Kolorki na niebie!

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Pierwszy sylwester ze szczeniakiem często może być kluczowym w dalszym życiu psa i jego reakcji na wybuchy. Zdarza się owszem, że pies nawet starszy nabawi się lęku przed wybuchami w związku z jakimiś sytuacjami, ale w zdecydowanej większości przypadków psy, które za młodu shabituowały wystrzały w wieku dorosłym nie mają z nimi problemów lub w razie pojawienia się ich, łatwiej sobie z nimi radzą i możliwe jest ich przepracowanie.

Jak co roku Internet zalała fala narzekań opiekunów psów na „strzelających idiotów”, a potem fala psów, które uciekły wystraszone petardami, bo wyplątały się ze smyczy, a ja jak co roku łapałam się za głowę na niektóre oburzenie takich osób i to jak można było dopuścić, by pies wyplątał się z obroży i uciekł…. Oczywiście strzelanie przez cały tydzień, rzucanie petard pod nogi ludzi i inne wybryki wołają o pomstę do nieba, sama nie strzelam, nasi znajomi też nie strzelają, jestem za wprowadzeniem w miastach stref ciszy w okolicach schronisk i ogrodów zoologicznych, ale jak inni to robią – cóż – ich sprawa. Ludzie strzelali, strzelają i będą strzelali i  nic tego nie zmieni. Ja im zabraniać nie będę to ich wybór, tak jak mój, że tego nie robię. Ale moim psim obowiązkiem jest zapewnienie mojemu psu komfortu – czy to przez wychowanie, czy przez leki, czy zabranie go z miejsc stresujących. Ja odpowiadam za mojego psa, nie sąsiedzi, którzy nawet mogę nie wiedzieć o jego istnieniu, nie znać jego problemów lub zwyczajnie w świecie nie zdawać sobie sprawy z tego, że komuś może to przeszkadzać, bo jest Sylwester. I kiedy czytam komentarz w stylu: „Przez tych strzelających idiotów, czeka mnie kolejny sylwester w domu z psem” to jestem zdania, że nie każdy powinien mieć psa, skoro pies jest dla nas problemem. Od wczoraj po internecie krąży historia biednego, młodego, psa, którego serce nie wytrzymało od huków. Wyrazy współczucia po stracie przyjaciela, ale ja się pytam czemu do tego doprowadzono? Dwuletni pies zapewne będący w rodzinie od szczenięcia – nie dało się przyzwyczaić go do wystrzałów? Spróbowano chociaż samemu lub ze specjalistą? Zrobiono coś w tym kierunku, by w przyszłości nie było problemu? Jeśli się nie dało lub psiak był adoptowany i miał już problemy zapytano weterynarza jak mu pomóc? Podano mu leki? Nie takie psy od lat dają sobie radę w sylwestra dzięki farmakologii i świadomej pracy opiekunów – chociażby Janka. Ostatecznie, skoro wiemy, że nas pies się boi czemu zostaliśmy z nim w mieście? Czemu nie pojechaliśmy gdzieś, gdzie nie strzelają… Co zrobiliśmy dla naszego psa, poza patrzeniem na jego cierpienie z nadzieją: „jakoś to będzie.” Inną historią jest suczka roboczo nazwijmy ją Koko, która zaginęła w Sylwestra, którą strasznie kocha rodzina, a dzieci płaczą za nią. Tylko gdzie była ta miłość kiedy wyprowadzono ją na spacer w sylwestra bez smyczy… obroży… szelek… adresówki i oczywiście chipa również nie ma… Ukochany pies Azorek wyskoczył z kojca, przeskoczył ogrodzenie i ślad po nim zaginął. Tylko czemu ten ukochany pies został na noc sylwestrową w kojcu, zamiast wziąć go do domu, garażu – gdziekolwiek by poczuł się bezpiecznie… Bardzo kochamy te nasze psy… bardzo. A że pies kupiony za 100zł, to rodzice szukają już córce następczyni Koko, żeby nie płakała. A że Azor, mimo że kochany był psem stróżującym, jutro jedziemy do schroniska wziąć kolejnego ONka do pilnowania posesji. Bo wątpię, że gdyby ludzie mieli psa za kilka tysięcy złotych postąpili by tak nierozsądnie. Nie chodzi o to, że kundelki są gorsze. NIE! Ale jeśli ludzie nie potrafią myśleć, analizować, przewidywać – to może gdyby poczuli stratę psa nie tylko emocjonalną, ale i materialną to pieniądze włączyły by w nich myślenie i chęć zadbania o psa bardziej niż „jakoś to będzie”, „wyliże się”… [Tak jestem wściekła na coroczną głupotę ludzi! O zeszłorocznych koszmarach sylwestrowych z Internetu przeczytacie tutaj.]

A my się wybuchów nie boimy

Skoro nasz pies się boi to zostajemy z nim dla niego, albo organizujemy mu sylwester, który nie będzie dla niego traumą. Nawet kiedy pies się nie boi, w okresie wystrzałów zawsze powinniśmy mieć go na smyczy, bo nigdy nie wiadomo czy nagle coś nie spowoduje ucieczki, wystarczy że dzieciak rzuci mu kapiszon pod łapy – jak nie ucieknie, to w najlepszym przypadku odgryzie dzieciakowi rękę, ale mało który pies nie odskoczy… Jeśli organizacja Sylwestra z myślą o naszym psie jest to dla nas problemem, po co nam pies, skoro jest problemem? Jeśli pies jest naszym obowiązkiem i nas ogranicza „bo nie możemy iść na imprezę” to po co nam pies? Ostatnią psią porażką w tym roku byli opiekunowie kilkumiesięcznych, półrocznych szczeniąt – dla których był to pierwszy sylwester i którzy na wszelki wypadek faszerowali je wszelkiego rodzaju lekami i suplementami – dla ich dobra często bez konsultacji z wetem, tylko za radą kolegów z grupy, bo mieli już psa lękliwego i chcieli by maluch dzielnie zniósł Nowy Rok. Zamiast spróbować popracować ze szczenięciem, dać mu szansę zmierzyć się z wybuchami (w końcu w przeciwieństwie do adopciaków, z takim szczenięciem można zrobić wszystko) tacy opiekunowie przeżywają sylwestra na wiele dni wcześniej przekładając swoje emocja na psa, dodatkowo faszerują go lekami, często może niepotrzebnie, bo nawet nie wiedzą jak pies się zachowa. A kiedy sami przeżywamy nadchodzącego sylwestra drżąc o tego naszego nic nieprzeczuwającego jeszcze psa, nie mamy się potem czemu dziwić, że pies wraz z nadejściem świąt przestaje wychodzić spod fotela – bo dzieje się coś strasznego, bo opiekunowie się stresują. Mnie przed sylwestrem również zaproponowano test specyfików łagodzących stres sylwestrowy u psów. Nie podjęłam się go jednak raz dlatego, że moje psy tego nie potrzebują, dwa – dlatego, że chciałam zobaczyć naturalną, normalną reakcję Eli. Chciałam pozwolić jej zmierzyć się z Sylwestrem, bez wspomagaczy, w które osobiście nie wierzę jeśli nie są to leki dobrane przez weterynarza i podawane z odpowiednio dużym wyprzedzeniem. W stosunku do uspokajających specyfików dostępnych w zoologicznych lub drogeriach jestem mocno nieufna i bardziej wierzę w ich efekt placebo niż jakiekolwiek działanie uspokajające przy tak silnym stresie jaki generują huki i wystrzały.

A do oswojenia szczeniaka z wybuchami naprawdę nie wiele trzeba. Dużo roboty może odwalić za nas hodowca, który w wieku pierwszych tygodni życia szczenięcia oswoi go z różnymi odgłosami. Ale nie jest to reguła. Elka jest psem ze wsi, z kojca, bez socjalizacji – materiał skazany na porażkę i co? I nic, jakoś dzielnie radzi sobie z życiem, dużo lepiej niż Budzik i Donner. Sami możemy pomóc szczeniakowi który jest już u nas w domu puszczając mu chociażby z YT różne odgłosy burzy, wystrzałów, huków, albo jeśli lubimy strzelaniki, pograć w nie przy psiaku z głośnej niż zwykle włączonymi efektami. Jeśli szczeniak oswoi się z takimi odgłosami w bezpieczny znanym sobie miejscu, bez naszych sylwestrowych emocji to o wiele lepiej zniesie Nowy Rok. Wystarczy tylko chcieć, poczytać, poszukać informacji i wyrazić minimum chęci pomocy psu wcześniej niż 28 grudnia, kiedy pojawił się pierwszy wystrzał i nagle przypomnieliśmy sobie o Sylwestrze, a właściwie o psie, bo ze strachu zsikał się na dywan…

Jak wielokrotnie pisałam jestem tą szczęściarą, bo moje psy nie bały i nie boją się wystrzałów, choć Donner raz zaliczył fajerwerkową traumę i jego względny spokój jak zwykle przerodził się w niezdrowe pobudzenie i  chęć mordu. Cóż… wolę tak niż jakby miał umierać pod łóżkiem ze strachu. Z psa na psa bardziej świadomie podchodziłam do wychowania kolejnego i oswojenia z wybuchami jak i przepracowywania nabytych problemów. Tak więc pierwszy sylwester Panny Elzy minął nam zaskakująco dobrze, a może jak zwykle dobrze.

Ela jest już nie wiele mniejsza od Donnera

Dzięki temu, że ludzie zaczęli strzelać wraz z końcem świąt, Elza na spokojnie przyzwyczajała się do coraz częstszych i głośniejszych wybuchów zupełnie je ignorując. Pierwsze większe zainteresowanie pojawiło się 29 grudnia, kiedy z bloku naprzeciwko poleciały pierwsze petardy. Zaniepokojona Ela poderwała się z legowiska czujnie nasłuchując coraz bardziej stojącymi uszami. Donner jak to ma w zwyczaju rzucił się ze skowytem do okna „oglądać kolorki”. Takie poruszenie w domu niezwykle oburzyło Pannę Elzę. Normalnie poszłaby po Donnera i spuściła mu należyty łomot za przejawianie emocji, w tym jednak wypadku kiedy podnieceniu Donnera wtórowały dziwne wystrzały została na miejscu nie mogąc się zdecydować co zrobić. I w tedy do akcji wkroczyłam ja. W rytmie makareny, czy innego równie durnego tańca o nazwie: „zwróćcie uwagę na matkę” zgarnęłam futrzaki do kuchni na super przekąski. Zgodnie z zasadą, że im dziwniej się zachowuję tym jestem bardziej atrakcyjna dla moich psów, Elka bardzo szybko przyłączyła się do zabawy hopsając na mnie. W kuchni natomiast był smaczkowy raj. Niezjedzone wcześniej Woolf’y, SamkoPaki i kilka paczek innych pyszności. Nawet Donner zrezygnował z kolorków na rzecz jedzenia. Przez popołudnie i wieczór jeszcze kilka razy powtórzyliśmy całą zabawę i Elka bardzo szybko przy najmniejszym huku meldowała się w kuchni oczekując nagrody.

30 grudnia byliśmy już w Lublinie. Tu za fajerwerkowe wychowanie Elzy wziął się Donner, kiedy za dnia wspólnie polowali na wystrzały szczekając wniebogłosy w ogrodzie. Swoją drogą Elka nie dość że jest brzydka, to jeszcze okropnie szczeka… Nie mam w tym majestatycznego szczeku owczarka tyko coś, ale pianie zachrypniętego koguta. Chyba „daj głos” nie będziemy się uczyły, żeby się nie kompromitować…

W sylwestra Mała miała zaplanowany wyjazd na imprezę z nami. Nie wyobrażałam sobie spędzić pierwszego sylwestra bez Eli nie wiedząc jak sobie da radę z wystrzałami. O Donnera się nie martwiłam i mimo, że też miał zaproszenie został w domu z mamą. Ogólnie mimo, że Donner nie ma problemów z wystrzałami na wszelki wypadek zawsze staram się spędzić sylwestra z psami lub by spędziły go z mamą, w Lublinie gdzie czują się dobrze i bezpieczne. Elunia natomiast pojechała z nami do przyjaciół, gdzie całą noc mogła się bawić się z Odynem młodym BC. Impreza, goście, muzyka, przekąski – szczeniaki wcale nie zwracały uwagi na to co dzieje się na zewnątrz. Przed północą wyszliśmy do ogrodu oglądać sztuczne ognie, puszczona głośno z samochodu muzyka skutecznie zagłuszyła ciszę, przez co huki nie były aż tak intensywne mimo, że wszędzie na około strzelano.

Odyn miał zupełnie pod ogonem wystrzały, Ela natomiast zachowywała się trochę jak introwertyczne dziecko: „posiedzę koło Ciebie i porobię patrza”. Każdy huk nagrodzony był garścią smaczków, a Ela siedziała sobie obok zadzierając do góry łebek za kolorkami na niebie, by potem zrobić widowiskowego patrza = dawaj smaka!

Co w tym czasie robił Donnera? Oglądał z mamą przez okno fajerwerki i to dosłownie. Donner jak to ma w zwyczaju ogląda i podziwia wszystko to co ja. Widać to na filmach z gór zdjęciach, kiedy pies nie idzie tylko przed siebie, ale zatrzymuje się, ogląda, wodzi wzrokiem po okolicy. Nie jest tylko biernym spacerowiczem, ale czerpie przyjemność z poznawania nie tylko węchowo, ale i wzrokowo nowych miejsc. Tak wiec Pan Donner podziwiał fajerwerki z domu.

Po powrocie do Grójca 1 stycznia oczywiście fajerwerki jeszcze się nie skończyły i stwierdzam, ze Ela zachowuje się przy nich zdecydowanie lepiej niż Donner. Podczas spaceru starszy pies ignoruje wystrzały do momentu… kolorków. Póki nie widzi fajerwerków ma je w zupełności w ogonie, ale nie daj Boże niech zobaczy lecącą po niebie petardę zwieńczoną fontanną błysków. Spokojny Donner zamienia się w bestię. Szczek połączony z warczeniem, stawanie na tylnych łapach, nastroszone futro przez co wygląda jakby ważył ze 20kg więcej… Kolorki znikną – spokój idziemy dalej. Znowu strzelają, jakieś dzieciaki rzucają na chodniku kapiszony. Spoko, ćwiczymy posłuszeństwo, bo to go nie rusza, ale wtem ciemne niebo przeszywa kolorowa błyskawica, a mój pies zamienia się w bestię. Dzieciaki z kapiszonami uciekają w popłochu przekonane, że to przez nie. Donner skacze w powietrze chcąc zaaportować kolorek, a ja czekam. Żarcie, zabawka, ćwierkanie, czy opierniczenie psa – w tym momencie nie ma sensu. Donner i tak zapomniał, że stoję na drugim końcu smyczy, bo liczy się tylko kolorek na niebie. Kolorek znikną, ale słyszymy kolejny świst. No nic, stoję dalej jednak tym razem petarda nie wybucha, a na niebie nic się nie pojawia. Donner spogląda na mnie z pytającym „Hę? Gdzie mój kolorek?!”. No co, wzruszam ramionami, nie było kolorku idziemy. Pies idzie ewidentnie niepocieszony, w oddali słyszymy wybuchy, ale ich nie widać, wracamy spokojnie do domu. Pora na spacer z Elzą.

Dezaprobata na psim pysku dla ludzkich poczynań… ale uszy stoją!

Wychodzimy i oczywiście towarzyszą nam wystrzały. Zniesmaczenie na pysku Elki wyraża wszystko. W jej mniemaniu ludzie zeszli na psy. Załatwia swoje potrzeby, węszy idzie dzielnie ze mną na spacer dalej ignorując wystrzały, ale widzę, że jest trochę niepewna i sztywna. Proponuję jej chwilę zabawy szarpaczkiem dla rozluźnienia, troszkę posłuszeństwa i wracamy, nie ma co ryzykować jakiegoś wybuchu tuż przy szczeniaku, który może go przestraszyć i zapewnić nam traumę na kolejne lata. Ela wraca do domu gardząc strzelającym światem i układając się na swojej poduszce.

Jestem dumna z Eli, bo była ponad to. Nie dała się sylwestrowi, nie przestraszyła się i nie wpadła w głupia agresję, panikę czy depresję. Owszem nie czuła się komfortowo i pewnie, ale nikt tego od niej nie wymagał. Zniosła sylwester z godnością i bez niepotrzebnej histerii. Dzięki temu, że przez to pół roku udało mi się zdobyć zaufanie Eli, wiem że czuje się przy mnie bezpiecznie i dobrze, mam pewność że szczeniak poradzi sobie z wieloma rzeczami z moim wsparciem i łatwiej jej zmierzyć się z otaczającym jej świtem kiedy jestem z nią.

Sylwester sam w sobie nie jest zły. Głupotą jest strzelanie tydzień przed i tydzień po, kapiszony w rękach dzieciaków i petardy w rękach napitych biesiadników, powszechny dostęp do fajerwerków i brak stref ciszy lub wyznaczonych stref gdzie samozwańczy pirotechnicy mogą się wyszaleć, ale to temat na inną historię. Psa można przyzwyczaić i oswoić z wystrzałami, wszystko tylko zależy od nas i naszego podejścia. Jeśli zrobimy to z głową, z szacunkiem i zrozumieniem dla naszego psa, bez niepotrzebnego stresu, emocji i zakładania, że będzie źle – to będzie dobrze. Bo niby czemu miałoby nie być?

A jak Wasze psy zniosły sylwestra? Jak pracowaliście ze szczeniakami, by nie miały sylwestrowej traumy? Jak pracujecie z adopciakami by zminimalizować u nich stres?

My nie strzelamy, nasi znajomi nie strzelają, nie znoszę idiotów rzucających petardy pod nogi, dzieciaków z kapiszonami, pijanych pirotechników-balkonowych, osób które nie zdążyły i strzelają przez kolejne trzy dni, i tych którzy nie mogą się doczekać więc zaczynają w święta… WSZYSTKO JEST DLA LUDZI, ALE Z GŁOWĄ. Nie będzie mi smutno jak nie będzie fajerwerków, ale jeśli są też mi nie przeszkadzają. Każdy ma prawo obchodzić Nowy Rok jak chce. O północy, przez 20-30min, raz w roku. Od zawsze wyznajemy zasadę, że nasze psy są wyłącznie naszym problemem. Brak ich wychowania i oswojenia ze stresującymi rzeczami, ich problemy, lęki, ekscytacje i inne niepożądane zachowania, to tylko i wyłącznie nasz problem i nasza wina. Tylko od nas zależy czy damy przyzwolenie na to, czy będziemy coś z tym robić. Ja nigdy nie zdecyduję się siąść z założonymi rękoma, przeświadczona o swojej zajebistości i cudowności moich psów, czepiając się na wszystkich w koło, że to ich wina, że moje psy zachowują się nie tak jak trzeba. Czasem tak, ale zanim kogoś oskarżysz zapytaj siebie, co zrobiłeś, by zminimalizować efekt działania innych osób. Decydując się na psa, decydujesz się na wszystko z nim związane – i te dobrze rzeczy i te złe. Bądź świadomym opiekunem i pomyśl zanim kupisz/przygarniesz czy w razie problemów (czy to z fajerwerkami, czy to z agresją, czy chorobami) będziesz w stanie zapewnić psu dobrostan i żyć z nim = zrezygnować z wielu rzeczy lub planować je pod psa.

O psim strachu, pocieszania psa podczas burzy i o odwracaniu uwagi os czynników stresogennych przeczytacie: tutaj. Polecam bardzo dobry artykuł.

Ogółem: 826, dzisiaj: 1

You may also like

20 komentarzy

Annika 3 stycznia 2017 - 08:20

W zupełności się z Tobą zgadzam. Uwielbiam psy od dzieciństwa, ale jak widzę w internecie żale wylewane przez właścicieli lękliwych, bojących się wystrzałów futrzaków to się nie raz i nie dwa mocno zirytuję. Przecież świat nie kręci się wokół naszych zwierząt, inni ludzie mają prawo dobrze się bawić w sylwestra, a jeśli my nie jesteśmy w stanie pomóc naszemu psiakowi w tyn okresie to chyba nie powinniśmy się w ogóle na niego decydować. Siedzenie z założonymi rękami i płakanie bo 'źli ludzie strzelajo’ jest według mnie czystym lenistwem. Ludzie strzelali, strzelają i strzelać będą, mają do tego pełne prawo, a do nas należy zapewnienie swoim podopiecznym komfortu.

opublikuj
Amelia z Zamerdani 3 stycznia 2017 - 08:38

Dziękuję za komentarz. Jestem zdania, ze powinny być strefy ciszy – przy schroniskach, przy ogrodach zoologicznych, ale jeśli ktoś chce sobie na własne życzenie pourywać łapy chińskimi petardami to jest jego problem. Jeśli decydujemy się na psa, bierzemy na siebie wszystkie konsekwencje z tym związane. Leczenie, sczepiania, sprzątanie kup i zapewnienie mu komfortu i bezpieczeństwa. Ludzie zakładają „jakoś to będzie” zamiast podać leki, czy pojechać z psem w ciche miejsce, a potem żal do świata, a sami niestety niewiele robią.

opublikuj
P 3 stycznia 2017 - 17:58

Widziałam jak ktoś utworzył petycję o zakaz sprzedaży fajerwerków… Mimo iż jestem miłośniczką zwierząt to i tak nie podpiszę się pod tą petycją. Jeden dzień w roku, a ludzie robią aferę. Tak jak już pisałaś zawsze warto kupić jakieś leki u weterynarza. Nigdy nie pozwolę, by ktoś uznał mnie za kogoś kto jest za znęcaniem się za zwierzętami, bo lubię ten jeden dzień w roku popatrzeć na fajerwerki.

opublikuj
Amelia z Zamerdani 3 stycznia 2017 - 18:06

Ludzie często patrzą tylko na koniec swojego nosa. Też widziałam tą petycję i śmiechłam. Mam rybki i napiszę, petycję by nie chlorowali wody w kranie, bo nie mogę nalać takiej do akwarium. Moje rybki – mój problem. Moim zdaniem ten sam poziom roszczenia. Okej – niech utworzą strefy ciszy lub strefy z wyznaczonymi miejscami do strzelania, ale sorry… znowu wyjdzie, że psiarze roszczenowi, mają całe życie „ale” a sami nic nie robią – sorry kupy się nie sprzątają, smycze same nie zapinanją, a o wychowaniu nie wspomnę. Zakaz fajerwerków nic nie zmieni, burza dalej będzie dla takich psów problemem – pogodzie też zakaża grzmotów? Życzę im powodzenia. Najpierw praca z psem, potem zrobienie wszystko by umilic mu sylwestra – zabrać z miasta, lub podać leki. Jak to nie pomoże szukać winnych, ale najpierw dajmy z siebie 110%, a nie udajemy świętych i tylko szukamy winnych wśród innych osób.

opublikuj
Karnas 3 stycznia 2017 - 19:06

Dzieki za ten tekst. Natchnęłaś mnie, ruszyłam się i poszłam puszczać psu w kółko różne rodzaje dzwonków do drzwi. Za którymś kolejnym razem zajarzył, do czego dążymy. Puściłam też znów syrenę karetki i tu zaliczyliśmy małą katastrofę, bo puściłam mu to za długo, biedak nie wytrzymał i zaczął wyć. Trzeba będzie z nim siadać i puszczać wyjce, to może w końcu przestanie zawiadamiać wszystkich sąsiadów, że matka wraca do domu.

Ja lubię fajerwerki. W Sylwestra gapię się w niebo, mój pies na szczęście też. Zgadzam się z tobą całkowicie, że mój pies to mój problem i to ja jestem od rozwiązywania go, a nie całe osiedle, albo, o zgrozo, cała Polska.

opublikuj
Amelia z Zamerdani 3 stycznia 2017 - 19:12

Cieszę się, że Cię natchnęłam na pomysł jak sobie z tym poradzić. Trzymam kciuki!

opublikuj
Karnas 12 stycznia 2017 - 16:07

Wyobraźcie sobie, że po jednej, dosłownie jednej takiej sesji puszczania psu dźwięków dzwonków do drzwi, trąbek, wybuchów, wycia, itd. oraz ostrego szkolenia przebywającej stale w domu siostry, której wytłumaczyłam w końcu porządnie, że gdy słyszy domofon ma się nie zrywać na rowne nogi, pod drzwiami wita mnie milczący, uradowany i rozpromieniony, ale jednak MILCZĄCY pies.

opublikuj
Amelia z Zamerdani 12 stycznia 2017 - 17:27

Wow! Super gratuluje 😉

opublikuj
tyska 4 stycznia 2017 - 09:59

Co prawda to prawda, każdy powinien sam pilnować swojego psa i jego dobra. Ale jak ci fajerwerki puszczają od 6 grudnia do 6 stycznia, to już nie zaciekawię. Ja rozumiem że Sylwester i Nowy rok i jeszcze na Orkiestrze świątecznej, ale cały miesiąc, dla mnie to przesada. Mam dwa psy lękliwe, które bardzo boją się fajerwerk i strasznie trudno jest je od tego odzwyczaić :(. Od momentu, kiedy mam psy lękliwe nie strzelam fajerwerk, nie wymagam od innych ludzi żeby nie strzelali w ogóle ale jak ci przez cały msc strzelają to już człowiek zaczyna się denerwować 🙁

opublikuj
Amelia z Zamerdani 4 stycznia 2017 - 10:30

To prawda, ja tez jestem za tym żeby fajerwerki był dopuszczone tylko w Sylwestra i przy okazji jakichś imprez na które trzeba mieć pozwolenie. Mimo, ze moje psy się nie boją sami nie strzelamy, bo nie widzimy w tym frajdy i szkoda nam na to pieniędzy. Także nie jesteśmy za zakazem, a za logicznym rozwiązaniem tej kwestii by jedna i druga strona była usatysfakcjonowana. Powodzenia! 🙂

opublikuj
weg_anka_ i_tajga 4 stycznia 2017 - 10:02

Ja powiem tak, mój pies mój problem, ale cholera jasna 4 doby kanonad nonstop i to wszedzie, dookoła bloku, w parku to przesada! Ja mam serdecznie dość tego huku, a co ma mówić pies, który ma o wiele lepszy słuch od naszego? Sylwester, warszawski Grochów strzelają równo od 9 rano… Od 17 mam wrażenie, że to poligon a nie środek miasta, od 23 do 1 nie słychać nawet własnych myśli. Myslałam, że przed 5 rano wyjde spokojnie na dłuższy spacer z Tajga, nic z tego nadal strzelają. Są też starsze osoby, które przeżyły wojnę, osoby z chorym sercem dla nich takie wielogodzinne i kilkudniowe kanonady też sa traumą. A dzikie zwierzęta? Ptactwo? Wolnożyjące koty? I niestety nie każdy jest w stanie wyjechać na tydzień na odludzie, bo raz kasa, dwa praca, obowiązki, zobowiązania lub brak samochodu, bo w dzicz komunikacja nie dojeżdża. Moim zdaniem petardy i fajerwerki hukowe powinny byc wycofane z produkcji, nie widze w nich zadnego uroku. Pracuje ze swoim psem, ale niestety nie daje się nabrać na wystrzały i hałasy z głośników, więc mam utrudnione zadanie. Więc najgorszy czas Tajga przesiedziała w kącie pod łózkiem, no i jako szczeniak nie bała się ani trochę, oglądała i nasłuchiwała zaciekawiona. Strach i wielki dyskomfort związany z hukiem spadł na nas nagle bez jakiegoś traumatycznego wydarzenia i nie mam pomysłu dlaczego tak się stało.

opublikuj
Amelia z Zamerdani 4 stycznia 2017 - 10:38

To jest święta prawda. Dlatego jestem za tym by fajerwerki był dopuszczone tylko w Sylwestra przez te kilkadziesiąt minut i przy okazji jakichś dużych imprez gdzie organizatorzy mają na nie pozwolenie, i by wprowadzić strefy ciszy, czy to w parkach miejskich czy przy schroniskach, ogrodach zoologicznych, lub wyznaczone strefy w których każdy może bezkarnie sobie pourywać łapy petardami na własne życzenie. Tak jak pisałam, idiotyzmem dla mnie jest strzelania przed, po, przez dzieciaki i pijaków… no ale nic się na to nie poradzi. Mnie też to wkurza jak ktoś mi rzuca petardę pod nogi, lub jestem na polu z dala od miasta o 17 i słyszę, że ktoś w okolicznej wsi strzela. Zawsze się wtedy zastanawiam, czy Ela nagle się nie przestraszy i nie ucieknie. Wpis ma za zadanie bardziej zwrócić uwagę na fakt tego, że spora część osób wychodzi z założenia, że: „jakoś to będzie” nie robiąc nic, a potem mają pretensje do świata, że coś się przez innych stało ich kochanemu psu. Tylko tak go kochali, że liczyli, że jakoś to będzie. To trochę jak z potrąconym psem, który wybiegł z posesji prosto pod koła samochodu. Położono go na podjeździe – „wyliże się”, ale pies nie wylizał się i zdechł, ale w Internecie była nagonka na kierowce który zabił ich kochanego psa. Tylko nikt nie zabezpieczył kochanego psa by nie wpadł pod samochód, a później nie pofatygował się z nim do weta. Ale jakiś kretyn zabił ich „kochanego” psa. I tak na prawdę to jest przesłanie. 🙂

opublikuj
Plemię Apacza 4 stycznia 2017 - 21:29

Święta racja! Brawo za odważny wpis 🙂 Przecież patrząc ze strony młodego człowieka, który czeka na sylwester i fajerwerki od długiego czasu nie sposób jest zabronić mu strzelać tylko dlatego, że któryś pies się boi. Właściciel jest odpowiedzialny za zapewnienie mu należnego schronu. Co innego jeśli wybuchy trwają kilka dni przed i po sylwestrze.
Pozdrawiam 🙂

opublikuj
Amelia z Zamerdani 5 stycznia 2017 - 08:56

Taka prawda. Nie każdy musi lubic psy, a zmuszanie wszystkich by sie do nich dopasowywali jest nie na miejsu. Owszem cierpia i na tym dzikie i wolno zyjace zwierzeta ale te 20-30min w roku wydaje mi sie ze nikomu krzywdy nie zrobi, bo nie chodzi o to by dopasowywac swiat pod siebie tylko umies wspolzyc z roznymi osobami i pogladami 😉

opublikuj
Tayra 5 stycznia 2017 - 14:11

Nie wiem, czy mówimy o tym samym psie, ale jedynym dwuletnim psem, o którym słyszałam w tym kontekście, był Eduardo (pies w typie doga argentyńskiego). I on akurat spędzał Sylwestra w „ośrodku” (czyli tak naprawdę w schronisku), a leki, które mu podano, w jego w przypadku nie zdały rezultatu – podobno. Osobiście mam w ostatnim czasie mnóstwo zastrzeżeń do fundacji, pod opieką której się znajdował, więc podchodzę do tego wszystkiego bardzo sceptycznie ;).

A już tak bardziej na temat. Wszystkie te historie, które pojawiają się w okolicach Sylwestra, są oczywiście bardzo smutne, ale ja mam naprawdę spory problem ze zrozumieniem tego, co się aktualnie dzieje. Zwłaszcza gdy czytam o tym, ilu psów ras użytkowych(!) dotyczy ten problem.
Piszę na podstawie własnego doświadczenia, czyli czterech zupełnie różnych, pod względem charakteru i temperamentu, psów. Beta, Tayra, Inka, Gohan – żadnego z nich nie przyzwyczajałam, żaden z nich nigdy nie bał się wystrzałów/huków/petard/fajerwerków. Nawet Gohan, dla którego na samym początku absolutnie przerażający był telewizor, odkurzacz i prysznic. Który (dzięki mieszkaniu na Cypryjskim zadupiu) nie miał żadnej możliwości do przyzwyczajenia się do odgłosu wybuchających petard w wieku szczenięcym.
Oczywiście wierzę, że są psy z natury lękliwe albo takie, które przeżyły prawdziwą traumę (typu petarda wybuchająca tuż pod łapami), ale w zdecydowanej większości przypadków to właściciel odpowiada za akurat tego typu lęk. Albo dlatego, że sami reagują nerwowo (bo zaskoczy ich na przykład huk na ulicy) albo dlatego, że wyczyniają jakieś cyrki (które niby mają psa do tego Sylwestra przygotować).

opublikuj
Amelia z Zamerdani 5 stycznia 2017 - 16:21

Myślę, że socjalizacja szczenięcia, by potrafił sobie poradzić w różnych warunkach i sytuacjach nie jest niczym złym i nie zalicza się do przedsylwestrowych cyrków. 🙂 Niestety testy psychiczne to często „pic na wode” kiedy nagle okazuje się, że (czepmy się owczarków) psy nie są w stanie poradzić sobie z burzą, czy krzyczącym na ulicy mężczyzną. Z psem trzeba pracować, nie można dopuścić, by coś go zaskoczyło = przestraszyło, jesli wczęśniej się z tym nie zmierzył i nie poznał tego (choć czasem zdarza się, że jakiś lęk może się pojawić niemal z kosmosu), co tak naprawe sprowadza się do myślenia i przewidywania opiekuna, ale w dużej mierze dobrze zsocjalizowany pies jest w stanie poradzic sobie z różnymi sytuacjami. Ale przypuszczam, że żaden świadomy opiekun nie będzie nawet najsabilniejszego psychicznie psa prowadzała o północy bez smyczy, żeby udowodnić, że się nie boi. Psy są różne, ale to ciągle zwierzęta i mogą się zachować nieobliczalnie. 🙂

opublikuj
Tayra 7 stycznia 2017 - 18:07

Hm, już dawno doszłam do wniosku że nie jestem ani odpowiedzialnym ani świadomym właścicielem 😉

opublikuj
Amelia z Zamerdani 7 stycznia 2017 - 18:55

E tam, ważne żeby psu było dobrze, nie ważne jak, a kazdy robi to jak uważa – liczy się efekt i to na czym nam zależy. 🙂

opublikuj
Ewelina z Filozof i Pies 5 stycznia 2017 - 15:28

Przede wszystkim należy pamiętać, że nawet najlepszy socjal nie daje 100% pewności, że pies nie zacznie się bać. I nie chodzi mi tylko o jakieś traumatyczne zdarzenia, które mogą się przydarzyć naszemu zwierzęciu jak np. wybuch bardzo głośnej petardy za plecami. Fobie dźwiękowe mają to do siebie, że potrafią się ujawnić w bardzo różnym wieku, nawet u psa, który wcześniej nie wykazywał objawów, czyli nagle i bez ostrzeżenia. Stąd w necie te wszystkie apele by każdego bez wyjątku psiaka trzymać w tym okresie na smyczy, zaopatrzyć w czip i adresówkę oraz w miarę możliwości nie spacerować kiedy strzelają. Nikomu nie życzę, ale takie są fakty.

Sama uwielbiam patrzeć na fajerwerki, a mam psa, który
boi się huku. Sama też nie przepadam za hałasem. Po świętach na ogół
wyjeżdżamy za granicę i na miejscu szukamy wzniesienia, z którego w
sylwestra możemy obserwować fajerwerki bez słyszenia wystrzałów. Bywa
różnie, chociaż trzeba przyznać, że nasz pies to prawdziwa drama queen i
tym bardziej histeryzuje, im większą ma widownię, więc ograniczone
rodzinne grono jest jak najbardziej wskazane.

Jednocześnie nie
pochwalam strzelania poza północą (tzn. kilka tygodni przed i po
sylwestrze) nie ze względu na mojego psa, a ze względu na inne zwierzęta
i ludzi. Szanując prawo jednych do zabawy, powinniśmy uszanować prawo
innych ludzi do spokoju.

opublikuj
Amelia z Zamerdani 5 stycznia 2017 - 16:13

Oczywiście, że socjal niczego nie gwarantuje, ale może pomóc, choć jak napisałam różne rzeczy i tak mogą się w przyszłości zdarzyć. Ale chodzi o to by robić cokowiek, czy to socjalizować, czy zapinać psa na smycz, czy myśleć ze zdwojoną uwagą i starać się przewidzieć – co może się stać. Bo wiele osób zakłada że jakoś to będzie, albo uznaje że nie bedzie robiła nic, a potem żal do wszechświata…

opublikuj

Skomentuj Amelia z Zamerdani Anuluj odpowieź