Wprowadzenie nowego psa do domu, w którym już przebywa inny pies lub psy to nie lada wyzwanie dla wielu osób. Pamiętam jakim przeżyciem było dla mnie wprowadzenie Eli do świata Donnera, psa wówczas wyjątkowo problemowego. Mimo to udało mi się to, mówiąc nieskromnie, z pełnym sukcesem, choć każdy, kto znał Dośka spodziewał się, że już pierwszej nocy będziemy pędzili na sygnale do najbliższej całodobowej kliniki. Mimo to przez wspólne trzy lata nigdy nie było sytuacji, w której musiałabym interweniować, która mogłaby być niebezpieczna i której psy same nie potrafiły rozwiązać. Co uważam, za wielki sukces.
Kiedy więc w domu mojej mamy pojawił się szczeniak, wiedziałam, że nie ma czego się bać. Znam moje psy, ufam im i doskonale wiedziałam jak przeprowadzić pierwsze spotkanie, by wszystko dobrze się potoczyło. Jednak to, jak wyglądało to u mnie nie jest niestety gotowym przepisem na sukces. Wszystko bowiem zależy od naszego psa – rezydenta. Jego podejścia do świata, naszej wiedzy na temat jego możliwości i zachowania oraz umiejętności reagowania – wtedy, kiedy trzeba, bez histerycznego wtrącania się między psy, kiedy te “rozmawiają”. Mimo to możliwe, że nasze historia komuś pomoże, więc czytajcie jak to było tym razem…
Ktoś jadł z mojej miseczki! – Niech pies oswoi się z zapachem
Kiedy przyjechaliśmy do Lublina, Tunga została zamknięta w łazience, aby nagromadzone przez drogę emocje moich psów, oraz emocje związane z powitaniem nie przerodziły się w panikę związaną z nowym psem. Donner i Elza wysiedli z auta i mieli chwilę, by zrzucić pierwsze emocje na działce. Załatwić potrzeby i ponawęszać ślady Tungi, która mieszkała już w Lublinie od kilku dni. Już wówczas mina Elzy wyrażała pełną pogardę dla świata obwieszczając zaciśniętymi ustami i nastroszoną brodą, że “ktoś deptał jej trawę!”
Kolejnym krokiem było wejście do domu. Psy dostały euforii witając się z domownikami, a kiedy emocje opadły, a kocie miski zostały opróżnione nim zdążyliśmy przenieść je na parapet, psy zaczęły szukać szczeniaka. Powąchali się kilka razy przez otwory wentylacyjne w drzwiach łazienkowych, po czym wróciły do salonu, a Tunga zaczęła głośno zawodzić.
Pierwsze zapoznanie
Wiedziałam, że w moim stadzie mózg dzieli się na ilość psów. Nie było wiec mowy o tym, by psy na raz poznawały szczeniaka. Szczególnie dlatego, że Ela nie radzi sobie z emocjami Donnera, a Donner daje się podpuszczać Elzie. Zatem nie było mowy o tym, by Tunga poznawała naraz Dosia i Elę. Byłam też pewna jednego – Dosia i Tungę dogadam bez problemu. Znam go jak własną kieszeń, czytam go po mikro-sygnałach i wiem jak zareagować odpowiednio wcześniej by zapobiec apokalipsie i by Donner nie przestał się czuć komfortowo. Byłam też pewna, że większym problemem będzie Ela, która już w ogródku strzeliła fochem. W związku z tym musiałam zacząć od psa, który zostanie moim sojusznikiem w tej sytuacji, więc Ela powędrowała do ogrodu, a Doś został w salonie…
Donner kontra Tunga
Skupiłam uwagę Dośka na sobie koncentrując go na żarciu i kilku komendach – tak na poprawę humoru, w końcu “poproś” jest dobre na wszystko. W tym czasie mama przyprowadziła Tungę. Donner wyuczonym zwyczajem zaczął się domagać smaczków, zupełnie jak przy rowerach, jakby chciał powiedzieć „daj mi smaczka, zanim się zdenerwuję!” Poprosiłam go, żeby przywitał się z Tungą. Zrobił to, po czym, kiedy szczeniak nie chciał stać grzecznie podczas obwąchiwania, wydarł się na nią w niewybrednym warknięciu. Tak jak zakładaliśmy, Mała zsikała się (zupełnie jak Elza) i w tym momencie wszelkie emocje zeszły z Dosia. Obwąchał jej siuśki, po czym rozluźniony, nonszalanckim krokiem przyszedł po smaczka. Kilka minut zajęło im oswojenie się ze sobą, ale już wiecozrem Tunga chodziła po nim i wylizywała mu kąciki warg, jakby się znali od lat. Doś tak jak małej Eli przynosił zabawki i zostawiał pozwalając szczeniakowi je zabrać lub „wyrwać” sobie z pyska. Tunga zakochała się w Donnerze z wzajemnością. Kiedy dziewczyna zaczynała przeginać Donner brał jej łepek do pyska i warczał albo przewracał ją nosem. W wyniku czego Tunga zaczęła bardzo szanować Dosia i choć przez cały weekend badała na ile może sobie pozwolić myślę, że owczarki dogadały się świetnie.
Tunga na spacerach szła krok w krok za Dosiem, przeciągała się z nim zabawką. Warczała na niego, kiedy Doś zaglądał do jej miski, przy czym sama próbowała jeść razem z nim z jego (i czasami jej się udawało). Wypychała mu się na legowisko, zaglądała do pyska, ale momentalnie dawała mu spokój, kiedy tylko Doś pokazywał jej kła. Sam Doś cierpliwie i wyrozumiale znosił szczenięce zabawy na nim, a kiedy miał dość albo pokazywał zęby, a Mała momentalnie odpuszczała, albo poprostu wychodził.
Raz tylko Tunga zirytowała Donnera tak, że ją nakrzyczał, kiedy to podeszła do śpiącego psa i próbując go zaczepić przeciągnęła mu pazurami po pyszczku. Wówczas Donner zrobił jej solidną awanturę, ale kiedy ogarnął się co zrobił, natychmiast poszedł ją przeprosić, co Tunga odwzajemniła przeprosiny wylizywaniem mu pyska.
Elza kontra Tunga
Po zapoznaniu Tungi z Donnerem, owczarek wyszedł na dwór, a do domu weszła Elza. Na widok szczeniaka Elza urosła wzwyż dwa razy stając na palcach, zadzierając ogon i łeb w górę. Tymczasem zachęcona postawą Donnera Tunga pewnym krokiem podeszła do Eli. Dziewczyny bardzo ładnie przywiały się, po czym Elza uznała, że ich drogi muszą się rozejść. Odtuptała w kąt pokoju, a Tunga za nią. Suczynka nie wiedziała jak się pozbyć szczeniaka, który tuptał za nią krok w krok, a Tunga nie wiedziała jak zachęcić Elzę do interakcji. Jedyne, na co wpadł szczeniak, to sprzedać Elca cios łapą. Elka nie pozostała dłużna, tylko jej cios odrzucił szczeniaka kilkanaście centymetrów do tyłu, po czym terierzyca odbiegła. Niezrażona niczym Tunga podeszła do Eli i ugryzła ją w pośladek, kiedy Ela próbowała opuścić skażone szczeniakiem pomieszczenie. Elka oczywiście wydarła się, nawarczała na szczeniaka, ale zrobiła to tak nieudolnie, że Tunga uznała o zaproszenie do zabawy… Zabawy na którą Ela nie miała ochoty i bardzo chciała wyjść z tej sytuacji (bądź pomieszczenia skażonego obecnością obrzydliwego szczeniaka – przynajmniej taką miała minę).
Nic to, wpuściliśmy Dosia, który przykuł uwagę szczeniaka, dając Elca więcej przestrzeni. Ale tego Eli było za wiele. Nie dość, że przestała być szczeniakiem, najfajniejsza suką, to jeszcze inny pies śmiał kokietować jej Dosia! Oburzona tym faktem skazała się na wygnanie, opuszczając dom. Co było bardzo dobrym rozwiązaniem, żeby ochłonęła.
Mimo to cały wieczór (kiedy już Ela zmarzła na tyle, że jednak postanowiła spać w domu) psy spędziły razem śpiąc w salonie w bezpiecznych odległościach.
Stado kontra Tunga
Kolejnego dnia zaczęły się wspólne zabawy w ogrodzie. Na początku trochę asekuracyjne i trochę olewające szczeniaka, bo starsze psy bawiły się ze sobą, a wszelkie próby Tungi dołączenia do nich kończyły się odpędzaniem. Więc większość czasu psy bawiły się same, a Tunga na nie patrzyła lub biegała za nimi. Ale bardzo ładnie się komunikowali ustalając bezpieczne granice.
Doś pozwalał Tungę na bardzo dużo. Kiedy tylko nie bawił się z Elą, zajmował się Tungą, pozwalając się lizać, ganiać i „kraść” sobie zabawki.
Ela natomiast, kiedy tylko zostawała sam na sam ze szczeniakiem, strategicznie uciekała i chowała się w miejscach, w które szczeniak nie potrafił wejść lub odganiała Tungę od siebie.
Mimo to nie dochodziło do żadnych spięć i incydentów, choć wiać było po Eli, że jest bardzo spięta i nie czuje się komfortowo, choć wszyscy broniliśmy ją przed szczeniakiem i nie skąpiliśmy jej miłości, którą według niej niesprawiedliwie jej odebraliśmy sprowadzajac do domu pomiot szatana.
Wszystko zmieniło się w nocy. Po wieczornym wspólnym spacerze Tunga wyszła jeszcze z nami do ogrodu na nocne sikanie. Doś jak przystało na owczarka spał już najlepsze w sypialni, natomiast Ela stwierdziła, że może w sumie pójść z nami.
Wówczas ni z tego, ni z owego dziewczyny zaczęły się bawić. Najpierw Elza bawiła się Tungą zadając jej ciosy tyłkiem i udając, że rozgniata ją łapami i pyskiem. A co się przy tym nawarczała! Pierwszy raz słyszałam, żeby Ela tak głośno się bawiła! Później zabawa zamieniła się w ganianie, kiedy Elza porwała zabawkę i zaczęła zapraszać Tungę do pogoni, przy czym sama ledwo truchtała, tak by szczeniak miał szansę niemal trzymać się jej ogona. A na sam koniec, postanowiły jeszcze poprzeciągać się Pullerem… Nocne zabawy trwały kilkanaście minut, a kiedy wróciłyśmy do domu, całe ciśnienie jakby wyparowało z Elki.
Terierzyca momentalnie rozluźniła się, przestała przemykać po kątach, a na brodatym pysku zawitał znowu uśmiech.
Kolejnego dnia wszystko było już tak, jak powinno. Psy wspólnie biegały po działce, nawet próbowały wspólnie (we trójkę) szarpać się Pullerem, niestety dziewczyny przy tej zabawie tak warczały, że biedny Doś odpuszczał i przybiegał do mnie po chrupka wychodząc z sytuacji, w której nie wiedział jak się zachować. Zabraliśmy też młodą na pierwszy spacer do lasu, gdzie znowu naśladowała Dosia i trochę dokuczała Elce, podgryzając ją za szelki. Jak to się mówi karma wraca, bowiem wszystko to, co mała Elza robiła Dosiowi i to, co on musiał znosić, wróciło do niej w postaci Tungi.
Nie wtrącaj się, ale bądź
Jak widzicie, zapoznanie Tungi z moimi psami znacznie różniło się pomiędzy Elzą i Dosiem. Było też zupełnie inne niż Dosia z Elzą. Nie ma jednej rady jak to zrobić. Ważne jest by znać swoje psy, rozumieć je i wiedzieć, kiedy nie czują się komfortowo, by nie zmuszać ich do czegoś, co jest dla nich nieprzyjemne. Elza nie była zmuszana do kontaktów z Tungą. Pozwoliliśmy jej wychodzić z nieprzyjemnych sytuacji, broniliśmy ją i zabieraliśmy w miejsca (czyt. na łóżko) niedostępne dla szczeniaka. W wyniku czego dziewczyna sama wybrała moment, w którym będzie gotowa zakumplować się z Tungą i zrobiła to po swojemu.
Po raz kolejny unikałam bycia „właścicielem” i „rozjemcą”, a byłam opiekunem do którego można przyjść po wsparcie i nagrodę. Psy miały pełną swobodę w kontaktach, testowaniu się i ustalaniu granic. Ja byłam obok gotowa wkroczyć, gdyby któryś ze starszych psów się zagalopował lub szczeniak pomimo któregoś z kolei sygnału „odczep się” nie zrezygnował z męczenie starszych psów. Na szczęście nie musiałam interweniować ani razu, co uświadomiło mnie tylko w tym, jak mądre mam psy, które pomimo swoich problemów potrafią pięknie się komunikować.
Co trzy psy, to trzy psy
Z dnia na dzień było widać, jak każdy z psów na siebie oddziałuje. Jednak grupa psów zupełnie inaczej funkcjonuje niż pojedyncze pieski i po raz kolejny żałuję, że Donner wychowywał się tylko miesiąc z Budzikiem… Tunga miała problem z wychodzeniem z domu na siku. Miała problem z wychodzeniem na spacer i chodzeniem po czymś innym niż trawa. Kiedy pojawiły się moje psy, momentalnie zaczęła je naśladować, a dokładniej Dosia. Wszystko, co było straszne, przestało takie byś jeśli tylko Doś na to nie reagował. Sam Donner momentalnie się ogarną i wszedł w tryb “starszego brata” starając się być ZEN, a kiedy sobie z czymś nie raził przychodził do mnie po smaczka lub z zabawką w zębach – wyuczona strategia, kiedy spotykamy na spacerze coś strasznego – np. rower. Sama zaś Elza uczyła się unikania i wychodzenia z sytuacji niekomfortowych bez agresji.
Wspaniale się je obserwowało. To jak się docierają, dogadują, jak z dnia na dzień tworzą się relacje. Jestem bardzo dumna zarówno z moim psów, jak i Tungi. To było dla nich bardzo trudne, bo było to coś zupełnie innego niż poznanie na spacerze i kilkanaście minut zabawy. To były trzy dni przebywania ze sobą non stop. I choć każde mogło wyjść z sytuacji/pomieszczenia i mieć bezpieczny azyl to chcąc nie chcąc pozostałe psy gdzieś tam były i z jakiś czas dochodziło do kolejnej interakcji. Mimo to myślę, że wszyscy mieli udany weekend i mam nadzieję, że jak wrócimy za trzy tygodnie, psy dalej będą się pamiętały i wszystko będzie ok.