Strona główna Wakacje z psemNa weekend Kazimierz Dolny na weekend

Kazimierz Dolny na weekend

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Starym zwyczajem, kiedy spotykam się z Karoliną zawsze kończy się to planami na jakąś fajną wycieczkę po Lubelszczyźnie i okolicach. Wspólnie poza samym najbliższym otoczeniem Lublina zaliczyłyśmy już Roztocze, okolice Biłgoraja, Polesie, Jatę i wiele pomniejszych wycieczek w okoliczne regiony. W tym tygodniu padło na Kazimierz Dolny – miasto artystów, a zarazem największego internetowego fejmu dla nowobogackich, zjeżdżających się tam z całej Polski. Dla mnie – miasteczko na weekendowy wypad od najmłodszych lat (podobnie jak Nałęczów) z racji niedalekiej odległości od Lublina.

Ostatni nasz wypad do Kazimierza w 2014 roku zakończył się interwencją w klinice weterynaryjnej, kiedy to zaobserwowałam u Donnera pierwsze objawy babeszjozy. Na szczęście tym razem wycieczka skończyła się bez większych przygód… większych, bo mniejsze, ale o tym w odpowiednim czasie.

Trasę na spacer wybrałyśmy spośród kilku polecanych pieszych szlaków turystycznych na stronie Kazimierza Dolnego, a konkretnie wybrałyśmy szlak „Wycieczka przez cztery wąwozy”. Trasa niezbyt długa na 8-9km, akurat na sobotni poranek, gdzie w dzień przewidywana jest na zmianę spieka i burze.

Wyruszyliśmy z rynku ulicą Szkolną, tak jak sugerował opis trasy. Niestety już o 10 rano było dość tłocznie. W sumie kto nie spodziewa się w Kazimierzu tłumów musi być bardzo naiwny, ale jeśli nie przepadacie za duża (bardzo dużą ilością ludzi), to odpuśćcie Kazimierz. Jednak pomimo hord turystów, to była jedna z najprzyjemniejszych wycieczek pod względem ogarnięcia Donnera. Po pierwsze dlatego, że nie mieliśmy większego problemu z ludźmi, którzy pomimo kilku przypadków chęci pogłaskania psów, trzymali się raczej w kulturalnym dystansie, nie chodzili szpalerami, w większości przypadków pilnowali dzieci i nie wyzywali nas od bestii, a wręcz przeciwnie określali naszą zgraję mianem uroczych piesków. Wyjątkowy humor też miał Donner, który przez większość trasy szedł sobie przodem mijając ludzi zupełnie jakby nie istnieli. Co więcej, nawet postanowił sam z siebie (zanim zareagowałam) dać się pogłaskać Pani, którą poprosiłyśmy o zrobienie zdjęcia, a wierzcie mi zobaczyć Donnera, który wykorzystując chwilę przekazywania telefonu podchodzi do obcej osoby i wkłada głowę w jej ręce, aby go pogłaskać – bezcenne.

Także, kiedy idąc ulicą Szkolna, a następnie Doły wyszliśmy na obrzeza Kazimierza szybko znaleźliśmy się u wejścia wąwozu Korzeniowego. I tu pojawiły się pierwsze rozterki, bo opis trasy mówił wyraźnie o innym wąwozie. I tu muszę Was zmartwić. Oznakowanie tras spacerowych w Kazimierzu woła o pomstę do nieba! Niestety przez tłumy ludzi, grupki stojące przy każdym skręcie zasłaniające charakterystyczne miejsca, oraz brak praktycznie jakichkolwiek oznaczeń pomocniczych z zaplanowanych czterech wąwozów zaliczyłyśmy tylko jeden. Pierwszy (czyli ten skręt w prawo „Na Niezabitowskich”) zupełnie nam umknął, a skoro nie poszłyśmy pierwszym, to i drugi pominęłyśmy… . Dopiero po podejściu pod wąwóz Korzeniowy zaczęłyśmy się zastanawiać, że chyba poszłyśmy źle… ale już nie chciało nam się wracać. Więc wspięłyśmy się wąwozem na górę, gdzie faktycznie było przepięknie, by po raz kolejny stanąć przed rozterką. Czy zaraz za wąwozem skręcić w lewo i iść ścieżką wzdłuż porzeczek, czy prosto? Z tego, co pamiętałyśmy z jakichś wycieczek sprzed lat, należałoby iść w lewo… ale trasa mówi „idź prosto”. To poszłyśmy… między domkami, oszczekiwane przez psy zza siatek. Potem skręciłyśmy w lewo i już do samego końca szłyśmy ulicą. Co niestety przy panujących upałach szybko nas zmęczyło i kiedy dotarłyśmy do rozstaju dróg, gdzie mogłyśmy zejść do czwartego wąwozu, odpuściłyśmy sobie. Szczególnie że po rozmowie z innymi turystami zostałyśmy przestrzeżone przed strasznymi gzami i komarami, więc darowałyśmy sobie spacer Norowy Dół. I zamiast odbić w prawo, wróciłyśmy drogą po kocich łbach do centrum Kazimierza, przechodząc obok Zamku i Baszty. Sama wycieczka zajęła nam około dwóch godzin i wyniosła niespełna 9km.

Czy były fajna? Nie tak bardzo, jak planowałyśmy, ale z drugiej strony nie mogę też narzekać, bo była to zupełnie inna – miejska- wycieczka, a takich mamy niewiele, więc na pewno była sporym urozmaiceniem dla psów i na pewno zmęczyła je dużo bardziej niż spacery po lesie, bo trzeba było się ogarniać w tłumie.

Ale nie ma tego złego! Ponieważ Kazimierz zmotywował nas, żeby tu wrócić w przyszłości. Raz na sesję zdjęciową, no i żeby w końcu zaliczyć wszystkie cztery wąwozy! A przecież to nie jedyne trasy w okolicy, bo dla wytrwalszych można zaplanować wycieczkę Bulwarem Wiślanym w stronę Kamieniołomu, który naprawdę robi wrażenie, by potem wrócić wąwozami i lasami na rynek. Możemy zwiedzić Zamek i Basztę (oficjalnie nie można z psami, ale jak pokazują Internety – wszystko jest do dogadania), oraz wspiąć się na Górę Trzech Krzyży (można z psami). Po drugiej stronie Wisły mamy Zamek w Janowcu, niestety o ile się nic nie zmieniło jest tam zakaz wprowadzania psów, ale na około można się przejść. Ale tak szczerze to z tymi wszystkimi zakazami, jest tam bardzo różnie. Mały pies na rękach jest codziennością, więc zakładam, że te zakazy w dużej mierze zależą od humoru człowieka w budce z biletami.

Jedno jest pewne – w Kaźmierzu możecie spędzić udany weekend łącząc aktywny wypoczynek z psem, z czasem spędzonym w knajpach na objedzie czy deserze. A my troszkę zmęczone, ale jak zwykle szczęśliwe planujemy kolejny wypad w te rejony, bo nie powiedziałyśmy ostatniego słowa w Kazimierzu!

Ogółem: 3 401, dzisiaj: 1

You may also like

Zostaw komentarz