Jeszcze jakiś czas temu spacer z dwoma psami po mieście był dla mnie koszmarem. Donner wymagający stałej kontroli i Ela, która bardzo chciała zwiedzać świat. Każdy pięknie chodzący na luźnej smyczy, kiedy są osobno i w parze zamieniający się w stado zwierząt ciągnące do przodu lub w przeciwnych kierunkach, wzajemnie się nakręcające i zapominające o mojej obecności. Zawsze, kiedy byli razem śmiałam się, że mają jeden mózg na dwa psy, bo tak to mniej więcej wyglądało.
Ale od pewnego czasu wszystko się zmieniło. Od momentu przeprowadzki naszym ulubionym miejscem spacerowym na „szybki spacer”, podczas brzydkiej pogody lub późnym wieczorem jest Park w Młochowie. Miejsce, do którego jeszcze rok temu nie wybrałabym się z psami, bo ludzie, bo zwierzęta, bo cywilizacja…
Teraz, chodzimy tam dość często, co więcej chodzę bez większego problemu z dwoma psami. Chodzę i cieszę się spacerem, bez skanowania otoczenia, bez paniki, schodzenia ludziom z drogi. Wychodzę na luzie na spacer i na takim samym luzie wracam. A psy? Psy zadziwiają mnie na każdym kroku.
W jeden z sobotnich poranków obudziło mnie piękne słońce. Siódma rano, więc biegniemy na spacer. Jako że leśne ścieżki ostatnio zamieniły się w bagna postanowiła pojechać do parku, a co! Jest wcześnie, piękna pogoda to i może zdjęcia porobię!
Założenie wypełniłam, z samego rana w parku nie było nikogo poza jednym rowerzystą, który na nasz widok musiał wypalić dwa papierosy ewidentnie nie dowierzając, że ktoś fotografuje psy na tle dworków.
Ze stoickim spokojem zdjęłam Donnerowi kaganiec, mimo że na początku łypał niezadowolony na obserwatora. Ustawiłam do zdjęcia, a pies na widok aparatu momentalnie odciął się od otoczenia: „bo zdjęcia”. Tak – Donner miał sesję w parku, niedaleko obcej osoby (z rowerem), zostawał na komendę i pozował. Co więcej, zostawał z Elzą, która szybko się nudzi i potrafi zwolnić się sama z komendy, kiedy zbyt długo nie ma nagrody. A Donner? Pozował. Był ponadto.
Zostawienie go na pomościku, proszę bardzo. – M. jak zobaczył to niezbyt dobre zdjęcie, to zwątpił, bo zostawienie psa w takim otoczeniu aż prosiło się, żeby wskoczyć do wody, ale nie. Pies został, nawet zwolniony z komendy wrócił do mnie, dał zapiąć się na smycz i pójść dalej.
Duma wręcz mnie rozpiera szczególnie z powodu jednego wydarzenia. W drodze powrotnej, kiedy już Donner szedł z owcą w zębach – symbolem zwycięstwa i zakończonej sesji, na naszej drodze pojawili się pierwsi spacerowicze, a wraz z nimi pieski. Jak się nie trudno domyśleć na naszej drodze pojawił się uroczy maltańczyk i terier tybetański, które ochoczo ruszyły w naszą stronę.
Szybka ocena szans – Donner bez kagańca z owcą w zębach… odebranie owcy, którą zgodnie z tradycją powinien sobie zanieść do auta – niewykonalne. Wciśnięcie kagańca na owcę… nie ma szans. A pieski biegną… poprosiłam o zawołanie. Terierek wrócił zapiąć się na smycz, a maltanka już witała się z Elą. Sytuacja patowa, ale widzę u Donnera pełen luz. Sunia podeszła dziarskim krokiem do niego, powąchali się, Donner z zainteresowaniem zaczyna machać ogonem. Ja stoję z głupią miną nie wierząc w to, co widzę. Maltanka wdzięcznie odbiega za swoim opiekunem, a my dalej stoimy jak te oszołomy na środku drogi, obydwoje nie do końca ogarniając co się właściwie stało. Dopiero skok Elki i celny cios łapą w śledzionę przywraca rzeczywistości normalny bieg czasu. Wybudzona z chwilowego szoku chwalę Donnera i szarpiemy się owcą właściwie nie wiedząc, czy w ogóle pies połączył dobre zachowanie z nagrodą, bo wydaje mi się, że minęły godziny od przywitania, ale jestem w takim szoku, że jest mi to szczerze obojętne. We wspaniałych humorach wracamy do domu na śniadanie. Bo nie dość, że udało mi się zrobić kilka fajnych zdjęć (i to obiektywem, który się do niczego nie nadaje i to właściwie jedyne zdjęcia, które nim zrobiłam i które nie zostały od razu usunięte) to jeszcze Donner pięknie współpracował i postanowił być normalny. Po raz kolejny uświadomiłam się w przekonaniu, że przeprowadzka uratowała Donnera.
A jeśli będziecie w okolicy to warto wybrać się do parku w Młochowie, bo jest to piękne miejsce. Zresztą sami zobaczcie.
9 komentarzy
O pani, dzięki! Mam do Młochowa całe pół godziny samochodem. 😀 To już wiem, gdzie jadę na następny spacer z Berylem. 😉
Ekhm, ekhm. Do mnie też masz półgodziny 😛 (przypomina o spacerze)
Yyyy tak, masz rację… próbujemy przyszły weekend? 😀
Zgadamy się na priv 🙂
Zdjęcia piękne i przygoda też. Zwierzęta potrafią nas zaskakiwać. Super, że tak ładnie pozują. Jakie wydajesz komendy ? Jak je uczono?
Super foty! A Donner bardzo dzielny! 😀 Też bardzo lubię ten park, nie brak mu uroku, muszę tam koniecznie zajrzeć w ciągu tygodnia albo właśnie o wcześniejszej porze, żeby było mniej ludzi, w weekendy jest dość tłoczno. Choć zauważyłam, że odwiedzające go osoby wydają się całkiem spoko i prawie zawsze prowadzą psy na smyczy, co jest miłą odmianą np. od Pola Mokotowskiego. gdzie pańcio potrafi być na drugim końcu parku, a piesek beztrosko zwiedza samodzielnie okolicę.
Dziękuję, zainspirowałaś mnie, żeby w końcu pójść tam z aparatem. 🙂 Uwielbiam ten park i ludzi w nim. Nawet jak psy biegają luzem, to zawsze jak poproszę o przywołanie pieska, ludzie to robią i nie starają się udowadniać, że to moja fanaberia. W efekcie czego Donner od kilku tygodni mija się na tych alejkach z psami na zupełnym luzie. Kocham całą tą okolicę! 😀
Piękne zdjęcia! 😀 To miejsce wydaje się być urokliwe. 😀
Donner jest bardzo dzielny i widzę, że robi niesamowite postępy! Oby tak dalej – z resztą przy zdolnym przewodniku nie może być inaczej. 😛
Dosiu ostatnio zmienił poglądy na świat 😀 A miejsce bardzo polecam! Jest cudowne. 🙂