W ostatni weekend całą rodzinką wybraliśmy się za Częstochowę w celu spotkania się z przyjaciółmi z Canidu i obgadaniu kilku szczegółów, o których już niebawem usłyszycie. Będąc w pięknych terenach Jury, grzechem byłoby nie wybrać się gdzieś na szlak. Tak więc padło na zamek w Olsztynie i okoliczne górki.
Pierwszy raz w tych rejonach byłam przy okazji warsztatów z canicross. Planowałam wówczas po warsztatach wybrać się w góry na jakąś szybką trasę. Niestety z powodu ulewnych deszczy nic z tego nie wyszło. Więc teraz, kiedy kolejny raz byliśmy w tych okolicach, nie mogliśmy nie pójść w góry.
Tym razem jednak wycieczkę nieco urozmaiciła nam Elza, bowiem musieliśmy przygotować i zaplanować wyprawę pod trzymiesięcznego szczeniaka. Sam długi spacer nie jest problemem dla Elki, bo codziennie chodzi na minimum 2-3 kilometrowy spacer, a w luźniejsze dni potrafi zrobić z nami nawet ponad pięć kilometrów, oczywiście tempem i z postojami dopasowanymi do niej. Tym razem jednak mówiliśmy o górach! Wprawdzie nie wysokich, ale zawsze to inny sposób chodzenia.
Zaplanowaliśmy więc dość krótką trasę około pięciokilometrową z kilkoma niewielkimi podejściami pod niewielkie górki. Niby nic, ale ze względu na Elzę wyprawa zajęła nam dobre trzy godziny.
Mała za wszelką cenę chciała dorównać Donnerowi, idąc z nim łapa w łapę, nawet wtedy kiedy ewidentnie było widać, że jest zmęczona. Ale wzięcie na ręce nie wchodziło w grę. Oburzała się i wyrywała, bo ona pójdzie sama. Więc szła – cała trasę.
Nie chcieliśmy, żeby Elza się przeciążyła, więc pozwoliliśmy jej iść bez smyczy własnym tempem. Szybko jednak okazało się, to beznadziejnym pomysłem, bo mała biegała zapraszając Donnera do zabawy marnując przy tym niepotrzebnie siły. Donner stary wędrowiec patrzył na to wszystko z nieukrywaną dezaprobatą jakby chciał jej powiedzieć, że zachowuje się głupio.
Ale Donn też nie miał łatwej wycieczki. Kondycja u niego obecnie jest marna najpierw operacja, teraz szczeniak i krótsze spacery, ale dużo więcej jedzenia i mój wspaniały sportowiec już po pierwszych kilometrach złapał zadyszkę. Cóż… ciężkie ostatnie pół roku dało się we znaki. Na domiar złego dostał plecak z wodą dla siebie i Elzy do niesienia, ale i tak spisał się dzielnie.
Sam szlak wiódł malowniczymi okolicami pomiędzy lasem, a polami. Niewielkie, niezbyt strome podejścia prowadziły do kamiennych szczytów wzgórz, a na jednym z nich znajdowały się ruiny zamku w Olsztynie. Niestety całą wycieczkę zepsuła nam pogoda, bo jak na złość kiedy niemal całe lato było chłodne, tak tej soboty było 30’C i bardzo parno. Zrezygnowaliśmy więc z chodzenia po ruinach, zamku. Dodatkowo woda zarówno nam jak i psom szybko się skończyła – nie było co dalej wędrować więc zarządziliśmy powrót do domu.
Przy okazji wycieczki Donner po raz kolejny udowodnił że jest idealnym ojczymem, prowadząc Elzę bark w bark po całym szlaku. Pokazując jej gdzie najlepiej wejść, którędy przejść i ucząc ją podziwiać okolicę. Donner jak to ma w zwyczaju, wychodzi na szczyt, dochodzi do krawędzi i podziwia świat, co możecie zobaczyć na filmach z różnych naszych górskich wypraw (film 1, film2) – on naprawdę cieszy się jak zdobędzie jakaś górę i tak jak człowiek podziwia widoki. Ewidentnie też pokazywał Elzie to zachowanie prowadząc ją na najlepsze punkty widokowe, które szybciej znajdował niż ja.
Na jednym ze szczytów, nasze psy zakończyły nas jednak bardziej niż zwykle. Na szczycie wzgórza, były skałki wyższe ode mnie, czyli na oko 180-190cm, niemal pionowe bloki skalne, zza których nie było widać drugiej strony okolicy. Nim się obejrzeliśmy nasz spider-dog Donner wdrapał się na tą skałę by zdobyć szczyt (JAK!? Nie wiem, ta skała była niemal pionowa, a on to zrobił jak pająk, albo żaba… a na pewno jak ktoś kto chodzi po skałkach…), a mi wtedy serce zamarło. Z paniką rzuciłam się wspinać za nim, by go ściągnąć stamtąd, a nie było to takie proste wyjść tam. Na skałkach moja panika nieokazała się nad wyraz, bowiem za wiąskim blokiem skalnym była przepaść. W panice zabrałam się za ściąganie Donnera i… w tym momencie dołączył do nas spider-dog younior Elza. Wyobraźcie sobie co przeżyłam. Zawał – to mało powiedziane. Z trudem zmusiłam psy do zejścia, a ona wcale niw widziały w tym nic strasznego i nie miały z tym większych problemów z zejściem zachowując się niczym kozice, ja sama natomiast ledwo zeszłam ze skałki. Szkoda tylko, że wpadłam w taką panikę, bo byłyby niesamowite zdjęcia i fragment filmu, ale w takich sytuacjach się nie myśli, a nie chciałam powtarzać tego tylko dla kilku zdjęć, ale wierzcie mi na słowo, było nieźle! Ale nie radzę nikomu powtarzać…
Psy pozytywnie wymęczone wróciły z nami do auta i pojechaliśmy do Stajni Biały Borek, gdzie się zatrzymaliśmy. Trwał akurat pierwszy dzień kursu trenerskiego Canid. Ah! Jak ja im zazdrościłam! Zarówno uczestnikom jak i instruktorom… Po kursie czekał nas psiarski wieczór – najlepszy czas dla psiarzy. Elza poznała wiele nowych psów, które natarczywie chciały się zaprzyjaźnić z wschodzącą psią gwiazdą polskiej blogosfery. I jak do tej pory Elza była bardzo tchórzliwym i wycofanym psem w stosunku do innych psów, tak teraz nauczyła się stawiać. Kiedy pies na nią szczeka, mała warczy na niego wyzywająco, usiłując się jeżyć i obchodzi go łukiem. To teraz już z górki. Najważniejsze, że na widok innego psa nie wpada w już histerie skamląc i sikając pod siebie. Miała też niesamowitą socjalizację z ludźmi, będąc szczeniakiem przechodnim z kolan jednej cioci, przez kolana wujka by ostatecznie trafić gdzieś dalej.
A co na to Donner? Donner jak przystało na dorosłego, poważnego psa, który ma na wychowaniu córkę okazywał stoicki spokój. Kulturalnie witał się z ludźmi, dał się pogłaskać, nie prowokował bójek z innymi psami, ostatecznie w końcu mógł się wyspać, kiedy my z Elzą siedziałyśmy na psiarskim wieczorku on miał ciszę i spokój w pokoju. W rzeczywistości jednak nie zmrużył oka, wyglądając na nas przez okno, by pilnować swojej ukochanej Elzy.
To była wspaniała sobota. Pełna wrażeń i przygód, spotkań z przyjaciółmi i najważniejsze – pierwszym krokiem ku spełnieniu marzeń. Choć nie, pierwszym krokiem był udział w kursie trenerskim, a teraz to już idę prostą drogą ku mojemu celowi. Wszystko jest na dobrej drodze z dnia na dzień jestem coraz bliżej nowego rozdziału w moim życiu.
A co do okolic i wycieczki? Polecam. Na krótkie, niezbyt męczące trasy, czy to dla początkujących psich włóczykijów, jak i dla młodych psów. Podejścia są łatwe, trasy prowadzą polnymi drogami. Nie ma dużo ludzi, nie ma kamieni, schodów i stromych podejść, a w kilka godzin można zrobić całkiem przyzwoitą trasę.
Warto jeszcze napisać o kilku szczegółach dotyczących przygotowania szczeniaka w góry.
- Szczeniaka nie bierzemy w góry z marszu – powinien być przyzwyczajony do dłuższych tras – trasę planujemy pod możliwości naszego szczeniaka – kiedy szczeniak nie jest wstanie przejść więcej niż kilkaset metrów odpuśćmy mu.
- Tempo dobieramy do możliwości szczeniaka, żeby nie musiał podbiegać/truchtać
- Planujemy częstsze postoje na regenerację sił. Należy wziąć pod uwagę możliwość niesienia szczeniaka.
- Unikamy szlaków o stromych podejściach, po kamieniach i po schodach.
- Szczeniak nie powinien ciągnąć, dobrze też by nie biegał luzem samopas, aby nie zrobił sobie krzywdy i nie zużył sił już na początku trasy. Obowiązkowe szelki!
A o tym jak przygotować się z psem w góry przeczytacie szerzej w TYM wpisie. A na koniec jak zwykle film z wycieczki.
I kilka zdjęć w gratisie.
Szukasz inspiracji na górskie wycieczki z psem?
- Jak przygotować psa w góry – poradnik
- Pies w Beskidach
- Pies w Beskidach 2
- Pies w Sudetach
- Pies w Górach Stołowych (Szczeliniec i Błędne Skały)
- Pies w Górach Sowich
- Pies w rezerwacie Gór Sokolich
- Majówka na pięć psów w Beskidach
- Węgry, Góry Bukowe
6 komentarzy
Z przyjemnością patrzę na tą parę…powazny Donner i Elza na wychowaniu :))))
Cieszę sie 😉 nie sądziłam ze dwa psy mogą sie tak świetnie dogadywać i rozumieć 😉
Pięknie byliście w moich okolicach! Szkoda, że mnie w pl nie ma chętnie bym do was z Deni dołączyła na spacer 🙂 Może, kiedyś uda się, spotkać 🙂 Łapa od Deni dla piesów!
Przepiękne tam są tereny i w sam raz na pierwszą wyprawę dla szczeniaka 😉
Wyprawa z pewnością świetna i z przyjemnością sama bym się z moim kudłaczem wybrała w te rejony, ale muszę przyznać że nie wyobrażam sobie trzymiesięcznego (!) szczeniaka brać na takie wyprawy – według mnie to jeszcze nie jest czas na to by szczeniak tyle chodził i nie ma przecież najmniejszego sensu przeciążać i tak już obciążonych stawów szczeniaka a wiadomo jakie ONki mają z tym duże problemy…
Po primo Elza jest kundlem i do okna brakuje jej 50% po secundo to nie była ani długa trasa (a przynajmniej nie wiele dluzsza niż codzienne spacery na których sama prowadzi starszego psa i nie ma problemów z nimi. Ani sie nie kladzie, ani nie pociąga tylko prowadzi wiec jest w stanie zrobic ta trasę nie męczący się), ani nie była trudna, bo w większości po płaskim nie licząc kilku naprawdę niewielkich podejść, zaplanowana pod jej możliwości, z postojami i możliwością powrotu w każdej chwili. Zresztą w każdej chwili byliśmy gotowi ją nieść. Znam swojego psa, nie od wczoraj chodzę po górach i wiem jaką trasę wybrać, jak zaplanować wycieczkę, by znając mozliwosci mojego psa zrobić mu z tego spacer a nie przeciążyć.