Hard Dog Race już na stałe zadomowił się w kalendarzu polskich psich imprez biegowych. Chyba nikt z nas, którzy brali w nim udział, nie wyobrażają sobie roku bez tej imprezy, a w tym nieszczęsnym 2020 było blisko… Wiosenne zawody zostały odwołane z powodu COVIDU i niemal do ostatnich dni przed wrześniową edycją nie mieliśmy 100% pewności czy zawody się odbędą. Ale na szczęście się odbyły!

Wyjątkowe zawody

Dla nas były to niesamowicie ważne zawody i z wielkim bólem serca przyjęliśmy wiosenną informację o ich odwołaniu. Wyjątkowość tych zawodów wynikała z tego, że pierwszy raz biegliśmy rodzinnie, to znaczy wystartował również M. ,który nie widzi sensu w bieganiu samym w sobie jeśli nie towarzyszy mu piłka, ale obiecał w grudniu Dosiowi, że jeśli wyzdrowieje, to z nim pobiegnie. Pies wyzdrowiał, a wiadome danego psu słowa nie wolno złamać.

Niestety w międzyczasie zdiagnozowano u Donnera początki spondylozy i znowu start znalazł się pod znakiem zapytania. Na szczęście dobra kondycja psa, odpowiednie suplementy i ćwiczenia skutecznie utrzymują Donnera w formie, więc póki nic go nie boli i póki jest sprawny, postanowiliśmy nie rezygnować z aktywności (za przyzwoleniem weterynarzy).

Tak więc 12.09.2020 stawiliśmy się w Górze Kamieńsk z naszym psio-ludzkim teamem: M+Donner i Ja+Ela. Miejsce zawodów było nam już doskonale znane po zeszłorocznej edycji i trochę martwiłam się, czy trasa będzie, jak co roku, niespodzianką, czy będziemy mieli powtórkę z 2019.

Na szczęście organizatorzy jak zwykle nie zawiedli i zaskoczyli nas nową trasą i przeszkodami. A to jest w tych zawodach najfajniejsze! Nigdy nie wiesz co czeka Cię za zakrętem, jaka będzie kolejna przeszkoda i czego się spodziewać. A sama trasa i przeszkody są tajemnicą do samego startu!

Tym razem nie biegliśmy

Startując w tym roku założyliśmy sobie dwie rzeczy – nie odpuścimy żadnej przeszkody i nie będziemy się spinać na bieganie. Raz z powodu Donnera, żeby go nie przeciążyć, dwa dlatego, że M. nie jest biegaczem i nie przepada za bieganiem bez celu (co innego kiedy dać mu piłkę, ale wówczas mogli by zrobić z kilkoma psami wielki rozpiernicz, więc zaniechaliśmy tego motywatora), a chcieliśmy pokonać Hard Dog Race wspólnie, wbiec na metę trzymając się za ręce i wspierać całą trasę. I, mimo że chwilami z Elą miałyśmy straszną ochotę wyrwać i pobiec, nie zrobiłyśmy tego, bo w tym roku był to start rodzinny – dla Dosia. Tak, więc zabójczego czasu nie mieliśmy, bo jakieś 1h6min, ale nie o to w tym wszystkim chodziło.

Psy jak zwykle nie zawiodły. Ela mały harpagan, ciągnęła do przodu nadając naszej wesołej gromadce tępo. Doś, choć trochę się lenił, dzielnie truchtał z M. u boku pokonując wszystkie przygody niemal bez zawahania. Emocjonalnie spisywał się pięknie, choć jeszcze przed startem, tuż po wyjściu z samochodu targały nim emocje, które musiał wyszczekać na mijanych psach, ale na trasie zachowywał się wzorowo. Koronawirus i wszechobecny socjal dystans przyniósł ze sobą niespodziewaną korzyść dla Donnera, dając mu tak bardzo potrzebną przestrzeń, by nie stresować się naruszaniem jego przestrzeni osobistej dzięki czemu, czuł się wyjątkowo dobrze i komfortowo, bo nikt w niego nie w chodził, nikt nie chciał go wąchać, a wszyscy obchodzili się sporym łukiem Ah, żeby było tak zawsze! Na trasie Doś wyprzedzał psy, ignorował fotografów, humor mu się nieco zespól dopiero wtedy, kiedy na zmianę wyprzedzaliśmy się z kilkoma psami. Raz my ich, raz oni nas i to Doska trochę zdenerwowało i za którymś razem postanowił hauknąć wyprzedzające nas kolejne pary. Ale jak na niego, to były nic nieznaczące incydenty. Po biegu grzecznie stał w kolejce do pryszniców, których ostatecznie się nie doczekaliśmy i poszliśmy wykąpać w rzece.

Jeszcze muszę Wam napisać o M., który strasznie mi zaimponował, bo pokonał trasę bardzo szybkim marszobiegiem sporo odcinków podbiegując, a zarzekał się, że biegł nie będzie! I choć dotąd marudzi, że nie wie, jak dał się w to wkręcić, że pobiegł tylko dlatego, że go wrobiłam grając na emocjach związanych z Dosiem i takie tam, to wiem, że mu się podobało, tylko nie chce się przyznać. A mam nadzieję, że na kolejną edycję też się skusi. Ja troszkę, żałuję, że nie biegłyśmy z Elą, bo mogłyśmy wykręcić czas podobny do tego w Zawiesiuchach, bo czułyśmy się znakomicie, ale nie narzekamy, bo najważniejsze, że pokonaliśmy HDR wspólnie, rodzinnie i wszystkim nam się podobało.

I wiecie co, to jest naprawdę bieg dla każdego, o czym piszę Wam od czterech lat. Mój mąż nie biega, owszem chodzimy na nawet 20km spacery, ale M. nie biega. Doś jest ośmioletnim owczarkiem ze zwyrodnieniem kręgosłupa. Dwa lata temu na HDRrze biegł trójłapek, a w tym roku piesek na wózku! Więc jeśli zastanawiasz się nad startem zakładając, że nie dasz rady, spójrz na Dosia i M. Jeśli nie na nich to na te niesamowite niepełnosprawne pieski, które zmierzyły się z HDRem i go pokonały! To niesamowity wyścig dla każdego, w którym największą przeszkodą są Twoje obawy. Bo naprawdę nie jest to trudny wyścig.

Co nas spotkało na trasie?

Oczywiście była górka, która mogła być męcząca, oczywiście były przeszkody, których psy mogły nie znać, ale na spokojnie można było je pokonać!

I tak nasza trasa zaczęła się od rowu z wodą niezbyt głębokiego, tak nieco powyżej pasa. W wodzie była kratka, pod którą trzeba było przejść, a potem wyjść na brzeg za pomocą drabinki sznurkowej.

Kolejną przeszkodą była Palisada A+schody. Dalej górka, pająk (przejście raczkiem pod taśmami) worki z karmą, wiszące opony i bieg po oponach, później bieg kraba (czyli pająk tylko odwrotnie). Nie zabrakło też wodnych i błotnistych przeszkód, w których można było zgubić buty i pierwszy raz było czołganie się pod oponami w błocie, co było zdecydowanie – hard – dla Donnera, który absolutnie nie znosi błota, które go zasysa. Jeszcze jakiś bieg na czworaka, noszenie butli z wodą po leśnym labiryncie, gdzie moje psy całkowicie zapomniały komendy kierunkowe, schody+palisada A, labirynt w błocie i deszczu, zbieganie z górki, drabina nad kojcami i na koniec chyba nowa przeszkoda (bo nie kojarzę jej z poprzednich edycji) poducha dmuchaniec.

Spora część przeszkód się powtórzyła, więc Ci, co śledzą nasze relacje z HDR i przygotowania na IG wiedzieli czego się spodziewać.

Dumni, z siatami pełnymi upominków i medalami na szyjach naszych i psów wróciliśmy do domu czekając z niecierpliwością na zdjęcia, by powspominać HDRowe przygody.

Z niecierpliwością czekam na datę kolejnych zawodów. Fajnie byłoby wystartować następnym razem w Wildzie, ale Base też nie pogardzimy!

To co? Trenujemy dalej i do zobaczenia za rok!

Zachęcam również do przeczytania moich relacji ze startów z zawodów i pozostałych tesktów o HDR:

Odpowiedzi na Wasze pytania:

O Hard Dog Race:

Relacje:

Piękne fotki zawdzięczamy Karolinie Mazur z Pies moją miłością oraz fotografom HDR.

Ogółem: 681, dzisiaj: 1

You may also like

Zostaw komentarz