Przy okazji psich imprez, wielu z nas spotkało się na pewno z upierdliwymi psami współuczestników. O ile, my pisarze psów problemowych, przywykliśmy do problemów na spacerach, kiedy pomimo naszych rozpaczliwych krzyków z kilometra, zawsze znajdzie się jakiś Fafik chcący się przywitać, o tyle ciągle taka postawa zaskakuje nas na psich imprezach, gdzie wydawałby się mogło, pojawiają się bardziej świadome osoby, bo w końcu robią coś z tymi swoimi Fafikami. Coś więcej niż spacer wokół bloku.
A jednak… na takich imprezach pomimo próśb organizatorów, regulaminów i ogólnie przyjętych symboli ostrzegawczych jak chociażby kaganiec czy żółta wstążka, zawsze są osoby, których „pies nie gryzie”. I super! Chwała mu za to, a Wam za włożoną pracę lub szczęście przy kupnie/adopcji.
Ale czy jeśli pies jest grzeczny i zsocjalizowany jest to powód, by dawać mu przyzwolenie na stanie na środku drogi, czy nachalnego wtykania nosa w tyłek innego psa?
Nikt z nas nie lubi być dotykany i popychany. Chyba każdy z niesmakiem wsiada do zatłoczonego autobusu lub z niechęcią przepycha się w tłumie ludzi na targowisku. Tak też czują się nasze psy podczas takich imprez. Nawet te spokojne, mogą zachować się nieobliczalnie w sytuacji stresu lub przedłużającego się zmęczenia, czy napięcia. Bowiem te imprezy są bardzo obciążające dla psów, ale to nie znaczy, by z nich rezygnować! Tylko by myśleć za swoje psy i za innych.
Niejednokrotnie podczas dogtrekkingów miałam problem z głupią sprawą jak podejście do organizatorów. Donner nie lubi tykania i „zaprzyjaźniania” się z psami jeśli nie jest na to gotowy, ale potrafi stać obok mnie grzecznie. Podejść do organizatorów, pozwolić mi na rozmowę z człowiekiem siedząc boku. Nie oczekuję od innych opiekunów psów niczego specjalnego, tylko tyle by odeszli od tego nieszczęsnego stolika, kiedy nic przy nim nie załatwiają, robiąc miejsce innym lub skrócenie smyczy swojemu psu, kiedy przechodzi ktoś ze swoim. Oczywiście opiekunowie psów „chcących się przywitać” nie przewidują tego, że stojący obok nich pies, postanowi podejść, żeby przywitać się z Donnerem, kiedy ten przechodzi obok. Oczywiście wszystko kończy się awanturą, a mnie krew zalewa, bo ktoś widząc psa nie mógł wydać chociażby głupiej komendy „zostań” pozwalając innym przejść, bez witania się. Siedząc obok stolika, nie mógł zablokować swojego psa, który pod nim leżał, by nie wyskoczył jak upiór z szafy na nic niespodziewających się współuczestników. Ostatecznie nie zablokował flexi, kiedy ktoś przechodzi obok lub wyprzedza. I nagle wielkie zdziwienie, że psy się na siebie wydarły (dobrze, że tylko się wydarły), bo w przypływie emocji związanych z grupowym startem i biegiem, kiedy wszyscy zarówno psy, jak i opiekunowie są nabuzowani przez pierwsze kilkaset metrów różnie się dzieje. Tak samo po biegu, kiedy jesteśmy wykończeni i obolali, każdy jest bardziej drażliwy. Zarówno my, jak i psy. Tym bardziej powinniśmy zwracać na nie uwagę. Nawet jeśli jesteśmy w 100% pewni naszego psa, nigdy nie możemy mieć pewności jak zachowa się ten drugi. Dlaczego wiec narażamy nasze psy na agresję ze strony innego psa? Ktoś powie, że to wina tamtego, bo to on się wydarł, a nasz chciał się tylko przywitać. Wspaniale…
Ela nie jest problemowym psem, ale myślę, że jakiś pies kiedyś przegnie i dostanie od niej po nosie, kiedy np. stoimy w kolejne do odprawy na zawodach, a inny pies napastuje nosem jej tyłek, mimo że ta odsuwa się jak może. Naprawdę nie widać, że napastowany pies się odsuwa i nie ma na to ochoty? Czy opiekunowie są ślepi, nie widząc (nie czytając) sygnałów drugiego psa? To, że nie jest agresywny, nie znaczy, że musi się witać. Szczególnie kiedy całe jego ciało mówi, że się boi i sobie tego nie życzy w tej sytuacji, w ciasnym przejściu, w tym momencie… Posiadanie psa problemowego, lękliwego czy reaktywnego to nie grzech. Próba osądzania opiekunów takich psów, czy gloryfikowania siebie, bo mamy fajnego towarzyskiego psiaka jest zupełnie nie na miejscu. Szczególnie biorąc pod uwagę brak szacunku do innej osoby i jej psa, któremu nasz towarzyski kudłacz wszedł pod nogi lub niespodziewanie wsadził nos w tyłek. Szanujmy siebie nawzajem, szanujmy swoją przestrzeń i nasze psy. Bo o ile, jeśli chodzi o moje psy, to ja sobie je wyprowadzę na prostą po kolejnym złym doświadczeniu z psem, którego opiekun nie używał mózgu, o tyle Ci, co pozwalają na takie akcje, mogą kiedyś mocno się zdziwić i to nie w sytuacji, kiedy ich przyjacielski pies otrzyma niebyt chwalebne blizny na nosie, tylko kiedy te blizny pojawią się w psychice. Bo takie doświadczenia działają w obie strony i może okazać się, że fajny, socjalny piesek, nagle zacznie bać się lub agresywnie reagować na pewne osobniki. Dlaczego? Bo nauczył się ich bać, dlatego że nikt nigdy nie postawił mu granicy, że nie z każdym psem można się witać i to nie będzie wina tamtego „złego” psa, który go zaatakował… Tylko opiekuna, który nie odwołał Fafika od nachalnego witania się, a odpracowanie takich doświadczeń to wierzcie mi długa, ciężka i bardzo trudna droga. Czy będziesz umiał sobie z tym poradzić? Dasz sobie radę?
10 komentarzy
I jeden tekst do pisania mam mniej 😉 Super, że poruszyłaś ten problem! Ja już czasem nie wiem – strzelać do ludzi, czy wkładać mojego psa na drzewo w celu ochrony przed lecącym Fafikiem? Najgorsze są wąskie chodniki i pies wyskakujący luzem zza roga, a ulica jadą samochody i nie mam jak uniknąć niechcianego kontaktu… Zwłaszcza, ze mało jest psów, które odchodzą jak im zagrodzę drogę, na tupnięcie potrafią szczekać, wtedy dołącza się Tajga. Co slyszę? “pani pies zaczął, mój nic nie zrobi, chciał się przywitać, po co było tupać/odgradzać? pani pies jest agresywny!” Coraz częściej to olewam, ale bywaja sytuację, jak ta słynna zza roga parę dni temu, gdzie suka z zębami do Tajgi wystartowała, ale po cichaczu, więc to moja pierwsza zaczeła, bo szczekneła odstraszająco.
Na spacerach to już do tego przywykłam, a Donner ostatnio całkiem fajnie reaguje na inne psy, ale nie mogę pojąć jak na zawodach czy psich imprezach można robić takie akcje, kiedy psy już same z siebie są nabuzowane, bo czują atmosferę zawodów, więc po co im dokładać…
Niestety na zawodach to także chleb powszedni, najgorsze jest właśnie podejscie do rejestracji, gdzie nie mam samochodu, jestem sama i musze podejść z psem, bo co? przy drzewie ją uwiąże? Ale cóż, do tego też juz chyba przywykłam. Może coś się kiedyś zmieni w tej kwestii…?
Szara codzienność. Jak ktoś nie ma problemowego psa to na ogół nie rozumie… Życie. Ja mam dwa psy, jedna jest ciutkę problemowa, a druga tak mega mega, że do innych psów nie podchodzę nawet w odległości 5 metrów… po prostu. Mam ją 5 miesięcy i dopiero ćwiczymy wszystko… a 4 lata cudzych błędów ciężko wyprostować od razu… Dlatego bardzo często omijam cudze psy nawet w odległości 30 metrów… a jak jest polana to nawet i 100 metrów… ale bardzo często, mimo, że wybieg jest obok miejsca, gdzie spaceruje (kazury – Ursynów Wwa) to i tak psy biegają wszędzie luzem, a jak tłumaczę ludziom, co by się stało jakby moja ugryzła ich psa… to mam odpowiedź : to by się nauczył w końcu… a jak pytam czy zdają sobie sprawę jak bardzo jest bolesne pogryzienie to milkną… mam ochotę uderzyć taką jedną z drugim i powiedzieć potem, ugryzienie psa jest znacznie bardziej bolesne… więc proszę się nie mazać. Ale nie robię tego. Im człowiek dłużej ma problemowego psa, tym mocniej czuje potrzebę unikania innych cudzych… bo ja rozumiem, że posiadanie łagodnego psa to ogromny komfort… komfort chodzenia bez smyczy… komfort chillu, że nic się nie stanie… ale to nie powinno zwalniać z myślenia … a na ogół niestety jednak zwalnia… 🙁
Nawet już nie do końca chodzi o obrażenia fizyczne. Fajny socjalny pies, który raz-drugi-trzeci podleci np. do owczarka, który go zaatakuje lub naszczeka może nauczyć bać się owczarków, bo zgeneralizuje ten typ psa ze strachem. I nagle zrobi się problem, bo będzie sam agresywny lub lękliwy. A w takiej sytuacji drobne obrażenia fizyczne wydają mi się najmniejszym problemem… w porówaniu do tego, kiedy nasz pies nauczy się bać lub reagować agresywnie. 🙁
Ja inaczej na to patrzę, bo mam pitbullkę, która jednym ugryzieniem robi rany o głębokości 5cm. Dlatego mam świadomość jej możliwości i też uważam, że nie jeden pies może tak złapać… raz, a porządnie. Ale rozumiem, że obrażenia psychiczne ranią na dłużej i mają większe konsekwencje i przychylam się do tej tezy.
Oczywiście nie umniejszam ryzyku wynikającemu z pogryzienia, ale w dużej mierze spięcia miedzy psami na ogół są bez krwi. Ale już sam fakt kilku – kilkunastu złych doświadczeń pod rząd może rzutować na relacje z innymi psami . Nawet jeśli pies który zaatakował nie zrobił krzywdy, bo miał kaganiec. I właśnie to staram się ludziom uzmysłowić, że czasem jeden zły kontakt za dużo (nawet bez obrażeń) może zaważyć na dalszym ich bezproblemowym życiu z psem. Ale bloga czytają raczej świadomi opiekunowie psów, więc tekst nie trafi tam gdzie powinien. 🙁
Młodzi ludzie w miarę sami widzą że nie chcemy kontaktu, natomiast starsi spuszczają psy lub ich nie pilnują, nasz piesek jest mały i grzeczny ale nie lubi kilku psów na raz bo został pogryziony w schronisku i reaguje obronnie.
Starszych edukować… ale oni i tak odpowiadają, bawią się etc…. Nic sie nie stalo, do czasu :/
Ostatnio mam wrażenie, że coraz więcej świadomych ludzi spotykamy- niezależnie od wieku, ale Ci co byli niereformowalni dalej tacy pozostają…