy ten, który bronił zasobu, czy ten pierwszy, który się odwarknął – nie oceniamy) i bardzo często, obie, wylatują za złe zachowanie na dwór.
Przyjaciółki, gdy nikt nie patrzy
O dziwo, kiedy zostają same i gdy mają więcej przestrzeni, dziewczyny zachowują się jak najlepsze przyjaciółki. Ganiają się po działce, bawią w zapasy i choć może wyglądają dość brutalnie, bo odgłosy, które wydają przypominają trochę walki mitycznych stworów, ale są w pełni bezpieczne, bo żadna z zabawy nie wychodzi, nikt nikogo nie gania i nie prześladuje, a kiedy jest STOP – który same wyznaczają, to jest stop i obie go respektuję, choć Tunia szybciej zachęca spowrotem do głupawki, oszczekując Elkę. Ale i Ela, niespodziewanie potrafi zrobić Tundze „Bu!” i uciec nonszalancko machając ogonem, by ta ją ganiała.
Ale warunek jest jeden – nikt nie może wiedzieć o tym, że się kumplują, bo kiedy ktoś patrzy trzeba zrywać niedostępne.
Jestem owczarkiem!
Tunia jak przystało na owczarka, ma nieznośne nawyki podgryzania i zaganiania. O ile nie stosuje ich na Donnerze, bo ten skutecznie potrafi ją spacyfikować, po prostu łapiąc jej kufę czy łebek do pyska i warcząc, póki Tunia nie wyluzuje, co później kończy się wylewnym wzajemnym wylizywaniem, aż po migdałkach. O tyle, Tunga dla Eli szacunku nie ma.
Kiedy Ela ją ignoruje, a Ela dość często ją ignoruje i stara się być ponad wszystko, nawet kiedy Tunia szczeka jej do ucha: „Baw się! Baw się! Baw się!”. Olewana, rozemocjonowana Owczarynka, potrafi ugryźć za to brodatą koleżankę w ucho lub tyłek lub po prostu dziabnąć i uciec – tak tylko po to by ją sprowokować. Na szczęście Elka jest mądrym psem i pogoni Tunię, nastraszy ją, ale do niczego nie dochodzi. Z czasem jednak, Ela zaczyna mieć dość i odgania wrzeszczącego owczarka, kiedy Tunia tylko się zbliża.
Wtedy wkraczamy my i zabieramy małego natręta, bo każdy ma granice swojej cierpliwości, a istnieje realne ryzyko, że Tunga kiedyś tak wkurzy Elę, że ta jej wleje, a do tego doprowadzić nie możemy. Więc kiedy widzimy, że Ela czuje się niekomfortowo, a Tunga zaczyna być małym, psim stalkerem jedna z suk zostaje zabrana do domu w zależności od tego na, co Ela ma ochotę – tj. jeśli chce odpocząć, to ona idzie do domu, żeby móc się zdrzemnąć. Jeśli chce się pobawić – w domu ląduje Tunga.
Kolejny owczarkowy problem – zatrzymywanie obiektów. Nawet nie wiecie, jak nie znoszę tego zachowania u owczarków. Mimo, że kocham te psy, nie znoszę tego, nie toleruję i nie pozwalam na to.
Jak ktoś nie wie o co chodzi to już tłumacze – obiekt się porusza (człowiek, rower, sarna) owczarek musi biec, ugryźć i zatrzymać. Jak obiekt rusza ponownie – ugryźć i zatrzymać. Jest to ściśle związane z łańcuchem łowieckim tej rasy, który jest bardzo pożądany w sportach i tym do czego owczarek został stworzony, ale w życiu codziennym jest nieakceptowalne i może przysporzyć dużo problemów.
Z Dosiem udało nam się rozwiązać to w dość prosty sposób – piłką w pysku i poprawą relacji – celowo nie mówię o posłuszeństwie, bo to mu mocno odpuściłam, na rzecz relacji, która załatwia nam wiele rzeczy – chociażby to, że pies wraca, bo chce, bo wie, że warto, że to fajne, a nie dlatego, że musi, bo tak jest wyszkolony, a to było u Donner bardzo ważne – zmienić punkt widzenia. I tak, kiedy zabieramy na łąki psy, aby porzucać im piłkę, czy pullera – Donner mając w mordzie zabawkę, pysznie się bawi, biegając za Elką, ale nie ma potrzeby napadania jej i zatrzymywania, bo strata ukochanej piłki (tj. wypuszczenie) jest za dużym ryzykiem. Piłka dużo też pomaga nam podczas mijania rowerów, kiedy to Doś podgryza piłkę w pysku, co też trochę go uspokaja i pozwala zrzucić emocje, przez co nie startuje z zębami do koła. Na szczęście rowery już rzadko kiedy go interesują – wcześniej dużo pracowaliśmy nad ignorowaniem ich, ale w dniach, kiedy owczarek ma ewidentnie gorszy humor, piłka w pysku bardzo pomaga. Ale znowu wkradła się dygresja więc wróćmy do popędu łowieckiego Tuni.
Z Tungą problem jest podobny, szczególnie kiedy psy biegają w grupie (nawet nie za piłką) tylko po prostu biegną na koniec działki, bo któremuś się coś uroi i muszą to sprawdzić. Tunga za wszelką cenę stara się zatrzymać Elkę. Na szczęście Ela jest dużo szybsza i zwinniejsza, w efekcie czego często przy próbie pogoni, kiedy terierzyca skręci nagle o 90o, Owczarynka zalicza dachowanie. Nie zraża jej to jednak w najmniejszym stopniu, a Ela kiedyś w końcu się zatrzyma. Wówczas owczarek zaczyna ją atakować…
Czasem zdarza się też tak, że Tunga zamiast biec za Elą, zajdzie jej drogę na wprost i wówczas wystartuje i zatrzyma ją zębami. Im częściej zaczęło jej się to udawać, tym Elka zaczęła zwalniać i teraz Tunga zatrzymuje Elkę, kiedy dzieli ich dobre kilka metrów. Tj. kiedy Elka namierzy polującą na nią Tungę, zatrzymuje się i zaczyna wąchać kwiatki. Trochę owczarek mi sukę zborderzył, ale terier głupi nie jest. Bowiem kocią taktyką (nie zapominajmy, że w domu jest też Kłopot, który obejście z psami opanował do perfekcji. W końcu Tunia jest jego czwartym psem w życiu, a trzecim, którego wychowuje. I chyba najlepiej sobie radzi z całego stada.) potrafi przejść pół ogródka w sposób tak ostrożny i powolny, że Tunga nie ogarnia, kiedy ich spojrzenia spotykają się w odległości dosłownie metra, po czym Elka w trybie natychmiastowym załącza turbo i znika owczarkowi z pola widzenia. Oczywiście, kiedy Tunia załapie, co się stało momentalnie zaczyna szukać Elki, żeby jej podokuczać, ale to już inna historia.
Przestrzeń
Dlatego tak ważna jest dla nich przestrzeń i separacja. Choć w Lubinie spędzają czas niemal 24h/dobę razem wspólny czas musi być ograniczony, by nie doszło do przesycenia. I tak, moje psy śpią w pokoju ze mną, a Tunia z mamą, choć owczarynka potrafi w nocy przytuptać i próbuje wcisnąć się na legowisko Dosia, ale że Donner nie wykazuje chęci przesunięcia się, a Ela każde podejście do mojego łóżka kwituje warknięciem, po chwili Tunia wraca do siebie.
Choć moim psom nie przeszkadza wspólne jedzenie i picie nawet z jednej miski, w Lublinie jest kilka misek z wodą, aby niepotrzebnie nie powodować konfliktów, których nigdy o miski nie było, ale po co ryzykować (choć i tak, wszyscy wiedza, że najlepsza jest deszczówka z wiaderka). Podobnie jest z jedzeniem – psy jedzą razem, to znaczy w tym samym czasie, ale w sporych odległościach od siebie, by każdy miał komfort i spokój w trakcie posiłku.
Każdy pies ma czas tylko z nami, kiedy pozostałe dwa zajęte są czymś innym. Tak by każdy był wygłaskany, wybawiony i odpowiednio zaopiekowany i nie czuł się odrzucony.
Na spacery wychodzimy jednak razem, a to dlatego, że żadna z suk nie potrafi bez histerii zostać w domu, kiedy Donner wychodzi. Nie wiem co Lublin ma w sobie, ale zabranie kiedyś Donnera samego na spacer w Lublinie, spowodowało, że Elka przeskoczyła płot, (a Tunia popada w histerię) dlatego też suki wychodzą na spacer z Dosiem, co w sumie ma swoje dobre strony, bo Tunia jest bardzo tchórzliwa na spacerze, a z moją grupą czuje się dużo pewniej i minięcie czegoś strasznego np. rodziny z wózkiem, nie jest już dla niej takie straszne, kiedy widzi, że moje psy nic sobie z tego nie robią.
Psie relacje…
Chciałam pokazać Wam, że relacje psów nie są zawsze takie same. Że wiele rzeczy zaskakuje i trzeba cały czas być czujnym. Nie chodzi o to, by wkraczać pomiędzy psy przy każdym warknięciu czy szamotaninie, ale umieć zareagować, kiedy atmosfera staje się gęsta. Trzeba niestety myśleć za te nasze burki i kiedy one same nie potrafią ustalić zasad, ustalić je za nie. Nikogo nie faworyzować, bo bardzo często na pierwszy rzut oka agresor, może okazać się tym który w rzeczywistości się broni. Nie można na siłę prowokować sytuacji niekomfortowych (czego mistrzem, jak popatrzymy, jest Cezar Milan, który zmusza psy do obcowania ze sobą, choć cała ich mowa ciała mówi, jak bardzo jest im niekomfortowo i źle) tylko po to, by pokazać, jak pięknie udało nam się przytulić dwie suki naraz i że „panujemy nad nimi jako przewodnik stada”. No spoko – tylko po co? Nie lepiej żyć z nimi tak, by każdy czuł się dobrze i komfortowo? By psy wiedziały, że kiedy przychodzą do mnie po wsparcie, to je otrzymają i zabiorę z ich otoczenia irytującego kumpla? Z drugiej strony, by wiedziały, jakie są zasady – co im wolno, a co nie? Dwa i więcej psów w domu pokazuje wszystko, jeśli chodzi o nasze relacje z psami, ich obycie, strategie radzenia sobie, słabe i mocne strony.
Relacje między psami w rodzinie zależą niemal praktycznie od nas – od ustalonych granic i zasad, od umiejętności zrozumienia tego, co się dzieje oraz wsparcia psów i pomocy im w rozwiązaniu tego, z czym same sobie nie radzą.
Nie mówię, że relacje Eli i Tungi są złe (choć może to wynikać z opisu). Jak popatrzę obiektywnie, to są bardzo podobne do relacji Ela-Donner, z tym że Donner potrafił być przerażający, a Ela potrafiła odpuścić. W tym wypadku Ela nie potrafi porządnie nastraszyć, a Tunia… Tunia jest owczarkiem, który jeszcze uważa, że może wszystko. Ale wbrew pozorom ich relacje są dobre, dziewczyny radzą sobie całkiem nieźle, ja pomagam im jak mogę, by było jeszcze lepiej ucząc je zasad i pokazując granice. Nie sądzę, że robie to idealnie – pewnie czas pokaże co zrobiłam dobrze, co źle, ale jestem zadowolona z ich relacji, bo sądzę, że ktoś z boku jakby czasem na nie popatrzył, uznałby, że jest tam agresja i psy nie mogą przebywać razem, a jednak – dają radę! Na pewno problemem jest zdecydowana różnica charakterów – powściągliwej Eli, która uwielbia sobie zawłaszczać człowieka, co też pokazywała już na seminarium z komunikacji, oraz rozentuzjazmowanego, młodego, psa pełnego energii – jakim jest Tunga, która chce się bawić w sposób zupełnie nieakceptowalny dla Eli, czyli w gryzienie i zapasy. Ela natomiast preferuje gonitwy i szarpanie zabawkami.
I choć w wielu aspektach się nie zgadzają, nie przeszkadza im to we wspólnym odpoczynku, rozkopywaniu ogródka, czy spacerach. Owszem ich relacja wymaga ode mnie więcej pracy, czasu i uwagi, i owszem – źle poprowadzona mogłaby eskalować w dużą niechęć i agresję. Ale jestem optymistką, bo mimo wszystko dziewczyny się całkiem lubią i cieszą na swój widok, a kiedy wjeżdżamy, Tunia wpada w prawdziwą rozpacz, do tego stopnia, że ostatnio zapakowała się z moim psami do auta oświadczając, że wyjeżdża razem z nimi i o dziwo moje psy nie miały nic przeciw temu.