W Beskidzie, malowany cerkiewny dach,
W Beskidzie, zapach miodu w bukowych pniach.
Tutaj wracam, gdy ruda jesień
Na przełęcze swój tobół niesie,
Słucham bicia dzwonów w przedwieczorny czas.~Wolna Grupa Bukowina
Jak co roku, żeby tradycji stało się za dość, postanowiliśmy wybrać się na 11tego listopada w góry. Rok temu pomimo pięknej pogody, Bieszczady okazały się strasznym niewypałem, więc w tym roku postanowiliśmy odwiedzić stare dobre Beskidy, gdzie mieliśmy pewność, że przynajmniej tłumów z wycieczek autokarowych nie będzie. I nie było. Ale jak zwykle nie obyło się bez problemów. Z jakimi problemami musieliśmy się zmierzyć i na co warto przygotować się przed wyjazdem w góry z psem? Zapraszam do lektury.
Problem Pierwszy: Psiolubny nocleg
Czyli to co mogliście przeczytać na facebooku, a co mnie doprowadziło do stanu irytacji: „Z psem można – oczywiście! Z owczarkiem? A… nie to nie… Z owczarkiem nie można” Na szczęście mamy w okolicy kilka sprawdzonych noclegów, gdzie nasze Zamieszanie jest mile widziane mimo, że czasem kogoś obszczeka. A osoby, które nas znają w okolicy i widzą nas bez psa z niepokojem pytają gdzie nasz Kudłacz i dlaczego został w aucie lub pokoju. Bo jednak nasz widok bez psa jest już co najmniej dziwny wśród znajomych.
Problem Drugi: Odkąd mamy paszport druk zmieniał się już dwa razy
Czyli wyjazd za granicę. Wydawać by się mogło, że z tym problemu nie będzie. I by nie było, gdyby nie weszła kilka tygodni temu ta nieszczęsna zmiana paszportów. Psi Grójec został postawiony do góry nogami, bo pojawiła się taka obca co chce coś z paszportem dla psa zrobić. Ostatecznie skończyliśmy w Powiatowym Inspektoracie Weterynarii gdzie zrobili nam legalizację paszportu (nie do końca jestem pewna czy konieczną w UE), weterynarz zrobił badania kliniczne i dał wpis, profilaktycznie odrobaczyłam psa i zapuściłam kropelki na kleszcze, a na Słowację (z powodu pogody) ostatecznie nie pojechaliśmy… No ale gdyby ktoś potrzebował informacji co potrzeba na wyjazd na Słowację z psem:
- Paszport – aktualny, jak nie to z legalizacją po badaniach klinicznych (na 100% nie jestem pewna tej legalizacji, czy ona przypadkiem nie dotyczy tylko wyjazdu poza UE) – legalizacji dokonuje Powiatowy Inspektorat Weterynarii po uiszczeniu opłaty w Starostwie Powiatowym: 26,00zł.
- Badanie kliniczne z wpisem do paszportu na maksymalnie 5 dni przed wyjazdem.
- Teoretycznie odrobaczenie i zabezpieczenia przed pasożytami zewętrznymi potrzebne na Słowacji nie jest, ja jednak wolałam mieć aktualny wpis w paszporcie, bo mam mieszane uczucia co do słowackich władz i wiem, że czasem lubią sobie poszukać problemu.
Problem Trzeci: Pogoda, która nas oszukała
Pogoda… zgiń, przepadnij siło nieczysta! Widoki mieliśmy piękne, przejrzystość powietrza idealna, słońce, ciepło – po prostu rewelacja. Chwilami nie widziałam mojego psa idącego przede mną taka była mgła… Jak temperatura dochodziła do 5 stopni to się cieszyliśmy i jedyną zaletą był brak deszczu, a właściwie opady kiedy schodziliśmy ze szlaku.
To tyle jeśli chodzi o problemy, bo cały wyjazd był udany. Zatrzymaliśmy się jak zwykle w Chyrowiance, skąd jest bardzo dobra baza wypadowa, a że jesteśmy z M. hedonistami żywieniowymi, to miejsce kupiło nas kuchnią, bo jak wiadomo z racji mojego i jego zawodu, nie jemy byle czego i wiele potrzeba, żebyśmy powiedzieli, że coś jest chociażby dobre.
Zaplanowaliśmy następujące trasy:
Źródła Jasiołki – przepiękna trasa, po rozlewiskach rzeki, bagnach i moczarach. Już raz tu byliśmy, ale nie mogliśmy się wtedy nacieszyć pięknem tego miejsca, ze względu na ulewę, która spotkała nas w drodze powrotnej. Mieliśmy zamiar tym razem nacieszyć się widokami tego miejsca, szczególnie, że kiedy wyjeżdżaliśmy z Chyrowej cieszyliśmy się całkiem dobrą pogodą. Jakieś 0,5km od samochodu, przestaliśmy cokolwiek widzieć dalej niż na 10m. I kolejny raz, zaliczyliśmy Źródła Jasiołki nie widząc nic z piękna otaczającej nas przyrody. W planach było też zejście na słowacką stronę… Jednak z powodu mgły i bardzo słabego oznakowania słowackich szlaków zrezygnowaliśmy z tego.
Drugie przejście z Lipowca po okolicznych górach również uwzględniała zejście na Słowację. I również nie zaryzykowaliśmy tego z powodu mgły. Wystarczającym wyzwaniem było zejście 300m do jakiegoś słowackiego kamienia, który był oznakowany na szlaku. 10min – dobra idziemy, co by to nie było… Doszliśmy do jakiejś tabliczki, po niemal zupełnie nieistniejącej ścieżce i takich samych oznaczeniach na drodze, po czym okazało się, że po za jakąś tabliczką w słowackim języku z wysokością nad poziomem morza, to nic więcej tam niema. Rozczarowani wróciliśmy po śladach na szlak. Na tym szlaku mieliśmy też spotkanie z dziką zwierzyną. Najpierw zaatakowały nas konie. Ten kto jeździ konno lub ma z nimi doświadczenie, wie jak wygląda wkurzony koń. Łeb zwieszony na szyi, uszy położone, i drobi małymi kroczkami w naszą stronę, a właściwie nie w naszą tylko Donnera. Rozkładam szeroko ręce i mówię uspokajające: „stóóóóój…” Koń zatrzymuje się rozważając skąd ja go znam i czego do niego mówię i właściwie czemu się mnie posłuchał, a Donner z M. przechodzą bezpiecznie. W lesie, przy podejściu M. natomiast dostrzegł małego niedźwiedzia i już mieli zacząć uciekać z Donnerem, kiedy niedoszły niedźwiedź okazał się piękną łanią chowającą się w krzakach, za to nieopodal nas wyszedł dorodny król lasu, najprawdziwszy jeleń i z gracją godną tak szlachetnego zwierzęcia uciekł rozpływając się we mgle. Zeszliśmy z trasy już niemal bez przeszkód, choć wracając konie były niezwykle ciekawe skąd je znam i jak udało mi się powstrzymać Rafała, który tak dzielnie ich bronił, ale żeby nie kompromitować się postanowiły już nie podchodzić.
A jak na wyjeździe poradził sobie Donner? No ten to ma niespożyte pokłady energii. Wierzcie lub nie, ale cała drogę ciągnął. I to nie dlatego, że mu kazaliśmy, tylko on czerpie z tego jakąś niewyjaśnioną przyjemność. Szelki Speed od Sali.pl doczekały się swojego chrztu bojowego. Zdecydowałam się na nie, zamiast na sledy ze względu na to, że w nich dużo łatwiej mi przytrzymać psa i lekko podnieść, a ciągnąć pies może w nich z powodzeniem. Oczywiście smycz z amortyzatorem i pas maszera kolejny już raz ułatwiały nam wędrówkę. Dla Donnera natomiast nie było różnicy czy idziemy po płaskim, pod górę czy z góry. Nie było znaczenia czy ma 2 metry smyczy czy idzie przy nas. On musiał ciągnąć i się świetnie przy tym bawił, choć ja nie do końca byłam zadowolona z jego popisów obawiając się o serce, stawy lub chociażby to, że mi się zapowietrzy. Jak zwykle obawy matki są na wyrost, bo gdyby było mu źle szedł by przed nami lub obok na luźnej smyczy, albo wlókł się za nami (mam taką nadzieję). Także my wracaliśmy zmęczeni do pokoju, marząc o kąpieli, objedzie i zalegnięciu w łóżku. Zmarznięci i rozczarowani pogodą. A Donner znosił nam na łóżko wszystkie zabawki, po czym sam się pakował, tańcując po nas i zapraszając do zabawy, bo przecież spacer to nie zabawa… Dzień w którym mój pies się zmęczy będzie godnym zapamiętania.
Krótka ściąga co pies potrzebował na wyjazd w góry:
(szerzej przeczytacie o tym tutaj )
- szelki + smycz z amortyzatorem (opcjonalnie pas maszera)
- miska turystyczna, dobrej jakości karma, butelka z wodą oraz gryzak, kiedy został sam w pokoju, a my pojechaliśmy do SPA
- legowisko i ulubiona zabawka
- książeczka zdrowia oraz paszport
- dwa ręczniki, bandaż, woda utleniona, szczotka do sczesania piasku i rzepów
Oczywiście wakacje wakacjami, ale nie zapomnieliśmy o codziennych wyzwaniach i choć na bieżąco nie wstawiałam Wam zdjęć i filmów, bo powiedzmy sobie szczerze – miałam wolne i nie chciało mi się tego robić, a Internet też za bardzo na publikację cięższych plików nie pozwalał, to wszystkie zaległości nadrobię i już niedługo pojawi się zbiorcze podsumowanie kolejnego tygodnia.
Wyjazd w góry jest dla nas czymś nadzwyczajnym. Chwilą zadumy i refleksji. Aktywnym odpoczynkiem, wspólnym spędzeniem czasu bez zasięgu i wiecznego uzależnienia jakie niesie ze sobą posiadanie telefonów komórkowych, że ciągle ktoś coś chce niezależnie od dnia tygodnia i godziny. Wyjazd w góry jest czasem tu i teraz. I choć trwał raptem 4 dni z czego pierwszym i ostatnim był dojazd dał nam siłę i energię na ciężkie zimowe wieczory.
POZNAJ NASZE POZOSTAŁE WYPRAWY W GÓRY:
- Jak przygotować psa w góry – poradnik
- Pies w Beskidach
- Pies w Beskidach 2
- Pies w Sudetach
- Pies w Górach Stołowych (Szczeliniec i Błędne Skały)
- Pies w Górach Sowich
Cieszę się, że przeczytałaś/eś ten tekst i będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w formie komentarza. Zawsze chętnie poznam Twoją opinię na dany temat i z przyjemnością o tym podyskutuję. Będę też bardzo wdzięczna, jeśli podzielisz się tym tekstem ze swoimi znajomymi na Facebooku, czy Instagramie. Dzięki temu więcej osób tu dotrze i choć Zamerdani to miejsce na moje przemyślenia, myślę, że warto promować świadome, odpowiedzialne życie z psem, które staram się tu pokazać. Z góry dziękuję i bardzo, bardzo cieszę się, że tu zajrzałaś/eś.
13 komentarzy
Ale Wam zazdroszczę, chociaż Lolka by pewnie wymiękła po godzinie marszu, a my może jeszcze wcześniej 😀 bardzo fajne zdjęcia, a z opisu podobała mi się najbardziej opowieść o wściekłym Rafale! Nigdy nie widziałam wściekłego konia :O
Dalibyście radę, parę dłuższych spacerów i górki tutaj wysokie nie są. A Rafał był świetny. I ta jego mina z wielkim znakiem zapytania: “Czemu mówisz do mnie i skąd mnie znasz?” a potem wrócił do stada taki zawstydzony (to ten ze zdjęcia co się tarza) dlatego został koniem Rafałem, bo był żółty 😛
Jaki ten pies jest piękny.. ehh.. i bardzo fajne szelki 😉
Dziękujemy 🙂
Donner jak zawsze : profesjonalnie wystylizowany, fotogeniczny ….Matka z Ojcem i widoki to tylko tło 😛
Blog nie oddaje jego złośliwości, upartości i zawziętości, i naszych próśb – nie ciągnij już… nie ciągnij z góry… b nas pozabijasz 😉
My póki co tylko raz szukaliśmy psiolubnego noclegu i od razu był to strzał w dziesiątkę. Nikt nie pytał jak duży, jakiej rasy i tym podobne, ale widzę że wszystko przed nami 😉 Super wypad mieliście no i mgła na zdjęciach jak Wam fajnie wyszła!! 🙂
Oj tak, jeszcze noclegi dadzą Wam w kość, no ale co nas nie zabije to wzmocni 😀 Wy byście zrobili z tych zdjęć arcydzieła, a ja musiałam się modlić nad amaratem ‘żeby było ostre’ 😀
Noclegi w Beskidach – Willa Wichrowe Wzgórza w Brennej – ok. Wisły, Ustronia i Szczyrku http://www.brenna.kgg.pl
Zdjęcia dzięki mgle wyszły Wam bosko. Zdziwił mnie fakt posiadania paszportu przez psa w Unii. My byliśmy z psem wprawdzie dwa lata temu w Czechach, ale nikt o nic nie pytał, w sumie wjechaliśy do Czech to zorientowaliśmy się po napisach dopiero. I wkurzający jest to podejście, że z psem ok. ale z owczarkiem to nie. Jakby owczarek był co najmniej krową, nie psem. Polecam Dolny śląsk z psem. W Kudowie Zdrój w eleganckim hotelu a’la ludwik XVI właściciel powiedział, że nawet z lwem możemy i pytał jeszcze czy mamy miskę dla psiaka. 🙂
Dziękuję 🙂 no niestety czasami się zdarzają takie kwiatki. Ale i pozytywne, bo w tym roku jak byliśmy w Beskidach w 9 osób to było 5 dużych psów z nami, a inni goście też mieli psiaki i na majówkę także istny zwierzyniec i i było ok 🙂
Cudowne zdjęcie koni we mgle. Taka pogoda wprawdzie zabiera widoki na górskie szczyty, ale jednak ma w sobie coś urzekającego 🙂
To prawda. Żałuję, że wtedy nie umiałam robić tak zdjęć jak teraz, bo te we mgle były 1000 razy fajniejsze. Ale i tak wspomnienia super zostały po tamtej wyprawie 🙂