Strona główna Wychowanie psaSzczeniaczkowo Siostry od pierwszego spotkania

Siostry od pierwszego spotkania

autor Amelia Bartoń - zamerdani.pl

Minęły trzy tygodnie odkąd dziewczyny są w moim domu, a mam wrażenie, że są od zawsze. Właśnie ganiają się w koło narożnika, bo Ela ukradła przytulankę-pozytywkę Molliaczka i okłada się nią po bokach, żeby ją włączyć, a bliźniaczki za wszelką cenę próbują jej odebrać pluszaka, bo tylko Molly umie go włączać. Głupia zabawa, zważywszy na fakt, że co chwila muszę łapać lampę, albo szklankę i opierniczać dziewczyny, by uważały na monsterę, ale tak ładnie się bawią, że nie mam serca im tego przerwać…

Nigdy nie bałam się wprowadzać nowego psa do domu. Zawsze przy owczarkach wiedziałam, że choć mają swoje odpały jak „każę im kochać szczeniaka” to będą go kochały. Takie już były moje onki. Nigdy nie miałam problemu ani z Budzikiem, w którego domu pojawił się Donner, ani z Dosiem, gdy zapoznawałam go z Elą lub Tunią. Jednak kiedy przyszło adoptować mi dziewczynki poważnie bałam się o reakcję Eli.

Cóż… nie ukrywam, że status relacji Tusi i Eli należałoby określić jako, ‘to skomplikowane. Od pierwszego niucha dziewczynom było nie po drodze i choć znają się już prawie dwa lata i choć widują się bardzo często i bardzo długo, można przyjąć, że bardziej się tolerują niż lubią, bo zdarzają im się kłótnie, gdzie muszę je rozdzielać niczym Cezar Millan i opierniczać nie przebierając w słowach by zachować względną tolerancję.

Oczywiście nie przeszkadza im to kilka minut później kopać wspólną dziurę pod iglakiem lub robić inne głupie rzeczy razem, jak największe psiapsiółki, ale kiedy jedna ma gorszy humor, albo w czymś się nie dogadają, to spięcie idzie na ostro, tak ostro jak, żadne z moich psów, które przez lata żyły razem nigdy się nie ścierały.

Także też bardzo bałam się o reakcję Eli na bliźniaczki, bo najzwyczajniej w świecie po Tusi i tym jak niechętnie Elcia przyjęła małego papisia, nie ufałam jej ni w ząb, by mieć pewność, że będzie dobrze. Dlatego też adopcję dziewczyn uwarunkowałam tym, jak podejdzie do nich Ela. Na szczęście z Elą jest o tyle dobrze, że u niej jest coś albo białe, albo czarne. Jak lubi, to lubi i wybacza, jak kogoś nie lubi to od początku i bez opcji zmiany nastawienia – nigdy. Więc jeśli od razu nie nastawi się anty, nawet jeśli w przyszłości będą jakieś spiny, będzie w stanie to wybaczyć, ale jak na dzień dobry powie – nie, to nie ma zmiłuj się, po prostu nie i już.

Kiedy więc dołączyłam z nią do zapoznawczego spaceru z dziewczynami, a ta zignorowała je z największą pogardą, na jaką było ją stać, bo w końcu ona nie jest psem i jest ponad psią komunikację. I ostatecznie, gdy zobaczyła, że na sceptycznie pokazanego zęba dziewczynki całkowicie zaprzestały prób kontaktów z nią, Ela w pełni się rozpięła i już wiedziałam, że będzie dobrze.

Będzie dobrze dlatego, że młode przepięknie czytają psie komunikaty, że nie są nachalne i mają siebie, więc kiedy Ela będzie chciała mieć spokój, nikt nie będzie po niej skakał (co oczywiście już się zmieniło, ale Ela lubi je na tyle, że wybacza), bo dziewczyny zajmą się sobą. Ostatecznie, Ela nie zamierzała ich znienawidzić, a szacunek dla jej przestrzeni spowodował iż uznała, że są wyjątkowo kulturalne.

Wiedziałam, że będzie dobrze. Kiedy już wracaliśmy ze spaceru, a dziewczynki nieśmiało podbiegały do Eli żeby ją nawąchać, ta udając, że ich nie widzi kroczyła dalej z godnością, nic nie robiąc sobie z małych psich nosków raz po raz trącających ją w tylne łapy.

Zresztą Ela chyba rozumiała co się dzieje. Bo wiecie, kiedy kilka dni później przywiozłam do domu bliźniaczki, kiedy wjechaliśmy na podjazd i przywitaliśmy Elę, ta trochę nas olała (a zazwyczaj po śmierci Dosia miała bardzo wylewne powitania, i to dosłownie, bo potrafiła się z radości zsikać). Przywitała nas lakonicznie i zaczęła się cieszyć do drzwi samochodu. Nie było sceptycznej miny, zaciągania się powietrzem i fukania na auto. To było raczej w stylu: „Dobra dawać mi te nowe Donnery!” Ona wiedziała, że tam są psy i chciała je poznać, a Elza zazwyczaj gardzi innymi psami.

Kiedy wypuściłam dziewczyny widziałam w oczach Eli błysk rozbawienia, który najczęściej gościł w oczach owczarka, który zamierzał coś odwalić. Ale ona się autentycznie cieszyła. Grzecznie czekała w domu, aż oswoją się z każdym z pomieszczeń. Zostawiała im przestrzeń (nie to, co z Tusią, gdzie staje na jej drodze z miną w stylu: „tylko mnie dotknij, a zabiję”, a że zostawia Tusi nieproporcjonalnie małą przestrzeń do przejścia, a Tusia jest duża i jak owczarek niegramotna, zawsze zahaczy Elzę i awantura gotowa). Także tutaj tego nie było. Ela położyła się na swoim legowisku i obserwowała.

Elza kontra dziewczynki

Elza ogólnie nie bawi się z psami. Gardzi obcymi psami, toleruje je na równoległych spacerach, ale poza Dosiem (i chwilami z Tusią jak nikt nie patrzy) nie bawiła się z żadnym z psów i nie chciała mieć z nimi raczej bliższych kontaktów. Nawet zabrana kilkukrotnie na wybieg, zamiast iść poznać inne psy, siadała (najczęściej na ławce) obok nas i patrzyła z pogardą na bawiące się psy, cała sobą podkreślając, że jest człowiekiem nie psem i nie zniży się do ich poziomu.

Tymczasem już drugiego dnia Elza zaczęła bawić się z dziewczynami i inicjować zabawy! Zupełnie jak niegdyś Donner z nią. Było ganianie, uciekanie z zabawką i z każdym kolejnym dniem zabawy z bezkontaktowych zamieniły się na terierze zapasy, tak że teraz w zależności od dnia robią sobie spółdzielnię na jednego psa, raz Merci i Ela ganiają i „mordują” w udawanych zapasach Molly, innym razem „ofiarą” jest Merci, a całkiem nie dawno bliźniaczki urządziły obławę na Elę, a ta nie dość, że pozwoliła się dogonić i powalić to jeszcze wleźć na siebie i „wygryzać” się w gardło. Szarpanie się jedną zabawką (bo jest tylko z pięćdziesiąt), tłuczenie się łapami, podgryzanie w pęcinki – każda zabawa jest dobra, i bardzo kulturalna.

Merci i Ela najbardziej lubią wspólne polowanie na Molly. Jest to chwilami okropne, bo najczęściej we dwie robią sobie na nią obławę i niezwykle współpracują w polowaniu na Molliaczka. Dodatkowo Merci jest strasznym lizusem i głupkuje szczeniaczkowo przed Elą, za każdym razem kiedy ta zaczyna mieć emocje.

Molly i Ela natomiast najlepiej bawią się w domu, albo w przeciąganie zabawką (trzymając je dosłownie milimetry od swojego nosa) warcząc przy tym w niebogłosy. Albo w ganianego wokół narożnika. I w te zabawy Merci zazwyczaj się nie angażuje, chyba że właśnie emocje są zbyt wysokie i goldenterierka postanawia uspokoić Elę plącząc się jej pod nogami.

Elza też od pierwszego dnia zaczęła dziewczynom matkować. Pozwalała iść na spacerze ze sobą bark w bark, by dodać im odwagi. Wbrew moim planom na stopniowe zwalnianie dziewczyn z kennela na noc, Elza zaprowadziła je na strych do naszej sypialni zarządzając, że mamy wszyscy spać razem. To ona oswajała je z jeżdżącą po domu roombą, wchodząc i wychodzą przez drzwi kilkanaście razy, aż w końcu dziewczyny przekonały się i weszły za nią. Ona pokazała im, że na wszystkie meble można wchodzić, kiedy psu się podoba. To ona zaczęła pozytywnie nakręcać je na spacer.

Wiecie, takie rzeczy czyta się w infantylnych książkach dla dzieci, ale kiedy na żywo widzisz, jak Ela próbuje przekonać dziewczyny, że jeżdżąca po domu roomba nie jest niczym strasznym, jak broni je na spacerze przed psim podbiegaczem, jak wprowadza na strych, bo to są siostry i nie może być dyskryminacji w rodzinie, to jestem w stanie gotowa uwierzyć w każdą najmniej realną historię o psach.

Elza też w pierwszych dniach bardzo zmieniła się chcąc pomóc dziewczynkom się oswoić. Zawsze to ona była naszym nieśmiałym, lękliwym pieskiem. Teraz jest Suką Przewodniczką. Na spacerach jest pewna siebie, spokojna i stonowana. Przez pierwsze spacery nie ciągnęła się bezmyślnie dusząc na szelkach tylko cały czas prowadziła dziewczyny. Pilnuje ich i opiekuje się nimi, kiedy trzeba rozbiegując ich emocje lub dając buziaki. To zawsze Donner, kiedy nie radził sobie z emocjami brał kija i zaczynał z nim głupkować. Teraz kiedy dziewczyny (w szczególności Merci) z czymś na spacerze sobie nie radzi, Elza porywa pierwszy znaleziony patyk (dodam, że ona nie ma mani patyków na spacerze i właściwie ich nie lubi) i zaczyna rozbawiać dziewczyny, jakby chciała zrzucić ich emocje.

Podobnie było ze sweterkami. Przyszła jesień, deszcz, wiatr i 8oC, ale spacer trzeba zrobić z tym, że dziewczynki mają gołe brzuszki i paszki, a nie chciałam, żeby się przeziębiły. Poubierałam więc je w przymałe sweterki Eli. Ela zobaczywszy to, zażądała wręcz ubrania również siebie, a potem poszła sprawdzać siostry. Obwąchała je bardzo dokładnie, a potem sama nastawiała się, żeby i one zobaczyły, że też ma sweterek. Merci to wystarczyło i z wielką dumą zaczęła paradować po domu. Molly dla odmiany czuła się jak przebrany kot, ale wyjście na spacer szybko pozwoliło zapomnieć o sweterku. Ale podejście Eli do dziewczyn jest bezcenne.

Ela nie ma problemu, by leżeć razem na łóżku, nie ma problemu, by się przytulać. Trochę niepokoi mnie to, że próbują czasem pić wodę we trzy z jednej miski, ale póki wszystkie to tolerują to nie zamierzam ingerować.

Nie spodziewałam się, że tak łatwo przyjdzie mi zaprzyjaźnienie suk. Ile ja się naczytałam historii o tym, że suczki ciężko dogadać. Że trudno dogadać psy poza „ochronnym okresem szczenieństwa”. O latach kontroli i nieustannym monitorowaniu i separowaniu psów. Oczywiście przed nami jeszcze pierwsza cieczka bliźniaczek, która może popsuć humory i relacje, ale powiem Wam, że dziewczyny po tych trzech tygodniach zachowują się jakby znały się od zawsze… A ja planowałam zrobić Eli bezpieczną samotną przestrzeń, by suka rezydentka mogła odpocząć od szczeniaków, by miała możliwość posiadania nas tylko na własność, a ona sama lgnie do dziewczyn i uważa, że muszą robić wszystko razem – tak jak niegdyś z Donnerem, w końcu są siostrami.

Ogółem: 365, dzisiaj: 1

You may also like

4 komentarze

Michał 3 października 2021 - 15:07

Jakiś czas nie zaglądałem na Twojego bloga i ku mojemu zaskoczeniu sporo się pozmieniało w Waszym życiu.
Muszę nadrobić zaległości, widzę, że sporo mam do przeczytania.

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 3 października 2021 - 16:00

Dużo… dużo zmian. Nie ma już z nami Donnera… a jego miejsce zajęły dwie adoptowane brodate siostry.

opublikuj
Elżbieta 4 października 2021 - 12:28

Ja również dłużej tutaj nie zaglądałam i widzę że nie ma Donnera…. ogromnie współczuję….. trudno to sobie wyobrazić…..to strata przyjaciela…..Muszę poczytać skąd się wzięły te dwie dziewczyny ! Pozdrawiam serdecznie

opublikuj
Amelia Bartoń - zamerdani.pl 4 października 2021 - 16:27

Myślę, że dziewczyny dodadzą Zamerdanym nowej mocy i siły!

opublikuj

Skomentuj Michał Anuluj odpowieź