WOW! Moi drodzy! Kilka dni temu ruszyły zapisy na wrześniowy Hard Dog Race! Wyjątkowy wyścig z psami, na którego trasie znajdziemy naturalne i sztuczne przeszkody! Pora się zapisać i brać za treningi, choć w tym roku jest do dla mnie wyjątkowo trudne…
…Kolejny ciężki weekend dobiega końca. Weekend cudowny, bo spędzony z rodziną, którą z powodu odległości rzadko odwiedzamy. Tym bardziej fajny, bo nad morzem – czyli jak mini wakacje. Co nie zmienia faktu, że dość obciążajacy – w szczególności podróż. Jeszcze jadąc w samochodzie miałam silne postanowienie pójścia z Elą na spacer i zaczęcia biegać. No, nie oszukujmy się… podbiegiwać, bo w sumie niemal od roku nie biegałyśmy. Najpierw przez spondylozę Dosia i jego niechęć do biegania, potem przez problemy ze zdrowiem… i tak jakoś wyszło, że treningi sobie odpuściłyśmy.
A wrócić do biegania by wypadało, bo już czwartego września startuje Hard Dog Race, zdecydowanie moje ulubione psie zawody. Zawody, które są urealnieniem moich dziecięcych marzeń (o czym za każdym razem wspominam).
Jednak ciężki weekend, spalone słońcem plecy i ogólne zmęczenie, kolejny raz kazały mi przełożyć początki treningu na dzień kolejny.
Zamiast tego, jak każdy były/niedoszły sportowiec, zjadłam kolację, której jeść już nie powinnam i nalawszy sobie piwa, podreptałam na strych do sypialni, gdzie tylko i wyłącznie dzięki niezliczonej ilości wiatraków udało nam się utrzymać temperaturę poniżej 30°C.
Zasiadając na łóżku z laptopem na kolanach, policzyłam szybko na palcach, który to już Hard Dog Race:
Pierwszy, we wrześniu, w paskudnej deszczowej i zimnej pogodzie. Drugi w upale pod Warszawą. Trzeci – mój pierwszy z Donnerem. Czwarty nasz rodzinny – dziękczynny za to, że udało się uratować Donnera po raz pierwszy. W tym roku będzie piąty Hard Dog Race. Miał być to trzeci Hard Dog Race Donnera, a nasz drugi rodzinny. Kolejny bieg dziękczynny, bo w międzyczasie życie Donnera kolejny raz zawisło na włosku. Niestety… pomimo chwilowej euforii, Donner nie doczekał klejonego Hard Dog Race.
Przeczytałam od początku tekst i łyknęłam piwa, które nagle jakoś tak, mimo że słodkie, owocowe i babskie wydało się wyjątkowo gorzkie. Chyba jeszcze szybko nie przejdzie mi rozpamiętywanie, jak było z Dosiem i jak by było z Dosiem. Ciągle nie mogę przejść do jakiegoś takiego naturalnego wspominania go. Czy będzie kiedyś tylko wspomnieniem, jak Budzik, czy już zawsze myśl o nim będzie powodowała napływ łez do oczu?
Miał być tekst o Hard Dog Race, a jak zwykle wyszły Dosiowe przemyślenia… Właśnie miałam zmieniać tytuł tekstu, kiedy do pokoju przyszła Elza. Obeszła na około łóżko, dając mi jasno do zrozumienia, że będzie tu spała. Nie ma mowy! Pomyślałam, jest za gorąco! Choć, obydwie wiemy, że i tak w nocy się do mnie wbije – taki rytuał, kiedy M. nie ma. Psy zawsze rano dziwnym sposobem znajdowały się na jego miejscu. Odesłana na miejsce Ela z ponurym warkotem podeszła do swojego legowiska, okręciła się na nim trzy razy i kiedy już miała siadać stwierdziła, że sobie pójdzie, skoro nie może spać ze mną. Pewnie poszła na dół do biura spać na fotelu dla gości, na który nie wolno jej wchodzić.
Ale przez to małe zamieszanie, które wprowadziła, wybiłam się nieco z podosiowej nostalgii, uznając, że jednak tekst jest jeszcze do uratowania. W końcu to z nią będę biegła w tegorocznym Hard Dog Race. Sama, indywidualnie – pobiegniemy razem ku pamięci Donnera.
Choć przez chwilę liczyłam na to, że M. pobiegnie z nami, bo organizatorzy w tym roku poza startem typowo drużynowym i indywidualnym przygotowali tzw.: „3w1”, czyli dwoje ludzi plus jeden pies ( więcej informacji w wydarzeniu na FB ). No ale mimo chwilowych planów na taki start, M. odpuścił. Wcale mu się nie dziwię, bo ciągle jedno z nas czuje się na spacerze nieswojo, kiedy idzie bez psa.
Widząc ten model startu, od razu pomyślałam o wszystkich tych, którzy widzieliby odwrotne zestawienie dwa psy + jeden człowiek. Jednak biorąc pod uwagę, mimo wszystko trudność zawodów, czasem wąskie ścieżki, specyficzne przeszkody i sporą liczbę zawodników wiem, że nigdy taka konfiguracja dopuszczona nie będzie.
Zresztą jak co roku przygotowałam dla Was na Instagramie małe HDR-owe Q&A, które wyszło zaskakująco fajnie. Wy mieliście mega dużo pytań, a ja mogłam podzielić się z Wami moimi doświadczeniami ze startów. Także, jeśli myślicie o tej imprezie proponuję przejrzeć relacje na IG lub poczytać wspomnienia z poprzednich startów (linki na końcu tekstu).
Nam pozostaje w końcu wziąć się za treningi. Hah… jak to śmiesznie brzmi, kiedy półleżę w łóżku, siorbiąc słodkie piwo, no ale wezmę się za siebie i znowu zaczniemy z Elą trenować. Tylko trzeba zrobić ten pierwszy krok.
Choć nie, pierwszym krokiem jest decyzja w udziale, a reszta już jakoś sama pójdzie. Także śpieszcie się i zapisujcie, bo tańsze bilety są tylko do 30.06.2021. Potem im bliżej zawodów tym będą droższe. I wicie co? Nawet jeśli nie biegacie lub tak jak ja nie możecie się zmotywować, by zacząć na nowo ćwiczyć (lub w ogóle) – to nie przejmujcie się. Hard Dog Race jest dla każdego. To tylko 6km, które można przejść. 16 przeszkód niewymagających nie wiadomo jakiej sprawności od nas i naszych psów. A wrażenia i tak są niesamowite. Ten, kto startował, z całą pewnością potwierdzi – to jedyne tego typu zawody.
Odpowiedzi na Wasze pytania:
O Hard Dog Race:
- Wywiad z Andrásem Púza – czym jest Hard Dog Race
- Słów kilka o HDR
- Hard Dog Race po raz trzeci w Polsce!
- #BlogerzyAtakują – drużyna psich blogerów na HDR
- Wywiad dla Radio ZET – HDR 2019
- Wywiad dla Radio Czwórka – HDR 2018
- Podcast – Tata na Wybiegu – o canicross i HDR
Relacje:
- Zawody 2020 Góra Kamieńsk
- Zawody 2019 Góra Kamieńsk (relacja nie pisarza i nie biegacza)
- Zawody 2019 Góra Kamieńsk
- Zawody 2018 Zawiesiuchy
- Zawody 2017 Dąbrowa Górnicza
2 komentarze
Mam ogromną nadzieje, że za rok wezmę udział z swoim pieskiem. Jak zawsze podziwiam was i czekam na kolejne wpisy!
Trzymam kciuki za Twoj start! Mam nadzieję, że spotkamy się gdzieś na zawodach