Pomimo nawału pracy staramy się w tym roku robić sobie krótkie jednodniowe wycieczki po okolicy. Udało nam się już odwiedzić Parki w Nieborowie i Arkadii oraz wybrać się na wycieczkę nad Zalew Sulejowski. Będąc na Lubelszczyźnie (jeszcze przed pojawieniem się Tungi) wybraliśmy się ponownie do Kazimierza i choć w ostatni weekend zarzekałam się, że tym razem pojadę gdzieś indziej – wróciliśmy do miasta artystów.
Tym razem pojechaliśmy jednak kawałek za Kazimierz, a dokładniej do Mięćmierza. Tam przed wjazdem do lasu zostawiłyśmy samochód i zeszłyśmy malowniczą drogą do wioski, w której zatrzymał się czas. Drewniane płoty i domy, kury spacerujące po podwórkach i koty wylegujące się w jesiennych promieniach słońca na drewnianych rozklekotanych ławeczkach. Sielski klimat, o charakterystycznym swojskim zapachu.
Po przejściu wioski skręciłyśmy w prawo kierując się pod stromą górę na punkt widokowy, skąd rozciąga się piękny widok na Wisłę i zamek w Janowcu. Nie zabawiłyśmy jednak długo na punkcie widokowym z racji na obłożenie go turystami, który podobnie jak mijane na dole koty wygrzewali się w ostatnich ciepłych promieniach słońca. Wiedząc, że Donner pomimo cudownego, wycieczkowego humoru, w każdej chwili może zmienić swoje nastawienie do świata, ruszyłyśmy dalej, wąską parkową ścieżką w stronę Kazimierza. Szeroka droga zasypana była złotymi liśćmi miło szczęszczącymi pod butami i psimi łapami. Po drodze odbiliśmy na kolejny punkt widokowy, nad kamieniołomem i ruszyłyśmy trochę dziką ścieżką na poszukiwanie wąwozów, których w tych okolicach nie brakuje, a nie wszystkie są tak sławne jak, chociażby Korzeniowy.
Szczęśliwie daleko szukać nie musiałyśmy, bo już po kilkuset metrach leśnego spaceru trafiłyśmy na mało uczęszczany wąwóz, w którym spędziłyśmy dobrą godzinę na zabawach z psami i zdjęciach.
Po zejściu z góry skierowałyśmy się z powrotem w stronę Mięćmierza tym razem drogą wzdłuż Wisły, gdzie psy obowiązkowo zaliczy moczenie łap w rzece. Po dojściu do wioski wspięliśmy się leśną drogą do miejsca, gdzie zostawiłyśmy samochód i ruszyłyśmy na obiad do oddalonej niedaleko knajpki – Siwy Dym.
Wycieczka pomimo niezbyt imponującej odległości, bo około 6km zajęła nam prawie pół dnia, gdyż dużo czasu spędziłyśmy na robieniu jesiennych zdjęć i zabawach w liściach.
Odkryliśmy kolejne fajne miejsce w okolicach Kazimierza, które warto zaliczyć, planując urlop w tych okolicach.
3 komentarze
Ooooo, jak to pięknie było tej jesieni! Aż mi samej zebrało się na wspomnienia i przeglądałam zdjęcia z naszych spacerów w terenie 😀
Oj! Spojrzałam na opis do komentarza! Masz Chodskyego psa?! W dalekiej przyszłości (niech Doś i Ela żyją jak najdłużej!) zastanawiam się nad tą rasa jako alternatywa dla owczarka! <3
Jakie piękne zdjęcia! Mojemu pieskowi by się tam spodobało. Będę wdzięczna za skomentowanie mojego wpisu 🙂 https://eko-lajf.blogspot.com/2019/07/pies-i-zero-waste.html
Pozdrawiam!